Rozdział 5 (III)
- Jaki ten Johnson jest okropny! - narzekała Cassie idąc z bratem, kuzynką Lily i przyjacielem Willem Longbottom'em na Obronę Przed Czarną Magią. Krukoni i Gryfoni mieli ją dzisiaj razem. Jeszcze jednak nie poznali nowego nauczyciela, a nie było go na uczcie powitalnej.
- No... Żeby tak obrażać Alexis. - pokręcił głową Jace. -Widać nie zna jej za dobrze i nie wiedział, że może wybuchnąć.
- A wyobraźcie sobie, że wczoraj Alex miała z nim szlaban. Coś czuję, że przeżywała katusze. - stwierdziła Potterówna. Wszyscy zgodnie pokiwali głowami.
- Dobrze, że Lexi ich powstrzymała. Chociaż ona jest taka miła. - westchnęła Weasley i założyła swoje brązowo-rude włosy za ucho.
- W ogóle nie mają podobnych charakterów z Neal'em. - odezwał się w końch zawsze cichy i zadumany w sobie William.
- Dokładnie. Miła, spokojna Lexi i wybuchowy, wredny Neal. Niby bliźniacy, ale w porównaniu do was - Lily zwróciła się do Cassie i Jace'a - albo do naszych rodziców, - miała na myśli Harry'ego i Julie - są kompletnie inni. Niepodobni do siebie.
Na tym zakończyli rozmowę bo dotarli do klasy. Nie było jeszcze nauczyciela. Lily zajęła z Cassie pierwszą ławkę, a Will i Jace drugą za nimi. Wyciągnęli książki i czekali. Za nimi Gryfoni śmiali się na zabój,a Krukoni powtarzali to co przeczytali w wakacje w podręcznikach.
Wtedy do sali wmaszerował wysoki mężczyzna. Miał ulizane, czarne włosy z przedziałkiem na środku, szpiczasty nos i bardzo bladą cerę. Ciemne oczy próbowały ogarnąć calle to towarzystwo. Poprawił zswój długi frak i usiadł przy biurku. Na jego widok uczniowie umilkli i rzucali sobie pytające spojrzenia.
- Dzień dobry - powiedział niskim głosem. Cała klasa wymamrotała "dzień dobry panie profesorze" bez większego entuzjazmu. - Nazywam się Bartholomew Oswald Bright. W skrócie Bob. Mówcie do mnie per profesorze Bob, lub per profesorze Bright. Jak już wiecie, będę waszym nauczycielem OPCM. Będę chciał z wami przerobić cały podręcznik i zahaczyć jeszcze o tematy, których nie ma w książce, a mianowicie zaklęcia obronne. Jakieś pytania?
- Po co nam zaklęcia obronne nie z naszej książki? - zapytał Jace nie podnosząc ręki. Nauczyciel zmierzył go ostrym wzrokiem i podszedł do niego wolnyn krokiem stukając głośno butami o posadzkę.
- Nigdy nie wiadomo kiedy ci się przydają panie Weasley. - odpowiedział tak ostro, że Cassandra zadygotała. Już wiedziała, że na zajęciach będzie ciężko i pan Bob nie będzie lubianym nauczycielem.
Lekcja minęła ćwicząc podstawowe zaklęcie "Expelliarmus", króre jak ujął pan Bright, powinien umieć każdy mniej lub bardziej doświadczony czarodziej. Jako pierwszej udało się Lilce. Liczyła, że nauczyciel ją pochwali, ale on tylko znudzony przewrócił oczami widząc jej entuzjazm.
***
Alexis spała na Historii Magii. I to dosłownie. Martina musiałaa ją co trochę szturchać i wybudzać ze "słodkiego snu". W końcu jednak zrezygnowała z tego zajęcia zasnęła razem z przyjaciółką. Slytherin te zajęcia miał z Gryffindorem. Zazwyczaj coś odwalają śmiesznego z James'em, Fredem i niekiedy Clary, ale dzisiaj nikt nie miał siły, a oni też przysypiali. Blackówna tym bardziej, bo wczoraj po szlabanie, do późna włóczyła się po Zakazanym Lesie.
Kiedy zadzwonił dzwonek odetchnęła z taką ulgą, że wyszła jako pierwsza z klasy. Pobiegła po pierwszaków i to ich teraz odprowadziła na Historię Magii. Prychnęła gdy młodsi uczniowie wyciągnęli pergaminy, pióra i podręczniki z nadzieją, że będzie ciekawa lekcja. Spojrzała na zegarek, miała jeszcze pięć minut do OPCM. Znowu z Gryfonami. Postanowiła usiąść z Clarissą.
Gdy weszli do klasy minęli się z drugoklasistami, którzy wyszli zmęczeni z lekcji. Profesor Bob przytrzymał ich nawet na przerwie. Alexis zajęła z Clary środkową ławkę w środkowym rzędzie. Za nimi James i Fred ponownie pełni energii a przed nimi Isabell z Martiną.
Nauczyciel przywitał się tak samo jak u klasy młodszej i również zapowiedział materiał z poza książki. Oprócz tego czekają ich SUMy, co oznacza mnóstwo pracy. Uczniowie zgodnie jęknęli.
- A teraz wstańcie i pochowajcie wszystko do toreb. - powiedział Bright. Zrobili trochę zdziwieni to co kazał. Gdy każdy już stał, machnął różdżką i ławki zniknęły, a ich torby byłu ułożone pod ścianą. - Będziemy ćwiczyć zaklęcia obronne. Dobierzcie się w pary.
Alex i Clary stanęły na przeciwko siebie. Każdy praktycznie miał taką parę, z jaką siedział w ławce. Bob wypisał na tablicy kilka zaklęć i powiedział, że można używać tylko tych.
Expelliarmus
Expulo
Petrificus Totalus
Protego
Impedimenta
Alex machnęła ręką. Łatwe, niegroźne zaklęcia. James chyba też to zauważył, bo nie słuchał gdy profesor tłumaczył zasady. W końcu wzięli się za ćwiczenia. Nauczyciel co trochę zmieniał im pary. Alexis pracowała już z Clarissą, Isabell, James'em, Liam'em Finneganem i Philipem Dictem. Ponownie nastąpiła zmiana par i teraz to James walczył z Philipem, a do Alexis dołączyła się Gryfonka, której nie znała imienia. Wszystko świetnie szło, Bob dawał im wskazówki, było spokojnie. Do czasu.
Nagle Philip ryknął tak głośno, że wszyscy umilkli i spojrzeli w jego stronę. James otwarł szeroko buzię ze zdumienia. Włosy Dict'a płonęły żywym ogniem. Połowa Gryfonów ryknęła śmiechem. Alexis też zaczęła chichotać, ale wiecznie wesoły James stał nieruchomo jak trup.
- Potter! - pan Bob pojawił się odrazu przy uczniach. - Mówiłem, że tylko zaklęcia z tablicy!
Narazie jakoś nikt nie kwapił się by pomóc Ślizgonowi, który był żywą pochodnią. Nawet nauczyciel był zajęty krzyczeniem na James'a. Clary więc wzięła sprawy w swoje ręce.
- Aquamenti. - wypowiedziała zaklęcie i strumień wody oblała ucznia gasząc płomienie. Na głowie miał śmieszny wzorek z włosów, które były w połowie spalone, co wywołało kolejną slawę śmiechu.
- Dziękuję panno Weasley - odpowiedział Bright. - Panie Dict do Skrzydła Szpitalnego, a ty Potter do pani dyrektor!
- Ale to nie ja! - zaprzeczał czarnowłosy. - Naprawdę!
- Kłamiesz! - ryknął Philip wybiegając z klasy.
- Tak bardzo chciałeś się popisać znajomością zaklęć Potter? - wściekł się nauczyciel. - Zobaczymy jak wytłumaczysz się przed panią dyrektor!
James zacisnął dłoń na różdżce. Miał ochotę komuś przyłożyć. Dlaczego mu nie wierzyli? On naprawdę nie podpalił włosów temu Ślizgonowi! Ktoś go wkręca! Wymaszerował z klasy. Clary i Alexis spojrzały na siebie porozumiewawczo i ruszyły na kuzynem.
- Weasley! Black! Dokąd to? - Bob nagle z dziwną szybkością znalazł się między dziewczynami i drzwiami. Wyglądało jakby się teleportował, ale w Hogwarcie nie można się teleportować. Dziewczęta zrobiły kamienne miny i wróciły do ćwiczeń. Tym razem nie zmieniały już pary mimo nakazów Bright'a. Minęły może dwie minuty, kiedy Alexis "przypadkiem" kopła Freda.
- Za co? - jęknął rozmasowywując nogę, a jego przeciwniczka Martina wykorzystała okazję i rozbroiła przeciwnika. Machnął na nią ręką niezainteresowany.
- Kopsnij Wymiotkę - powiedziała, a Clarissa i Fred już wiedzieli o co chodzi. Weasley'e uśmiechnęli się znacząco.
- Ja i Fred je zjemy. Ty idziesz nas asekurować. - stwierdziła ciemnowłosa. Black kiwnęła głowa na zgodę, a Weasley'e zjedli pomarańczowe części cukierków. Wrócili do ćwiczeń. Objawy rozpoczną się za niecałą minutę. Blackówna była gotowa, by przetransmutować jakieś krzesło w wiadro. Widziała już raz jak te cukierki działają na Clary. O wiele gorzej niż na innych.
Po chwili mieli upragniony efekt.
- Panie psorze! Panoe psorze! Clary będzie wymiotować! - krzyknęła Blackówna, a Weasley'ówna zzieleniała na twarzy. Alex podała jej wiaderko, które chwilę wcześniej było krzesłem.
- Aaa! Weasley też! - pisnęła Martina i uciekła jak najdalej od zielonego na buzi chłopaka. Podbiegł do kuzynki, która wymiotowała do wiaderka.
- Do Skrzydła Szpitalnego! - krzyknął zniesmaczony nauczyciel.
- Ja z nimi pójdę, żeby nie zarzygali Hogwartu! - stwierdziła Black i popędzając ich wyszli z klasy nie czekając na zgodę Bright'a. Gdy zamknęła drzwi wepchnęła Clarissie do buzi fioletową część cukierka, która zapobiega wymiotom. Fred dał sobie radę sam.
- Dzięki - odetchnęła Weasleyówna i osunęła się po ścianie. - Nigdy więcej.
- Mogłam ja wziąć wymiotkę.- stwierdziła czarnowłosa.
- Nie ważne, chodźmy do James'a. - stwierdził rudzielec i pognali biegiem do gabinetu dyrektorki. - Nie wierzę, że on podpalił mu włosy.
- Ja też nie, ale z drugiej strony wsyscy byli zajęci ćwiczeniami. - westchnęła Alex.
- Ale iskra poszła od James'a. - przyznała Gryfonka. - Z drugiej strony, on zawsze lubił bawić się ogniem... Od kąt pamiętam..
Przerwała nagle bo dotarli pod gabinet McGonagall, którego strzeże himera. Potter musiał być jeszcze w środku. Złapali więc oddech po intensywnym biegu i czekali, aż wyjdzie. Po niespełnie pięciu minutach pojawił się czarnowłosy. Przeklnął głośno gdy wejście za nim zniknęło i kopnął w nie z całej siły.
- James... - zaczęła delikatnie Alexis, a on dopiero teraz ich zauważył. Znowu przeklnął głośno wręcz krzycząc.
- Co się stało? - odezwał się Fred, a przyjaciel spojrzał na nich miną zbitego psa.
- McSztywna mi nie uwierzyła. Powiedziała, że skontaktuje się z moimi rodzicami. - Potter wręcz wypluł te słowa. - Uznała, że najpierw to na uczcie, teraz podpalenie włosów "koledze". Mogłem go "bardzo skrzywdzić", gdyby nie szybka reakcja Clary.
- James, my ci wierzymy. - powiedziała Clary i położyła mu na ramieniu swoją dłoń.
- Na serio? - zdziwił się Gryfon.
- Tak. Chociaż to wszystko wyglądało jak twoja wina, chociaż z twojej różdżki wyleciała ta iskra ognia, chociaż wiemy, że nienawidzisz Ślizgonów, oprócz mnie oczywiście, chociaż wiemy, że lubisz się popisywać i wygłupiać, chociaż wiemy, że jesteś nieodpowiedzialny i tak dalej, wierzymy, że to nie ty podpaliłeś mu włosy. - stwierdziła Alexis i poklepała przyjaciela po plecach. Gryfoni spojrzeli na nią dziwnie.
- Szczera do bólu. - stwierdził krótko Fred i nawet James nie mógł powstrzymać się od śmiechu.
- Co ja bym bez was zrobił? - Potter zdobył się na lekki uśmiech.
- Spaliłbyś się na śmierć. - zażartował Wealsey. Trochę nietrafiony żart jeśli chodzi o sytuację, ale i tak wybuchnęli śmiechem.
- Ale i tak mam problem, bo tata przyjdzie do szkoły... A McSztywna obiecała mi baardzo surową karę. - westchnął James i ruszyli powolnym krokiem do biblioteki.
- Może mu się da jakoś wytłumaczyć... - zaproponowała niepewnie Clary Potter pokręcił ze zrezygnowaniem głową.
- Hej, przecież mój tata był Huncwotem! Razem z twoim dziadkiem. Masz imiona po dwóch największych dowcipnisiach i rozrabiakach w historii Hogwartu! - zaczęła Alexis.
- I co w związku z tym? - nie rozumiał czarnowłosy.
- Wyślemy sowę do mojego taty by przyjechał z twoim. Może uda mu się go ubłagać, aby nie było aż takiej awantury. - ożywiła się Blackówna.
- A wiesz, że Harry zawsze podziwiał Syriusza. - dorzucił Fred.
- To może się udać.- potwierdziła Weasley. Czekali na decyzję James'a.
- Mamy pół godziny do następnej lekcji. - stwierdził po chwili. - Idziemy do sowiarni.
Po krótkim aplauzie pobiegli do sowiarni nie zważając na to, że powinni jeszcze iść na końcówkę lekcji.
***
Fred otworzył z hukiem drzwi sowiarni, co nie spodobało się sowom, które zaczęły skrzeczeć i latać nad sufitem.
- Zamknijcie się głupie ptaszyska! - wrzasnęła Alexis, gdy jedna sowa zaplątała swój pazur w jej włosach i gdy chciała się uwolnić, wyrwała przy tym kłębek czarnych włosów. Black przyknęła z bólu i zaczęła klnąć jak szalona, ale ptaki nadal latały, że aż strach było tu siedzieć.
- Na miejsca! - krzyknęła Clary i nagle wszystkie ptaki ją usłychały i wróciły na swoje miejsca.
- Jak ty to... - Alexis zmarszczyła brwi, a Weasley tylko wzruszyła ramionami.
- Clary zawsze miała świetny kontakt ze zwierzętami. - wytłumaczył James szukając w torbie pergaminu i pióra.
- Czasami mi się nawet wydaje, że rozumiem ich mowę... - Clarissa wydawała się jakby chciała im coś powiedzieć, lecz po chwili z tego zrezygnowała. - Ale na pewno mi się tylko wydaje.
- Mniejsza o to. Alex pisz. - poganiał ją James chcąc uchrnoić przyjaciółkę od niepotrzebnych pytań i zainteresowania jej osobą. Wcisnął czarnowłosej pergamin i pióro do ręki, a ona zaczęła pisać z prędkością światła. Po chwili podniosła i podała James'owi swój list patrząc dumnie.
Cześć tato!
Dzisiaj o 23:00 w kominku Gryffindoru. Będziemy czekać! Mamy pilną sprawę. Proszę.
Całusy,
Alexis, James, Clary i Fred.
- Ujdzie - skomentował krótrko czarnowłosy Gryfon za co dostał kuśkańca od kuzynki. Przyczepił list do sowy Alexis i wysłał ją z przesyłką. - Tata ma przyjechać jutro. Myślę, że będzie dobrze.
- Musi być dobrze! - rozentazjuzmował się Fred czym wywołał slawę śmiechu dziewczyn.
- Patrzcie jaki wiatr - Clary zmarszczyła czoło patrząc wyglądając przez otwarte drzwi. Wszyscy przyglądali się temu zjawisku.
- Rzeczywiście. Może już wracajmy? Zobaczcie, wszyscy uciekają do zamku. - Fred wskazał palcem grupki uczniów uciekających przed potężnym wichrem.
- Ale tak z minuty na minutę? - zdziwił się James.
- Coś tu nie gra... - Alexis zrozumiała to gdy tylko biegli schodami sowiarni. Jednak było już za późno, żeby się wycofać z powrotem do zamkniętego pomieszczenia.
- Patrzcie tam! - krzyknął Fred wskazując na Zakazany Las. Między drzewami przedzierały się trzy ogromne postacie z jednym okiem na środku czoła. Były dwa razy większe niż najwyższe drzewa i taranowały wszystko co spotkały na swojej drodze. Czwórka uczniów, która stała oszołomiona na twardym gruncie, czuła drgania ziemi. Kompletnie nie wiedzieli co się dzieje. Co to za stwory? Raczej nie przybywają tu w pokoju.
- Zwiewamy!? - James starał się przekrzyczeć wiatr, co nie było łatwe.
- Jakie ziemniaki? - odkrzyknął Weasley i o mało się nie przewrócił, bo teraz ziemia pożądnie się zatrzęsła.
- Co to za paskudstwo!? - wrzasnęła Alexis zamykając oczy, bo już ją bolały od piachu, który się tam dostał.
- Nie wiem! Uciekamy! - zadecydował Potter i rzucili się do ucieczki w stronę zamku. Wielkoludzi jednak byli już na skarju lasu i zauważyli ich. Dwójka z nich wydała z siebie przeraźliwy ryk. Wyrwali po dwa drzewa i zaczęli wywijać nimi jak maczugami. Pognali w stronę nastolatków znów wywołując trzęsienia.
- Nie zdążymy! - spanikował Fred. Wtem cała czwórka przerwóciła się o korzenie, które zaczęły wyrastać z ziemi próbując splątać im nogi.
- To giganci! Rozdzielamy się! - zadecydowała do tąd milcząca Clarissa. Przeskakiwała nad korzeniami zwinnie jak sarna i zaczęła kierować się do lasu. Każdy pobiegł w inną stronę.
- Reducto! - Alex miotała tym zaklęciem na prawo i lewo zamieniając w proch korzenie. Miała jedynie taką przewagę, że żaden ze stworów nie pobiegł za nią. Fred i James, których drogi się krzyżowali mieli na karku dwóch gigantów. Również niszczyli korzenie zaklęciami, ale szło im coraz gorzej. Dlaczego nikt nie wyszedł ze szkoły, żeby im pomóc?
W końcu Potter poczuł, że jego ciało płonie, chociaż nie widział ognia. Poczuł przypływ tak wielkiej energii, że myślał, iż zaraz eksploduje. Zatrzymał się i pozwolił korzeniom opleść swoje nogi.
- Co ty robisz!? - zdziwił się Fred i zastrzymał się na chwilę podskakując w miejscu
- Biegnij! Mam plan! - wrzasnął Potter, a Weasley niepewnie go posłuchał. Korzenie dosięgały już do kolann chłopaka. Jeszcze chwila i zostanie żywym drzewem staranowanym przez dwóch gigantów.
I wtedy James uniósł różdżkę i poruszył ustami. Nie zdążył wypowiedzieć do końca zaklęcia, a z jego różdżki wystrzelił snop ognia. I kolejny i kolejny. Zdezorientowane stwory zaczęły zakrywać sobie oczy, a korzenie zamieniały się w popiół. Gdy ogień dotknął ciała jakiegoś olbrzyma, zostawiał na nim paskudne ślady. Po chwili były tak poranione, że rozpadły się i został z nich pył, który rozwiał się po błoniach.
Clary była goniona przez ostatniego, największego potwora. Nie nadążała już skakać. Cała energia z niej wyparowywała w przeciwieństwie do jej kuzyna. Odwróciła się by uderzyć w giganta kolejną Drętwotę. Niestety była odwrócona i sekundę za późno i nie zauważyła, że zcentralnie przed nią zmaterializował się wielki korzeń. Oplutł ją w pasie i uniósł w górę. Wrzasnęła, ale nie była pewna, czy ktoś ją słyszy wśród tego wiatru. Przyjaciele biegli do niej z odsieczą, ale byli zbyt daleko. Nie zdążą... Ten korzeń ją udusi, albo gigant pożre.
I wtedy stało się coś dziwnego. Korzeń zastygł bez ruchu, a korzenie zaczęły atakować giganta.
****************************
I tym pozytywnym aspektem zakończę ten rozdział xD ma aż 2500 słów xD cięzko mi się go pisało 😂 tak już nqpisałam o tym liście i uznałam, że za mało dramy, potrzebna akcja, więc proszę bardzo 😂😂
DZIĘKUJĘ WAM ZA TAK DUUUUUŻO WYŚWIETLEŃ I GWIAZDEK! ;* ❤❤
KOMENTUJCIE! Bo serio, komentarze każdego rodzaju mega cieszą :D
Pzdr
TheQueenOfMagic 😍
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top