Rozdział 28 ❤

- A jak tam z Adamem? - zapytałam Niny, gdy we wtorek szłyśmy na mecz.

- Dobrze... - uśmiechnęła się. - Ale nie wiem, czy on... czy kocham go. 

- Jak to? - zapytałam.

- Nie wiem, Luna... Nie wiem... - powiedziała zdezorientowana. - A jak ci idzie projekt z Matteo?  - zapytała.

- Nawet dobrze. Tak bardzo się cieszę, że przedłużyła nam czas do piątku, nawet nie wiesz... W ogóle szykujemy coś, mega to wyjdzie. 

- To świetnie... - posmutniała.

- A u ciebie? - zapytałam.

- Tragedia... nawet w ogóle nie pracowaliśmy nad tym. - westchnęła.

- Kochana, musisz w końcu z nim porozmawiać. 

- Tylko problem w tym, że ja się boję, Luna! - powiedziała smutna. - Nie wiem co mam zrobić, jak mam podejść...

- Pomogę ci. - uśmiechnęłam się, a dziewczyna spojrzała na mnie.

- W jaki sposób? - zapytała zaciekawiona, ale jednocześnie przerażona moim pomysłem.

- Zobaczysz. - uśmiechnęłam się.

Weszłyśmy do szkoły.

- Hej. - usłyszałam głos za sobą i szybko się odwróciłam. Przy ścianie opierał się Brian ze swoimi kolegami, jednak odeszli gdy tylko się z nami przywitał.

Brian był brunetem o ciemnych oczach. Był naprawdę wysportowany i z tego co pamiętam to zawsze rywalizował z Gastonem.

- To do nas? - zapytałam. 

- A czy widzisz tu kogoś innego? - zaśmiał się, a ja rozglądnęłam się wokoło nie dostrzegając nikogo.

- No.. nie. - też się zaśmiałam.

- Zostawiam cię. - szepnęła mi przyjaciółka i odeszła, a ja stałam się lekko podenerwowana.

- Ymm.. znasz mnie w ogóle? - zapytałam.

- Jak mam cię nie znać? Rozmawialiśmy kilka razy. - powiedział. - Poza tym jesteś... jedną z najładniejszych dziewczyn w tej szkole. - puścił mi oczko.

Tak, tak... On był jednym z największych flirciarów jakich znałam.

- Ymm.. - zarumieniłam się.  - D-dziękuję.

- Nie wiedziałem, że przyjdziesz na ten mecz. - odparł. - Nigdy nie przychodziłaś kiedy odbywał się po lekcjach.

- Tak jakoś wyszło... I tak nie miałam nic do roboty. - wzruszyłam ramionami, jednak w środku byłam podenerwowana na maxa. 

- Wiesz.. tak pomyślałem... - zaczął podchodząc bliżej. - Może wyskoczylibyśmy gdzieś razem? - zapytał.

- Yy.. - zaczęłam się jąkać. 

- Spokojnie, to nie randka... tylko przyjacielskie spotkanie. - uśmiechnął się.

- Mhm.. jasne. - uśmiechnęłam się.

- Brian! Brian! - wołały jakieś dziewczyny biegnąc w naszą stronę.

- W takim razie.. dasz mi swój numer? - zapytał, a ja szybko napisałam mu na ręce jakimś długopisem, którego trzymałam w torebce.

- Proszę. - uśmiechnęłam się.

- Dzięki... Lecę, fanki czekają. Zadzwonię. - puścił mi oczko i odszedł. Popatrzyłam jeszcze w jego stronę, lecz później sama odeszłam na halę. 

W pomieszczeniu była muzyka, trybuny były już praktycznie zapełnione. Zaczęłam szukać Niny, ale nigdzie jej nie widziałam. 

- Luna! - usłyszałam głos zza siebie. Szybko się odwróciłam. Zauważyłam tam Joe. Szybko chciałam odejść, ale zatrzymał mnie łapiąc za ramię. - Zaczekaj, ja muszę z tobą porozmawiać.. - zaczął, ale nie pozwoliłam mu skończyć.

- Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać... I wiesz co? Idź zakładać się o inne dziewczyny. - powiedziałam zła kierując się do odejścia, jednak tym razem złapał mnie za nadgarstek.

- Posłuchaj mnie przynajmniej... Czemu wierzysz jakiejś Megan, zamiast mi? - zapytał, a ja nie mogłam uwierzyć w to co wygaduje. 

- Czyli teraz jestem obojętna? - podeszła do nas Megan. - Co mu nagadałaś, co? - zapytała mnie.

- Ale ja nic... 

- Nawet nie próbuj się tłumaczyć. Jesteś nikim i pożałujesz jeszcze za to, co mi robisz! - krzyknęła wręcz zirytowana sama nie wiem czym. Co ona sobie wyobraża?!

- O co ci chodzi? - zapytałam spokojnie.

- O co mi chodzi? - zaśmiała się. - Jesteś tak niedorozwinięta, że nie rozumiesz prostych słów? - Ałł...

- Luna, idziesz? - obok nas pojawiła się Nina.

- Później pogadamy... - dokończył Joe, gdy musiał wracać do szatni, bo zapewne trener go wołał.

- Ttak.. - wyjąkałam, a dziewczyna zaprowadziła mnie na miejsce, które już zajęła. 

- Co od ciebie chciała? - zapytała mnie brunetka.

- Nie wiem... Joe.. Chciał ze mną rozmawiać, a ona.. Jak zawsze się przyczepiła. - odparłam odkładając torebkę na bok.

- A ty.. Wybaczysz mu? - zapytała patrząc na mnie.

- Nie wiem, Nina, nie wiem...

- A.. Jak tam z Brianem? - zapytała dość głośno, przez co kilka dziewczyn się na nas spojrzało.

- Nina, ciszej! - szepnęłam.

- No mów! - nakazała, a ja westchnęłam lekko się rumieniąc.

- On.. Zaprosił mnie... - zaczęłam, a dziewczyna pisnęła.

- Nie wierzę! - krzyknęła z zachwytem.

- Nina, proszę ciszej... - chciałam ją uspokoić, ale nie udawało mi się.

- I zgodziłaś się? - zapytała z nadzieją.

- On mi się już nie podoba. - odparłam. - Ale przez to że powiedział, że to przyjacielskie spotkanie to zgodziłam się i podałam swój numer..

- Na pewno ci się nie podoba? - zapytała dla pewności.

- A ty porozmawiałaś już z Gastonem? - dziewczyna zamilkła i odwróciła wzrok. Popatrzyłam na nią i przesłałam spojrzenie typu: "No właśnie", po czym na halę weszła cała przeciwna drużyna.

- Ohh, Brian, Brian! - krzyczały dziewczyny za nami, a ja tylko przewróciłam oczami.

Później weszła nasza ekipa. Większość dziewczyn krzyczała imię Gastona albo Matteo, no i James'a.

Gra zaczęła się zwyczajnie. W 20 minucie Gaston zdobył gola. Typowe.

Później Brian strzelił do bramki, przez co nasza drużyna nie była bardzo zadowolona. Wiedziałam jednak, że teraz bardziej się postarają.

Była już 70 minuta, a wynik taki sam. Teraz Matteo był przy piłce i prowadził sam, szło mu bardzo dobrze, nawet nie wiedziałam, że jest aż tak dobry w te klocki. Przy nim pojawił się Brian i już nie było tak fajnie...

Jakim cudem znalazł się aż tutaj skoro on jest napastnikiem??

W ostatniej chwili Matteo zdążył kopnąć piłkę tak mocno, że wpadła do bramki, od razu po tym kapitan drużyny przeciwnej podłożył mu nogę z myślą, że przez to zdobędzie piłkę, jednak było za późno. Matteo potknął się i przeturlał, a na koniec uderzył głową w podłogę. Zakryłam usta ręką nie mogąc uwierzyć, do czego zdolny jest ten chłopak. Jeszcze śmiał się z tego...

A ja zgodziłam się z nim umówić..

Wszyscy obserwowali to zjawisko. Po chwili trener wbiegł na boisko i pomógł wstać Matteo, po czym zaprowadził go do... pewnie pielęgniarki, która przyszła specjalnie na mecz.

- Co to było? - zapytała retorycznie Nina. - Kochana...

- To. Jest. Niemożliwe. - wydukałam. - Myślałam, że to inny człowiek. - powiedziałam zawiedziona.

Mecz został kontynuowany, a ja martwiłam się o bruneta.

- Pójdę zobaczyć, co z nim... - odparłam i pomimo zatrzymań przyjaciółki odeszłam. Gdy usłyszałam rozmowy z pokoju pielęgniarki byłam pewna, że są właśnie tam. Podeszłam i niepewnie zapukałam.

Wymyśliłam coś na szybkiego.

- Dzień dobry... - wszyscy spojrzeli na mnie gdy weszłam do środka. - Wysłała mnie tu nauczycielka. - odparłam niezgodnie z prawdą, jednak co tam.

- Dobrze... Ja muszę iść na mecz, Matteo. Wiedz, że to co zrobiłeś było mistrzowskie. - powiedział, a chłopak uśmiechnął się, przez co na mojej twarzy też pojawił się mały uśmiech, którego za wszelką cenę próbowałam się pozbyć. - Tutaj Pani ci pomoże no i.. Luna. - spojrzał na mnie i odszedł.

Spojrzałam na Matteo. Twarz miał całkowicie bladą.

- Luna, usiądź tu sobie.. Pomożesz mi. - odparła pielęgniarka, a ja usiadłam tam gdzie mnie prosiła, czyli obok Matteo. Dopiero wtedy zauważyłam zakrwawioną plamę na jego koszulce.

- Ojej... - wskazałam na czerwoną plamę. Chłopak też tam spojrzał i szybko podniósł koszulkę do góry, przez co widać było wtedy całą jego ranę. Syknęłam na ten widok, a chłopak się zaśmiał.

Krew jeszcze leciała, nie wyglądało to dobrze.

Lekko przyłożyłam palec obok zranionego miejsca, jakby miało to pomóc. Spojrzałam w jego oczy, a on słabo się uśmiechnął.

- Luna, proszę cię... Masz tutaj wodę utlenioną i waciki. - dała mi do ręki. - Lekko przetrzyj mu tą ranę, ja muszę szybko zadzwonić do szpitala. To nie wygląda dobrze... - odparła.

- Naprawdę nie trzeba. - powiedział chłopak zachrypniętym głosem, a ja spojrzałam na niego. - To nic takiego.

- Nawet się ze mną nie kłóć. To naprawdę poważna rana. Za chwilę wracam. Telefon jest w sekretariacie. - odeszła, a ja zostałam z nim sam na sam.

- Ymm... To ja to odkręcę... - wskazałam na wodę utlenioną.

- Może ja ściągnę tą koszulkę... - powiedział, po czym pociągnął ją do góry i ściągnął przez głowę.

Jego ciało naprawdę wyglądało nieziemsko i nie mogłam skupić się na niczym, gdy widziałam go bez koszulki..

Co się ze mną dzieje?

- Wiesz, może trochę piec.. - zaczęłam niepewnie gdy odwróciłam wzrok i odkręciłam butelkę z wodą. - W sumie to myślałam, że to się polewa, a nie przeciera, no ale...

- Lepiej zrób tak jak mówiła pielęgniarka. Bo nie wiem czy ty masz wykształcenie lekarskie. - zaśmiał się, a ja wraz z nim. Myślałam że będzie zły, albo będzie go boleć ta rana, a on miał normalne do tego podejście.

Nalałam troszkę wody na wacik i usiadłam troszkę bliżej, żeby mieć łatwiejszy dostęp do rany. Bardzo delikatnie przyłożyłam do zakrwawionej skóry i naprawdę powoli to przecierałam. Jestem naprawdę wrażliwa, więc starałam się robić to delikatnie. Chłopak nawet nie poruszył się, za to czułam, że to ja bardziej się przejmuję tym niż on.

- Chyba krew mi leci. - powiedział, a ja spojrzałam w górę. Z ust faktycznie leciała mu krew.

- Ojj... - przestałam przecierać i zaczęłam rozglądać się na boki. - Nie dotykaj tego! - upomniałam go gdy chciał przetrzeć to ręką.

- Poczekaj... - wyciągnęłam inny wacik i przyłożyłam delikatnie do kącika jego ust, jednak po chwili zorientowałam się co robię i zabrałam rękę. - Ymm... Nie wiem jak ci to... - nie wiedziałam co powiedzieć. Jednak brunet szybko złapał za moją rękę, w której trzymałam wacik i przyłożył sobie do tego samego miejsca. Niepewnie jeszcze się przybliżyłam i starałam jakoś ustać napływającą krew.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top