Rozdział 1

~~Harry~~

-Harry! Wstawaj! -Obudziła mnie jak zawsze ciotka uśmiechając się do mnie lekko. Wstałem zaspany ,a ona szybko wyszła. Udałem się w stronę łazienki. Otwierałem już drzwi, kiedy zostałem boleśnie zepchnięty na ścianę. Popatrzyłem na winowajcę.

-Jak to miło że otworzyłeś mi drzwi. -Usłyszałem sarkastyczny głos mojego brata. Spojrzałem na niego z czystą nienawiścią w oczach, ten jednak ignorując mnie całkowicie zniknął za drzwiami łazienki. Udałem się więc z powrotem do mojego pokoju. Ubrałem się szybko i udałem się na dół. Ciotka jak zawsze krzątała się po kuchni cicho podśpiewując. Zająłem swoje miejsce przy stole wcześniej grzecznie witając się z wujem. Po chwili do kuchni wpadł Will od razu siadając.

-Jutro są wasze urodziny postanowiliśmy więc że po otrzymaniu listów ze szkoły udamy się na magiczną ulice. Co wy na to? -Powiedziała ciocia z uśmiechem.

-Tak!!! -Krzyknął głośno Will. Ciocia popatrzyła na niego i zaśmiała się lekko. Mimo tego że próbuje traktować nas równo to widać że mój brat jest jej ulubionym dzieckiem. Zawsze rozpieszczany i wszystko uchodzi mu płazem. W końcu jest wybrańcem! Ciocia często opowiadała Willowi historie pokonania Sam-Wiesz-Kogo. A mu tak bardzo odbiło na punkcie tego że jest wyjątkowy. Wstałem z miejsca i wziąłem pusty już talerz wkładając go do zlewu.

-Ciociu mogę iść do parku?? -Zapytałem się kobiety ,a ta skinęła głową dalej słuchając wymyślonych przez Willa historii.

~Park~~

Byłem już przy wejściu do parku gdzie miałem się spotkać z moją koleżanką ,którą w sumie znam od niedawna. Poznaliśmy się w pobliskiej bibliotece .

~~Wspomnienie~~

Tydzień wcześniej

Wszedłem do budynku biblioteki od razu udając się do działu z książkami fantasty. Wtedy mój wzrok natrafił właśnie na nią. Zwykła dziewczynka w około moim wieku z burzą brązowych włosów.Ubrana w już sprane jeansy i czerwoną koszulkę.Miałem już skierować mój wzrok na półkę z książkami kiedy, właśnie ta dziewczynka jakimś cudem przywołała do siebie książkę znajdującą się na najwyższej półce. Wytrzeszczyłem oczy i rozejrzałem się czy nikt inny tego nie zauważył i szybkim krokiem podszedłem do niej.

-Powinnaś być bardziej uważna - Rzekłem do niej ,a ona spojrzała na mnie spanikowana.

-Dlaczego?O co ci chodzi? -Zaczęła udawać że nie wie o czym mówię.

Westchnąłem i spojrzałem na jedną z książek na półce. Rozejrzałem się nie chcąc by ktoś widział z powrotem wracając wzrokiem na papier. Do mnie pomyślałem ,a książka po chwili znalazła się w moich rękach.

-O tym. -Powiedziałem patrząc w jej zdziwione oczy w ,których po chwili pojawiły się iskierki szczęścia .

-Jesteś taki jak ja. - Powiedziała wesołym głosem.

-W końcu jestem czarodziejem. -Rzekłem.

-Czarodziejem? Więc to jest magia? -Zaczęła zadawać sobie pytanie.

-Tak. Jestem Harry ,a ty? -zapytałem uśmiechając się niepewnie.

-No tak nie przedstawiłam się jestem Hermiona. -Przedstawiła się.

Od tego zaczęła się nasza znajomość. Okazało się że wychowuje się w pobliskim sierocińcu i dość często mijaliśmy się w bibliotece. Trochę głupio mi było że w ogóle jej wcześniej nie zauważyłem, ale nie była z tego powodu zła.

~~Teraźniejszość~~~

-Hej Hermiona! -Krzyknąłem widząc dziewczynę na ławce zaczytaną w jakąś grubą książkę.

-Ooo Harry. Cześć. -Przywitała się ze mną z uśmiechem.

-Nie uwierzysz co się stało!-Krzyknęła po chwili odkładając książkę na bok i robiąc mi miejsce na ławce żebym mógł usiąść, co po chwili uczyniłem. - W ostatni weekend, kiedy był dzień adopcyjny pewna para podeszła do mnie. I ta kobieta zaproponowała mi żebym została ich córką. Rozumiesz? Będę miała rodziców. - powiedziała uśmiechając się jeszcze szerzej niż wcześniej, jeśli to jeszcze możliwe.

-Nie napalaj się na to szczurku- Nagle usłyszałem za pleców. Odwróciliśmy się razem do tyłu, a dziewczyna momentalnie się zawstydziła.

- A co zazdrościsz? -Zapytałem się kpiąco brata stojącego z dwoma kolegami. On spojrzał na Hermione i popatrzył na swoich towarzyszy.

-Czego niby? Tego małego szczura. -Odpowiedział i razem z tamtymi zaczął się śmiać. Przewróciłem oczami i chwyciłem brunetkę za rękę.

-Chodźmy stąd. On nie są warci naszego towarzystwa. - Ostatnie zdanie szepnąłem jej do ucha ,a ona smutno uśmiechnęła się do mnie. Pociągnąłem ją do ławki ukrytej między drzewami.

-Rzadko ktoś tu przychodzi więc możemy porozmawiać.-Powiedziałem z uśmiechem. Popatrzyłem na nią wyczekująco.

-No to wrócimy do poprzedniego tematu. -Zaproponowałem ,a w oczach dziewczyny pojawił się wcześniejszy blask.

-Jak zawsze w dzień adopcyjny ci różni rodzice podchodzili najczęściej do tych maluszków co nie umieją nawet dobrze się wysłowić.-Zaczęła opowiadać lekko oburzona. -Więc znudzona usiadłam na jakimś krześle zaczynając czytać. Nie wiem ile czasu minęło gdy nagle podeszła do mnie taka kobieta. Ona była taka piękna mówię ci. -Mówiła z ekscytacją. -Ukucnęła koło mnie i zapytała co czytam. Odpowiedziałam jej grzecznie i tak zaczęłyśmy rozmawiać na różnie tematy. Głównie gadaliśmy o nauce. Nagle zadała dziwne pytanie. - Powiedziała tajemniczo.

-Jakie ?? -Zapytałem ciekawskim głosem.

-"Czy wiem czy jakiemuś dziecku w sierocińcu przytrafiają się dziwne rzeczy?". Wiesz spojrzałam na nią niepewnie i sama zapytałam jakie na przykład. Odpowiedziała że np. kiedy jest zły szkło tłucze się samo czy jakoś tak. Ja taka całkowicie zdziwiona spojrzałam na nią i powiedziałam że tylko jedna taka sytuacja była. A ona uśmiechnęła się do mnie i zaczęła mówić że razem z mężem marzą o dziecku. -Mówiła trochę nużącym tonem.

-Możesz przejść do sedna? -Powiedziałem znudzony ,a ona spojrzała na mnie karcąco.

-Zapytała się mnie czy chce zostać jej córką ,a ja oczywiście ucieszona krzyknęłam że tak. -Dokończyła jakże tą ciekawą opowieść.

- Naprawdę wierzysz w to że po ciebie przyjadą ?? -Zapytałem się.

-Oczywiście! -Krzyknęła stając na nogach.

-Nadzieja matką głupców jak to się mówi. -Mówię schodząc z ławki.

-To już moja sprawa w co wierze.-Dodała lekko przemądrzałym głosem.

-Dobra jak chcesz. Ja na twoim miejscu jednak nie miał bym nadziei. -Powiedziałem patrząc na nią niepewnie. - Ja muszę już iść , bo za niedługo będzie obiad.-powiedziałem i pożegnałem się z obrażoną na mnie dziewczyną. Niech wierzy w co chce ,ale nie wszyscy dorośli są dobrzy. Równie dobrze kobieta mogła ją okłamać ,a później Miona będzie płakać. Udałem się więc w stronę domu, kiedy usłyszałem jakieś hałasy. Wychyliłem się za drzewa i zobaczyłem Willa,który razem z kolegami dokuczał jakiemuś małemu chłopcu. Sięgnąłem po kamień leżący na ziemi i rzuciłem w głowę mojego brata.

-Kto śmiał ... -Zaczął ,ale oczywiście mu przerwałem.

-Nie wolisz poznęcać się na kimś twojego rozmiaru braciszku...-Powiedziałem kpiąco opierając się o drzewo.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top