Rozdział 14 ❤
- Dzisiaj zagramy w kosza! - oznajmił nauczyciel, gdy skończyliśmy się rozgrzewać. Uff, przynajmniej się nie ośmieszę. W naszej klasie nie było dziewczyn, które nie umiałyby w to grać. Nie znam tych nowych, ale te które chodziły ze mną wcześniej nie miały problemów z tym sportem. - Gramy dziewczyny vs chłopaki.
- No Pan sobie chyba żartuje. - odparł James wyraźnie oburzony.
- A co się stało? Boisz się, że przegracie? - zaśmiał się wuefista. Aż sama się zaśmiałam.
- Nie. Boję się, że zrobią z siebie pośmiewisko. Przecież one nie mają z nami żadnych szans.
- Więc w czym problem? Czemu się tak martwisz o nie? - zapytał, a brunet tylko przewrócił oczami. - Dziewczyn jest 10, a was 6. Ale skoro się tak martwisz, to jesteś w zespole z dziewczynami.
- Że co?! - zapytał oburzony. - Nie mogę być z nimi. One nawet piłki nie umieją złapać w ręce, a co dopiero zrobić dobry wsad, albo kozłować.
- Mów za siebie. - wysyczałam. - Jeszcze nie widziałeś jak gramy, a już nas oceniasz?
- Mówię to co widzę. - prychnął, a ja zła skrzyżowałam ręce na piersi.
- Koniec! James - przejdź do dziewczyn. - odpowiedział nauczyciel.
- On tylko żartował. - bronił go Gaston. - Skoro są takie dobre, jak mówi ta - wskazał na mnie, bo przecież nie wie jak mam na imię. - to chyba poradzą sobie bez jego pomocy?
- Już zdecydowałem, a więc proszę - przejdź do dziewczyn, James. - odpowiedział. Chłopak już nic nie mówił tylko przeszedł do nas. Widać było jednak, że nie jest zadowolony z tego powodu. My też nie byłyśmy.
Same dałybyśmy sobie radę.
* * *
Dobra, jednak nie dałybyśmy sobie rady.
Wuefista zagwizdał, co dało znać, że mecz zakończony. Wynik był 10:4. Oczywiście wygrał zespół chłopaków. Udało mi się przynajmniej zdobyć 1 punkt dla naszej drużyny. Resztę, czyli 3 punkty zdobył James. Z nimi naprawdę ciężko jest wygrać. Mają niezłą obronę.
- Koniec lekcji! Możecie wyjść się przebrać! - na słowa nauczyciela od razu skierowałam się do wyjścia. - Luna, Nina! Podejdźcie do mnie na chwilkę. - odwróciłam się z przyjaciółką, wymieniłyśmy się spojrzeniami. Nie wiedziałyśmy czemu my, ale podeszłyśmy do wuefisty.
- Coś nie tak? - zapytała Nina. - W czymś możemy pomóc?
- Właściwie to tak. - odpowiedział, a my zmarszczyłyśmy brwi. - Widziałem, jak gracie i jesteście jednymi z najlepszych z waszej klasy. Chciałem wam zaproponować dojście do drużyny dziewczęcej. Nie zdobywa ona żadnych miejsc, dlatego nie słyszałyście o niej zapewne. Jednak wy jesteście dobre i wydaje mi się, że jakbyście chciały się trochę bardziej podszkolić możecie dołączyć. Jutro mamy kolejny wf, tak? - spojrzał na swój plan. - Tak, a więc jakbyście się zdecydowały dacie mi jutro ostateczną decyzję?
- Yy.. ja nie wiem. - odparłam. - Bo.. koszykówka... fakt. Idzie mi dobrze, siatkówka też nie narzekam, ale jeśli chodzi o piłkę nożną albo ręczną - u mnie odpada. W ogóle nie umiem w nie grać.
- Spokojnie, na pewno się coś wymyśli. Z kosza jesteś bardzo dobra, ty Nina też. Spokojnie sobie przemyślcie, daję wam czas do jutra. - odpowiedział.
- Dobrze, na pewno damy jutro znać. - szybko odezwała się przyjaciółka, bo wiedziała, że już mam ochotę od razu powiedzieć 'nie'.
- Świetnie. Możecie iść się przebrać. - odpowiedział.
- Tak, do widzenia. - powiedziałyśmy, po czym wyszłyśmy z hali kierując się do szatni.
- Chciałabyś dołączyć? - zapytałam brunetkę, gdy wyszłyśmy z hali.
- Pewnie. To jest bardzo dobry pomysł. Słyszałam nieco o tej drużynie, ty pewnie nie, więc powiem ci gdy się przebierzemy. A ty...? Widziałam, że nie chcesz, ale dlaczego?
- Ja sama nie wiem. Chciałabym, ale wiesz, że nie idzie mi noga, a tym bardziej ręczna. Nie chcę być pośmiewiskiem wśród chłopaków, a pewnie tak będzie, gdy zobaczą jak mi idzie.
- Nie przejmuj się. Sam nauczyciel powiedział ci, że z tym nie ma problemu.
- Ohh, sama nie wiem. - westchnęłam. - Pomyślimy o tym później.
* * *
Chodziłam z Niną po plaży, jak mamy to w zwyczaju. Zastanawiałam się nad układem z Gastonem. Chciałam go przerwać. Nie chciałam być jego służącą, przecież to byłaby głupota. On ma wszystko pod ręką, więc po co byłabym mu ja? Poza tym jego ego jest tak wysokie, że i tak nic z tego nie wyjdzie. Wiem, że podoba się Ninie, ale sama nie wiem czemu. Chciałam tak bardzo żeby była szczęśliwa, a teraz chcę wszystko zepsuć.
- Luna... Myślisz, że Gaston rozmawiał ze mną, bo chciał? Czy może ktoś mu kazał? - zamarłam.
Ktoś powiedział jej... A ja dowiem się kto. GASTON. Tylko on wie. Jeśli okaże się, że powiedział jej wszystko, a ja o niczym nie wiem to po mnie.
- Kto mógłby mu kazać? - zapytałam, żeby nie było żadnych podejrzeń. To ja. To ja mu kazałam.
- No nie wiem... Może założył się z James'em. - posmutniała. Obawiam się jaka byłaby jej reakcja gdyby dowiedziała się, że to wszystko było moim pomysłem. Ale byłam głupia.
- Nie, Nina! Na pewno nie. Mówię ci, że to z własnej woli chciał z tobą porozmawiać. - nie czuję się najlepiej z tym, że muszę ją okłamywać, ale tylko chciałam, żeby była szczęśliwa. Chciałam inaczej...
- Sama nie wiem, Luna. W każdym bądź razie... chciałabym się o coś zapytać. Wiem, że nie lubisz tego tematu, ale boję się co stałoby się w takiej chwili. - lekko spięłam się na jej słowa. O co może chodzić?
- O co chodzi? - zapytałam lekko wystraszona. Nie miałam pojęcia, o co może zapytać, ale wiedziałam, że ten temat nie należy do moich ulubionych.
- O Simona... - zaczęła i od razu zatrzymała się, żeby na mnie spojrzeć. Spuściłam wzrok i patrzyłam się na moje beżowe balerinki. - Słuchaj... co zrobiłabyś, gdyby okazało się, że wrócił? - westchnęłam. - Kochana, wiem, że nie lubisz tego tematu, ale muszę wiedzieć. Co jak będziesz chciała się wyprowadzić, a ja zostanę zupełnie sama? - na jej słowa zaśmiałam się. - To nie jest śmieszne. - odparła z pełną powagą.
- Tak, przepraszam. - podniosłam wzrok. - Słuchaj, ja nie wiem. Ale na pewno nie wyprowadzę się! I nie zostaniesz sama! Nawet tak nie myśl, bo robi mi się smutno. - odpowiedziałam.
- Smutno? Czyli ten śmiech przed chwilą miał oznaczać smutek? - spojrzała na mnie oczekując odpowiedzi na swoje pytanie.
- Nie. Śmieszne jest to, Nina - że w ogóle tak pomyślałaś. - odparłam i zaczęłam iść dalej.
- Boję się, że będziesz chciała zrobić sobie coś złego, a mnie nie będzie, żeby ci pomóc. - posmutniała i spuściła głowę. Nie wiedziałam, co mam jej powiedzieć. Miała całkowitą rację. Gdy jest mi smutno - mogę zrobić sobie wszystko, co tylko wymyślę. Nie innym, ale sobie.
- Nie, Nina. Nie zrobię sobie nic. - odpowiedziałam kolejny raz kłamiąc. - Nie martw się. - złapałam ją za ramiona i posłałam pocieszający uśmiech.
* * *
Wracałam do domu. W myślach ciągle miałam układ z Gastonem, Ninę i jej słowa, a szczególnie dzisiejszą bójkę Matteo z Joe. W ogóle nie mogłam pojąć o co chodziło, a nikt mnie nie powiadomił. Najwidoczniej nie miało to nic wspólnego ze mną.
- Jezu, przepraszam! - krzyknęłam, gdy bez uwagi wpadłam na kogoś. Wiem, że był to chłopak, lecz nie widziałam jego twarzy. Schyliłam się po książkę, która wypadła mi z rąk. Osoba naprzeciwko też schyliła się. Myślałam, że chce podnieść książkę, lecz tylko podniosła mój podbródek, przez co musiałam na nią spojrzeć. Gdy spotkałam te oczy... wstrzymałam na chwilkę oddech i przez zdenerwowanie lekko przygryzłam dolną wargę. Nie wiem dlaczego byłam zdenerwowana, może po prostu tak na mnie działają za każdym razem gdy na nie spojrzę...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top