Rozdział 45
NIESPRAWDZONY
Czy moje oczy widzą, to co widzą?! Przecież tu jest w cholerę za wysoko! Nigdy nie odważę się tak zejść!
– Czy ciebie do reszty pogrzało, Matt? – Zapytałam, obawiając się, że na prawdę się tak stało.
– Jak mogło mnie pogrzać, skoro na dworze pada deszcz? – Odpowiedział pytaniem, kręcąc zabawnie głową.
– No właśnie... jesteś dziwny, Matt.
– Ludzie, może pomyślcie teraz, co?! Jak mamy uciec ze szkoły przez okno z drugiego piętra?! – Spostrzegła logicznie Nina.
To naprawdę był jakiś żart. To przecież nawet sensu nie miało.
– Zeskoczyć. – wyjaśnił Matt, a ja westchnęłam.
– No to sam sobie zeskocz. – odpowiedziała zła Nina, zakładając ręce na klatce piersiowej.
– Okej. – powiedział i już podszedł do otwartego na oścież okna, kiedy Nina patrzyła na niego z przerażeniem.
– Przecież żartowałam! – Krzyknęła przerażona, łapiąc go za łokieć. – O mój Boże.
Rozglądałam się po sali, kiedy mój wzrok natknął się na coś, co...
– Cholera. – skwitowałam.
– Co jest?
Wskazałam głową w kierunku kamery na ścianie, która ustawiona była prosto na nas.
– Czy to znaczy, że... – zaczęła Nina, ale urwałam jej.
– Zwiewamy. – powiedziałam i oboje szybko zaczęliśmy uciekać do... sami nie wiedzieliśmy dokąd.
– Gdzie my biegniemy?! – Wydarła się Nina.
– Gdzie nas wiatr poniesie! – Odkrzyknęłam.
– Ale my jesteśmy w szkole, tu przecież nie ma wiatru! – Dodał logicznie Matt.
Zatrzymałam się, ciężko wzdychając. Ja powinnam być teraz na lekcji biologi wraz z Niną, a tymczasem, co my w ogóle wyprawiamy?
– Czemu tak w ogóle krzyczymy?
– Nie wiem. – odpowiedziałam.
A gdzie był Matteo?
Och, Luna. Ogarnij się i przestań o nim myśleć. Przecież nie możesz się wiecznie zastanawiać, gdzie jest i co robi. Ogarnij się.
– A co z Matteo? – Zapytałam, ale po chwili poczułam się zażenowana. Przecież miałam się ogarnąć. – Znaczy chodzi mi o to, że... och. Po prostu się zastanawiam, czy on tam już poszedł i powiedział i...
– Dobra, już nie tłumacz się, księżycu. – powiedział Matt.
– Sam jesteś księżycem. – powiedziałam nadąsana.
– Jestem Matt. Miło mi poznać. – wyszczerzył się i podał mi swoją dłoń.
– Matt... – zaczęła Nina – Nie martwisz się o Chrisa? Bo wiesz... wyglądasz jakby zupełnie nic się nie stało i zastanawiam się, jak ty to robisz, bo jednak...
– Martwię się, Nina – przyznał, patrząc się w podłogę. – Tyle, że nie mogę tak o tym ciągle myśleć, bo bym przepadł. – wyjaśnił.
– Ale teraz jedyne, o czym możemy myśleć, to o tym, jak się tam dostać.
– Tak, wiem, tyle, że nie ma niczego, co moglibyśmy zrobić. Próbujemy, ale to nie takie proste. Nic już nie zrobimy. – powiedział, wzdychając.
Nagle zrobiło mi się go szkoda. Przecież nie można mówić, że nie można nic zrobić, kiedy jesteśmy tu w trójkę po to, by było mu raźniej.
Nie jest to łatwe, ale nie można się poddawać, tylko dlatego, że nam coś nie wychodzi i nie mamy pomysłów. Trzeba walczyć do samego końca, jeśli coś jeszcze nie jest przegrane.
– Widziała już nas w szkole nauczycielka. Przecież będą coś podejrzewać, kiedy uciekniemy ze szkoły, a lekcja już trwa.
– A najgorsze jest to, że Brian nam groził i teraz... co będzie, jeśli powiemy prawdę? – Zapytał smutno Matt.
– Nie wiem, Matt – zaczęłam. – Ale nie możesz mu ufać i wierzyć we wszystko, co ci powiedział. Nie może nas szantażować za powiedzenie prawdy. Jeśli zrobimy, to co nam powiedział, to mu ulegniemy, a to najgorsza z możliwych opcji. On chce nas zaprowadzić do złego, a ty chcesz iść za jego słowami. Musimy pomyśleć, bo on jedynie chce, żebyśmy ucierpieli i on wtedy nie będzie ponosił żadnej winy. Dziwię się, że nikt go jeszcze nie namierzył, czy coś. Ale jeśli tego nie zrobili, to znaczy, że to my musimy działać. Nie możemy pozwolić, żeby wygrało zło. A tym bardziej, kiedy mamy możliwość temu zaradzić.
Spojrzałam na Matta i na Ninę, którzy patrzyli na mnie, mrugając jedynie oczami i podsumowując, co udało mi się powiedzieć.
Taka była prawda. Nie można ulegać złu, bo to zaprowadzi nas do kolejnego zła.
– Zgadzam się z Luną. – dopowiedziała Nina, uśmiechając się.
– No dobra – westchnął Matt. – Jestem z wami.
– W takim razie nie szukajmy już wyjścia z tej sytuacji tak, żeby nikt nas nie nakrył. Jeden dzień nas nie zbawi, a i tak na kamerach było już widać, jak chcieliśmy uciec przez okno. – Dałam nacisk na słowo okno, bo to było całkiem zabawne, że wpadliśmy na pomysł ucieczki przez nie z drugiego piętra.
– Okej, w takim razie nie ma czasu – powiedziała Nina. – Biegniemy tam i koniec.
W trójkę pobiegliśmy do drzwi wejściowych i szybko wybiegliśmy ze szkoły.
– Nie wiem, gdzie tu jest komisariat, a tym bardziej ten, na którym wylądował Chris! – krzyknęła Nina, tak żebyśmy mogli ją usłyszeć, kiedy biegliśmy pod wiatr, a krople deszczu opadały na nasze ciała.
– Ja też, Nina! – Odkrzyknęłam, zatrzymując się. – Czekajcie – wysapałam. – Nie możemy biec byle gdzie, bo jeśli się okaże, że to nie tamta strona, to będziemy musieli się wracać.
– No co ty – przewrócił oczami Matt. – Chris mi mówił gdzie to jest, wcześniej wysłał mi nazwę ulicy SMS'em.
– To pokaż nam ją, może skojarzymy – odparła Nina, kiedy Matt grzebał coś w telefonie.
– To jest w Av Xcaret... – powiedział Matt, spoglądając na nas.
– Wiem, gdzie to jest – odparła Nina. – Siedem minut stąd i to w tamtą stronę. – wskazała na prawo i zaczęliśmy się tam kierować.
Po jakichś dziesięciu minutach, dotarliśmy przed duży, szary budynek, w którym ja sama na pewno bym się zgubiła.
– Tam jest wejście! – Krzyknął Matt, jakby właśnie odgadł zagadkę w jakimś programie rozrywkowym za milion złotych.
– Chodźmy.
Już po chwili staliśmy pod wielką bramą wejściową, przed którą ustawieni byli dwaj ochroniarze.
– Kogo tu szukacie? – Zapytał jeden głębokim, niskim głosem, patrząc na nas przez swoje czarne okulary. Po co je nosili, skoro nie było słońca?
– Przyszliśmy na komisariat. – odparł pewnie Matt.
Obaj popatrzyli się na siebie, jakby właśnie usłyszeli coś bardzo zaskakującego.
– Na komisariat? – prychnął. – Nie ma mowy. Nie wpuszczamy tam dzieci, chyba że muszą za coś odpowiadać.
– A jeśli chcemy nieco się wypowiedzieć o... jednym z przestępców, których tu trzymacie? – Zapytał odważnie Matt, a ja zaczynałam wątpić w to, że dostaniemy się na ten głupi komisariat.
Nie wiedziałam, że tu jest jakaś ochrona, która nie wpuszcza każdego do środka.
Obaj muskularni mężczyźni spojrzeli na siebie, a po wymienionych spojrzeniach, w końcu na nas spojrzeli.
– O kim mowa?
– O Chrisie Stanford.
Jeden z nich poprawił swoją słuchawkę w uchu.
– Przyślijcie tu Manuela. Sprawa z Chrisem Stanfordem. – powiedział do słuchawki.
Po chwili z wielkich drzwi wyszedł wysoki, młody, ale naprawdę przystojny chłopak. Miał brązowe, roztrzepane włosy, był ode mnie o dużo wyższy, jego oczy były bardzo ciemne, a ciało wysportowane. Patrzyłam się w niego jak w jakiś cholerny obrazek.
Ale teraz tylko jedyne słowo siedziało mi w głowie... Matteo.
– Chcieliście odwiedzić Chrisa Stanforda? – Zapytał z lekkim rozbawieniem w głosie, przelatując wzrokiem od Matta, aż w końcu zatrzymał się na mnie. Popatrzył mi prosto w oczy, ale szybko odwróciłam wzrok.
– Nie – powiedział Matt. – Wiemy o nim dużo więcej, niż wam wszystkim się wydaje.
Ten cały Manuel odwrócił się do ochroniarzy, nawiązując z nimi kontakt wzrokowy, a później zaprosił nas do środka.
Weszliśmy do ogromnego budynku. Ściany były koloru kremowego, a na nich jakieś medale, czy odznaki, zawieszone w gablotkach. Było tam jakieś biurko, przy którym siedziały dwie kobiety i sprawdzały coś w komputerze. Szliśmy korytarzem, który zakręcił do niewielkiego pomieszczenia, gdzie ustawione były dwa krzesła po jednej stronie biurka, a po drugiej jedno krzesło. Na biurku leżał laptop i szary kubek, zapewne z kawą.
Weszliśmy do środka za przepuszczeniem jakiegoś pracownika, czy ochroniarza, ktokolwiek to był. Nie chciałam bardzo pobrudzić wykładziny, która była tam wyłożona, bo moje buty były mokre, ale przecież nie mogłam ich ściągnąć.
Westchnęłam, będąc strasznie zdenerwowana.
– Będzie dobrze – wsparła mnie Nina, która też miała niewyraźną minę. Uśmiechnęłam się do niej delikatnie, a później spojrzałam na Matta, który właśnie wchodził do środka. Wyglądał, jakby coś takiego zdarzało mu się bardzo często, bo nie widać było po nim praktycznie nic.
– Usiądźcie. – nakazał nam Manuel, a sam zajął miejsce po drugiej stronie biurka.
Spojrzałam na Matta i Ninę, bo miejsca były tylko dwa. Wzruszyłam ramionami, opierając się o ścianę.
– Usiądź – powiedział brunet, patrząc na mnie, a ja podeszłam i usiadłam naprzeciwko niego, zastanawiając się, dlaczego to akurat ja mam usiąść, a nie na przykład Nina, ale nie wnikałam w to.
Obok mnie miejsce zajęła przyjaciółka, a Matt stał z normalnym wyrazem twarzy, czekając, aż w końcu coś zacznie się dziać.
Manuel napił się kawy z kubka, a później odstawił ją na swoje miejsce i spojrzał na nas.
– Co macie mi do powiedzenia w sprawie... Chrisa Stan... – nie zdążył dokończyć.
– Mamy do powiedzenia, że tak naprawdę nic nie zrobił, a siedzi tutaj w... – zaczął zdenerwowany, zły, a zarazem zirytowany Matt,
Wow, jak on chowa swoje uczucia.
– Może tak spokojniej? Nie ciebie pytałem. – syknął Manuel i spojrzał na nas. – Jak się nazywacie?
Czułam, że coś było na rzeczy. Oboje zachowywali się dziwnie, jakby wcześniej się już znali. Nie rozumiałam tego ani trochę, bo przecież nikt nie mówił mi, że wcześniej ktoś miał problemy z policją.
– Uch... – zaczęła Nina, patrząc na swoje palce. – Jestem Nina Simonetti, a to...
– Luna Valente – przedstawiłam się, nawet na niego nie patrząc.
– Luna... Valente? – Zapytał, a ja na niego spojrzałam.
– Tak, to ja.
– Czyli to tobie groził Chris – podsumował. – Jorge! – Krzyknął, a w drzwiach pojawił się ten sam facet, który przepuszczał nas w drzwiach.
– Co się stało? – Zapytał.
– Zawołaj Susanę – nakazał. – Niech wysłucha tych dwóch – wskazał na Ninę i Matta. – Ja muszę przesłuchać ją. – Popatrzył się na mnie i gestem głowy zaprosił mnie za sobą.
– Już się robi – powiedział ten Jorge, odchodząc, żeby później przyjść z jakąś wysoką blondynką.
– Chodź ze mną – powiedział Manuel, a ja pokiwałam tylko twierdząco głową, kierując się za nim. Spojrzałam ostatni raz na Ninę, posyłając jej pocieszające spojrzenie.
Teraz szłam za tym gościem, aż w końcu zakręcił i otworzył przede mną drzwi do jakiegoś niewielkiego pomieszczenia. Weszłam szybko i usiadłam na krześle.
Przełknęłam ślinę, zamykając na chwilę oczy, a kiedy poczułam jak usiadł naprzeciwko, otworzyłam je.
Spojrzałam na niego niepewnie. Nachylił się nad biurkiem, tak że teraz nasze twarze dzieliły centymetry. Wyprostowałam ciało, nie rozumiejąc o co chodzi. Co on chciał robić, czy czasami nie miał mnie przesłuchać?
Spojrzałam na jego usta, ale szybko się speszyłam i nieśmiało spojrzałam mu prosto w oczy.
– Radziłbym ci mówić samą prawdę, bo jeśli nie... to nie będzie za ciekawie. – powiedział i zamilkł na kilka sekund, patrząc mi się w oczy, a później znacznie się odsunął, opierając się o oparcie krzesła.
Byłam oszołomiona i nie do końca świadoma tego, co się dzieło. Przełknęłam ślinę i spojrzałam na niego.
– A w-więc... – zaczęłam, czując jak w moim gardle robi się jakaś gulka, która uniemożliwiała mi mówienie.
– Spokojnie – zaśmiał się. – Na początek chciałbym wiedzieć co ci zrobił. Ani trochę mu nie wierzymy.
– A... c-co mówił? – zapytałam, próbując się wyluzować, ale było mi dość ciężko to zrobić.
Położył ręce na biurku i popatrzył na mnie.
– Nie mogę ci powiedzieć. – oznajmił. – Wyrządził ci jakąś krzywdę? – Zapytał, patrząc mi w oczy.
Odwróciłam szybko wzrok, bojąc się patrzeć mu w oczy.
– Och, cóż... nie. – powiedziałam, patrząc się w ręce.
Westchnął, lekko uderzając ręką o biurko.
– Na początku spójrz mi w oczy – powiedział, patrząc się na mnie, a ja przełknęłam ślinę. – Inaczej nie mogę nic stwierdzić, bo osoba, która kłamie najczęściej odwraca wzrok.
Popatrzyłam mu w oczy, ale wciąż było to niepewne.
– Nic mi nie zrobił – powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy.
– Czyli nie doszło do żadnych pobić? – Pokiwałam przecząco głową.
– A to dziwne. On twierdzi, że tak.
Lekko rozszerzyłam oczy.
– Sam mi Pan powiedział, że mu nie wierzycie. – powiedziałam spokojnie, patrząc mu w oczy.
– Tak, ale co do tego byłem akurat prawie pewien.
– No cóż... – powiedziałam cicho.
– Od kiedy to wszystko się zaczęło?
– Nie pamiętam dokładnie. Było to w szkole, w mojej szkole i wtedy nie do końca byłam pewna, czy to nie jest tylko moja wyobraźnia. Wiem, że nie zrobił tego z własnej woli.
– Ach, tak? – zaśmiał się. – Czyli ktoś mu kazał?
– Tak. – powiedziałam pewnie. – Pewien chłopak, który mieszka w Chile i przyjechał do naszej szkoły, żeby brać udział w zawodach z piłki nożnej, zadawał się z Chrisem i w zamian za to, że ten chłopak dał Chrisowi narkotyki, którymi handlował,
zgodził się mnie nękać.
– Czemu ten chłopak miałby to robić?
– Chciał się odegrać na mnie, że kiedyś nie zgodziłam się z nim pójść do kina. – przyznałam szczerze. – Zepsuło to jego reputację i wyżył się na mnie przez inną osobę. A do tego... powiedział Mattowi, że jeśli komuś to powiemy, to zabije nas wszystkich. Nie dość, że handluje narkotykami nielegalnie, to posyła kogoś na grożenie innej osobie! To jest karalne!
– Skąd niby to możesz wiedzieć?
– Powiedział mi to Chris, kiedy zrozumiał, że nie może wziąć narkotyków za darmo od kogoś, a później grozić jakiejś innej, niewinnej osobie. Przyznał się do tego, a ja mu w pełni wierzę.
– Weźmiemy to pod uwagę. – powiedział, nie patrząc już na mnie i wstał z krzesła.
– Weźmiemy to pod uwagę?! Proszę mi wybaczyć, ale coś takiego nie można brać pod uwagi, za coś takiego się karze!
– Jak nazywa się ten chłopak?
– Brian Smith.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top