III Lekcja Eliksirów
Dwóch ślizgonów wbiegło do klasy eliksirów. Nauczyciel nawet nie zwrócił na nich uwagi. Oboje usiedli w ostatniej ławce zaraz za Weasleyem i Finniganem. Skoncentrowali się na przygotowaniu eliksiru, jednocześnie ciesząc się, że jednym ze składników jest włos jednorożca. Chłopcy doszli do wniosku, że nic nie stoi na przeszkodzie by zorganizować małą nauczkę dla gryfonów za przygodę w pociągu. Mrugneli do siebie wyszczerzając usta w złośliwym uśmiechu. Potter schylił się i, tak żeby nie przyciągnąć niczyjej uwagi, wyjął z torby kilka przedmiotów.
Oboje powrócili do pracy ze zdwojoną werwą. Nie chcieli przecież zwrócić na siebie uwagi Snape'a. Mógłby ich przyłapać na przygotowaniach do odwetu, a do tego nie mogli dopuścić.
Harry'ego dźgnęło poczucie winy, gdy wyobraził sobie chaos, jaki zapanuje w klasie po wybuchu różowego dymu, i wyraz twarzy sinego z wściekłości Mistrza Eliksirów. Profesor pewnie wyjdzie z siebie z powodu przerwanej lekcji. W takim razie zrobię to pod koniec, tym sposobem zajęcia nie będą do końca stracone.
Wziął ostrożnie skórkę boomslanga i porwał na malutkie kawałeczki, nie spuszczając wzroku z Mistrza Eliksirów, który teraz stał z przodu klasy i pochylając się nad kociołkiem jednego ze Ślizgonów, chwalił jego zawartość. Gdy z poszarpanej skórki boomslanga zebrał się już odpowiedniej wielkości stosik, wyciągnął fiolkę z pokruszonymi oczami traszek i szybko wymieszał oba składniki. W międzyczasie Malfoy mieszał zawartość kociołka.
Rzucił okiem na nauczyciela, upewniając się, że wciąż jest zajęty, szybko uklęknął i wyszeptał zaklęcie. Z podłogowego kurzu uformowały się dwa pajączki. Stały i czekały, aż wskaże im zadanie. Harry sprawnie owinął wymieszane składniki w kawałki bawełny, który zwykle służył im do odcedzania gotowych eliksirów. Na małe pakuneczki rzucił zaklęcie niewidzialności i przymocował po jednym do każdego pajączka. Wyszeptał zaklęcie i poprowadził je do celu, wskazując różdżką drogę.
Pajączki z łatwością dotarły w pobliże stolika Rona. Jeden zaczął wspinać się po nodze ławki, podczas gdy drugi wybrał sobie drogę po nodze samego Rona, wspinając się po bucie i znikając pod nogawką spodni. Harry z całej siły starał się powstrzymać wielki uśmiech, który pojawił się na jego twarzy, gdy rudzielec wydał z siebie przerażony okrzyk i zaczął wierzgać nogą. Draco miał podobny problem, ale uparcie udawał, że o niczym nie wie. Snape odwrócił się w stronę gryfona, zdenerwowany faktem, że ktoś śmiał mu przerwać w pół zdania.
– Co to ma znaczyć? – warknął, podchodząc szybkim krokiem do Rona.
Gryfon histerycznie podrygiwał na krześle, wydając z siebie nieokreślone piski. Harry pochylił głowę i zaczął zawzięcie ciąć jakieś korzonki potrzebne do eliksiru, świadom, że nie jest w stanie dłużej obserwować tej sceny z obojętnym wyrazem twarzy. Chwilkę później podniósł wzrok, gdyż rudzielec zaczął coś mamrotać o robaku, który wlazł pod jego szatę. I robal jest jedyną istotą na ziemi, która z nieprzymuszonej woli chciałaby się tam dostać, pomyślał, patrząc na Rona spod przymrużonych powiek. Prawą ręką ścisnął mocniej różdżkę, lewą wciąż trzymał nóż. Zatrzymał drugiego pajączka i czekał, aż Snape oddali się od stołu. Umazanie Severusa na różowo, jakkolwiek zabawne by nie było, na pewno ukróciłoby znacznie długość mojego życia. Zwłaszcza przy wszystkich tych ludziach. Mistrz Eliksirów zaplótł ręce na piersi, patrząc z góry na Weasleya, który w końcu przestał zawzięcie wytrząsać swoje szaty i stał, rozglądając się dookoła z efektownym rumieńcem na twarzy.
– Weasley. Byłoby wręcz wspaniale, gdybyście ty i twoi bracia byli tak uprzejmi i powstrzymali się od prokreacji. To pokolenie jest już wystarczająco złe i Merlinie uchowaj nauczycieli, którzy musieliby się zająć waszym potomstwem – rzucił Snape, po czym odwrócił się i niczym chmura gradowa odpłynął do swojego biurka.
Teraz, wyszeptał Draco bezgłośnie i Harry szybkim ruchem nadgarstka zmusił pajączka do ruchu. Obserwował, jak mała, ledwo widoczna kropka ożywiona jego czarem pędzi przez szerokość blatu, wspina się po ściance kociołka i znika w jego wnętrzu.
– Przelejcie próbki waszych eliksirów do fiolek i przynieście na przód sali...
Ron i Seamus spojrzeli zimno na Snape'a, po czym przysunęli się do kociołka, by przelać trochę uwarzonego eliksiru. Idealnie, pomyślał Harry, gdy nachylili się nad swoim kociołkiem, a prosto w ich twarze wybuchła z głośnym pyknięciem bańka różowego dymu. Słysząc ich zduszone krzyki i kaszlnięcia, uśmiechnął się pod nosem.
Snape podniósł wzrok i przyglądał się przez dłuższą chwilę tej dwójce. Potem szybkim ruchem wstał od swojego biurka, wyciągając równocześnie różdżkę. Harry z satysfakcją obserwował, jak ich twarze zmieniają kolor na piękny fluorescencyjny róż. Szkoda, że nie zieleń, przemknęło mu przez myśl, zieleń na pewno przypadłaby Severusowi do gustu.
Mistrz Eliksirów wywarczał dwa zaklęcia. Jedno oczyszczające salę z różowego dymu, zmierzającego już w stronę reszty Gryfonów, i drugie, niwelujące zapach gotowanej kapusty, który towarzyszył oparom. Potem zatrzymał się i wściekle spojrzał na dwóch coraz bardziej różowych i coraz bardziej przerażonych Gryfonów. Dwójka ślizgonów ukryła się w kącie, starając się stłumić śmiech, nad którym nie byli w stanie do końca zapanować. Snape nie powiedział ani słowa, ale oboje mieli wrażenie, że w pewnym momencie spojrzał w ich kierunku.
– Wynoście. Się. Z. Mojej. Klasy. – Śmiertelnie zimna wypowiedź skierowana była do gryfońskiej części uczniów. – Weasley, Finnigan, oczekuję was dzisiaj o ósmej. – Mistrz Eliksirów stanął tuż przed nimi, z rękami skrzyżowanymi na piersi, i spojrzał na nich z góry, ucinając wszystkie protesty. – A teraz WYNOŚCIE SIĘ!
Wszyscy, nawet Ślizgoni, pospiesznie zaczęli się pakować, by nie prowokować furii Mistrza Eliksirów. Harry wrzucił przybory do plecaka, oczyścił i schował kociołek, zarzucił plecak na ramię i skierował się do drzwi. Podobnie uczynił Draco
– Potter. Malfoy. Zostańcie. – Głos Snape'a zatrzymał ich w drzwiach. Zrezygnowani opuścili ramiona. Już nie żyję. Przemknęło im obu przez głowę.
Cofneli się w drzwiach i pozwolili przejść innym Gryfonom. Gdy obok nich pojawili się Ron i Seamus, musieli zakryć ręką usta. Gryfoni wyglądali zupełnie idiotycznie i to było w tym wszystkim najpiękniejsze. Kątem oka zauważył, że wszyscy Gryfoni opuścili już klasę, natomiast nie zrobił tego ani jeden Ślizgon. Zrobili to dopiero gdy każdy gryfon wyszedł upewniając się, że obaj slizgoni żyją i uśmiechając się do nich porozumiewawczo. Doskonale wiedzieli kto to zrobił.
Ciemnooki mężczyzna siedział za biurkiem, opierając się łokciami o blat. Jego uniesione dłonie stykały się tylko opuszkami palców. Przyglądał się Harry'emu z nieodgadnionym wyrazem twarzy, gdy chłopak ze spuszczoną głową ruszył w jego kierunku.
– Panie profesorze? – Harry stanął dobrych parę kroków przed olbrzymim biurkiem, pozostając w przepisowej odległości.
Coś w oku Snape'a błysnęło, gdy zauważył tę daleko posuniętą ostrożność ze strony Harry'ego. Opuścił dłonie i spojrzał bezpośrednio na niego.
– Harry. Ten jedyny raz nie wyciągnę konsekwencji za coś takiego. Jednak na przyszłość tego rodzaju działalność wykonujcie z dala od mojej klasy. Zrozumiałeś? – zapytał oschle. Harry stał jak wryty z otwartymi ustami, za nic nie mogąc opanować zdziwienia malującego się na jego twarzy.
-Nie jesteś zły?
-Nie. To było... dobre. No już, znikajcie, bo spóźnicie się na następną lekcje.
Gdy ślizgoni staneli już pod drzwiami zatrzymał ich minimalnie rozbawiony głos profesora.
-I... dziesieć punktów dla Slytherinu za dobrze wykonany eliksir.
Pobiegli pod klasę Obrony Przed Czarną Magią szeroko uśmiechnięci.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top