Psikusy i zabawy Tin Huanga. Z udziałem Harry'ego Pottera.
rzdz. 2 (XD)
Ostatnie „przygody" Harry'ego Pottera rozegrały się miesiąc temu. Dzisiaj był 1 września i Harry'emu ani śniło wracać się do Hogwartu. Tak rozmyślał w ogrodzie(w swoim domu), gdy nagle wylądowała przed nim Hedwiga, zrzucając mu 1 egzemplarz „ Proroka Codziennego".
Harry podziękował ptakowi dając mu zapłatę i od razu spojrzał na pierwszą stronę gazety, która była napisana grubym drukiem.
„Rubeus Hagrid nowym Ministrem Magii?'
Z naszych najnowszych źródeł dochodzą słuchy, iż „ były" nauczyciel Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami objął stanowisko Ministra Magii w świecie czarodziejów, czyli naszym świecie.
-„-Hagrid podjął się trudnego zadania, ale jesteśmy pewni, że sobie poradzi" - wypowiadają się jego dwaj młodzi przyjaciele Hermiona Granger, 18-latka i Ron Weasley.
Czas pokaże, czy to był dobry wybór Rufusa Scrimgeoura, byłego Ministra Magii.
Harry odłożył gazetę. Nie mógł uwierzyć, że jego przyjaciele nie powiedzieli mu o tym.
Spojrzał na datę gazety, był 1 września.
-Uff, byłem o krok od osądzenia przyjaciół. - przyznał się sobie Harry.
Nagle przed Harrym zjawili się (tj. deportowali się) Ron Weasley i Hermiona Granger.
-Aaa! - odskoczył do tyłu Harry i uderzył się o ławkę. - Auu!
-Ojć. Przepraszam Harry! - przeprosił Harry'ego Ron i pomógł mu wstać. Gdy Harry „doszedł już do siebie" przywitał się ze swoimi, dawno nie widzianymi przyjaciółmi.
-Harry, słyszałeś o tym, że Hagrid został Ministrem Magii? - zapytała Harry'ego Hermiona.
-No Taa, czytałem Proroka - wyznał Harry. - Fajna gadka - wyszczerzył zęby do przyjaciół.
Ron i Hermiona popatrzyli na siebie, a potem wybuchneli śmiechem. Po chwili przestali się chichrać.
-Ty na serio myślisz, że Hagrid jest Ministrem magii? - powiedział Ron, choć ton jego głosu zabrzmiał, jakby się pytał.
-Eee... A nie jest? - zdziwił się Harry i popatrzył na Rona oraz Hermionę , tak jakby chciał zapytać : „ O co chodzi?"
-Właśnie Harry, bo... to nieprawda, co piszą w „Proroku Codziennym". - oznajmiła Hermiona. -Ta, hmmm.... Mowa, którą powiedzieliśmy, pod kierunkiem Hagrida to żart. - dokończyła.
-Wiem, co pomyślisz Harry, „ To nie jest prima aprilis „ ale uwierz, że nie mieliśmy wyboru. - mówił Ron. - Musieliśmy nakłamać, żeby Ci z Proroka się od nas odwalili Bo widzisz... prawie od tygodnia krążą plotki o Hagridzie.- ciągnął Ron.
Hermiona milczała. Harry Potter również.
-Mhm. A , co robicie dziś po południu? - przełamał ciszę Harry.
-Jeszcze nie wiemy. Myślałem, że może we trójkę skoczylibyśmy do Freda i George'a , a potem do Hogwartu - wypalił Ron.
-Ojej, Ron! Jestem pod wrażeniem! - zawołała Hermiona i dała Ronowi całusa w policzek. Ron zarumienił się, a potem wyglądał „normalnie".
-No, Ron. Myślałem też o tym. - wyznał Harry. - To co? Idziemy do Hogwartu? - zapytał.
-Bardzo bym chciała, Harry, ale obiecałam rodzicom, że pojadę z nimi do Dijon. Wiecie... Do Francji. - powiedziała Hermiona.
-Taa, jasne. Może jeszcze pojedź do Disneylandu i baw się tam. - powiedział Ron z sarkazmem.
-Aha. Tak zrobię ! - krzyknęła kpiąco Hermiona. - Na razie, Harry! Ron...
I poszła ukrywając łzy za rękawem swetra, deportując się.
-Ron, co to było? - zapytał Harry przyjaciela, choć był już przyzwyczajony do kłótni dwójki najlepszych przyjaciół.
-Bo mnie wkurza. Dijon to, Dijon tamto... Rany! Przecież nie musi się chwalić! - żachnął się Ron.
-Och! Daj spokój Ron! Wiem, że hmm... Twoja rodzina odczuwa brak korzyści materialnej... Ale to nie powód, byś dokuczał Hermionie. Ona ma po prostu eee... lepszą sytuację finansową niż Twoi rodzice. - tłumaczył Ronowi Harry.
Ron milczał. Nie był zły, bo gdyby był to widać byłoby purpurę na jego twarzy.
-Och...! No... Może trochę przesadziłem... - zamyślił się Ron Weasley, przyjaciel Harry'ego Pottera.
-To... ach! No? Idziemy? - zapytał Ron.
-No jasne, że tak - oznajmił Potter.
-Może proszkiem Fiuuu? - dodał pytając Harry P.
-Yhm, jasne. Może być. - przyznał Ron.
Weszli do domu Harry'ego Pottera, a potem przeszli do salonu. Stanęli przed kominkiem. Ron wyjął z kieszeni spodni garnuszek z pokrywką, w którym był proszek Fiuu.
Ron wziął garść proszku, wrzucił do kominka i wszedł w płomienie.
-Hogwart! Pokój wspólny Gryfonów. - zawołał;
-Ron stój! Przypomniało mi się, że w Hogwarcie nie można się teleportować - ostrzegł Harry Rona i wyciągnął przyjaciela z kominka.
-O...! Jasny gwint. Zapomniałem. - syknął Ron.
Harry oddał Ronowi garnuszek z proszkiem Fiuu. Wyszli z domu Harry'ego i poszli pieszo do Szkoły Magii i Czarodziejstwa -Hogwartu.
Minęło z (może?) dwie godziny zanim tam dotarli. Gdy już przekroczyli mury szkoły, weszli głównymi drzwiami do hallu, a potem do Wielkiej Sali. Akurat była ceremonia przydziału.
Wszyscy zdziwili się na widom dawnych uczniów, a Minerwa McGonagall przerwała czytanie listy nowych uczniów. Ostatnio przeczytany uczeń to Oswald, Byron.
Po chwili ciszy tiara kontynuowała przydzielanie nowych czarodziejów od poszczególnych domów, tj. Gryfindor, Slytherin, Hufflepuff i Ravenclaw.
-Ravenclaw! - krzyknęła tiara, tym samym umieszczając Oswalada Byrona w owym domu .
-MirrandØ ,Hoppkins - usłyszeli kolejne nazwisko wypowiedziane przez McGonagall.
-Slytherin! - krzyknęła tiara, a od stołu Ślizgonów dobiegł głośny aplauz.
-Harr, Teodor. - zakończyła profesor McGonagall.
-Gryffindor! - usłyszeli tiarę przydziału, ale ledwo bo „mówiła" zduszonym głosem, jakby się dławiła kurzem. Profesor Flitwick wyniósł starą tiarę, a Minerwa mcGonagall zasiadła przy stole na miejscu dyrektora. (Widocznie teraz nim była). Przemówiła do uczniów przed ucztą. Nie trwało to długo. Po jej „przemówieniu" uczniowie wzięli się za jedzenie. Profesor McGonagall odeszła od stołu i podeszła do Rona i Harry'ego.
Zaczęła z nimi rozmawiać [Nie wiem, o czym , bo mnie nie było przy ich rozmowie : ) ]
Po chwili profesor Minerwa McGonagall wróciła do stołu nauczycieli. Nie zabrakło tam: Flitwicka, niskiego czarodzieja , który nauczał zaklęć , Rubeusa Hagrida, Sybilli Trelawney i wielu starych nauczycieli, którzy dawniej uczyli Rona i Harry'ego.
Nie było Snape'a , który najpierw uczył eliksirów, a gdy byli w szóstej klasie, przerzucił się on na obronę przed czarną magią.
-A teraz, gdy już zjedliście, chciałabym Wam zakomunikować parę istotnych rzeczy. - zwróciła się do uczniów pani McGonagall. - Pierwsze, co chcę Wam powiedzieć to to, że mamy zaszczyt powitać w naszym gronie nowego nauczyciela obrony przed czarną magią. A oto profesor Tin Huang. - powiedziała Minerwa McGonagall i wskazała na „innego niż inni" czarodzieja. (Był chińczykiem, bez wątpienia).
- A oto druga nowina : Z wielką przykrością oznajmiam, iż stanowisko... Ooch, przepraszam. - zmieszała się. - Chciałam powiedzieć : z Wielką radością witamy nauczyciela eliksirów pana Querty'ego Laydysa.
Rozległy się gromkie brawa.(Akurat )
Pan Tin Huang popatrzył się na Harry'ego i wstał.
-Harry Potter! - powiedział łamaną angielszczyzną. - Co za cudowna chwila widzieć CIĘ w tej szkole.
I w tej chwili oczy wszystkich uczniów zgromadzonych w sali utkwiły w Harrym.
-My tylko chcieliśmy odwiedzić naszą starą szkołę. - palnął głupio Ron, a wszyscy uczniowie wybuchli śmiechem. Nauczyciele ich uspokoili. Zbliżała się północ i M.G (dyrektorka) kazała zabrać uczniów do dormitoriów prefektom tych domów.
Kiedy w sali zostali tylko opiekunowie domów i Ron oraz Harry, nauczyciele wpadli „w szał" na widok Rona i Harry'ego.
Minerwa McGonagall uspokoiła ich. Chińczyk Tin Huang był zmęczony i poszedł do swojego „pokoju" żegnając się ze wszystkimi czule, którzy byli obecni w Wielkiej SALi. Powoli także pozostali profesorowie „ zwinęli manatki". A po chwili w Wielkiej SALI zostali tylko Ron, Harry i Minerwa McGonagalll.
Jeszcze trochę porozmawiała z chłopcami, a potem Harry i Ron pożegnali ją i jeszcze potem wyszli już ze swojej dawnej szkoły.
-Ty, Harry! Ten Chińczyk robi wrażenie, co? - spytał Harry'ego Ron Weasley , będąc niedaleko szkoły.
-No~ - przyznał Harry. - Ciekawe co hmm... podkusiło Mcgonagall, żeby go zatrudnić ? - zastanowił się.
-Nie wiem, ale wygląda podejrzanie? - zaoponował Ron.
W końcu znaleźli się blisko domu Harry'ego Pottera.
-To pa. Na razie, hm, Harry - pożegnał się z przyjacielem Ron i deportował się do domu (swojego), a harry poszedł do swojego.
Było pół do drugiej i Harry padł ze zmęczenia na tapczan w salonie, w ubraniu.
Nie mógł zasnąć. Dręczyło go to, że ten Tin Huang może być w coś zamieszany.
-Nieeeee!!!! - krzyknął bardzo głośno Harry.
„Obudził się Harry Potter po krzyku.
Nagle przed nim „aportował się" ten, o którym myślał , tj. Tin Huang. (Było gdzieś około trzeciej).
Harry wstał z tapczanu.
-Eee...Panie, hmm... profesorze , przepraszam, ale to prywatna posiadłość! - odrzekł lekko zirytowany Potter. ( Po pierwsze tym, że jest trzecia rano, a po drugie tym, że ktoś deportuje się w jego domu! )
-Tak! Wiem.. To był tylko żart! - krzyknął uradowany Tin Huang, „znikając' , a wręcz rozpływając się sprzed oczy Harry'ego
-Czy on jest jakiś szurnięty ,czy tylko mi się tak wydaje? - pomyślał ze złością Harry P.
Harry'emu nie chciało się już dłużej spać. Poszedł do kuchni i zrobił sobie super mocną kawę sypaną „Endacorék".
Wypił ją całą, a potem zrobił sobie jeszcze jedną kawę. Ale nie sypaną, tylko rozpuszczalną, słabą „ Chin-Chin" (czyt. Czin-czin)
Tej kawy cały kubek też Harry wypił.
I nagle poczuł się tak, że „mógłby wszystko".
„Zrobił" , a raczej „ zabawił się" w kucharza i przyrządził super pikantne skrzydełka w „Sosie kremowo-tropikalno -kwaśnym".
Była ładna pogoda , więc nakrył na swoim podwórku czarami do stołu i na środku były skrzydełka ( Pichcenie ich zajęło Harry'emu z 4 godziny, a „musiał" jeszcze pozmywać, co zrobił za pomocą czarów) .
Ugotował potrawy z 4 krajów :Anglii, Francji, Chin i Egiptu (wybranych przez niego).
Tak więc na stole były: pudding z Anglii według jego przepisu, chińskie sajgonki, egipskie kebaby oraz francuskie bouillabaisse., co jadł w czwartej klasie. A więc zrobienie tych 4 potraw zajęło mu następne 4 godziny i była już 10 rano.
Zaprosił do ogrodu swych najbliższych (żyjących!) znajomych ,tzw. Hagrida, Tonks, Lupina, Rona i jego braci (wszystkich oprócz Percy'ego) z rodzicami , (Fleur przybyła z Billem), Cho Chang (która nie chciała zaszczycić go przybyciem) i swoją przyjaciółkę Hermionę, ale nie mogła przyjąć zaproszenia, gdyż nadal była we Francji z rodzicami ( Dowiedział się o tym z jej listu, który mu szybko przesłała).
Gdy już goście Harry'ego zajadali się przy stole, w oddali Harry zauważył chińczyka Tin Huanga.
-Ej, a ten tu po co? - zawołał Ron, gdy Tin pojawił się przed nimi.
-Dzień.. A psik! - kichnął Chińczyk.
-Na zdrowie. - powiedzieli wszyscy chórem.
Tin Huang wytarł nos w chusteczkę i na oczach zebranych zmienił się w królika, a po chwili był już w postaci ludzkiej
Wszyscy się zaśmiali, ale Fleur najgłośniej i goście umilkli.
-Eee, co pan tu robi? - zapytał Tin Huanga Harry.
-Profesor McGonagall mnie tu przysłała. Ale ona nie mogła tu przybyć. - rzekł chińczyk.
-Proszę, niech pan siada do stołu. - zaprosił Harry Tin Huanga, a on to uczynił.
Przez dobre 3 godziny wszystkich zabawiał, a goście powoli wracali do domów.
Na koniec Tin Huang zmienił się w talerz z klopsami, a potem był znów sobą.
-Jest pan animagiem? - zgadywał Ron.
-Zgadza się. Ale nie zarejestrowanych. I ,dlatego uciekam. Do widzenia Wam. - oznajmił chińczyk i zmył się.
Harry i Ron pozmywali za pomocą magii, a co zostało to Ron zabrał do siebie (do Nory) swojego domu.
Pożegnali się z Harrym i znikł mu z oczu. Harry Potter poszedł do domu, bo zrobiło się chłodno, choć była 17:30.
-Jednak ten Chińczyk nie jest zły. - wytłumaczył sobie Harry i zajął się robieniem sobie mocnej kawy „Danusii".
---
Po namyśle dodaję nowy rozdział ^^ wszelkie uwagi itd. prosze pisać w komentarzach
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top