Rozdział 3

Drogę do Londynu spędziłem na słuchaniu wymyślonych historyjek Willa co jeszcze bardziej popsuło mi humor. Cały czas patrzyłem przez okno licząc że coś odwróci moją uwagę od gadulstwa mojego brata. Jego głos był tak głośny że niestety to nic nie dawało. W końcu poddałem się i zamknąłem oczy licząc choć na chwilę spokoju. Wyjąłem mój list z kieszeni i poczułem się naprawdę szczęśliwy. Był on przecież przepustką do całkiem nowego świat magii. Moją chwile szczęścia jednak musiał mi ktoś przerwać, a był to nikt inny jak mój ukochany rodzony brat (mam nadzieje że wyczuwacie ten sarkazm:HP ).

-Co się szczerzysz dziwaku?! -zadał głupie pytanie, jednak widząc co trzymał uśmiechną się złośliwie i spojrzał na mnie z wyższością.

-Nie martw się tak. W Hogwarcie też postaram się zepsuć ci życie. Tak żeby nikt się do ciebie nie zbliżał. -powiedział nie za głośno, by pogrążone w rozmowie wujostwo nie usłyszało.

-Nie pozwolę ci na to -odpowiedziałem mu z wyczuwalną pogardą w głosie.

-Jakbyś ty mógł coś mi zrobić malutki -zaśmiał się i walnął mnie w tył głowy. W tym właśnie momencie ciocia odwróciła się do nas z przedniego siedzenia.

-Oj chłopcy nie kłucie się mi tu . -powiedziała trochę srogim tonem.

-Ciociu przecież my nigdy się nie kłócimy -powiedział z fałszywym uśmiechem Will obejmując mnie mocno tak, by nie zauważenie zrobić mi też krzywdę. Tunia uśmiechnęła się pobłażliwie na ten widok.

-Już niedługo będziemy. -poinformowała nas po chwili z powrotem odwracając się do przodu. -Na początek będziemy musieli iść do Gringotta. -dodała po chwili namysłu.

-Myślę Petunio że mogli byśmy kupić im wszystko do szkoły, a oprócz tego dać chłopcom jakąś małą sumkę na takie ich wydatki. -powiedział wujek cały czas nie odrywając wzroku od drogi.

-To dobry pomysł żeby nauczyli się gospodarować pieniądze.-odpowiedziała po chwili namysłu ciocia. To chyba najlepsze co usłyszałem z ust wujka od lat. Ale jednak wszystko zależy od tego ile nam dadzą.

-Jak ten czas szybko leci. Jeszcze niedawno byliście takimi małymi brzdącami ,a teraz już idziecie do szkoły. -powiedziała ciocia, a w jej oczach momentalnie pojawiły się łzy wzruszenia.

-Nie martw się ciociu, będziemy przyjeżdżać na święta i w wakacje.-zacząłem chcąc ją trochę pocieszyć. Mimo wszystko wychowała mnie i była niczym matka.

-Wiem Harry. -powiedziała cicho z lekkim uśmiechem.

-Tuniu jeszcze się z nimi nie żegnamy więc nie płacz. Zostało jeszcze dużo czasu, by się nimi nacieszyć. -dodał po chwili wujek podnosząc ciocie na duchu.

-Masz racje Veron. Musimy więc wykorzystać ten czas najlepiej jak umiemy. Co wy na to by zostać w Londynie przez parę następnych dni. Będą to takie rodzinne wakacje. -zaproponowała ciocia po wytarciu łez, które niepowstrzymane spłynęły po jej rumianych policzkach. Wyciągnęła z torebki lusterko patrząc czy jej oczy za nie zrobiły się czerwone. Poprawiła jeszcze tylko lekko swoje blond włosy.

-Myślę że to dobry pomysł. -powiedział uśmiechając się lekko.-Za niedługo będziemy w Londynie. Idziemy najpierw znaleźć jakiś hotel czy od razu na tą ulice czarodziejów? -zapytał się żony.

-Myślę że chłopcy nie dadzą nam spokoju jeżeli najpierw nie udamy się na Pokątną -powiedziała ze śmiechem widzą minę Willa.

-To kochanie powiedz mi teraz gdzie powinniśmy jechać. -powiedział Veron.

-Oczywiście -odpowiedziała Tunia i zaczęła tłumaczyć wujkowi trasę.

Nie minęło dziesięć minut kiedy, wujek zatrzymał samochód.

-Dalej musimy przejść pieszo -poinformowała nas ciocia.Szybko wyszedłem z samochodu obserwując otoczenie. Zwyczajny parking cały zawalony różnej marki samochodami, za to ludzi było bardzo mało. Mimo wszystko jest dziś normalny dzień tygodnia i wszyscy prawdopodobnie są w pracy. Wolnym krokiem ruszyłem więc za resztą. Ciocia i wuj szli obok siebie, a Will trzymał się ręki blondynki jak małe dziecko. Śliczny obrazek idealnej rodziny. Nie chcąc tego niszczyć szedłem zamyślony za nimi. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top