Rozdział 28 (III)

- Co? Cassie, Jace, Rose i Teddy tam są! Musimy tam się jak najszybciej dostać! - Alexis chciała zachować spokój, ale ostatecznie zaczęła panikować.

- Alex, one używają zaklęcia Avady. Oni są w wielkim niebezpieczeństwie. Nasze rodziny też. - Albus patrzył swoimi zielonymi oczami błagalnie na Ślizgonów. Dziewczyna go zrozumiała. Kucnęła przy nim i złapała za ramiona.

- Posłuchaj mnie Al, my z Neal'em idziemy znaleźć James'a i Freda. Wy idźcie do Pokoju Wspólnego Puchonów. Tam będzie Clary i Hugo. Spotkamy się przy tajemnym wyjściu do Hogsmeade. Okay? Pośpieszcie się. - chłopcy pobiegli po kuzynów, a Alex złapała Neal'a za rękę. - Idź sam po chłopaków. Są w gabinecie dyrektorki. Wołaj ich po cichu, bo na pewno mają na sobie pelerynę niewidkę.

- A ty gdzie idziesz? - zdziwił się Johnson.

- Załatwię nam transport na Dolinę Godryka. Idź! - chłopak puścił się biegiem w stronę ganinetu dyrektorki a Blackówna szybkim krokiem poszła w drugą stronę. Doszła do drewnianych drzwi w lochach i zapukała głośno. Nikt jej jednak nie otworzył, więc zaczęła walić w nie z całych sił. W końcu drzwi otwarły się na oścież i stanął w nich mistrz eliksirów z groźnym wyrazem twarzy.

- Co tu robisz Black? - syknął z groźnym wyrazem twarzy. - Lepiej żenyś miała jakieś dobre wytłumaczenie...

- Lexi, Lacey i Isabell są tymi mordercami w białych maskach. - przerwała mu dziewczyna, a jego twarz stężała. - To nie żadne bzdury. Znalazłam w ich rzeczach razem z Neal'em tą białą maskę. Albus i Scorpius dzisiaj usłyszeli jak mówiły, że kolejny atak odbędzie się na Dolinę Godryka. A kojeljny atak będzie dzisiaj. One już wyruszyły!

- I co mam w związku z tym zrobić? - profesor poszedł zarzucić na siebie swoją pelerynę i wziął różdżkę do kieszeni.

- Iść z nami. Telwportować nas tam. Musimy jak najszybiej tam ruszać bo... - dziewczyna zawachała się na chwilę. - Bo czterech naszych uczniów jest właśnie w Dolinie Godryka.

- Kto taki!? - Snape zatrzasnął drzwi i ruszył z Blackówną korytarzem. Zamierzał iść do gabinetu dyrektorki, ale Alexis go powstrzymała.

- Cassie, Jace i Rose Weasley i Teddy Lupin. Są tam na misji. Na misji, którą dostali od założycieli Hogwartu. Nie może pan nikomu powiedzieć, bo wtedy zdradzi się co robimy i Hogwart upadnie! - Alex była tak zdesperowana, że była pewna, że Severus wziął ją za idiotkę.

- O czym ty mówisz Black? - wycedził przez zęby. - Jesteś tak samo szurnięta jak twój ojciec!

- Musi mi pan uwierzyć! Ja ufam panu dlatego przyszłam do pana! Moja mama musiała zauważyć, że jest pam godny zaufania, skoro powierzyła panu swój sekret. - zauważyła, że profesor nie wierzy jej, dlatego postanowiła zaryzykować i zdradzić ich sekret - Słyszał pan coś o Złotych Dzieciach?

Jego twarz przybrała kompletnie inny wyraz twarzy. Zatrzymał się i spojrzał zainteresowany na Ślizgonkę.

- Stara legenda. Opowiedział mi o niej kiedyś świętej pamięci Albus Dumbledore. - odparł. Alexis podziękowała w duchu byłemu dyrektorowi.

- Znamy już całą czwórkę Złotych Dzieci. Jedno z nich właśnie jest narażone na niebezpieczeństwo w Dolinie Godryka podczas poszukiwań czegoś, co zlecili nam poszukać założyciele. - Blackówna miała tak błagalny wyraz twarzy, że aż sama była zdziwiona. - Proszę, niech pan pójdzie ze mną. Obiecuję, że wszystko panu wytłumaczę. Wszyściutko. Tylko niech pan nic nie mówi narazie profesor McGonnagal. Błagam.

Snape patrzył na Alex z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Rozważał w swojej głowie wszystkie możliwość. W końcu kiwnął głową.

- Prowadź.

Alex uśmiechnęła się i szybkim krokiem ruszyła do tajnego przejścia do Hogsmeade. Wiedziała, że dużo wyjawiła nauczycielowi. O wiele za dużo. A teraz pokaże mu jeszcze kedno z tajnych przejść. Jednak poszła do niego gotowa poświęcić to wszystko, byle tylko ochronić przyjaciół.

***

Alexis czekała z profesorem Snap'em około pięciu minut na resztę przyjaciół. W tym czasie zdążyła mu w miarę streścić och sytuację. Pominęła jednak gdzie znaleziona została strona, gdzie są założyciele i kilka innych aspektów. W końcu usłyszała kroki i zza zakrętu wyłonili się jej przyjaciele. Zauważyła, że nie mają mieczy. Zanotowała sobie, żeby potem się o nie zapytać. Wszyscy nagle zarzymali się na widok nauczyciela.

- Spokojnie, on nam pomoże - Blackówna wyprzedziła pytania innych i spojrzała na profesora.

- I narazie nie powiem nikomu. - dodał nauczyciel i Alex weszła do tunelu prowadzącego do Hogsmeade. Severus jednak zatrzymał ręsztę uczniów. - Nie zabieramy ze sobą drugoklasisty.

- Ale tam jest moja siostra! - zaprzeczył Hugo i tupnął nogą.

- Profesorze, on jest Złotym Dzieckiem. Uważam, że lepiej było by go zabrać. - Alex stanęła w obronie kuzyna. Clary spojrzała na nią ze wzrokiem mówiącym "ile ty mu powiedziałaś?".

- Jest nas za dużo. A co jeśli one zdążą przed nami wrócić do Hogwartu? Ktoś musi tutaj też mieć na nie oko. - powiedział twardo profesor. - Potter i Malfoy, wy to zrobicie.

- No niee! Nas zawsze omija najlepsza zabawa! - zaprotestował Scorpius, ale Albus pokiwał od razu głową. - Czemu ciągle my musimy mieć na nie oko?

- Zostaniecie i nie dyskutujcie ze mną, albo zaraz wszystko ujawnię. - Severus wycedził przez zęby. Clary podeszła do Ślizgonów i dodała im otuchy oraz wytłumaczyła, że muszą jak najszyciej iść ratować resztę. Ostatecznie niechętnie pokiwali głową i oddalili się do Pokoju Wspólnego Slytherinu.

- Idziemy. - James przepchnął się i szedł teraz obok Alexis na przodzie. Gdy upewnił się, że nauczyciel go nie usłyszy, zwrócił się cicho do Ślizgonki. - Nasze tajne przejście! Oszalałaś? I jeszcze musiałaś zwerbowac akurat jego?

- Zamknij się, zrobiłam co uznałam za odpowiednie - syknęła dziewczyna, a Potter się nachmurzył. - Gdzie tak w ogóle macie miecze?

- Clary uznała że musi wziąć swój łuk więc poszliśmy z nią i schowała miecze do swojwgo kufra w dormitorium. Zapieczętowała zaklęciem, spokojnie. - wytłumaczył i przyspieszyli kroku dając znak reszcie aby się pospieszyli. W końcu wyszli w Hogsmeade i uatawili się w kółko.

- Musimy teleportować się do Doliny Godrhka profesorze. Najlepiej niedaleko domu Clary. - powiedziała Alex, a nauczyciel wyglądał na zirytowanego, że ona rozkazuje jemu.

- Właśnie Clary! Wzięłaś eliksir? - James przypomniał sobie i ścisnął mocniej rękę kuzynki.

- Nie, zapomniałam. Ale dam sobie radę Jimmy. - uśmiechnęła się i też ścisnęła mu rękę.

- Jaki eliksir? - zapytał się spokojnie Severus. James chwilę się wahał czy odpowiedzieć, ale w końcu się zdecydował.

- Clary o wiele gorzej niż inni znosi teleportowanie i ciocia Hermiona uważyła jej taki eliksir, który musi pić przed teleportowaniem.

- James, dam sobie radę, jasne? - powiedziała zdecydowanie, po czym zwróciła się do profesora. - Pośpieszmy się.

***

- Mam! - krzyknęła prawie bezgłośnie Rose. Udało jej się z pomocą drugoklasistów przywołać miecz nie robiąc hałasu. Podała go Cassie, a ona obejrzała z iskierkami w oczach. Podała też Jace'owi, aby mógł go sobie potrzymać. Ruszyli po cichu w stronę wyjścia, kiedy nagle usłyszeli jakieś hałasy z ulicy. Krzyki. Spojrzeli po sobie. Przyspieszyli.

Gdy wypadli na podwórko zobaczyli stojącego Teddy'iego. Spojrzeli na niego jakby oczekiwali jakiejś odpowiedzi, ale on tylko wzruszył ramionami. Pobiegli więc zobaczyć na ulicę. Hałas dobiegał z pięciu domów dalej. Czarodzieje zauważyli w oknach błyski światła. Zielonego światła.

- Co tam sie dzieje? - zapytał bezgłośnie Lupin. Rose pokręciła głową z niewiedzy.

- Obudźmy rodziców! - zaproponowała Cassie, ale Rose ją powstrzymała.

- Pomyśl co powiedzą jak zobaczą, że tu jesteśmy. - powiedziała spokojnie Krukonka.

- A pomyśl co powiedzą w Proroku jak się okaże, że do zabójstw doszło pod nosem aurora wujka Harry'ego i mamy, która też kiedyś była aurorką! - powiedział Jace i pobiegł w stronę domu aby obudzić rodziców. Ted już zmierzał w stronę domu Potterów. Cassie i Rose postanowiły pobiec na miejsce ataku.

***

Szóstka uczniów razem z profesorem teleportowali się do Doliny Godryka. Idealnie dom przed domem w którym dochodziło do rzezi. Snape od razu gdy to zobaczył, sam deportował się do domu, a uczniowie zauważyli biegnącą Rose i Cassie z mieczem, które zrobiły dziwne miny na ich widok.

- Co wy tu robicie!? - zapytała starsza Krukonka.

- To Lexi, Lacey i Isabell są w tym domu! Musimy je powstrzymać! - krzyknął James i pobiegł do domu. Za nim ruszył Fred i Neal. Alexis podtrzymywała Clary, której było niedobrze, chociaż zaklinała się, że wszystko w porządku.

- Hugo! Co ty tu robisz? - w oczach Rose pojawił się strach. Chciała okrzyczeć starsze dziewczyny, że pozwoliły, mu iść, ale chłopiec już złapał Cassie za rękę i pobiegł z nią do domu. Clarissa podniosła się na nogi i też była już gotowa do walki, pomimo zielonkawej twarzy.

Nikt jednak nie zdążył nawet wejść do domu, bo trzy postacie ubrane całe na biało w białych maskach wyleciały przez okno na ulicę. Patrzyły zszokowane na trzy uczennice, które tak dobrze znały. Chciały od razu się stąd zmyć, ale zanim cokolwiek zrobiły, Alexis poderwała się i wycelowała w nie różdżką.

- Drętwota! - krzyknęła j jedna z dziewczyn pod maską przewrócila się i przeturlała po ziemi. W tym samym czasie wszyscy, którzy zmierzali do domu, wbiegli na ulicę otaczając grupkę dziewczyn. Neal stanął najnliżej nich.

- Lexi odpuść sobie. Wiem, że tam jesteś i oni też wiedzą. Poddaj się a nie zamkną cię w Azkabanie. - Riddle trzymał różdżkę w pogotowiu.

- Myslisz się braciszku. - usłyszeli zmieniony głos Lexi, który brzmiał metalicznie. - Odejdź i dołącz do nas, a nic ci się nie stanie.

- Po moim trupie! Ascendio! - to Blackówna z powrotem zabrała się do atakowania. Nie trafiła jednak w starszą Ślizgonkę, która zrobiła unik.

- Crucio! - Riddle wycelowała i trafiła w Clarissę, która już wydobrzała po teleportacji. Runęła jak długa na ziemię, zwinęła się z bólu i zaczęła wrzeszczeć. James i Alex rzucili się żeby jej pomóc, a Lexi tylko się śmiała.

Neal krzyknął i chciał rzucić się na siostrę, ale ona użyła zaklęcia Despulo i wszyscy, którzy stali w kręgu zosgali odrzuceni siłą odśrodkową. Leci chciała uciec, ale Cassie, która pozbierała się najszybciej pobiegła w jej stronę.

- Nie będziesz krzywdzić mnie ani moich przyjaciół! A już na pewno nie mojej siosrty! - krzyknęła, uniosła ręce i hydrant, który stał kilka metrów dalej eksplodował i cały steumień wody poleciał na nic nie świadomą Ślizgonkę. Została odrzucona razem ze strumieniem wody i przyciśnięta do ziemi. Woda zdawała się nie kończyć.

- Cassie zastopuj to! - dziewczynka usłyszała kolejny metaliczny głos. Głos swojej siostry. Lacey, która była zła.

- A może zastopowałabyś siebie Lacey!? Co ty robisz!? Taka chesz być!? - Cassandra chciała na nią też przekierować strumień wody, ale nie miała serca aby to zrobić. Wiedziała, że Lacey jest zła i robi złe rzeczy, ale nie potrafiła sama jej powstrzymać. Była w końcu jej siostrą.

Zanim rudowłosa zdążyła odpowiedzieć z domu wyszedł poturbowany Severus. Widocznie dziewczyny go załatwiły zaklęciami. Jednym ruchem różdżki związał Lacey i leżącą nadal Isabell.

- Finte - wycelował w hydrant i woda przestała z niego lecieć, a Lexi zaczęła się krztusić i wypluwać ciecz. Łypnęła spodełba na zgromadzonych. Potem wszyscy zobaczyli jeszcze czwórkę czarodziei prowadzonych przez Teddy'iego i Jace'a. Była tam Julie, Fred, Harry i Ginny. Wszyscy biegli bardzo szybko. Lexi tylko chwilę wahała się co zrobić. Chwyciła różdżkę, która wypadła jej z ręki i szybko deportowała się zostawiając Lacey i Isabell na pastwę losu.

- Na Merlina dzieci! Co wy tu robicie!? - Julie jako pierwsza dobiegła razem z Jace'm. Zobaczyła leżącą Clary na ziemi. - Co jej jest?

- Dostała Cruciatusem - powiedział Fred, który stał już na nogach. Julie jęknęła i poczuła ból gdy patrzyła na córkę z przyspieszonym oddechem. Potem zauważyła dwie skrępowane osoby w bieli. Wstrzymała oddech.

- A gdzie trzeci? - zapytała rozglądajac się.

- Trzecia - powiedziała ponuro Cassie. Przytuliła mocno matkę. Dobiegła do nich reszta.

- Co tu się stało!? - Harry cały rozczochrany w przekrzywionych okularach patrzył na rozgrywającą się scenę. Nagle zauważył Severusa. - Profesor Snape?
Teraz oczy zwróciły się ku mistrzowi eliksirów.

- Kto jest przestępcą, którego szukaliśmy? - Julie podeszła do bliżej leżącej dziewczyny. Zamierzała już ściągnąć jej maskę, kiedy usłyszała głos Cassie.

- Mamo, to może być dla ciebie szok. Nie... - zawahała się Krukonka. - Po prostu trzymaj się mocno na nogach.

Julie nie rozumiejąc o co chodzi jej najmłodszej córce zdarła maskę z twarzy przestępcy. Rude włosy wysypały się spod maski i ukazały się brązowe oczy. Kobieta krzyknęła i zakryła sobie usta.

- Lacey? - powiedziała z niedowierzaniem, a na twarzy Ślizgonki wyraz strachu mieszał się z rozgoryczeniem. Harry już zdjął maskę drugiej oprawczyni.

- Isabell Malfoy. - powiedział ostrym tonem. Po czym zwrócił się do reszty. - Kto jest trzecim mordercą?

- Moja siostra. - Neal dźwignął się w końcu na nogi i pokuśtykał do Clarissy.

- Czyli kto dokładnie? - Ginny stała trzymając James'a za ramię, wręcz wbijając mu w nie paznokcie.

- Lexi Riddle. - powiedziala Alex, a dorośli wzdrygnęli się na to nazwisko. - Córka Voldemorta.

- Voldemort miał dzieci? - Harry nie krył zdziwienia. Alex pokiwała głową.

- I to nie tylko Neal'a i Lexi. Moja... Moja mama też jest jego córką. - powiedziała Ślizgonka wpatrując się w asfalt.

- Czekaj, czekaj. Czyli chcesz powiedzieć, że moja córka chodziła z jakimś kryminalistą jakim jest syn tego bez nosa? - Fred, mąż Julie spojrzał na Neal'a groźnym wzrokiem, ale zanim zdążył się obronić, odezwała się Rose.

- To nie tak! Neal jest dobry. On nam pomaga. To Lexi jest zła. On jest Złotym... - nie zdążyła jednak dokończyć, bo się opamiętała i ugryzła w język.

- Złotym Dzieckiem? - zapytali Julie i Harry jednocześnie.

- To po to tu przyszliście. Po miecz. - Julie spojrzała na Cassie, która pokiwała głową. Kobieta zerwała się nagle i zaczęła wszystkich zbierać w jedno miejsce. - Musicie się stąd jak najszybciej wynosić. Zaraz tu zjawi się policja i aurorzy. Będziemy... Będziemy musieli przekazać im Lacey i Isabell. - powiedziała wręcz płaczliwym tonem. - Wy jednak musicie dokończyć misję, jasne? Chciałabym wam bardziej pomóc, ale nie mogę. Teraz was wszystkich deportuję do Hogsmeade. Profesor Snape tu zostanie i powiemy, że to on wyśledził uczennice.

- Prawdę mówiąc, to te dzieciaki odkryły kto za tym wszystkim stał. Ja tylko miałem ich tutaj deportować. - powiedział Severus.

- Nie możemy jednak powiedzieć, że dzieci się wymknęły z Hogwartu i używały czarów poza nim. Może pan powiedzieć, że to one odkryły tajemnicę, ale nie możemy powiedzieć, że tu były. Nic nie może im teraz przeszkodzić w misji. - Julie już była gotowa do teleportacji. Spojrzała jeszcze raz na Lacey, której nie mogła w żaden sposób. Spojrzała na nią wzrokiem, który mówił "zawiodłam się na tobie". - Zaraz wrócę. -

A potem zniknęła z uczniami.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top