Rozdział 25 (III)
Alex kręciła ciągle przecząco głową. Nie mogła uwierzyć w słowa Ślizgona. Voldemort miał dzieci? Przecież ona zna swoich rodziców. I na pewno jej ojcem nie jest żaden koleś bez nosa.
- Mówię prawdę. Zapytaj się profesora Snape'a. Sam ci udowodni, że masz w sobie krew samego Salazara. - Neal starał się uspokoić dziewczynę. W końcu wzięła głęboki wdech.
- Teraz idziesz ze mną do profesora i nawet nie próbuj się wykręcać. Macie mi wszystko wytłumaczyć, a potem pomożesz mi coś znaleźć. - powiedziała dziewczyna. Johnson nie miał wyjścia i przystał na jej propozycję.
***
Syriusz i Elizabeth siedzieli na kanapie w domku na Grimmlaud Place 12 i delektowali się ciszą. Popijali spokojnie herbatę i cieszyli się, że nie muszą dzisiaj iść do pracy. Spokój został jednak przerwany, kiedy przez okno wleciała srebrno niebieska mgiełka. Uformowała się w tygrysa i jasniało na środku pokoju.
- To patronus Alexis - Łapa zerwał się z kanapy przerażony, że coś stało się jego córce. Beth też usiadła przypatrując się tygrysowi. W tem mgiełka odezwała się głosem ich córki.
- Alexis Black do Elizabeth Black. Cześć mamo. U mnie wszystko w porządku, dzięki że spytaliście. - usłyszeli ironiczny głos Alex. Nagle dziewczyna zrobiła przerwę i następnie mówiła głosem pełnym rozczarowania i goryczy. - Wiedziałaś, prawda? Wiedziałaś i nic mi nie powiedziałaś. Jak mogłaś? A tata wie? Czy też przed nim to ukryłaś? Czego się bałaś? Odrzucenia? Gdybyś się przyznała, to byś go nie poczuła.
- Beth, o czym ona mówi? - Syriusz czuł się zdezorientowany, ale jego żona wydawała się wiedzieć do czego zmierza córka.
- Dlatego trafiłam do Slytherinu, prawda? Niezłe będę miała teraz przezwisko. Dziedziczka Salazara! O albo wnuczka Voldemorta.
- Beth? - Syriusz naprawdę zaczął się martwić.
- Też jestem dotknięta tą klątwą? Przeklęta miłość. Podobno wszyscy potomkowie Toma Riddla ją mają. A wiesz co się dzieje, gdy oni się zakochują? Ich ukochana osoba zaczyna usychać. Gdy klątwa dojdzie do serca, umiera. Właśnie w tym momencie Clary walczy o życie próbując przezwyciężyć tą klątwę! Dlaczego więc tata wciąż żyje? Czy ty na pewno go kochasz? Bo nie wierzę, że on też jest rodziną z Voldemortem. A wiesz, jeszcze miałam przyjemność poznać twojego brata. I siostrę. - dziewczyna wręcz płakała, gdy to mówiła, co było słychać w jej głosie. - Powiedz mi tylko, czy tata wiedział? Czy ty go naprawdę kochasz? Jeszcze wujek Harry i ciocia Julie. Wiedzieli, że twój ojciec zabił ich rodziców!? A i jeszcze wężoustość. - Alex wysyczała w języku węży. - Dzięki za zniszczenie mi życia. Nienawidzę cię.
Patronus rozpłynął się w powietrzu, a w pomieszczeniu nastała grobowa cisza. Syriusz nie potrafił pojąć co się właśnie wydarzyło. Jeżeli dobrze zrozumiał, to jego żona jest córką Voldemorta.
- Elizabeth... - zaczął Syriusz. - Wytłumacz mi o co w tym chodzi.
Beth miała łzy w oczach. Kilka razy otwierała i zamykała usta aby coś powiedzieć. W końcu wstała i wybiegła z pokoju, a potem z domu. Gdy Syriusz pobiegł za nią, zobaczył tylko w górze oddalającego się smoka, animaga El.
***
- Ile czasu zajmuje uważenie tego eliksiru? - James zapytał się pani Pomfrey. Ona patrzyła na niego litościwym wzrokiem.
- Nie wiem panie Potter, może 4 dni, może 3. Zależy jak szybko zostaną znalezione składniki.
- A my możemy jakoś pomóc? - Rose nienawidziła sytuacji bez wyjścia. Była Krukonką, zawsze szukała jak najlepszych rozwiązań.
- Niestety tak - profesor Snape wmaszerował do sali i wszyscy się na niego spojrzeli. - Dam radę znaleźć wszystkie składniki, ale na znalezienie tego samemu, potrzebuję dużo czasu, którego nie mamy.
- Co to za składnik? - Fred się ożywił.
- Światłość nocy - powiedział profesor, a wszyscy zrobili dziwne miny jakby zobaczyli karalucha.
- A co to jest? - nie zrozumiał James.
- Nie pomogę wam - wzruszył ramionami nauczyciel i odszedł. Wszyscy popatrzeli na Rose.
- Tu chodzi o paradoksy. Światło nocy może być czymkolwiek. - powiedziała dziewczyna. - Ale według mnie jest to taki jeden kwiat, który świeci w nocy i tylko wtedy rozkłada swoje płatki. Nie mam pojęcia jak się nazywa, ale wiem, że można go znaleźć w Zakazanym Lesie.
- No to idziemy - stwierdził James i już miał iść, ąle Alex go zatrzymała.
- Musimy iść w nocy geniuszu.
***
Clarissa leżała na łóżku i wpatrywała się w sufit. Nie rozumiała dlaczego to wszystko spotyka ją. Nikt nie chciał jej wytłumaczyć dlaczego Neal był przeklęty i czemu ta klątwa padła na nią. Kochała Johnsona, ale teraz powoli zaczęła go nienawidzić. Powinien jej powiedzieć! Nagle drzwi się otwarły i wszedł przez nie po cichu owy Ślizgon. Clary zaszczyciła go wściekłym wzrokiem.
- Po co tu przyszedłeś? - powiedziała trochę ostrzej niż zamierzała. Chłopaka to jednak nie zniechęciło i podszedł do jej łóżka. Dotknął delikatnie czarnej ręki po czym spojrzał głęboko w oczy dziewczyny.
- Przepraszam - wyszeptał, ale ona wyszarpnęła dłoń.
- Daruj sobie. Dlaczego mi nie powiedziałeś? Dlaczego unikasz wytłumaczenia mi tego? Myślę, że zasługuję na prawdę. - W jej oczach wezbrały się łzy. Weasleyówna nie potrafiła odezwać się do Ślizgona życzliwie. Spuścił głowę, ale potem znów popatrzył się na Gryfonkę.
- Wstydziłem się tego. Bałem się twojej reakcji. Bałem się, że powiesz innym kim jestem. Byłem szczęśliwy, że mogłem żyć przez jakiś czas normalnie. Byłem tak upojony myślą że ktoś mnie kocha, że chciałem aby trwało to jak najdłużej. - Neal starał się być twardy, aby nie dać po sobie poznać, że w środku czuje się rozsypany. - Clary, kocham cię, ale nie możemy razem być. Dla twojego dobra. Gdybyśmy wrócili do siebie... - chłopak pokręcił przecząco głową i zacisnął oczy. - Clary, nie mam tak naprawdę na nazwisko Johnson. Moim i Lexi ojcem był Lord Voldemort. Nazywam się Neal Riddle.
Clary zaczerpnęła szybko powietrza. Nie wiedziała co ma zrobić, chciała uciec i krzyczeć, ale coś ją sparaliżowało. Jej wzrok zmienił się ze wściekłego w przerażony.
- Dlaczego mi tego nie powiedziałeś? - jęknęła i starała się odsunąć na łóżku jak najdalej. Ślizgon to zauważył i czuł jak serce mu pęka. Clary się go bała. Nie mógł tu stać dłużej i patrzeć jak cierpi z jego powodu.
- Chciałem. Wiedziałem jednak, że będziesz się mnie bała. Tak jak teraz. - zrobił pauzę i wyciągnął rękę do Clary, aby potem błyskawicznie ją cofnąć. - Pójdę już. Pamiętaj, nie chciałem ci zrobić krzywdy. Zawsze się obronię, jak ktoś będzie chciał cię skrzywdzić.
Neal powstrzymał się od pocałowania czoła Clary i szybkim krokiem wyszedł z sali. Następnie biegiem ruszył do lochów Slytherinu.
***
Clary leżała sama przez następną godzinę, kiedy przyszedł do niej James. Uśmiechnęła się krzywo na jego widok. Gryfon usiadł na końcu jej łóżka i przypatrywał się jej ręce.
- Opowiedziałbym ci jakiś żart, ale obawiam się, że będzie zbyt suchy - powiedział chłopak z figlarnym uśmieszkiem, na co Clary się zaśmiała.
- Tak suchy jak moja ręka? - zapytała.
- Obawiam się, że jeszcze bardziej - stwierdził Potter. - Idziemy jak się ściemni na poszukiwania jednego ze składników do twojego antidotum.
- Dokąd?
- Do Zakazanego Lasu. Potrzebne jest jakieś światło nocy czy coś w tym rodzaju. Rose wie o co chodzi. - James zaczął bawić się kosmykiem czarnych włosów Gryfonki. Dziewczyna nie protestowała, że ma go zostawić.
- Pytałam się mamy. Ma miecz Roweny. Trzeba po niego iść jak najszybciej kiedy nie będzie nikogo w domu. - Clary cały czas rozmyślała jak wejść do domu, żeby nie nabrać podejrzeń sąsiadów oraz aby rodzice nie widzieli.
- Wiem, Cassie, Jace i Hugo pójdą po miecz - oznajmił Potter na co Clarissa zrobiła niepewną minę.
- Sami? James to nie jest... - zaczęła, ale nie dane jej było skończyć.
- Dają sobie radę - przerwał jej przyjaciel. - Są naprawdę dzielni, a tylko Jace wie gdzie jest miecz. Dodatkowo Hugo jest jednym ze Złotych Dzieci, ma moc powietrza. A poza tym, jakoś się muszą tam dostać. Teddy Lupin ich tam teleportuje więc jak coś to im pomoże.
Clary nie była jakoś dobtego zbytnio przekonana, ale w końcu zgodziła się aby jej młodsze rodzeństwo samo opuściło szkołę. Wiedziała, że muszą zrobić to dyskretnie, bo nie wolno opuszczać terenu Hogwartu.
Nagle drzwi się powoli uchyliły i weszli orzez nie przyjaciele Clary. Pani Pomfrey zaczęła krzyczeć, że za dużo osób naraz, ale nikt jej nie słuchał, aż w końcu z tego zrezygnowała. Alexis, Rose, Fred, Cassie, Jace i Hugo stanęli obok James'a.
- Jak się czujesz? - Cassie przytuliła siostrę. Czarnowłosa uśmiechnęła się słabo.
- Dobrze, już mnie nie boli. Tylko coraz bardziej ręka mi czarnieje. Wyglądam jak jakieś uschnięte drzwo. - zaśmiała się Gryfonka i zmierzwiła siostrze włosy zdrową ręką.
- Dzisiaj idziemy szukać składnika dla ciebie - poinformowała przyjaciółkę Alex. - Ja, James, Rose i Fred.
- Wiem, James mi mówił - Weasley pokiwała głową. Zaczęli rozmawiać o jutrzejszej misji drugoklasistów i o ostatnim Złotym Dziecku, dziedzicu Slytherina. Alex czuła się bardzo nieswojo i w końcu uznała, że musi wyznać prawdę o tym kim jest i kim jest Neal oraz Lexi.
- Muszę wam coś powiedzieć... - zaczęła Ślizgonka, ale przerwało jej pojawienie się starszej kobiety w Skrzydle Szpitalnym. Profesor Trelawney, nauczycielka wróżbiarstwa w śmiesznych ciuchach i obwieszona najrozmaitszymi medalionami wmaszerowała do sali. Wzrok miała pusty, stała sztywno, a z ust ciekła jej ślina.
- Pani profesor? Coś się stało? - Rose podeszła do kobiety, bo nie wyglądała zbyt dobrze. Gdy tylko Krukonka jej dotknęła nauczycielka zaczęła recytować coś jakby w transie chrapliwym głosem, patrząc się przed siebie.
- Na zachód zmierzajcie ku temu co zostało skradzione,
Odnajdziecie to i zwrócicie nienaruszone.
Trzy orły, borsuk, po dwa węże i lwy na misję wyruszą,
Tylko wspólnie najtwardszą skałę pokruszą.
Dwóch zmarłych do żywych niespodziewanie powróci,
Wyżądzą panikę wśród czarodziei i ludzi.
Ojciec z synem walkę stoczą,
Z czego jeden nie przeżyje i zginie nocą.
Hogwart o pomoc bezgłośnie woła,
Ogień tego co najważniejsze ocalić nie zdoła.
Szkoła zostanie ocalona,
Gdy anioł ostatni swój dech wykona!
Po tych słowach głowa kobiety opadła na pierś, po czym chrząknęła i poderwała ją. Popatrzyła się zdezorientowana na uczniów, którzy stali z szeroko otwartymi oczami i buziami.
- Dzień dobry. Co tu robię? - zapytała zdziwiona Sybilla i chciała wyjść, ale Alexis ją zatrzymała.
- Co to miało znaczyć? - zapytała trochę zbyt ostro.
- Ale co? - nauczycielka naprawdę wydawała się jakby nic nie rozumiała.
- Alex... Zostaw ją. - Rose ostrożnie odciągnęła Blackównę od kobiety, która wyszła ze Skrzydła Szpitalnego i poszła do swojej klasy.
- Co to miało być? - James nic nie rozumiał podobnie jak pozostali. Tylko Rose zdawała się coś wiedzieć. Wszyscy spojrzeli na rudowłosą z wyczekiwaniem. Krukonka powiedziała tylko jedno zdanie.
- Właśnie usłyszeliśmy przepowiednię.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top