5. Ponownie uratowany (I)

Kiedy weszli do wielkiej sali nie bylo juz za duzo osob. Wiekszosc zdazyla zjesc. Hermiona zjadla szybko swoja porcje i zerwala sie z miejsca.
- Jejku. Za dwie minuty zaczynam Numerologie! - pisnela, chwycila torbe z ksiazkami i wybiegla z Wielkiej Sali.
- Ja tez juz lece, bo mam zaraz Histrorie Maggi. - przełknela ostatni kęs Ginny i wstala. - A ty Harry idz odpocznij.
Cmoknela go w policzek i pobiegla na zajecia.
- Ona ma racje. Zjedz i pomoge ci pojsc do pokoju - mowil Ron z pelna buzia. Harry pokiwal glowa. Prawie nie sluchal swojego przyjaciela. Nadal myslal o Tajemniczej dziewczynie. W jego glowie klebilo sie mnostwo pytan. Dlaczego ona go uratowala? Skad wiedziala ze on tonie? Dlaczego gdy Hermiona ją poznala, powiedziala 'Nie do konca'? Dlaczego Voldemort myslal ze ją zabil? I gdzie i jakim cudem ona zniknela!?
- Harry? - powiedzial Ron gdy byli przy portrecie Grubej Damy. Harry nie pamietal kiedy i jak sie tu znalezli.
- Co? - zapytal nagle jak wyrwany ze snu.
- Znowu mnie nie sluchasz? - zirytowal sie przyjaciel.
- Przepraszam. Myslalem o tej Julie. - odpowiedzial spokojnie Harry i usiadl na kanapie w Pokoju Wspolnym Gryffrindoru.
- Ty lepiej o niej tak nie mysl, bo Ginny bedzie zazdrosna. - Ron probowal rozluznic atmosfere, ale Harremu nie bylo do smiechu.
- Ale powiedz, ciebie nie interesuje o co z nia chodzi?
- Interesuje, ale jakos na razie stoimy w miejscu. Musimy poczekac na Hermione. Ona bedzie o niej wiedziec cos wiecej. W koncu to ona ją znala. - stwierdzil Ron.
Harry przytaknal, oparl sie na kanapie i postanowil sie zdzemnac.
- Obudz mnie jak przyjdzie Hermiona albo Ginny. - mruknal Harry do przyjaciela. On przytaknal i zaczal przegladac "Proroka Codziennego". Harry usnal.

***

- Harry? - zbudzil Harrego jakis znajomy glos. Otworzyl oczy i zobaczyl Neville'a.
- Neville? - Harry rozejrzal sie po Pokoju Wspolnym. - Gdzie Ron?
- Poszedl gdzies z Hermiona i kazal miec na ciebie oko.
- A to cwel! Mial mnie obudzic!
- Hermiona mu nie kazala. Co ci jest? - zapytal przyjaciel nie ukrywajac troski. Harry zastanawial sie czy mowic mu o Julie, ale uznal ze narazie mu nic nie powie.
- Nic. Zmeczony bylem. Jak tam se sprawujesz jako glowny asystent? - zapytal Harry ostatnie slowa wypowiadajac glosno.
- Jest genialnie! Wiesz ile roslin Sprout nie pokazuje nam na lekcjach!? - Neville nie ukrywal podniecenia.
- To fajnie. - usmiechnal sie Harry. - Wiesz co, nie obraz sie ale ide poszukac Rona i Hermiony.
- Spoko, i tak ide do dormintorium. - powiedzial Neville i poszedl. Harry podniosl sie powoli z kanapy i wyszedl z Pokoju Wspolnego. Zaczal chodzic po zamku i zalowal, ze nie wzial Mapy Huntcwotow. Znalazl by ich o wiele szybciej, a oni przeciez moga byc wszedzie!
Przechodzil wlasnie korytarzem na piatym pietrze, kiedy nagle zza posagu wyskoczyl wozny Flisch ze swoja kotką Panią Norris.
- Zlapalem cie w koncu maly, podly gargulcu! - jego stara, pomarszczona reka zacisnela sie na ramieniu Harrego.
- O co panu chodzi? - Harry probowal wyrwac sie z uchwytu starego woznego.
- O co mi chodzi!? Dopiero piczatek roku, a ty juz podrzucasz mi łajnobomby! - oczy woznego zaplonely gniewem.
- To nie ja!
- Nie wierze ci! Dobrze, ze dyrektor dal mi w koncu ten przywilej dawania szlabanow! - Flisch krzyczal na caly korytarz.
Nagle zza rogu wyszla jakas postac w czarnej pelerynie i w kapturze. Podeszla do woznego i Harrego i zrzucila kaptur. Byla to piekna dziewczyna o zielonych oczach. Ta sama, ktora uratowala Harrego. Julie Petterson.
- Panie Flisch, co pan robi temu biednemu chlopcu? - zapytala bardzo spokojnym i zyczliwym tonem. Wozny popatrzyl na nia jak na karalucha.
- Jakiemu biednemu chlopcu! Ten oto osobnik podrzuca mi łajnobomby! - wzburzyl sie wozny.
- A czy ma pan JAKIEKOLWIEK dowody, ze to byl on? - odparla dziewczyna nadal z usmiechem.
- No nie, ale...
- Ha! - przerwala mu Julie. - Nie ma dowodow, nie ma szlabanu.
- I tak Potter masz szlaban! Jutro o 17! - wrzasnal Flisch. - A ty nie powinnas przygotowywac sie do lekcji?
- Od kiedy jestesmy na ty panie Flich? I tak sie sklada, ze do lekcji jestem przygotowana, a pan Potter nie przyjdzie do pana jutro na szlaban. - usmiechnela sie zyczliwie i spojrzala na Harrego.
- A to niby dlaczego? - odburknal wozny.
- A dlatego, ze jutro ma juz szlaban u mnie. - usmiechnela sie do Harrego, a on moglby przysiadz, ze puscila mu oczko. - A pan, niech juz idzie. Zdawalo mi sie, ze uczniowie na drugim pietrze puszczali fajerwerki.
Wozny zaklnal glosna i pokustykal w strone schodow.
- Dziekuje. - odparl Harry gdy Flisch zniknal za rogiem. - Juz drugi raz ratuje mi pani skore.
Dziewczyna usmiechnela sie zyczliwie.
- Jestem Julie, ale to juz chyba wiesz. I nie mow do mnie pani, ani profesor. To brzmi tak oficjalnie. Po prosty Julie.
- D-dobrze. - wybakal Harry. Byl tak zapatrzony na dziewczyne, ze zapomnial o calym swiecie. - Czy to pani, to znaczy, czy ty jestes nową nauczycielką Obrony przed Czarna Magia?
- Tak. - odparla Julie z usmiechem. - Tak ja.
Harry nie mogl oderwac od niej wzroku. Byla taka piekna.
Nagle otrzasnal sie. Przecziez to jego nowa nauczycielka. I on ma przeciez dziewczyne. Musi przestac o niej myslec.
- To.. Ja juz pojde.. - powiedzial po chwili i ruszyl korytarzem. Po chwili zatrzymal sie i dodal - Jutro naprawdr mam ten szlaban?
- Za co? - zasmiala sie Julie. - Nir masz zadnego szlabanu, ale nie obrazilabym sir jakbys wpadl do mnie na herbate.
- Yyy... Nie wiem czy powinienem..
- Oh, nie wyglupiaj sie. W koncu "wisisz" mi ją za dwukrotne uratowanie zycia.
- Dobrze, przyjde. Boże, jaka ona piekna! Harry! Wez sie w garsc! - pomysla chlopak.
- Czy z toba nad tym jeziorem, byla Hermiona Granger?
- Tak.
- Zapros ją jutro tex na herbate jakbys mogl. Nie widzialam jej 7 lat. I jak chcesz, to zapros przyjaciol. Bedzie razniej i chetnie ich poznam. - odparla dziewczyna z usmiechem i odgarnela reka wlosy.
Harry przytaknal i pobiegl korytarzem aby jak najszybciej uciec od Julie. Harry! Ogranij sie! myslal ciagle. W koncu przebiegl dwa pietra i gdy uznal, ze jest wystarczajaco od niej daleko, upadl na podloge i zaczal gleboko i szybko oddychac. Serce walilo mu jak oszalale, twarz mial cala czerwona. Harry! Masz Ginny! Przestan o niej myslec! powtarzal sobie ciagle w duchu. Dlaczego tak trudno bylo mu z nia rozmawiac? Nie rozumial. Nie mogl sie w niej zakochac! Ryszyl z powrotem do dormitorium z nadzieja ze, bedą tam Hermiona i Ron.

----------
I kolejny rozdzial napisany :) Nasza Tajemnicza osobka okazala sie byc nauczycielem OPCM ;D Dziekuje za czytanie :**

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top