6. Zaproszenie (I)

Harry wbiegl do Pokoju Wspolnego ledwo lapiac oddech.
- Harry? Co sie stalo? Gdzie ty byles? - podszedl do niego Ron. Harry staral sie oddychac rowno i gladko. - Hermiona wlasnie opowiadala mi troche o tej Julie Petterson. Chodz posluchaci.
- Tak sie sklada, - zaczal Harry siedajac obok Hermiony i Rona - ze mamy na jutro do niej zaproszenie na herbatke.
- CO!? - krzykneli rownoczesnie i wszyscy popatrzyli na nich ze zdziwieniem.
- Tak. Spotkalem ją przed chwila. - Harry opowiedzial przyjaciolom cale to wydarzenie, gdy spotkal Julie, pomijajac oczywiscie jaka jest piekna i jak trudno bylo mu z nia rozmawiac.
- Czyli Ginny miala racje. To nasza nowa nauczycielka. - odparla Hermiona.
- Tak, ale najdziwniejsze jest to, ze drugi raz uratowala mi skore. - zmarszczyl czolo Harry.
- Moze ma jakis w tym interes. - pomyslam Ron.
- Nie wiem. - odpowiedzial Harry. - Ide spac, mam juz dosc wrażen na dzisiaj.
Poszedl do swojego dormitorium, zalozyl pidzamy i gleboko zasnal.

***

Nastepnego dnia gdy zeszli na sniadanie do Wielkiej Sali, obserwowali stol nauczycielski. Nie zobaczyli tam jednak Julie.
- Moze nie lubi chodzic na wspolne posilki. - pomyslal Ron.
- Albo juz zjadla. W koncu przyszlismy troche pozno. - odparla Hermiona i nalozyla sobie na talerz nalesnika.
- Albo dopiero co przyszla. - odparl Harry i wskazal na drzwi. Przyjaciele spojrzeli w tamtą strone.
Do sali weszla piekna dziewczyna. Miala dluga czerwona peleryne i pofalowane wlosy. Na jej twarzy jak zawsze goscil usmiech. Zmierzala do stolu nauczycielskiego. Wszystkie glowy odwrocili sie w jej strone. Nikt nie odrywal od niej wzroku. Gdy Julie zauwazyla Harrego, Hermione i Rona, pomachala im delikatnie.
- Jaka ona piekna. - powiedzial z rozmarzeniem Ron. Nagle poczul jak wylewa sie na niego sok dyniowy. - Hermiono! Odbilo ci!
- Przypominam ci, ze ja tu jestem. - powiedziala dziewczyna i spojrzala na Rona wzrokiem bazyliszka.
- Ona musi byc wilą. - zmarszczyl czolo Harry. Przyjaciele spojrzeli na niego.
- To by sie zgadzalo. - powiedzial Ron i udawal, ze nad czyms gleboko mysli. Hermiona prychnela. Nagle wstal dyrektor Albus Dumbledore.
- Kochani uczniowie! - zaczal a wszystkie glowy zwrocily sie ku niemu. - Chcialbym wam przedstawic nową nauczycielke Obrony przed Czarna Magią, profesor Julie Po...
- Petterson. - przerwala mu Julie i rowniez wstala. Dyrektor spojrzal na nią ze zdziwieniem.
- Tak, Julie Petterson. Bądzcie dla niej wyrozumiali! A teraz na zajecia! - kontynuowal dyrektor i usiadl. W calej sali wybuchla glosna wrzawa. Kazdy dyskutowal o nowej nauczycielce.
- Cos mi sie tu nie podoba. - zmarszczyla czolo Hermiona - Dyrektor zaczal mowic "Po..".
- Moze mu sie pomylilo. - wzruszyl obojetnie ramionami Ron. Hermiona nie byla jednak przekonana.
- Taa.. Moze.. - odpowiedziala i odeszla od stolu. Za nia wyszedl Harry i Ron. Wszyscy poszli na zielarstwo.

Zajecia minely spokojnie, oprocz tego, ze Draco Malfoy zostal pogryziony przez jakies rosliny, ktorych mial nie dotykac. Wszyscy mieli niezly ubaw, a on krzyczac jakies obelgi na Neville'a pobiegl do skrzydla szpitalnego, chociaz nic mu sie powaznego nie stalo.
- Padam z nog. Tyle nam zadali... - jeknal Ron gdy znalezli sie w Pokoju Wspolnym Gryffrindoru.
- I jeszcze nie zapomnijcie, ze mamy herbatke u Julie. - zauwazyl Harry.
- Wiem, dlatego ja biore sie juz za odrabianie i wam tez radze. - odparla Hermiona. - Ide do biblioteki.
Wyszla przez dziure w obrazie i zniknela.
- Ciekawe jak ta Julie prowadzi lekcje. - zastanawial sie Ron.
- Nie wiem, - wzruszyl ramionami Harry. - moze Ginny juz miala z nia lekcje.
- Dobry pomysl! Ginny! - krzyknal Ron do swojej siostry. Ona spojrzala na niego wzrokiem, ktory ma oznaczac, ze nie ma zamiaru do niego isc.
- Chodz na chwile! - krzyknal Harry. Teraz dziewczyna wstala i podeszla do brata i chlopaka.
- Co? Nie mogliscie sami podejsc? - obuszyla sie i skrzyzowala rece.
- Nie. Mialas dzisiaj Obrone przed Czarna Magia? - zapytal odrazu Ron.
- Moze i mialam, a co? - zdziwila sie Ginny.
- Jak ona prowadzi lekcje? - dopytywal sie Ron.
- Nooo... - Ginny zastanawiala sie nad odpowiedzia. - Calkiem fajnie. Nie uzywalismy ksiazek tylko tam rozne zaklecia. Sama praktyka.
- No to fajnie. A mowila cos ciekawego?
- Jak ciekawego?
- No nie wiem, cos co bylo by godne uwagi, albo hmm... nietypowe? - dopytywal sie Ron. Harry tylko sluchal.
- Yyy... No raczej nie... Chociaz... Nie kazala do siebie mowic po nazwisku.
- No to dziwne...
- A takto nic, ale poznala mnie.
- Jak poznala?
- No powiedziala "To ty bylas wczoraj przy jeziorze".
- Aha.
- I zadziwia mnie jej charakter. Ona CIĄGLE jest uśmiechnieta! Nie krzyczala, nie uciszala nikogo, a wszyscy byli cicho.
- Noo, wlasnie zauwazylem, ze ona wciaz chodzi usmiechnieta.
- No wlasnie. Dobra jeszcze cos, bo juz chce wrocic do dziewczyn? - odparla Ginny. Ron pokrecil glowa, a ona ruszyla z powrotem.
- Ginny, zaczekaj! - odezwal sie w koncu Harry.
- Co jest?
- Chcesz isc z nami dzisiaj na "herbatke" do Julie?
- Od kiedy jestescie z nia na ty? - zmarszczyla czolo Ginny. - Ale w sumie, i tak nie mam nic lepszego do roboty.
- Okej. - usmiechnal sie Harry.
- Po co ją zabierasz z nami? - odburknal Ron, gdy Ginny juz poszla. Harry wzruszyl tylko ramionami. Sam nie wiedzial. Czul po prostu, ze nie bedzie sie koncentrowal na Julie, bo bedzie wiedzial ze siedzi kolo niego jego dziewczyna.
Przyjaciele zaczeli odrabiac pracr domową. Ron ciagle narzekal, ze to wszystko jest takie trudne, a zadnemu nie chcialo sie isc do biblioteki. Kiedy dochodzila 17, Harry, Ron i Ginny poszli do biblioteki po Hermione.
Ron podszedl po cichu do krzesla Hermiony i stanal z tylu, tak ze ona go nawet nie zauwazyla. Nagle zlapal ją na ramionach i krzyknal glosno. Hermiona zerwala sie z krzesla piszczac. Spojrzala na Rona i rzucila mu lodowate spojrzenie.
- Ty chcesz zebym ja zawalu dostala!? Przestraszyles mnie!
- Oj tam. - usmiechnal sie Ron.
- Halo! Tu jest biblioteka! Prosze wyjsc i nie krzyczec. - zdenerwowala sie bibliotekarka.
- Przepraszamy, juz bedziemy cicho. - wybakala Hermiona.
- Zaraz 17, idziemy do Julie. Zapomnialas? - odparl Ron.
- Dobra chwilka. Poczekajcie na mnie przed biblioteka. - powiedziala Hermiona i zaczela sprzatac ksiazki ze stolika. Trojka przyjaciol wyszla za drzwi.
- Od kiedy jestescie na TY z proferor Julie? - ponowila swoje pytanie Ginny gdy juz wyszli.
- Od dzisiaj. - usmiechnal sie Ron.
Hermiona wyszla po pieciu minutach i ruszyli do gabinetu nauczycielki. Dochodzily z niego jakies glosy. Julie nie byla sama.
- Cicho badzicie teraz. - szepnal Harry i podszedl do drzwi. Byly uchylone. W gabinecie staly dwie osoby. Julie i Dumbledore.
- Jeszcze mu nie powiedzialas? - uslyszeli glos dyrektora.
- Nie mialam okazji... - zmieszala sie Julie.
- Jak to nie mialas? Chociaz by nad jeziorem! Uratowalas go i moglas od razu mu powiedziac.
- Dla pana wdzystko wydaje sie takie proste panie Dumbledore. - w glosie Julie nie bylo slychac radosci, ale zalamanie. - Jak pan uwaza, ze to takie proste, to niech sam mu pan powie.
- O nie. To twoje zadanie. I lepiej zrob to jak najszybciej, bo nie warto czekac.
- Postaram sie... - powiedziala Julie bez przekonania.
- Mam nadzieje. Teraz juz ide, do zobaczenia. - odparl dyrektor. Przyjaciele odskoczyli od drzwi udajac, ze dopiero co przyszli. Dyrektor wyszedl z gabinetu Julie i zobaczyl ich.
- Dzien dobry panie dyrektorze. - powiedziala Ginny.
- O, dzien dobry dzieciaki. - powiedzial zaskoczony. Julie wyszla z gabinetu aby spojrzec z kim rozmawia dyrektor. Kiedy wyszla pobladla.
- To ja juz pojde. Do widzenia. - powiedzial Dumbledore i poszedl.
Julie patrzyla na czworke przyjaciol.
- Co tu robicie? - odezwala sie w koncu.
- Zapraszalas nas przeciez na herbatke. - zmarszczyl czolo Harry.
- Oh... No tak... zapomnialam... - na twarzy nauczycielki nie bylo juz tradycyjnego usmiechu, ale strach.
- Ja.. yyy... Musze cos zalatwic. Moze przelozymy to spotkanie na kiedy indziej?
Cala czworka patrzyla na nia nie wierzac w jej slowa. Julie to chyba zauwazyla.
- Przepraszam. Naprawde zapomnialam. Umowimy sie na jakiejs lekcji. Teraz yy.. Musze cos naprawde zalatwic. - powiedziala i nie czekajac na odpowiedz zamknela drzwi od swojego gabinetu i poszla korytarzem znikajac przyjaciolom z oczu.
Wszyscy stali w milczeniu i wpatrywali sie w miejsce za ktorym zniknela. Kazdy byl zaskoczony jej zachowaniem i tym co uslyszal. Niezreczna cisze przerwal Ron.
- O co w tym do cholery chodzi!?

--------------
Iiii po kolejnym rozdziale :) Jak sie podobalo? :) zostaw komentarz, polec znajomym ;D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top