38. - "Oddasz mi to po dobroci, czy mam ci to odebrać siłą?" (I)
- Accio horkruks! - mówił Ron chodząc po Zakazanym Lesie. Julie i Hermiona spojrzały na niego z politowaniem.
- I że niby tym razem miało by sie udać? - prychnęła Gryfonka, a Ron spuścił głowę.
- Przepraszam. - wybełkotał po raz setny gdy tylko weszli do szkoły. Nikt mu nic nie odpowiedział. Rozeszli się w połowie drogi. Gryfoni poszli do dormitoriów, a Julie do swojego gabinetu.
Było po piątej nad ranem. Genialnie. Będę spała na lekcjach... - pomyślała Julie i spojrzała przez okno siadając na parapecie. Już powoli się rozjaśniało, a słońce wschodziło znad Zakazanego Lasu. Dziewczyna przeklnęła pod nosem na myśl, że zgubili horkruksa i nawet się nie obejrzała, a już zasnęła.
Obudził ją o siódmej silny ból głowy. Zaczęła mamrotać coś pod nosem typu "Nigdy więcej takich wypraw". Podeszła do szafki z eliksirami i wzięła coś przeciwbólowego po czym poszła wziąć szybki prysznic. Uczesała włosy w luźnego warkocza, zrobiła lekki makijaż, założyła czarne rurki, granatową koszulkę i czarną pelerynę i półprzytomna poszła do Wielkiej Sali na śniadanie. Musiała się pospieszyć bo za pół godziny ma lekcje z Puchonami i Krukonami z piątego roku.
Gdy przeszła dosłownie dwa korytarze, zapatrzyła się na jeden z obrazów i gdy skręcała wpadła na jakiś ludzi przewracając się.
- Jejku! Przepraszam nic ci nie jest? - usłyszała męski głos.
- Nie, nic.. - dziewczyna wstała otrzepując się i spojrzała na kogo wpadła. - Syriusz? Remus?
- Julie? - mężczyźni patrzyli na nią ze zdziwieniem. - Co tt tu robisz?
- Pracuje tu? - zaśmiała się dziewczyna. - To raczej ja powinnam zapytać się o to was.
- Byliśmy akurat w Hogsmeade - zaczął Black. - i chcieliśmy...
- Syriusz chciał. Ja miałem opiekować się Teddym. - wtrącił się Lupin a Łapa przewrócił oczami.
- I chcieliśmy sobie z wami pogadać, bo nam sie nudziło. - Black nie zwracał uwagi na komentarz Lunatyka.
- Syriuszowi się nudziło. - znowu wtrącił się Remus.
- I nie mogliśmy was nigdzie znaleźć. I spotkaliśmy McGonagall w szlafroku. Mówiła, że też was szuka bla bla bla. No to poszliśmy za nią do Zakazanego Lasu. - wytłumaczył Syriusz poprawiając włosy.
- Ale i tak was nie znaleźlismy, więc jeśli mogę spytać... Gdzie wyście się włóczyli w nocy kiedy coraz więcej jest ataków Śmierciożerców!? - prawił kazanie Remus, a Łapa poklepał go po plecach.
- Lunio, bo ty się wcaaaale nie włóczyłeś nigdzie jak chodziliśmy do Hogwartu. - prychnął Black, a Lupin lekko się zaczerwienił. Julie wybuchnęła głośnym śmiechem.
- Czyli już wiecie po kim to mamy. - usmiechnęła się Potter.
- No wiadomo! Nawet uśmiech masz na miarę Huncwota! - wyszczerzył zęby Black, a Julie wybuchnęła jeszcze głośniejszym śmiechem. Zaraz potem dołączyli się do niej Łapa i Lunatyk. Kiedy jednak dziewczyna się uspokoiła i spojrzała na ojca chrzestnego swojego brata, mina jej zrzedła.
- Coś się stało Julie? - Remus zauważył nagłą zmianę humoru dziewczyny.
- Skąd to masz? - zapytała ponuro dziewczyna wskazując na glowę Syriusza. Tak, znajdował się na niej diadem Roveny Ravenclaw. Black wyglądał w nim komicznie.
- Tą koronę? - roześmiany Łapa ściągnął diadem z głowy i wpatrywał się w niego trzymając w ręce. - Jak was szukaliśmy to znalazłem w Zakazanym Lesie i zalożyłem bo śmiesznie to wygląda.
- Daj mi to. - powiedziała ostro dziewczyna i wyciągnęła rękę po horkruksa. Syriusz zdziwil się tak nagłą zmianą nastroju Julie.
- No pewnie, że ci nie dam. Znalazłem i ładnie mi w tym! - prychnął Black i schował go za siebie.
- Syriusz. Oddaj. Mi. To. - nauczycielka podeszła jeszcze bliżej do lekko wystraszonego Blacka.
- Co to jest Julie? Mi to pachniało jakąś Czarną Magią. - włączył się Remus.
- Mhm. - mruknęła tylko dziewczyna do Lupina po czyn zwróciła się do Łapy. - Oddasz mi to po dobroci, czy mam ci to odebrać siłą?
- Jak mnie złapiesz to będzie twój! - zaśmiał się Black, zamienił się w psa i zaczął uciekać z diademem w pysku. Co ten horkruks z nim wyprawiał? A może na prawdę się tak zachowywał?
Julie westchnęła, machnęła różdżką i Łapa zamieniony z powrotem w człowieka, leżał związany sznurami na ziemi. Jakie było zdziwienie Remusa kiedy zobaczyl co zrobila Julie. Zrozumiał, że to musiało być coś bardzo ważnego.
- Ostrzegałam. - uśmiechnęła się dziewczyna i wyciągła mu diadem z ust.
Ma horkruks! Poczuła ten przypływ czarnej mocy i aż się wzdrygnęła.
- Wytłumaczysz nam co to jest? - zapytał Lupin gdy uwalniał lekko zdezorientowanego przyjaciela. Dziewczyna nic nie odpowiedziała, tylko ścisnęła diadem mocnej w ręce i wyczarowała patronusa.
- Julie Potter do Harry'ego Pottera. - zaczęła nadawać wiadomość do swojego brata i przyjaciół przez swojego patronusa pod postacią łani. - Mam naszą zgubę. Przyjdźcie jak najszybciej pod Zakazany Las i weźcie kieł bazyliszka. Niech NIC was po drodze nie zatrzyma.
- Julie, to jest coś aż tak ważnego? I po co wam kieł bazyliszka? - Remus pomógł wstać przyjacielowi.
- Nie mogę wam powiedzieć. Wybaczcie. - powiedziała i mocno ściskając diadem puściła się biegiem w stronę Zakazanego Lasu. Była tak pochłonięta chęcią zniszczenia horkruksa, że nie zauważyła nawet, iż Black i Lupin pobiegli za nią, jednak zostali daleko w tyle.
★★★
Harry, Hermiona i Ron własnie wychodzili z Wielkiej Sali, kiedy podbiegł do nich srebrzysty patronus Julie pod postacią łani.
- Julie Potter do Harry'ego Pottera. Mam naszą zgubę. Przyjdźcie jak najszybciej pod Zakazany Las i weźcie kieł bazyliszka. Niech NIC was po drodze nie zatrzyma.
Przyjaciele popatrzyli po sobie i nic nie mówiąc pobiegli w stronę drzwi wyjściowych.
- Hermiono masz ten kieł? - zapytał Harry.
- Tak. Noszę go ciągle na wszelki wypadek. - odparła zdyszana dziewczyna. Już mieli wychodzić na błonia, kiedy drogę zagrodził i Flich.
- Co robią tu uczniowie!? Czy nie powinni mieć lekcji!? - zaczął skrzeczeć woźny i nie chciał ich wypuścić.
- My tylko... - zaczął jąkać się Ron.
- Mamy Opiekę nad Magicznymi Stworzeniami. - skłamała szybko Hermiona i pociągnęła za sobą chlopców przeciskając się między woźnym a drzwiami. Zanim Flich zorientował się, że ci uczniowie nie mają w swoim planie wogłóle lekcji ONMS, ich już nie było. Woźny przeklnął pod nosem i poszedł szukać opiekunki Gryfonów by poskarżyć na Pottera i jego "bandę".
- Nie ma jej jeszcze? - zdziwił się Harry gdy stali na skraju Zakazanego Lasu. Hermiona naszykowała kieł i wpatrywali się w stronę szkoły.
Po chwili zobaczyli poruszającą się szybko postać, która biegła w ich stronę. Nie mylili się, była to Julie. Kosmyki jej dlugich, rudych (już prawie kasztanowych) włosów, wychodziły z niedbałego warkocza. Peleryna rozwiewała za nią, a ona biegła niczym koń wyścigowy. Zwolniła dopiero gdy znalazła się trzy metry od przyjaciół. Dziewczyna nie miała nawet zadyszki! Rzuciła horkruksa do Rona a on złapał go lewą ręką.
- Niszcie go! Szybko! - krzyknęła i znalazła się przy przyjaciołach. Hermiona podała rudzielcowi kieł bazyliszka. Uniósł go by wbić w horkruksa, kiedy uslyszeli jakieś krzyki.
- Harry! Co wy tam robicie!?
- Syriusz? Remus? - zdziwił się Wybraniec patrząc ze zdziwieniem na przyjaciół jego ojca.
- Ron! Wbijaj! - poganiała ich Julie rozglądając się niespokojnie.
Weasley spojrzał na wszystkich po koleji, po czym przerażony wbił kieł w diadem. Nie chciał niszczyc tego horkruksa za bardzo się bał, ale "za karę" musiał to zrobić.
Kiedy dwójka Huncwotów byla juz blisko od nich, z diademu wydobył się szary dym, formując się w trzy, ryczące głowy jakiś potworów. Remus i Syriusz stanęli jak wryci, a Czarna Magia horkruksa była tak potężna, że odtrąciła przyjaciół na promień kilku metrów od zniszczonego diademu. Trzy głowy zaatakowały przerazonego Rona strzelając w niego ognistymi kulami.
Julie zaczęła używać jakiś zaklęć niewerbalnych i wszystkich jakie znała, ale nic nie moglo ich powstrzymać. Weasley zaczął uciekać. Potter postanowiła więc użyć niezwykle trudnych i zlożonych zaklęć w języku węży. Miała z tym jeszcze problemy i nie umiała do konca ich rzucać, ale raz kozie śmierć! Musi chociaż spróbować.
Zaczęła miotać w stronę potwor9w z szarej mgły, które przestały gonić Rona i zaczęly atakować dziewczynę. Wszyscy zaczęli jej pomagać, ale nic nie pomagało. Dopiero po chwili Julie uświadomila sobie dlaczego.
- Harry! To jedna z odmian demona! - krzyknęła do brata. Nie miała siły by rzucić to trudne zaklęcie, a wiedziała, że tylko to jedno może powstrzymać każdego demona. Harry zamrugał oczami. Przez chwilę nie wiedział o co chodziło siostrze, ale zrozumiał.
- Ripertum Moris! - ryknął, a z jego różdżki wystrzeliła czerwono złota energia w postaci jelenia. Jeleń przebiegł przez dym, który po chwili... się rozpłynął! A energia wróciła do różdżki Pottera.
Wszyscy upadli na ziemię z wykończenia. Demon wyssał z nich dużo siły i energii. Pierwszy odezwał się Remus.
- Nie wiem w co wy się wpakowaliście, ale to nie było ani mądre, ani rozsądne ani normalne. - stwierdził wstając powoli z ziemi.
- Luniu, tu nic nie jest normalne. W końcu to świat czarodzieji. - wyszczerzył zęby Syriusz, który o dziwo, praktycznie wogłule nie był zmęczony. Chyba po takim czasie spędzonym wśród demonów przyzwyczaił się do nich.
- Nic nigdy nie będzie normalne. - mruknąl Ron podpierając się na łokciach. Wszyscy powoli wstali i ruszyli w stronę zamku. Gryfoni i Julie już od piętnastu minut powinni być na lekcjach.
Gdy Potter weszła kuśtykając do klasy gdzie miała prowadzić lekcje z uczniami piątego roku, zastała ich siedzących grzecznie w ławkach.
- Przepraszam za spóźnienie - powiedziała gdy przechodziła koło ławek. Stanęła za biurkiem i spojrzała na klase uśmiechając się krzywo. Ręka jednej z Puchonek wystrzeliła w górę.
- Co się pani stało w nogę? Bardzo pani kuleje. - powiedziała spoglądając lekko podejrzliwie na dziewczynę.
- To nic takiego. - odparła z uśmiechem. - Tematem naszej dzisiejszej lekcji będzie...
Nie dane było jej to jednak dokończyć, bo drzwi od klasy otworzyły się z hukiem. Stała w nich zdyszana Ginny Weasley, a za nią zdezorientowany Harry.
- Profesor Dumbledore prosi cie do siebie. Teraz. - powiedziała Gryfonka. Julie spojrzała na klasę i westchnęła.
- Dobra, chyba nic już dzisiaj nie zrobimy. Idźcie już, a jako pracę domową napiszecie referat na dwie rolki pergaminu o wampirach. - odparła do uczniów po czym wyszła i skierowała się w stronę gabinetu dyrektora.
- Nie ma go u siebie. - odparła spokojnie Ginny łapiąc Potter za rękę i zawracając.
- A gdzie jest? - zdziwiła się nauczycielka.
- Leży w Skrzydle Szpitalnym.
***************************
Dam dam daaaaam. I mamy nastepny rozdział :D na wasze życzenie macie Syriusza i Remusa :**
Zapraszam jeszcze raz wszystkich na moją książkę o Huncwotach! :D
i WOOOW!! Prawie 7 tys wyświetleń i ponad tysiąc ★★!!! DZIĘKUJĘ!!!! <3<3<3<3
Komentujcie!!
Pozdrowionka!! :**
TheQueenOfMagic <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top