46. Bitwa o Hogwart (I)
Od razu przepraszam, ale nie umiem opisywać walki xd Proszę o wybaczenie. Miłego czytania!
***********************
- Neville, co ci się stało? - przeraziła się Julie pokazując na jego twarz, na której miał głębokie rozcięcie.
- Co? A, to... - Machnął ręką i pokręcił głową z lekceważeniem. - Nic takiego. Seamus jest w gorszym stanie. Zobaczycie. To co, idziemy? Och... - zwrócił się do Aberfortha - Ab, tu zaraz może się pojawić więcej ludzi.
- Więcej ludzi? - powtórzył Aberforth złowieszczym tonem. - Co to znaczy „więcej", Longbottom? Jest godzina policyjna, a cała wioska jest pod działaniem zaklęcia zawodzącego!
- Wiem, dlatego aportują się prosto do baru. Po prostu wyślij ich przejściem, jak się tu zjawią, dobra? Dzięki.
Neville wyciągnął rękę do Hermiony, a potem do Julie i pomógł im wspiąć się na kominek, a potem wprowadził ją do tunelu. Za nimi wszedł Ron, potem sam Neville.
- Nie wiem, jak panu dziękować. Dwukrotnie uratował nam pan życie. - Harry zwrócił się do Aberfortha ściskając mu rękę.
- Więc teraz o nie dbajcie - burknął Aberforth. - Może nie będę mógł uratować go po raz drugi.
Harry wspiął się na kominek i przelazł przez dziurę za portretem Ariany. Po drugiej stronie było kilka gładkich kamiennych stopni; wyglądało na to, że przejścia używano bardzi rzadko, bo wszędzie były pajęczyny.
Od jak dawna jest to przejście? - zapytał Ron. - Nie ma go na Mapie Huncwotów, prawda, Harry? Myślałem, że jest tylko siedem tajnych wyjść ze szkoły...
- Wczoraj wszystkie pozamykali - odrzekł Neville. - Nie można z nich korzystać, bo wejścia są obłożone zaklęciami, a wyjść strzegą śmierciożercy i dementorzy. - Odwrócił się i zaczął iść tyłem, cały rozpromieniony, chłonąc ich wzrokiem. - Ale co tam, nieważne... Mówcie, czy to prawda? Naprawdę włamaliście się do Malfoy Manor? Wszyscy tylko o tym gadają!
- Tak, to prawda - powiedział zdziwiony Harry. - Widzę, że wiadomości bardzo szybko suę rozchodzą.
- A żebyś wiedział! - Neville roześmiał się radośnie. - Wszyscy na was czekamy, bo wiedzieliśmy, że wrócićie. Niby szkołę oblężyli, ale nie atakują. Sam Wiesz Kto powiedział, że też poczeka sobie na was. Zakon daje nam na razie wsparcie z zewnątrz, ale zaraz się tu pojawią, Semus już dał im znać.
Doszli do końca korytarza, a Neville popchnął "drzwi". Z początku oślepiło ich światło, bo w końcu szli ciemnym korytarzem.
- Patrzcie kogo tu mam! - krzyknął zadowolony Longbottom do kogoś, kto był w pomieszczeniu, do którego weszli. Neville odsunął się i teraz przyjaciele zobaczyli, że znajdują się w Pokoju Życzeń, a tam siedzi duża gromada uczniów, którzy ryknęli triumfalnie, kiedy zobaczyli Harrego, Julie, Hermionę i Rona.
- Harry! Julie! Wiedzieliśmy, że nie uciekliście! - uradowany Seamus podszedł i pomógł im zeskoczyć na ziemię.
- W końcu ta wojna dotyczy nas wszystkich. - powiedziała Julie lustrując wzrokiem zgromadzonych. Była tam cała Gwardia Dumbledore'a, ale również inni uczniowie.
- To co robimy? Sami Wiecie Kto już zapewne wie, że tutaj jesteście. Zaraz zaatakuje. Wchodzimy do walki? - zapytał Neville ocierając czoło.
- No cóż, w końcu ta wojna dotyczy nas wszystkich więc musimy walczyć. - westchnął Harry.
- Jakieś specjalne zadania? - zapytał Dean.
- Nie... - zaczął Harry, ale nie dane mu było skończyć.
- Tak. - przerwała mu Julie. - Kojarzycie tego węża, z którym ciągle chodzi Voldemort? - uczniowie pokiwali głowami. - Zróbcie wszystko, aby go zabić. Resztę zostawcie już nam.
- Ten wąż jest jakiś ważny? - zmarszczyła czoło Cho Chang.
- I to nie zdajecie sobie sprawy jak bardzo. - westchnęła Julie. Po chwili ktoś wszedł do Pokoju Wspólnego.
- Na razie jest czysto - usłyszeli zmęczony dziewczęcy głos. - McGonagall z innymi nauczycielami rzucają zaklęcia ochronne przeklinając, że nie ma z nimi Julie, bo pewnie zrobiła by to najlepiej, ale Śmierciożercy zbierają się już na wzgórzu i lada moment... - nagle dziewczyna przerwała, bo zauważyła kto z nimi jeszcze jest. - Harry!
- Ginny! - młodzi rzucili się sobie w objęcia. Zaraz jednak Weasley oderwała się od swojego chłopaka i zaczęła go okładać pięściami.
- Jak mogliście tak zniknąć i NIC nie powiedzieć!? My się tu o was martwimy, a wy sobie znikacie!?
- Ej Ginny, tylko nie zabij Harryego, bo ktoś musi pokonać Voldzia. - zaśmiał się Neville. Ruda przestała okładać go pięściami i rzuciła mu gniewne spojrzenie podobnie jak reszcie przyjaciół. Oni tylko uśmiechnęli się niewinnie, a Ginny prychnęła.
Zanim ktokolwiek zdążył jeszcze coś powiedzieć, obraz przez który weszli przyjaciele rozsunął się i zaczęli z niego wyskakiwać członkowie Zakonu Feniksa. Remus, Nimfadora, Syriusz, państwo Weasley, Bill, George, Fred, Moody, Percy, Kingsley i inni. Julie przytuliła mocno Freda i wszyscy się ze wszystkimi witali. W końcu Harry stanął na stołku.
- No to witajcie wszyscy! Pora pokazać Voldemortowi gdzie jego miejsce! Musimy walczyć o Hogwart, o nasz dom. Nie możemy pozwolić sobie na to, by ktoś go zniszczył. Nie ważne co by się działo, nie przestawajcie walczyć. Gwardio Dumbledore'a, wy wiecie jakie jest wasze zadanie. Postarajcie się nie dać zabić. - skończył Harry i zeskoczył ze stołka, a wszyscy ryknęli z podziwem.
- Harry, nie wiedziałam, że masz dar do przemawiania. - zaśmiała się Julie.
- W końcu uczę się od najlepszych. - uśmiechnął się Harry.
I wyszli wszyscy z Pokoju Życzeń kierując się do wejścia do Hogwartu. Poszli walczyć o swój dom. Poszli walczyć o lepsze jutro.
♦♦♦
Walka trwała już dobrą godzinę. Mimo najlepszych zaklęć obronnych, Śmierciożercy dostali się do zamku. Każdy walczył z każdym wymieniając się zaklęciami. O dziwo, nie pojawił się jeszcze Voldemort, ale nawet Draco Malfoy dołączył się do walki.
Korytarz wypełniły odgłosy walki. Harry rozejrzał się i zobaczył cofających się w ich stronę Freda i Percy'ego, obaj walczyli z zakapturzonymi i zamaskowanymi postaciami. Harry, Ron i Hermiona pobiegli, aby im pomóc. Julie walczyła akurat z sześcioma Śmierciożercami. Świetliste groty śmigały we wszystkie strony. Śmierciożerca, z którym walczył Percy, zaczął się szybko cofać, kaptur spadł mu z głowy i zobaczyli wysokie czoło i włosy przetykane siwizną...
- Hej, panie ministrze! - ryknął Percy, trafiając go kolejnym zaklęciem. Minister wypuścił różdżkę i złapał się za szatę na piersiach. - Czy już panu mówiłem, że rezygnuję z pracy?
- Żartujesz, Percy! - krzyknął Fred, gdy jego przeciwnik padł, trafiony trzema oszałamiaczami. Minister też upadł. - Ty na prawdę żartujesz Percy... Nie pamiętam byś żartował, odkąd...
Nagle powietrze eksplodowało i wszystko wypełnił dym. W jednej chwili wielkie odłamy gruzu zaczęły spadać prosto na Freda, bo Percy zdołał odskoczyć.
- Nie!!! - słychać było tylko wrzask Julie, która nie zważając na swoich przeciwników biegła w stronę przyjaciół przeskakując na nieprzytomnymi ciałami i odłamkami ścian. - Fred!!!
Potem wszystko działo się już bardzo szybko. Julie upadła robiąc sobie kolejne rany na twarzy i poturlała się aż do samych przyjaciół. Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, ona już biegła kuśtykając do swojego chłopaka. Nie zdąży. Gruz już opadał przygniatając rudzielcowi nogę, tak że nie mógł uciec. Julie znowu upadła. Nie zdąży.
Nagle stało się coś, czego nikt się nie spodziewał, nawet sama Julie. Z jej różdżki (Czarnej Różdżki) wyleciał promień fioletowego światła trafiając w gruz i kamienie, które leciały na rudzielca i... zamieniły się one w szary pył, który zaczął powoli opadać. Potter z szeroko otwartą buzią doczołgała się do chłopaka i zaczęła odrzucać gruz, który przygniótł mu nogę. Po chwili dołączyła do nich reszta.
- Co to było? - zapytała zszokowana Hermiona. Julie pokręciła głową.
- Nie wiem. Nie rzuciłam żadnego zaklęcia. - powiedziała Potter i spojrzała lekko przerażona na przyjaciółkę. Po chwili Fred był już "wolny", ale jego noga była w opłakanym stanie. - Percy, zanieś go do Wielkiej Sali. Tam opatrują rannych. Reszta za mną. - poleciła Julie i wstała. Kuśtykając poszła w tylko sobie znanym kierunku, a za nią jej przyjaciele.
Świat się skończył, więc dlaczego bitwa wciąż trwa, dlaczego w całym zamku nie zapadła pełna zgrozy cisza, dlaczego walczący nie rzucili broni? Harry nie panował już nad swoimi myślami, które krążyły mu po głowie, szydząc z praw logiki, a i wszystkie zmysły zdawały się go okłamywać...
Szli szybkim krokiem chcąc wyjść z zamku. Julie wiedziała, że Voldemort jest w Zakazanym Lesie. A skąd? Po prostu to czuła. Nagle za wielką dziurą wyrwaną w boku zamku przeleciało jakieś ciało i z ciemności pomknęły ku nim zaklęcia, godząc w ścianę tuż nad ich głowami.
- Padnij! - krzyknął Harry, bo nowe świetliste groty już mknęły ku nim z czerni nocy. Obaj z Ronem chwycili Hermionę i pociągnęli ją na podłogę, a Julie wcisnęła się w ścianę.
Nagle Hermiona wrzasnęła, a kiedy Harry się odwrócił, nie musiał jej pytać, dlaczego. Olbrzymi pająk wielkości małego samochodu próbował wcisnąć się przez dziurę w ścianie: jeden z potomków Aragoga włączył się do walki.
Ron, Julie i Harry krzyknęli jednocześnie, a ich zaklęcia zderzyły się, odrzucając potwora do tyłu. Zniknął w ciemności, wymachując rozpaczliwie odnóżami.
- Przyprowadził przyjaciół! - zawołał Harry, patrząc przez wyrwę w ścianie na mury zamku, po których wspinało się więcej pająków, uwolnionych z Zakazanego Lasu, gdzie musieli się już dostać Śmierciożercy.
Wystrzelił kilka zaklęć oszałamiających, trafiając przywódcę, który runął w dół, strącając swoich towarzyszy, i zniknął z pola widzenia. Kolejne świetliste groty świsnęły Harry'emu nad głową tak blisko, że poczuł, jak włosy stają mu dęba.
- Wynosimy się stąd! TERAZ! - wrzasnęła Julie i pociągając za sobą przyjaciół... wyskoczyła z okna! Normalnie każdy pomyślałby, że to próba samobójcza, ale nie w tym przypadku, bo przy samej ziemi zatrzymali się w powietrzu i opadli na nią spokojnie.
- Musimy odnaleźć węża... musimy zabić węża! - ogarnęła się Hermiona. - Ale nie zapominajmy o tym, co mamy zrobić! Tylko my możemy położyć temu kres!
- Musisz odnaleźć Voldemorta. Zrób to, Harry... zajrzyj do jego świadomości! - zachęcał przyjaciela Ron.
- Nie musi. On jest w Zakazanym Lesie. - odparła Julie. - Proszę, zajmijcie się wężem. My z Harrym tam pójdziemy dobrze?
- Co? Chcecie iść sami na Voldemorta? - oburzyła się Hermiona. - Harry, on cię tam zabije!
Harry nic nie odpowiedział, tylko popatrzył na swoją siostrę z nadzieją, że ona im to wytłumaczy. Dziewczyna wzięła głęboki oddech. To już czas by poznali prawdę.
- Harry jest horkruksem. - powiedziała szybko. Hermiona wydała z siebie zduszony krzyk i ze łzami przytuliła przyjaciela.
- Powiedz, że to żart. - wyjąkał Ron i też podszedł do Harrego. Cała trójka teraz go przytulała. Nie mogło im się to zmieścić w głowie. Harry miał umrzeć... Teraz to już wszyscy płakali i nikt nie krył łez.
Nagle coś wybuchło i zobaczyli, że biegnie ku nim grupa Śmierrciożerców. Zaczęli uciekać. Zanim się rozdzielili, Julie zdążyła jedynie krzyknąć:
- Znajdźcie węża i go zabijcie!
I się rozdzielili, wszyscy płacząc. Dlaczego to ich musiało spotkać? Harry złapał siostrę za rękę i pobiegli w stronę Zakazanego Lasu unikając zaklęć uśmiercających. Zatrzymali się jednak gdy tylko schronili się za drzewami.
- Kocham cię Harry tak jak brata, ojca i przyjaciela. - powiedziała przez łzy i mocno go przytulając.
- A ja ciebie tak jak siostrę, matkę i przyjaciółkę. - zawtórował jej Harry. I tak stali przytuleni. Chcieli się nacieszyć sobą, bo wiedzieli, że za chwilę się rozstaną na zawsze. Pewnie by tak stali przez cały czas płacząc, ale musieli ruszać. Niestety... Coś się kończy, aby coś mogło się zacząć...
***************************
Ja ryczę xd Tak kalkulując jeszcze chyba tylko 4-5 rozdziałów tej części :P Szybko się uwinęłam, bo zaczęłam pisać dokładnie 14.01.2016.
Komentujcie!
Pozdrowionka!!
TheQueenOfMagic ♥♥♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top