7. W Zakazanym Lesie (I)

Przyjaciele szli powoli w strone Pokoju Wspolnego Gryffrindoru. Nikt nic nie mowil. Wszyscy byli zaskoczeni.
- Co ona ma ci powiedziec? - odezwala sie w koncu Hermiona.
- Nie wiem.. - odparl Harry. Ciagle myslal o rozmowie Julie i Dumbledore'a.
- To musi byc cos waznego. - stwierdzil Ron. - Inaczej powiedziala by to od razu.
- A wogłole to gdzie ona poszla? - zmarszczyla czolo Ginny. Harry wzruszyl ramionami.
Gdy dotarli do Pokoju Wspolnego wszyscy usiedli na kanapie.
- Wiecie co, - zaczal Harry. - dawno nie bylismy u Hagrida. Obrazi sie na nas jak go w koncu nie odwiedzimy.
- Tak. Masz racje. - powiedziala Hermiona. - Chodzmy.
Ruszyli w strone drzwi.
- Czekajcie! Wezme niewidke. - odparl Harry i po dwoch minutach wrocil z peleryną. - A ty Ginny nie idziesz?
- Nie. Mam jeszcze duzo do odrobienia. - usmiechnela sie dziewczyna i pomachala im na pozegnanie.
- Okej. To do zobaczenia. - powiedzial Harry i wyszedl z przyjaciolmi przez dziure w obrazie. Narazie nie musieli uzywac peleryny niewidki, ale na droge powrotną bedzie idealna.
Z komina chatki Hagrida lecial dym, wiec olbrzym byl w domu. Hermiona zapukala do drzwi.
- Kto tam? - rozlegl sie ochryply glos.
- To my! Wpusc nas. - powiedzial Harry. Hagrid otworzyl drzwi.
- Co za zaszczyt, ze zechcieliscie mnie odwiedzic! - ucieszyl sie olbrzym. - Wchodzcie, zrobie herbate.
- Co tam u ciebie Hagrid? - zaczal Harry.
- A w porząsiu Harry. A jak minely wam pierwsze dni w szkole?
- Dobrze. Co wiesz o Julie Petterson? - powiedziala prostu z mostu Hermiona.
- Julie Petterson? To ta nowa nauczycielka? - zmarszczyl czolo Hagrid.
- Tak ona.
- No coz, chwilke z nia tylko rozmawialem, ale wydaje sie bardzo sympatyczna. Raju, jeszcze nigdy nie widzialem tak optymistycznej osóbki jak ona! Ciagle sie usmiecha! - zachwycal sie olbrzym stawiajac herbate na stole.
- I jest ladna. - rzucila od nie chcenia Hermiona. Ron spojrzal sie na nia z wyrzutem. Kiedy on powiedzial, ze jest ladna dostal reprymende!
- I to bardzo! - jeknal Hagrid. - I wiecie kogo mi przypomina?
- Moją mame. - odpowiedzial Harry wpatrujac sie w stol.
- Tak, Lily Potter. Bardzo podobna. No ale coz, jest duzo podobnych do siebie ludzi co nie? - usmiechnal sie Hagrid.
- Tak... - wybakal Harry.
- Co cie gryzie Harry? - zainteresowal sie Hagrid widzac mine Harrego.
- Nic. Ciezki po prostu byl dzien. - Harry zmusil sie do usmiechu. Hermiona zauwazyla, ze Harry nie mial ochoty rozmawiac o Julie i szybko zmienila temat.
- Jakie ciekawe zwierzaki spotkales na wakacjach?
- Ehh.. W sumie to nie za wiele. Prawie caly czas spedzilem w Hogwardzie. Cos znowu zabija zwierzeta w Zakazanym Lesie. Od miesiaca probowalem to cos znalezc, ale mi sie nie udalo.
- Aha. - odparl Ron. - Moze to centaury?
- Niee. Centary nie zabijaja bezbronnych zwierzat. - odparl Hagrid.
- No nie byla bym tego taka pewna! - Hermionie przypomniala sie wyprawa do Zakazanego Lasu z Umbrige.
Rozmawiali tak przez dobre trzy godziny. W koncu zrobilo sie zupelnie ciemno.
- Chyba musimy juz wracac... - powiedzial Ron wygladajac przez okno. - Juz jest cisza nocna.
- Cholibka! Rzeczywiscie. No to zmykajcie juz, nie chce zebyscie mieli przeze mnie problemy. Fajnie, ze mnie odwiedziliscie. - pozegnal sie z przyjaciolmi olbrzym.
- To czesc Hagrid! - pomachala mu Hermiona. Zarzucili na siebie peleryne niewidke i wyszli.
Byli juz wieksi i ciezko bylo im sie wszystkim razem pomiescic pod jedna peleryna. Ledwo dwoch sie miescilo, a co dopiero trzech. Szli bloniami, kiedy nagle zauwazyli ze ktos wychodzi z zamku. Byla to wysoka postac w czerwonym plaszczu. Miala zarzucony kaptur, ale wszyscy ją rozpoznali.
- Julie Petterson. - szepnal Harry. Wszyscy zatrzymali sie i obserwowali dziewczyne w milczeniu. Ona rozgladala sie jakby bala sie, ze jest obserwowana.
- Co ona tu robi? - zdziwila sie Hermiona.
- Idzie do Zakazanego Lasu! - jeknal Ron.
- Idziemy za nią. - stwierdzil szybko Harry. - Tylko, ze trudno bedzie nam isc w trojke pod peleryną.
- Ja uzyje zaklecia kameleona. - stwierdzila Hermiona. -Wam w dwojke bedzie latwiej.
- Wez na mnie rzuc tez to zaklecie. Pod ta peleryną jest niewygodnie. - jeknal Ron.
- Dobra, ale chodzcie miedzy drzewa. - powiedziala Hermiona i poszli na brzeg zakazanego lasu. Hermiona zaczela mamrotac cos pod nosem za z jej rozdzki wylecialo biale swiatlo. Nagle dziewczyna zniknela z oczu Harremu i Ronowi.
- Niezle! - pochwalil ją Ron. Za chwile on tez byl przezroczysty. Harry wolal zostac pod swoja peleryną.
Ruszyli za nauczycielka w calkowytej ciszy. Starali sie omijac galezie, aby nie robic halasu. Julie co jakis czas zatrzymywala sie i rozgladala. Przyjaciele szli za nia juz dobre 30 minut, kiedy w koncu dziewczyna sie zatrzymala.
Zaczela cichutko gwizdac, wygwizdujac jakas melodie. Cala trojka sluchala w skupieniu. Uslyszeli tęten kopyt. Wszyscy pobladli.
- Centaury! - pisnela Hermiona tak cicho, ze oni ledwie ją dosluszeli. Wszyscy bali sie centaurow. Juz dwa razy uszli ledwo z zyciem podczas spotkania z nimi. One dostrzegą ich od razu.
Harry poczul jak serce chce mu wyskoczyc z piersi. "Juz po nas" myslal.
Nagle, ku im zaskoczeniu zza drzew nie wylonily sie centary. Wyszly jednorozce! Byly piekne. Kazdy mial grzywe i ogon innego koloru; blekitne, rozowe, fioletowe. Hermiona zachwycala sie tym widokiem. Nie na codzien spotyka sie jednorozce.
- Rose. - odezwala sie Julie do jednorozca, ktory wyszedl przed stado. Na jej twarzy znow zagoscil nieoderwany usmiech. Pogladzila delikatnie jednorozca po jego gestej grzywie. - Co u was kochane?
Jednorozec zarazl cicho i przylozyl swoj pysk do czola Julie.
- Dzisiaj mnie nie boli. - usmiechnela sie nauczycielka. - Ale dziekuje za troske. Jak tam Lily? Trzyma sie jakos?
Jednorozec prychnal ze smutna miną. Usmiech z twarzy Julie zniknal i pojawil sie smutek.
- Biedulka... Nie jest juz taka mloda... Zaprowadzcie mnie do niej, prosze. - powiedziala smutno dziewczyna. Jednorozec kleknal, aby Julie mogla swobodnie na niego wskoczyc. Zrobila to z gracją. Jednorozec o imieniu Rose ruszyl jako pierwszy, a za nim reszta stada.
Harry, Ron i Hermiona stali z szeroko otwartymi oczami. Po chwili ruszyli za stadem najciszej jak umieli. Po pieciu minutach intwnsywnego marszu doszli do polany gdzie roslo ogromne drzewo. Bylo piekne i mialo rozowe liscie. Przyjaciele nigdy nie widzieli tak wielkiego drzewa. Pod nim lezal jednorozec. Na jego widok Julie zeskoczyla z Rose.
- Lily... - jeknela przez lzy. Podbiegla do jednorozca, ktory lezal pod drzewem i kleknela. Zaczela plakac. Gladzila jego bujną grzywe. - Lily, kochana Lily. Nie martw sie.. Badz dzielna.
Reszta stada zrobila wsrod nich okrag. Patrzyly ze smutkiem na Julie i Lily.
- Dziekuje, ze ją przyjeliscie do stada. - zwrocila sie do jednorozcow wstajac i ocierajac lzy. - Jestescie nesamowite.
Rose podeszla do placzacej Julie i tracila ją przyjaznie łbem. Dziewczyna przytulila zwierzaka.
Nagle Ron kichnal. Julie instynktownie spojrzala sie w strone gdzie stala trojka przyjaciol i wyciagnela rozdzke. Rozgladala sie uwaznie i przymruzyla oczy.
- Ron! Pod peleryne! Szybko! - pisnela cichutko Hermiona, ze przyjaciele ledwo ją uslyszeli.
Harry wyciagnal dlon, aby przyjaciele wiedzieli gdzie jest. Szybkim ruchem oboje wskoczyli do Harrego. Musieli wszyscy kleknac, aby nie bylo ich widac. Pod peleryna zaklecie kameleona przestalo dzialac.
Julie zaczela mruczec cos podnosem celujac rozdzka w strone przyjaciol. Cala trojka wstrzymala oddech. Nagle polane rozjasnilo oslepiajace swiatlo, ktore wydobywalo sie z rozdzki nauczycielki. Julie rozgladala sie, ale nic sie nie wydarzylo.
- Ktos tu jest. - mruknela. - Ale nie uzywa zadnego zaklecia...
Harry i Ron spojrzeli z przerazeniem na Hermione.
Julie jeszcze przez dluzsza chwile wpatrywala sie w miejsce gdzie siedzieli przyjaciele. Potem odwrocila sie do Lily i jeknela.
- Znowu krwawi! Perełko! - krzyknela. Nad polaną pojawila sie kula ognia i wylonil sie z niej feniks, piekny ptak.
- Perełko, wiesz co masz zrobic. - szepnela Julie i wskazala na jednorozca pod drzewem. Feniks podlecial do niego i zacząl plakac. Jego perlowe lzy kapaly na rane, z ktorej wydobywala sie krew. Rana zasklepila sie.
- Dziekuje. - szepnela dziewczyna i pogladzila feniksa. - Musimy leciec. Dziekuje wam jeszcze raz. Wpadne do niej jeszcze jutro. Do zobaczenia.
Julie pomachala jednarozcom i zagwizdala. Zwierzeta sklonily sie lekko. Nauczycielka zlapala sie feniksa, ktory balansowal nad jej glowa.
- Do zamku Perełko. - szepnela.
Feniks stal sie znowu kulą ognia, ale nie parzyl Julie. Oboje znikneli.
Harry, Ron i Hermiona wpatrywali sie w jednorozce. Powoli wstali i zaczeli sie wycofywac starajac nie robic zadnego halasu. Bylo to jednak trudne bo nie miescili sie pod peleryna. Gdy odeszli od nich na bezpieczna odleglosc, Hermiona znowu uzyla na sobie i Ronie zaklecia kameleona i ruszlyli do zamku.

-----------
Dam, dam, daam. xD i po kolejnyn rozdziale ;D mysle, ze sie podobalo ^^

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top