4. Tajemnicza Dziewczyna (I)

- Harry! - krzyknela Ginny i podbiegla do swojego chlopaka. Wyciagnela go razem z Ronem na brzeg i przytuliła sie do niego jakby chciala wycisnąć z niego cala wodę. Zaczęła płakać.

Hermiona podeszła do przyjaciela i sprawdzała puls. Nic nie wyczuła. Do jej oczu naplynely łzy. Cala trójka zebrala sie przy nieprzytomnym Harrym.
Tajemnicza dziewczyna zgrabnie balansowała na powierzchni wody az w koncu wyszła na brzeg. Osuszyła się machnięciem różdżki, założyła pelerynę i podeszła do leżącego Harrego. Machnięciem ręki kazała odejść przyjaciołom od Harrego. Tylko Ginny nadal klęczała nad nieprzytomnym chłopakiem.

Tajemnicza dziewczyna zaczęła mruczeć pod nosem jakies zaklęcia, a różdżka celowała w Harrego.

- Kim jesteś? - odezwał sie w końcu Ron przyglądając sie dziewczynie. Ona nawet na niego nie spojrzała tylko dalej mruczała pod nosem jakies zaklęcia.

- Kim jesteś?! - ponowił swoje pytanie Ron tyle ze głośniej. Dziewczyna zetknęła na niego, ale potem znowu jej wzrok utkwił na Harrym, w którego celowała.

- Odpowiedz! - szlochała przez łzy Ginny.

- Enervate! - krzyknęła dziewczyna i iskra wyleciała z różdżki trafiając Harrego w klatkę piersiowa. Ginny krzyknęła i odskoczyła. Ron załapał ja i przyciągnął do siebie Wszyscy obserwowali Harrego i dziewczynę.

Nagle Harry zaczął kaszleć i wypluwać wodę. Tajemnicza Dziewczyna uśmiechnęła sie triumfalnie. Ginny pobiegła do Harrego i rzuciła sie na siedzącego juz Harrego o malo go nie przewracając. Płakała. Harry w osłupieniu patrzył co sie dzieje.

- Co sie stało? - zapytał w koncu rozcierając swoja blizne. Zaczęła go piec.

- Oszczędzaj siły. Idź się położyć. - odezwała sie w koncu Tajemnicza Dziewczyna. Wszyscy odwrócili wzrok ku niej. Dopiero teraz mozna bylo dostrzec jaka jest ładna. Miala zielone oczy jak Harry i długie, lekko kręcone wlosy. Stała wpatrując sie w Harrego.

- Ju.. Julie Petterson? - odezwała się nagle Hermiona patrząc na dziewczynę jak zachipnotyzowa. Teraz wszyscy wzrok zwrócili ku Hermionie. Tajemnicza dziewczyna uśmiechnęła sie tylko i spojrzała na Hermionę.

- Nie do końca. - odparła, odwrocila sie od czworki przyjaciol i zaczela rozgladac sie jakby bala sie, ze ktos ich obserwuje. Momentalnie jej mina zrobila sie ponura. Nagle dziewczyna klasnęła nad glowa i... zniknęła.
Nikt nie kryl zdziwienia.

- Ona sie deportowała. - jęknął Ron i patrzył w miejsce gdzie jeszcze przed chwila stała dziewczyna.

- Ron! Na terenie Hogwartu nie można sie deportowac! - skarciła go Hermiona.

- No to jak TO wytlumaczysz? - powiedzial chlopak i wskazal w miejsce gdzie sie wpatrywał. Hermiona nic nie odpowiedziała.

- Kto to Julie Petterson? - odezwal sie w koncu Harry. Wszyscy zwrocili sie ku Hermionie. Ona zmarszczyła czoło jakby chciala sobie cos przypomnieć.

- Julie Petterson, mugolka. To znaczy, myślałam, ze jest mugolką. Nigdy nie widzialam jej w Hogwarcie...

- Skąd ją znasz? - odparł Ron.

- Chodziła ze mną do mugolskiej szkoły. Nic sie nie zmieniła przez te 7 lat jeżeli chodzi o wygląd...

- Ona jest PIĘKNA. - jęknęła Ginny.

- Czemu odpowiedziała "Nie do końca" ? - zdziwił sie Harry.

- Nie wiem. - szepnela Hermiona i usiadla na trawie. Wbila wzrok w ziemie.

- Co sie stalo? - zmartwila sie Ginny i podeszla do przyjaciółki puszczajac w koncu Harrego.

- Zastanawiam sie... Jak to jest mozliwe. 'Mugolka', ktora nigdy nie byla w Hogwarcie a czaruje.
Nikt nie wiedzial co odpowiedziec. W koncu Ginny otrzeźwiła i spojrzała na wykończonego Harrego.

- Harry, powinieneś isc sie polozyc. - pisnela i zlapala go za reke, aby pomoc mu wstac.

- Nic mi nie jest. - odparl i zaczal rozcierac czolo ręką.

- Znowu boli cie blizna? - skrzyil sie Ron.

- Zaczela mnie bolec jak tylko sie ocknąlem. - popatrzyl w strone zamku.

- To juz ewidentnie powinienes sie położyć! Chodź. - pociagnela go Ginny i ruszyli powoli w strone zamku. Harre musial podpierac sie o Rona, bo bardzo ciezko bylo mu sie poruszac.

- Chodzmy do Pomfry. Ona cie postawi na nogi. - zaproponowala Hermiona. Nikt sie nie sprzeciwil.
Nagle Harry stanal jak wryty.

- Ona... Ta Julie... Ona wygladala jak moja mama... - Harremu zrobilo sie niedobrze i pobladl. Wszyscy na niego spojrzeli.

- Rzeczywiscie. - zgodzila sie Hermiona. - Chodz potem o tym pogadamy, jestes oslabiony.

Ruszli dalej a Harry mial przed oczami obraz Tajemniczej Julie. Byla tak podobno do jego mamy. Czy to mogl byc przypadek? Nagle zakrecilo mu sie w glowie a jego czaszke przeszyl piekielny ból.

Harry pełzał po podlodze. Wspial sie na fotel na ktorym siedzial trupioblady Voldemort.
- Zabilas chlopca Nagini? - spytal węza. Wąz zaczal syczec.
- Co!? Jak to Julie go uratowala!? Jak ona go znalazla!? Przeciez ona NIE ZYJE! Przeciez JA ją ZABILEM! -Voldemort wstal z fotela i przewrócił stól.

- Harry! - nad Harrym kleczeli zaniepokojeni przyjaciele. Hermiona trzymala go za glowe. - Ty krzyczałem, co zobaczyłeś?

Harry podniósł sie powoli.

- On jest wściekły, że przeżyłem.

- Co? - zapytali wszyscy równocześnie.

- Tam w jeziorze. To Nagini ciagnela mnie w dol i dusila. Miala mnie zabic. Ale jej sie nie udalo. -odpowiedzial z trudnością Harry.

- Bo Julie cie uratowala. - mruknela Hermiona jakby sama do siebie.

- No wlasnie. O niej tez cos mowil. - wszyscy spojzeli na Harrego z ciekawoscia. - Zdziwil sie i wsciekl za razem jak sie okazalo ze ONA mnie uratowala.

- Ale dlaczego?

- Bo.. Vol.. - zaczal Harry a Ron skrzywil sie na dzwiek tego imienia. - Bo Voldemort powiedzial, ze ona miala nie zyc. Ze sam ją przeciez zabil.
Wszyscy wytrzeszczyli oczy i patrzyli z niedowierzaniem na Harrego.

- Ciebie tez niby "zabił". - zauwazyl Ron. - Ale tak na prawde masz tylko z tego wszystkiego tylko blizne.

- Tylko blizne? - skarcila chlopaka Hermiona. - On ma w sobie czastke Voldemorta! Harry, miales panowac, aby on nie wdzieral sie do twojego umyslu...
- To nie jest teraz istotne Hermiono. - rzekl Harry odzyskujac sily. - Musimy sie jej zapytac o co chodzi i ją ostrzec, bo on moze chcec ja zniszczyc.

- Ciekawe jak ją teraz znajdziesz!? - zirytowala sie Hermiona. - Ona ZNIKNEŁA. Mozemy jej juz nigdy nie spotkac.

- A moze to jest ta nowa nauczycielka? - zauwazyla Ginny. Wszystkie glowy zwrocily sie ku niej.

- Nie sadze... - zaczal Ron ale siostra mu przerwala.

- A dlaczego nie? Wszystko by sie zgadzalo.

- No nie do konca. - stwierdzil Ron. - Chodzmy juz, bo spoznilismy sie na obiad.

Wszyscy poszli w kierunku Wielkiej Sali zapominając, ze mieli odprowadzić Harrego do skrzydła szpitalnego. On jednak nie protestował. Poszedł za przyjaciółmi bo byl bardzo głodny. Jednak nie potrafił przestać myśleć o wydarzeniach, które wydarzyły sie w ciągu ostatniej godziny.

-----------------



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top