Rozdział 35
MATTEO
Boże, co ona tu robi? Oby tego nie słyszała, błagam. Boże Święty, co ona tu do jasnej cholery robi?!
- Luna... - powiedziałem cicho, a dziewczyna wystraszona powoli zaczęła się wycofywać. Po chwili zaczęła biec w stronę, z której przyszła, a ja spojrzałem na Chris'a.
- Zaczekaj! - pobiegł za nią, a ja nie spodziewałem się takiego obrotu spraw. - Nic ci nie zrobię! - krzyknął, a ja do niego dołączyłem. Widząc, że słowa mojego dawnego kolegi, nie działały, sam postanowiłem ją zatrzymać i ostatecznie, gdy byłem już blisko, złapałem ją lekko za ramię, jednak wystarczająco, bo obróciła się w moją stronę.
- Zaczekaj. - szepnąłem, zauważyłem w jej oczach łzy, co już kompletnie mnie złamało.
Chciałem ją ochronić i gdy dowiedziałem się, że to Chris został na nią nasłany, obiecałem sobie, że to wszystko załatwię sam i poproszę go o to, żeby tego nie robił. Ja już coś dla niego zrobiłem i miałem nadzieję, że on też zrobi coś dla mnie.
- Daj mi to wytłumaczyć. - powiedziałem, wiedząc, że nie jestem gotowy na powiedzenie jej wszystkiego i powiem jej tylko, że chciałem ją chronić.
- Tak, Luna... - odezwał się Chris, podchodząc do nas, a ona znów się wystraszyła. - Powie ci teraz całą prawdę, ja... nie zrobię ci nic, nie musisz się mnie już bać.
Popatrzyłem na niego, karcąc go wzrokiem. Dobrze wiedział, że nikomu tego nie powiedziałem, bo nikogo nie darzyłem takim zaufaniem. Nie byłem po prostu na to gotowy.
- J-jak mam teraz tutaj stać, skoro jakieś dobre kilka dni temu próbowałeś mnie zabić? - zapytała cicho, przecierając oczy.
- Sama słyszałaś rozmowę, wydaję mi się, że pasuje, abyś dostała wytłumaczenia, ale nie ode mnie. - powiedział i znów popatrzył na mnie. - Tylko od niego.
- O co tu chodzi? - zapytała zmieszana, lecz widziałem, że była spokojniejsza, niż dwie minuty temu i to w jakiś sposób dawało mi nadzieję.
- Ale.. ja.. - zacząłem, chcąc się wyplątać z tego bagna, w które mnie właśnie wplątał. - nie mogę.
Odszedłem do domu, nie zważając na zatrzymania. Musiałem to przemyśleć, nie byłem gotowy na to, żeby jej powiedzieć to wszystko, co stało się kilka lat temu w Anglii. Nienawidziłem tego, że Matt wiedział dosłownie wszystko i w każdej chwili mógł to wypaplać. Już raz się na nim zawiodłem i nie mogłem pozwolić na to, żeby tak po prostu powiedział wszystko pierwszej lepszej osobie, a później wszyscy na okrągło już by o tym wiedzieli.
Wszedłem do pokoju, zatrzaskując przy tym drzwi. Wziąłem pierwszą lepszą rzecz z biurka i rzuciłem ją o podłogę. Nie tak miało się wszystko potoczyć, miało być zupełnie inaczej. Czemu znowu musi się wszystko psuć? Rzuciłem się na łóżko, chowając głowę w rękach. To co, że leżała na nim masa książek. Miałem teraz zamiar zasnąć i nie obudzić się już ponownie, jednak wiedziałem, że straciłbym coś, lub kogoś i żałowałbym tego mocno.
Po chwili usłyszałem otwierające się drzwi. Czy ludzie nie umieją pukać?
- Czemu jej nie powiedziałeś? - usłyszałem głos mojego brata. Spojrzałem na niego, nie rozumiejąc o co mu chodzi. - Nie udawaj, że nic nie wiesz. Dlaczego nie powiedziałeś wszystkiego Lunie? Chris mi pisał.
- Ohh, tak? - zapytałem ironicznie. - Czyli ty też wiedziałeś, że on jest w Meksyku? Bo ja nie. - odparłem oschle, zły na niego, że nic mi nie powiedział.
- To stało się szybko. - wyjaśnił, a ja wiedziałem, że kłamie.
- Szybko? Żartujesz sobie? Czemu nic mi nie powiedzieliście? - wkurzyłem się.
- Dobra, nie o to mi chodzi. Miałeś jej wszystko powiedzieć!
- Niby dlaczego? - zapytałem.
- Bo wiem, że jej ufasz.
- Tobie też ufałem. - odpowiedziałem. - I co z tego wyszło?
- Matteo, ja wiem, że ty chcesz jej to powiedzieć, ale boisz się. Tylko pora zrozumieć, że... - zatrzymał się. - Ona jest jedyną osobą, której zaufałeś, mylę się? A więc na co czekasz? Na to, aż w końcu zniknie z twojego życia i nigdy już jej nie zobaczysz? Zacznij myśleć. Masz teraz ją przy sobie, możesz jej to powiedzieć. Ja wiem, że zdarzyło się to dawno i może nawet nie ma wpływu na teraźniejszość, ale... ty ją kochasz.
- Tobie naprawdę odbiło. - stwierdziłem. - Wychodzę. - poinformowałem szybko, zabierając bluzę, która leżała niedaleko.
- Czekaj, gdzie idziesz? - zapytał.
- Tam, gdzie mnie wiatr poniesie.
LUNA
- Matteo! Zaczekaj... - odezwał się ten cały Chris.
- Ja muszę iść. - odparłam, jednak zatrzymał mnie.
- Poczekaj. - powiedział, skanując całą moją twarz. - Chcę ci tylko powiedzieć, że... chcę cię przeprosić. - widać było, że nie często to mówi, bo zastanawiał się czy powiedzieć, czy też nie. - To moja wina, że ciągle się bałaś. To moja wina, ja przepraszam. Pobiłem cię zupełnie bez powodu, groziłem ci zupełnie bez powodu. To jedynie zasługa Matteo, że teraz nie stoisz pobita, albo zabita. Nie widziałem się z nim od kilku lat, trochę się posprzeczaliśmy, jednak on kiedyś zrobił coś dla mnie i... wiem, że jestem mu coś winny.
Uśmiechnęłam się. Sama nie wiem dlaczego. Czułam, że ten człowiek chowa się pod maską tatuaży, czarnych ciuchów ze skóry, złą postacią i pod tym wszystkim, a tak naprawdę ma wielkie serce. Wydaję mi się, że podobnie miał też Matteo... z pokazaniem prawdziwego siebie.
- Mogę ci powiedzieć jedynie trochę, bo chcę, żeby resztę powiedział ci on sam. Poznałem się z Brianem, gdy tu przyjechałem. Nie znałem go wcześniej. Trafiłem tutaj, do Cancun, jakiś miesiąc temu. Dowiedziałem się o nim trochę i poznaliśmy się, a później on zaproponował mi, że w zamian za narkotyki, które od niego dostanę... mam ci zacząć grozić, żebyś się bała.
- Niektóre rzeczy, takie jak narkotyki nie zastąpią człowieka. Groziłeś mi w zamian za jakieś prochy, a ja naprawdę się bałam. Bałam się, że umrę, bo ty mi coś zrobisz, a to tylko jakiś plan?
- Ja wiem, dlatego tak cholernie teraz żałuję. Nawet nie zdajesz sobie sprawy. Wpadłem w jakieś bagno i nie potrafiłem się z tego wydostać. Potrzebowałem narkotyków, bo myślałem, że to mi pomoże, jednak nic nie było w stanie zmienić tego, co już się stało. Brian jest strasznym egoistą i myśli tylko i wyłącznie o sobie. Uważa się za pana wszystkiego, jednak sława w mediach społecznościowych i niektórych magazynach nie oznacza dobrego charakteru.
- Ale... dlaczego, dlaczego on cię na mnie nasłał? Co ja mu zrobiłam?
- Mówił mi, że kiedyś zaprosił cię do kina, a ty odmówiłaś. Powiedział, że on nie akceptuje odmowy i po prostu chciał się na tobie zemścić.
To są jakieś żarty? Niech ktoś wejdzie teraz i powie, że to wszystko jest jakimś żartem i właśnie mnie wkręcają.
- Ja nie poszłam z nim, bo nie miałam na to odwagi! On nie miał prawa zrobić czegoś takiego tylko ze względu na to, że ja bałam się pójść z nim na randkę!
- Dlatego uważam, że jest zwariowany! Ale najgorsze jest to, że chciał umówić się z tobą tylko dlatego, żeby inne jego fanki były zazdrosne.
- Co?! - to było już przegięcie. A ja, kiedyś byłam w nim zakochana. Nie wiem, jak można być kimś tak egoistycznym, samolubnym, wścibskim, chamskim i okropnym w jednym!
- Nienawidzę takich osób. Do tego nielegalnie handluje narkotykami i myśli, że to coś mu da.
A co, jakby... go wkopać?
- A co... jakbyśmy na niego nawalili? - uśmiechnęłam się. Nie lubiłam się nikomu odwdzięczać złym, bo zawsze uważałam, że człowiek nie jest perfekcyjny i popełnia dużo błędów, jednocześnie krzywdząc przy tym innych. Dlatego wiedziałam, że nie można nikomu robić krzywdy, nawet gdyby ta osoba skrzywdziła nas z milion razy. Po prostu gdyby ktoś wyzwał mnie, lub obraził - nie obraziłabym go tak samo, bo to nie miałoby zupełnego sensu. Wiem, że on zrobił źle, obrażając mnie, dlatego po co mam robić to samo? Po co mam krzywdzić go tak samo, ja on skrzywdził mnie? Według mnie to nie na tym polega.
W każdym bądź razie, uważałam, że Brian powinien ponieść konsekwencje tego, co zrobił. Chciałam, żeby zrozumiał, jak bardzo mnie skrzywdził i co przechodziłam tylko i wyłącznie przez jego kaprysy.
- Chcesz wkopać go? Powiedzieć policji, że handluje narkotykami?
- Nie koniecznie wkopać go. Chcę zrobić to, co powinnam zrobić. Czyli powiedzieć wszystko policji, o tym co mi zrobił. Tak się robi. Po prostu powiemy prawdę.
- To dobry pomysł. - powiedział. - Ale... później nie będę miał życia.
- Żartujesz? - zapytałam, patrząc na niego.
- Nie. Jak mnie dorwie, to zabije. - wytłumaczył, a ja spojrzałam na niego jak na idiotę.
- Ty? Ty masz sobie nie dać z nim rady? - zapytałam.
No cóż, kto by pomyślał, że tak mogę się dogadywać z chłopakiem, który jeszcze kilka dni temu próbował mnie zabić.
-------------------------------------------
Hejka kochani, no to się porobiło, nie prawda?? :/
Przepraszam was bardzo za ostatnią nieaktywność <3 Postaram się naprawić ją! A teraz życzę wam miłego wieczorku :*
Rozdział ogólnie mi się nie podoba, ale przysięgam, że kolejny będzie o wiele lepszy! <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top