Rozdział 30 (III)

Notka na końcu rozdziału

***************

Następnego dnia James obudził się z bolącą głową. Spojrzał na zegarek. Była już prawie 10:00 co oznaczało, że przegapili śniadanie. Jego kuzyn Fred smacznie spał, natomiast pozostałych lokatorów już nie było w dormitorium. Potter twierdząc, że już nie zaśnie zwlekł się z łóżka i poszedł pod prysznic. Kiedy po piętnastu minutach wyszedł, Weasley siedział zaspany na łóżku.

- Która godzina? - zapytał ziewając teatralnie rudzielec.

- Twoja ostatnia - parsknął James. Fred zdezorientowany zamrugał oczami, po czym to on poszedł pod prysznic. Potter nieczekają na kuzyna zszedł do Pokoju Wspólnego. Liczył, że spotka tam Clarissę. Pamiętał jak przez mgłę, jak w nocy przeszyła strzałą groźnego demona.

- Hej James! - Gryfon usłyszał dziewczęcy głos. Uśmiechnął się i obrócił.

- Hej Cla... - przerwał w połowie imienia. To wcale nie Clary go wołała, ale wysoka brązowo-włosa. To przecież nowa scigająca Gryffindoru. Próbował sobie przypomnieć jej imię. Kristi? Kaly? Nie! Katy! - Hej Katy.

- Chciałeś na mnie powiedzieć Clary - powiedziała oburzona i zmierzyła go wzrokiem. James podrapał się za uchem.

- Noo... Bo akurat jej szukałem, nie widziałaś jej może? - zapytał, po czym zorientował się jak fatalny błąd popełnił. Katheryn jednak tylko zacisnęła usta mocno ze złości

- Nie wiem - powiedziała szorstko. - O której dzisiaj idziemy?

- Gdzie idziemy? - Potter zmarszczył czoło.

- Do Hogsmeade - Hudson starała się nie wybuchnąć złością, ale James ją już naprawdę irytował. - Nie pamiętasz? Wczoraj mnie zaprosiłeś.

- Aaa! Dobra już kojarzę! - nagle Jamesa olśniło - Sorka, tyle wrażeń miałem w nocy, że aż zapomniałem.

- To zabrzmiało dwuznacznie - syknęła Katy. - To o której?

- Nie wiem, wieczorem jakoś? - powiedział Potter. Ona kiwnęła głową.

- Okay - odpowiedziała. Miała już odejść kiedy dodała. - Clarissa poszła do swojej siostry.

- O dzięki wielkie - odparł Potter i niewiele myśląc poszedł do biblioteki. Wiedział, że tam zazwyczaj Clary spotykała się z Cassie i Jacem.

***

- Nie Jace, nie możesz iść z nami. Muszę iść tylko​ ja i Złote Dzieci - Clary siedziała ze swoim rodzeństwem w bibliotece. Ustalili, że muszą wybrać się dzisiaj do Zakazanego Lasu do założycieli. Jace bardzo chciał im towarzyszyć.

- Ale co jak wam się coś stanie? - Krukon nie dawał za wygraną. Clary uśmiechała się pod nosem.

- To przynajmniej ty będziesz cały i zdrowy - siostra zmierzwiła bratu włosy. Nagle do stolika poszedł James.

- Heej! - powiedział trochę za głośno przez co bibliotekarka zmierzyła go groźnie wzrokiem. - O czym dyskutujecie?

- James, dzisiaj idziemy do Założycieli - szepnęła Gryfonka. Potter pokiwał głową i usiadł między Jacem a Clarissą.

- W nocy? - zapytał.

- Wieczorem - poprawiła go Clary. - Nie ma sensu włóczyć się nocą, skoro można iść wcześniej i wrócić wcześniej. I tak już za dużo nocy nie przespałam.

- Kurde, umówiłem się właśnie na randkę z tą Katy z naszego roku z drugiego dormitorium - zamyślił się chłopak.

- To odwołaj randkę - Clarissa wzruszyła ramionami.

- Albo przełóż - podpowiedziała Cassie.

- Albo odwołaj - powtórzyła jeszcze raz Clary i uśmiechnęła się sztucznie. James jednak nie zdążył odpowiedzieć, bo do biblioteki wbiegł Albus.

- James, twoja peleryna! - krzyknął.

- Chłopcze! Tu jest biblioteka! Proszę zamilknąć. - wysyczała bibliotekarka. Ślizgon zrobił przepraszający gest ręką.

- Co z moją peleryną? - zapytał zdziwiony Potter.

- Lexi ją wczoraj zabrała. A dokładniej zaczarowała Lily aby ją jej dała. - Albus sapał, bo zmęczył się drogą. Przybiegł tu na pełnym sprincie z siódmego piętra.

- Jak to!? - James zerwał się na równe nogi przewracając krzesło. Wybiegł z biblioteki nie zwarzając na pogróżki nauczycielki. Reszta podążyła jak najszybciej za nim.

***

- Nie ma! Rozumiecie!? Nie ma! - James przeszukiwał każdy kąt swojego pokoju. Pamiętał, że odkładał ją w specjalne, przygotowane miejsce aby nikt nie mógł jej znaleźć. Niewiele osób o nim wiedziało. Do pokoju weszła Cassie prowadząc Lily.

- Lily, czy pamiętasz coś dziwnego co się wydarzyło w nocy? - Clary zapytała spokojnie kuzynkę. Ona skrzywiła się i pokiwała niepewnie przecząco głową.

- O co chodzi? - zapytała Potter. James krzyknął sfrustrowany. Nie był zły na siostrę, ale na tą przeklętą córkę Voldemorta.

- A pamiętasz może czy nie spotkałaś wczoraj Lexi? Tej ze Slytherinu? - Clarissa potrafiła zachować nadzwyczaj spokojny głos. Lily była przerażona.

- Naprawdę nie wiem o co wam chodzi - dziewczynka mówiła roztrzęsionym głosem. - Co się stało?

Albus opowiedział siostrze co wczoraj widział razem z Scorpiusem. W między czasie do dormitorium wszedł Fred  i też czuł rozgoryczenie. Lily prawie się popłakała. Dotychczas nie zdawała sobie sprawy jak potężną moc ma Riddle. Starsi bracia pocieszali ją, mówili że to nie jej wina, ale Lilka i tak się obwiniała.

- Przepraszam - chlipała i przytuliła mocno Jamesa - Ja nic nie pamiętam, ja nie wiedziałam, że robię coś złego.

- Spokojnie Lily, nikt nie jest na ciebie zły ani cię nie obwinia. Jeżeli jest to kogoś wina to tylko i wyłącznie moja, bo zostawiłem ją w pokoju - powiedział James i wziął siostrę na ręce.

- Po co tej suce ta peleryna? - Fred nadal czuł frustrację i chciał rozszarpać ją gołymi rękami.

- Nie wiem, ale mamy ze Scorpiusem swoją teorię - powiedział Albus i wszyscy wyczekująco na niego spojrzeli - Ona chce być Panią Śmierci.

- Dokładnie, myślicie że skąd wziął się ten dziwny demon wczoraj? Jakimś cudem wydostał się z królestwa, zatem nie sztuka aby odzyskać kamień wskrzeszenia. - Scorpius wytłumaczył ich podejrzenia skubiąc rękaw.

- Dlaczego to wszystko musi się tak komplikować! - Clary warknęła i miała ochotę uderzyć pięścią w stół. Spojrzała na zegar. - Chodźcie, musimy iść do Snape'a.

Zostawili Lilkę w Pokoju Wspólnym i poszli na umówione spotkanie z mistrzem eliksirów. Przyszli ostatni, bo reszta siedziała już w kręgu z krzeseł. Zajęli wolne miejsca i czekali na nauczyciela. W międzyczasie opowiedzielib reszcie o skradzionej pelerynie i teorii młodych Ślizgonów.

- Ale po co jej bycie Panią Śmierci? Kogoś chce wskrzesić? - Rose skrzywiła się na tą wiadomość. Nie było to dobre dla nikogo z nich. W końcu pojawił się Severus i spojrzał z politowaniem na dziesiątkę uczniów.

- Czemu w tej szkole nie może być spokojnie - westchnął sam do siebie, ale tak aby go wszyscy słyszeli. - Słyszałem co mówiliście o Pani Śmierci. Uważam, że może próbować wskrzesić ojca.

- Ale Voldemort nie miał ciała, nie miał już żadnych horkruksów, nie może go wskrzesić! - pisnęła przestraszona Cassie. Matka zapewniała ją, że Czarny Pan już nigdy nie wróci. Krukonka nie wierzyła, że Julie się tak po prostu myliła.

- Sam z siebie oczywiście, że nigdy nie powróci. Ale Pan Śmierci może wskrzesić każdego... - Snape zamyślił się po czym po chwili zwrócił się do uczniów. - Jakie macie plany w związku z tym, że są wśród was Złote Dzieci?

- Dziś wieczorem albo popołudniu wybieramy się spotkać z założycielami Hogwartu -Clary przejęła szybko pałeczkę, aby James nie narzekał, że ma jakąś randkę - Tam nastąpi wybór Srebrych Dzieci, a potem zobaczymy jakie mają dla nas przygotowane zadania. Myślę, że nie unikniemy wyprawy poza mury Hogwartu. Trochę problematyczne będzie to, że nikt z nas nie potrafi się teleportować, ale jakoś będziemy sobie radzić.

- Dobrze - Snape zdawał się przemyśleć w swojej głowie każde słowo Weasleyówny i kiwał zamyślony głową. - Po spotkaniu proszę skontaktujcie się ze mną. Porozmawiam z Panią dyrektor i pomyślimy nad jakimś transportem dla was. - nagle spojrzał na Neala i przypatrywał się mu dłuższą chwilę - Panie Johnson.. w sumie Riddle, nie umie się pan przypadkiem teleportować?

- Ja... - to pytanie tak zaskoczyło Neala, że minęła chwila zanim wydusił coś z siebie - Niesety nie do końca. Owszem, uczyłem się ale nie zawsze wychodzi mi to nawet samemu. Nie zaryzykowałbym życia i zdrowia innych.

- Szkoda.. No trudno, coś wymyślę. - westchnął zirytowany profesor. Porozmawiali jeszcze trochę o ich planach, po czym Severus ich w końcu  wypuścił  - Idźcie już. Po spotkaniu macie przyjść do mnie.

Uczniowie pożegnali się z profesorem i wyszli na korytarz. Próbowali ustalić godzinę spotkania, ale każdy miał swoje trzy grosze do wtrącenia.

- Możemy iść w nocy? No proszę, już trzy razy przekładałem tą randkę - James patrzył się błagalnie na pozostałe Złote Dzieci.

- Nie! Po co iść po ciemku, jak można iść za widoku? Możesz odwołać randkę, myślę że nikt na tym nie ucierpi - Clary skrzyżowała ręce na piersi. Denerwowało ją dziecinne zachowanie kuzyna.

- Kurde James są sprawy ważne i ważniejsze - Alexis miała ochotę trzepnąć go przez głowę - Jeśli uważasz, że jakaś głupia randka jest ważniejsza od ratowania Hogwartu to jesteś po prostu żałosny.

- Mi jak coś obojętnie - poweidział zmieszany Hugo, bo nie wiedział jak włączyć się do rozmowy.

- Dobra! Poddaję się! Clary decyduje godzinę i już.  W końcu tylko ona wie jak dotrzeć do ich kryjówki. - James podniósł ręce do góry w obronnym geście a Gryfonka uśmiechnęła się zwycięzko.

- Dziękuję. Zatem skoro ja mam władzę to ustalam godzinę 16:30. Spotykamy sie na błoniach. Lepiej bądźcie najedzeni i przygotowani na długi spacer. - zgodzili się na tą godzinę i obiecali, że się nie spóźnią.

- Czy my jakoś możemy wam pomóc? - zapytał się niepewnie Jace - Wiem, że nie jesteśmy wybranymi, ale nie umiem tak tylko parzeć i siedzieć bezczynnie.

- Wiem skarbie - Clary poczochrała brata po głowie i uśmiechnęła się ciepło - Ale na ten moment nic nie możecie zrobić. Pozostaje wam tylko czekać na nasz powrót.

Jace smutno uśmiechnął się do starszej siostry. Ona ścisnęła go za rękę dodając mu otuchy. Rozeszli się  ostetecznie do swoich Pokoi Wspólnych. Każdy z nich już nie mógł doczekać się obiadu.

***

Piątka uczniów już dobre trzydzieści minut szła przez las. Pogoda była wyjątkowo paskudna jak na październik przystało. Stwierdzili, że zanosi się na deszcz dlatego wzięli ze sobą płaszcze. Znak na ręce Clary znowu zaczął świecić gdy tylko weszła do Zakazanego Lasu i prowadził ich prosto do kryjówki założycieli Hogwartu. Byli już trochę zmęczeni wędrówką i James zaoferował, że poniesie Cassie na barana. Ona ochoczo z tego skorzystała, bo odpadały jej już nogi.

- Już niedaleko! - Clary poczuła, że znak świeci jeszcze jaśniej i przyspieszyła - Uważajcie, bo gdzieś tu jest zamaskowana ... - nagle urwała zdanie i krzyknęła, bo zjechała do prostopadłej ścianie z ziemi i upadła na tyłek - ... dziura.

Pozostali zaśmiali się i zsunęli w ślad za Gryfonką upadając bardziej zgrabnie niż ona. Otrzepali spodnie i Clarissa poprowadziła ich w głąb jaskini. Ze zdziwieniem patrzyli jak wyrwa w ziemi zamienia się na wyremontowane pomieszczenie. W końcu dotarli do wielkich wrót.

- Wow - Hugo stał z otwartą buzią i nie mógł nadziwić się jak to wszystko zostało stworzone w Zakazanym Lesie. Clary zaczęła szukać na drzwiach święcącego znaku aby znów otworzyć drzwi. Znalazła, ale nic się nie wydarzyło. Miała ochotę już krzyknąć sfrustrowana, ale nagłe na wrotach uformował się mały wąż.

- Chyba twoja kolej na popis mocy - spojrzała na Neala i pokazała wyżłobienie w kształcie węża.

- Ale co konkretnie miałbym zrobić? - Ślizgon czuł się zmieszany i nie wiedział jak ma użyć swojej mocy. Cassie podeszła do niego i uśmiechnęła się słodko.

- Chyba tak jak kiedyś wujek Harry otworzył Komnatę Tajemnic. Musisz użyć wężomowy i rozkazać wrotom się otworzyć - podpowiedziała Krukonka, a Riddle podszedł do drzwi. Dotknął znaku, wytężył umysł i powiedział.

- Otwórz się - i nagle wszyscy jak zahipnotyzowani patrzyli jak otwierają sie drzwi. Clary uśmiechnęła się zadowolona i wbiegła dalej na korytarz z pochodniami. Kiedy wszyscy weszli, wrota się za nimi zatrzasnęły, a przestraszona Cassie krzyknęła. James wziął kuzynkę za rękę.

- Nie bój się, zobacz jak już daleko zaszliśmy - powiedział i spojrzał wyczekująco na Clary oświetlając jej twarz różdżką. Zobaczył na niej ogromne zdeterminowanie i ekscytację. Chciała aby poszli za nią przez jedne z trzech drzwi prowadzących do założycieli, ale nagle pojawił się z nikąd duży, zielony wąż. James popchnął Cassie za siebie, a sam był już gotowy użyć mocy ognia przeciwko wrogowi.

- Nie! To Salazar Slytherin! - krzyknęła Clary widzą zamiary Gryfona. Wszyscy wpatrywali się na niego teraz jak zaczarowani. Wąż także lustrował ich wzrokiem. Clarissa skłoniła się lekko. - Salazarze, przyprowadziłam Złote Dzieci. Wśród nich jest twój potomek.

- Który to? - zapytał wąż

- To on, Neal Riddle - Weasley wskazała na Ślizgona, a on niepewnie lekko się skłonił. Salazar nie odzywał się przez dłuższą chwilę.

- Witajcie. Czekaliśmy na was. Chodźcie za mną. Macie miecze? - odpowiedział wąż, a Clary odpowiedziała że mają. Podążył jednym z trzech korytarzy. Clary poszła za nim i kiwnęła na resztę. Poczuła ciepło w miejscu gdzie wisiorek po matce dotykał skóry. Aktywował się gdy rozmawiała ze zwierzętami. Nagle James położył dłoń na ramieniu Clary.

- Jak potrafiłaś z nim rozmawiać? Ja nic nie rozumiałem, a nie wierzę, że jesteś wężoustna - James zmarszczył czoło i spojrzał wyczekująco na kuzynkę. Chwilę po tym wszyscy patrzyli na nią z wyczekiwaniem. Westchnęła i wyjęła naszyjnik spod bluzki.

- To dzięki temu. Daje mi moc rozmawiania ze zwierzętami. Ale proszę, nie mówcie innym. - Clary spojrzała na nich błagalnie, a oni pokiwali zgodnie głowami.

Dotarli na miejsce. Najpierw na podwyższeniu zobaczyli ogromnego lwa, potem obok nieba pojawił się borsuk, a na koniec wylądował dumnie orzekł. Uczniowie nie mogli nadziwić się tego widoku. Sami chyba do końca nie wierzyli w to co właśnie widzą. Clarissa skłoniła się przed założycielami Hogwartu, a za nią w ślad poszła reszta.

- Dziękuję Clarisso za to, że ich przyprowadziłaś. Wykazałaś się odwagą i męstwem. Twoja rola już się skończyła, ale nie martw się, będziesz jeszcze im potrzebna. - Rowena Revenclaw przemówiła swoim aksamitnym głosem. Clary skrzywiła się na jej słowa, jak to jej rola juz dobiegła końca?

- Clary, co ona mówi? - zapytał się Neal. James i Hugo pokiwali ochoczo głowami, że też nie wiedzą.

- Ja rozumiem! - pisnęła podekscytowana Cassie. - Pani Rowena mówi, że rola Cassie już sie skończyła i dobrze wykonała swoje zadanie.

- Witaj Cassandro. Zostałaś naznaczona na Złote Dziecko Ravenclawu. Myślę, że lepiej nie można było wybrać. - powiedziała do młodej Krukonki - Każdy rozumie mowę założyciela, w którego jest domu.

Clary przekazała tą informację pozostałym. Hugo podbiegł do borsuka, który nadal stał na podwyższeniu

- Dzień dobry! Bardzo miło mi Pania poznać, jestem wielce zaszczycony, dziękuję za danie mi szansy i pozwolenie na władanie wiatrem! - patrzył się zadowolony na założycielkę swojego domu w Hogwarcie.

- Witaj Hugo. Pamiętaj, że to nie jest tylko zabawa z wiatrem, ale ogromna odpowiedzialność spoczywającą na twoich barkach. Musisz przyczynić się do uratowania Hogwartu. - Helga Hufflepuff podeszła bliżej do Puchona i Hugo mógłby przysiąc, że uśmiechnęła się di niego serdecznie.

- Powinniście wybrać Srebrne Dzieci. Potem damy wam wskazówki co robić dalej. - głos zabrał dostojny lew. James przetłumaczył wszystkim. Hugo nieśmiało podniósł rękę, bo chciał zadać pytanie.

- Czy... Muszę wybrać Srebrne Dziecko z Hufflepuffu?

***

- Ej śpiąca królewno! - Fred zasnął w Pokoju Wspólnym, ale nagle jakiś głos go obudził i usłyszał pstrykanie palcami nad głową. - Gdzie jest twój kumpel James?

Fred potrzebował jeszcze kilku chwil, aby obraz stał się ostry. Popatrzył na dziewczynę i zajęło mu chwilę aby zorientować się kim jest dziewczyna.

- Hej Katy - powiedział rozcierając zaspane oczy i ziewnął głośno. Zirytowana ciemnowłosa miała ochotę mu walnąć.

- Gdzie jest Potter? - wycedziła przez zęby.

- Miał coś do załatwienia. - powiedział rudzielec i wstał aby iść do dormitorium - Przecież miał odwołać czy tam przełożyć wasze spotkanie.

- No to nic takiego nie zrobił! - warknęła - Poszedł gdzieś z Clary, prawda?

- Yyy... - Fred podrapał się różdżką po plecach myśląc co ma odpowiedzieć - Nie.

- Kłamiesz, na pewno polazł z nią. - Katy mierzyła Gryfona wzrokiem. Nagle podeszła do Hedi, współlokatorki Clarissy i zapytała z udawaną uprzejmością - Widziałaś gdzieś Clary?

- No wychodziło jakiś czas temu z Jamesem. Mówiła tylko że późno wróci, ale nie dopytywałam. - dziewczyna wzruszyła ramionami, a Katy miała ochotę rozwalić komuś na głowie doniczkę.

- Zajebiście - powiedziała sama do siebiez po czym zwróciła się jeszcze raz do Freda - Urwę ci następnym ucho jak bedziesz mnie okłamywał. A no i powiedz swojemu koleżce, że już na pewno nigdy się z nim nie umówię.

Fred tylko wzruszył ramionami i poszedł do swojego dormitorium. Jakoś mało obchodził go problem roztrzepanej dziewczyny.

***

Wszyscy spojrzeli na Hugo. Nikt się nad tym jakoś głębiej nie zastanawiał, ale pytanie było słuszne.

- Myślę, że nie ma takiego warunku. Musicie wybrać kogoś komu ufacie. - powiedziała Helga Hufflepuff, a Clary przetłumaczyła reszcie. - Kogo wybierasz Hugonie?

- Ja... - zawahał się i spojrzał niepewnie na Cassie. - Ja chciałbym wybrać Rose, moją siostrę.

- Dobrze, Rose Weasley będzie jednym ze Srebrnych dzieci. - powiedziała Helga pod postacią borsuka i wycofała się trochę.

- O jejku co za ulga! - powiedziala niespodziewanie młoda Krukonka. - Miałam taki dylemat czy wybrać Jace czy Rose i problem sam sie rozwiązał.

- Rozumiem, że na Srebrne dziecko wybierasz Jonathana Weasley'a? - Rowena spojrzała wyczekująco na Cassandrę, a ona pokiwała głową. Dziewczynka zauważyła jeszcze tylko skrzywioną minę Clary, która nie byla zadowolona, że jej młodsze rodzeństwo bierze udział w niebezpiecznej misji. - Oby wasza bliźniacza więź wam dopomogła.

- A ty mój potomku... - wysyczał Salazar - Kogo wybierasz?

- Alexis Black - odpowiedział bez wahania. Nikt nie wiedział co chodzi po głowie starszemu Ślizgonowi, ale poczuli ulgę, że wybrał Alex.

- Został tylko twój wybór Jamesie Potter - Godryk Gryffindor podszedł do chłopaka.

- Ja... Ja mam pytanie. Czy jeżeli nikt nie wybierze Clary, to czy ona będzie mogła iść z nami na tą wyprawę? - zapytał na jednym oddechu, że ciężko było go zrozumieć. Clarissa spojrzała na niego zaskoczona. Zadał pytanie, którego ona bała się wypowiedzieć. Wiedziała, że James chciał wybrać Freda, rozmawiali już o tym, dlatego ciężko było jej zrozumieć słowa, że jej rola już się zakończyła.

- Nie. Tylko Złote i Srebrne dzieci mogą wyruszyć na misję - odpowiedział Godryk, a James miał ogromny mętlik w głowie. Miał w planach wziąć ze sobą Freda, nawet już to ze sobą ustalili, ale był przekonany, że Clary pójdzie razem z nimi. Nie brał pod uwagę scenariusza w którym zabraknie jego kuzynki.

- Clarissa Weasley - powiedział w końcu i zauważył zaskoczenie na twarzy dziewczyny - Wybieram Clarissę Weasley.

- Dobrze, zatem wybór został dokonany. Połóżcie nasze miecze które znaleźliście. - Rowena podleciała do grupki uczniów.

Clary mimo swojego zaskoczenia i tak bawiła się w tłumacza i przetłumaczyła wszystkim, a uczniowie wykonali polecenie założycielki Hogwartu. Cztery nagie miecze leżały na ziemi, a każdy z założycieli podszedł do swojego. Skłonili lekko głowy i każdy z nich zaczął coś szeptać, jeżeli zwierzęcy głos można było nazwać szeptem. Nagle w pomieszczeniu zerwał się gwałtowny wiatr, który przeszył zimnem piątkę uczniów. Zatrzęsła się lekko ziemia, potem gdzieś w tyle jaskini wybuchnął ogień, a następnie fala wody go zalała i pokryła ziemię, tak że uczniowie mieli przemoczone buty. W końcu wszystko się uspokoiło i założyciele odsunęli się od mieczy.

- Możecie je zabrać. Można powiedzieć, że je poświęciliśmy w jakiś sposób. Mają was chronić na miarę możliwości. - Rowena wzbiła się w powietrze i usiadła na jednej ze skalnych półek.

- Dziękujemy - powiedziała cicho Cassie i podniosła miecz. Teraz już jej tak nie ciążył w ręce jak przedtem. Uśmiechnęła się wesoło.

- To my dziękujemy wam. - powiedział Godryk i zwrócił się do Clarissy. - Cieszę się, że będziesz towarzyszyć w tej wyprawie. Twoje zdolności bardzo się przydają. - następnie popatrzył się na wszystkich - Wyruszcie najlepiej jutro przed świtem. Udajcie się do słynnego miejsca Stonehenge. Tam musicie znaleźć i odzyskać zaginiony miecz Merlina, potężnego czarodzieja.

- Czemu ciągle musimy szukać mieczów - stękał James i przejechał dłonią po twarzy. - Co mamy zrobić jak go znajdziemy?

- Wrócić do nas. Nie wiemy jak sprawy nabiorą obrotu do tego czasu, miejmy nadzieję że panna Riddle nie zdąży jeszcze wskrzesić swojego ojca. - wytłumaczyła Helga Hufflepuff. -  Powodzenia moi drodzy.

- Dziękujemy wam. Mam nadzieję że zobaczymy się bardzo szybko. - powiedział Neal i skłonił się nisko. Pozostałe Złote Dzieci poszły w jego ślady i ruszyli do wyjścia. Tylko Clary stała zamyślona i nie ruszyła sie z miejsca. - Idziesz Clary?

- Co? - zapytała jakby wybudzona z transu. - Zaraz do was przyjdę, chciałabym jeszcze porozmawiać z Roweną na osobności - powiedziała i zerknęła błagalnie na orła, po czym dodała pospiesznie - jeżeli to oczywiście możliwe.

- Nie ma problemu. Wyjdźcie wszyscy proszę. Podejdź Clarisso. - powiedziała założycielka Hogwartu. Złote dzieci poszły drogą którą przyszli i obiecali Clary zaczekać na nią. Pozostali założyciele oddalili się w tylko sobie znanym kierunku. Weasley została sama z Ravenclaw. - Co cię gryzie?

- Czy wie pani kim byli moi rodzice? - wypaliła dziewczyna bez owijania w bawełnę. Zdawałoby się że orlicę zaskoczyło to pytanie, ale nie dała tego po sobie poznać.

- Nie znam dokładnie nazwiska, ale mam swoje podejrzenia jakiej rasy jesteś. - odpowiedziała tajemniczo

- Rasy? Co to znaczy? Według przepowiedni jeden z moich rodziców był czarodziejem. - powiedziała i usiadła na podwyższeniu.

- Nie mogę ci zdradzić wszystkiego. Wiem jednak że twoja moc ujawni się w najbliższym czasie. Może jutro, może za dwa dni, może za trzy... Potem już nie będziesz mieć wcale wątpliwości kogo jesteś córką. - Rowena nadal mijała się od powiedzenia prawdy.

- Jaka moc? Mam jakąś ukrytą moc? Niech pani nie mówi tak zagadkami. Tak długo szukam odpowiedzi na to pytanie. - Clary była bliska wybuchu. Dlaczego Rowena nie mogła odpowiedzieć jej normalnie na pytanie?

- Mogę ci dać tylko skarbie podpowiedź. - powiedziała i skrzydłem wskazała na błyszczący przedmiot na szyi dziewczyny - Twój magiczny wisiorek.

- Co z nim jest nie tak? - zapytała zdziwiona i pośpiesznie wzięła ciepłe srebro w ręce.

- Należał do twojej matki. Nie ma takich wisiorków wśród świata czarodziejów, musisz szukać gdzieś dalej, kogoś to nie był czarodziejem ale miał niezwykłą moc. Kogoś w  kogo świecie jest więcej takich magicznych medalionów. - odpowiedziała, ale nadal nie podała konkretów.  - Nic więcej nie mogę ci powiedzieć, ale jesteś bardzo bystra i myślę że sama poznasz odpowiedź jeszcze do rana.

Clary  podziękowała Rowenie i pobiegła do przyjaciół. Czuła że musisz skontaktować się ze swoją matką i opowiedzieć jej czego dowiedziała się od założycieli. Przede wszystkim jednak chciała sprawdzić co wie o magicznym medalionie.

****************************

15.05.2020r

Hej skarby,

Nagrałam filmik z wiadomością dla was ale niestety nie da się go dołączyć do rozdziału jeżeli nie jest na YouTubie.

Nie będę się usprawiedliwiać, bo nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Musicie po prostu wiedzieć że w moim życiu wydarzyło się bardzo dużo niespodziewanych rzeczy, na które nie miałam wpływu. Nie były to wszystko dobre rzeczy i dlatego zrobiłam ponad dwuletnią przerwę od pisania.

Nie chciałam zostawiać niedokończonej historii, żadne moje "przepraszam" nie wynagrodzi wam tego. Wiem że nie ma już na Wattpadzie większości osób które kiedyś czytały moje opowiadanie i pewnie nigdy nie poznają zakończenia. To tylko i wyłącznie moja wina.

Mam zamiar dokończyć opowiadanie na miarę moich możliwości. Rozdziały będą pojawiać się mniej lub bardziej regularnie (matura w czerwcu heh), ale nie zostało ich dużo. Potem zastanowię się czy będę kontynuować dalej moją przygodę z pisaniem.

Jeszcze raz przepraszam, a wszystkim którzy nadal są w tym miejscu i to czytają dziękuję za wytrwałość.

Kocham was wszystkich,

Wasza  TheQueenOfMagic














Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top