1. Porwanie
Jest 11 kwietnia 1558 roku. Mam pięćdziesiąt trzy lata, jestem matką pięciu mężczyzn i jednej pięknej kobiety. Moim mężem jest Sułtan całego świata, a ja jestem Sułtanką. Nazywam się Hürrem. Porwana w wieku 16 lat z rodzinnego Rohatynia. Zabrana matce, ojcu, pozbawiona rodziny, nieszczęśliwa Aleksandra. Patrzyłam na śmierć narzeczonego, ukochanej matuli, taty i siostry z rąk Tatarów. Ja, która płonęłam żądzą zemsty, zakochałam się w pewnym Osmanie. Dał mi on wiele szczęścia, miłości i stworzył rodzinę, ale też za miłość do niego wiele cierpiałam. Byłam poniżana, więziona, bita, karana. Przysięgłam dzieciom, że przed tymi, którymi kiedyś klękałam i błagam o przebaczenie, będą klękać przede mną i prosić o wybaczenie. Spełniłam obietnice. Teraz mogę umierać w spokoju. Dałam też moim synom ukochanym ostaniom radę, nie chcąc patrzeć na ich bratobójczą walkę. W ramionach Süleymana odchodzę z tego świata, zabita przez swoje ciało. Umrę z uśmiechem na twarzy 15 kwietnia 1558 roku.
~•~•~•~•~ 37 lat wcześniej ~•~•~•~•~
Jest upalne lato 1520 roku. Idę właśnie z Leonem*, swoim narzeczonym, do cerkwi mojego ojca na Liturgię. Z wielkim uśmiechem na twarzy patrzę na mojego malarza, Leona. To on malował witraże i freski w cerkwi. Następnym jego dziełem ma być mój portret.
Weszliśmy do budynku i usiedliśmy na ławkach. Przede mną siedziała moja mała siostrzyczka. Co chwila mój wzrok padał na mojego narzeczonego, który siedział za mną. Obok siedziała moja mama trzymając moją rękę, wpatrzona w tatę odprawiającego obrzędy święte.
Słuchałam w spokoju mojego ojca, kiedy otworzyły się drzwi, a do środka wbiegli Tatarzy. Zabijali, gwałcili, rabowali, niszczyli, palili, porywali.
- Tata! - krzyczałam, kiedy jeden z nich wbił miecz w brzuch mojego ojca.
- Mama! - krzyczałam, kiedy jeden z nich poderżnął mojej mamie gardło.
Patrzyłam jak zgwałcili i zabili moją czteroletnią siostrę. A ja wtedy szarpałam się z dwoma im podobnymi mordercami, którzy ciągnęli mnie po ziemi. Zapytacie co z Leonem. Dostał nożem pomiędzy łopatki i w nogę. Zmarł próbując mnie ratować.
Z mojej wioski oprócz mnie zostało porwane kilkoro dziewcząt w moim wieku. Wyciągali mnie z płonącego Rohatynia za włosy, z policzkami mokrymi od łez, z krzykiem na ustach i bólem w sercu. Z chęcią zemsty. Z chęcią zabicia ich, tak jak oni zabili mnie.
Ale ja jestem Aleksandra. Nie dam się. Powstanę z popiołów, niczym Feniks i zemszczę się za wszystko, co mi zrobili. Benim adim Aleksandra!
~•~•~•~•~ tydzień później ~•~•~•~•~
Już tydzień idę za ich końmi z tylko jednym łykiem wody na dzień i jedną kromką chleba. Mam dość!
Stanęłam i kroku nie chciałam zrobić. Jeden z nich popchnął mnie do przodu, a ja wściekła niczym osa, ugryzłam go w rękę zatapiając zęby w jego dłoni. Wyrwałam mu sztylet za pasa i zaczęłam mu grozić.
- Nie zbliżać się! Zabije Ciebie! Zabije! Öldürmek!
A wtedy drugi zaszedł mnie od tyłu, obezwładnił i powalił na ziemię. Już chciał zdejmować spodnie, ale wtedy najważniejszy z nich coś krzyknął do nich.
- Na statku ją ukarzecie! A teraz chodźcie! Szybko! Szybko! Musimy czym szybciej je zawieźć na Krym!
Szarpnęli mnie do góry, a ja słaba musiałam za nimi iść. Wściekła do granic możliwości szłam, niepodając się.
Po jakimś czasie doszliśmy do ogromnego portu, wepchnęli mnie na jeden z ich statków, a zaraz potem przywiązali do słupa i wymierzyli mi karę, dwadzieścia batów. Podczas kary zemdlałam i obudzili mnie następnego dnia wiadrem zimnej wody. Szykował się kolejny dzień w tym Osmańskim piekle.
- Niech będzie przeklęty ten osmański barbarzyńca! Niech zginie! Przepadnie! Nigdy, ale to nigdy nie będę mu posłuszna! Niech jego rodzina cierpi! Niech umiera! Niech płonie!
Dali mi do zjedzenia czerstwy chleb i wodę do po picia. Inne dziewczęta nie protestowały i jadły ochoczo, a ja rzuciłam chlebem o pokład statku. Wodę wylałam na jednego z strażników. Oczywiście nie obyło się bez kary. Kilka wymierzonych policzków, kilka rózg na stopy i kilka batów na plecy. Nie wiedzieli że tym podsycili mój gniew i chęć buntu. Spałam modląc się o śmierć. Żyłam błagając by tam gdzie płynę nastała dżuma, by wszyscy zginęli.
Do Konstantynopola dopłynęłam na początku jesieni 1520 roku, z łzami na policzkach, drgającą wargą i smutkiem wypisanym na mojej 16 letniej twarzy. Biedna Aleksandra.
~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~
*Leon to postać fikcyjna stworzona przez film którym się inspiruje. W rzeczywistości był malarz zakochany w Aleksandrze pochodził z jej wioski lecz nie jest znane jego imię.
==========================================
Pierwszy rozdział za nami! Bardzo się boje co sądzicie o tej książce. Mam też pewne nieprzyjemności dotyczące zwiastunu, ale nie będę was tym męczyć.
Napiszcie czy może być i
Pa pa kochani
Wasza Ana
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top