35. Dzień Kobiet (I)

Hejka!! Z okazji ponad 5 tysięcy wyświetleń i 800 gwiazdek, daję taki długaśny rozdział na około 2500 słów :**
Może akcja nie rozwinęła się tak jak chciałam, ale wymyslilam, że z okazji zbiżającego sie Dnia Kobiet, rozdział wlaśnie o tym xD Jak zobaczycie pod koniec, zaczyna się kolejna przygoda! xD
Milego czytania! :*

❤❤❤

Minął luty i zaczął się marzec. Nauczyciele wariowali na punkcie Owumetów. Harry, Hermiona i Ron cały swój wolny czas poświęcali na naukę, odrabianie stosów prac domowych i chłopcy na treningi Quiddicha. Oczywiście Harry i Ron częściej udawali, że się uczą, tylko po to by Hermiona im nie marudziła.
Był ósmy marca, Dzień Kobiet. Taa, niby nic specjalnego, ale w ten dzień wszystkie dziewczyny w Hogwarcie stroiły się w najlepsze ciuchy, i jak to chlopcy uznali - nie wiadomo po co. Prezentów nikt nie kupował drogich. Zwykłe kwiatki (którymi były zazwyczaj zmienione zaklęciem w ostatniej chwili gałęzie), całkowicie wszystkich zadowalały. Właśnie był wczesny ranek, a Ron i Harry siedzieli na brzegu Zakazanego Lasu i męczyli się z zamianą patyka w kwiatek.
- Człowieku, 7 lat się uczymy w Hogwarcie, zaraz będą Owumety, a nie umiemy wyczarować durnego kwiatka! To nawet mugolscy "magicy" to potrafią. - pacnął się w głowę Ron.
- Trzeba było słuchać wtedy na Transmutacji, a nie spać. - wypomniał mu Potter, którego kwiatek miał przy końcu drewnianą łodygę. - Prawie mi się udało.
- Tsaa.. Kto tego słucha. - rudzielec wniósł wzrok ku górze i pokręcił głową.
- Jak to kto? Hermiona. - mruknął Harry i oboje zaczęli się śmiać.
- Dobra pomóż mi i idźmy już do zamku. Zimno tu. - powiedzial po chwili Ron, bo zauważył, że Harry uporał się ze swoimi kwiatkami. Siedział teraz zadowolony i oglądał swoje dzieło.
- Hmm.. No nie wiem. W końcu niczego się wtedy nie nauczysz... - zaczął się zastanawiać Wybraniec.
- Ej noo. - Weasley dźgnął go łokciem tak, że aż spadł z kamienia.
Po kilku minutach szli zmarznięci do szkoły chowając prezenty pod szatami.
- Komu tak właściwie dajesz te kwiatki? - zmarszczył brwi Ron.
- Ginny, Julie, Hermionie, Lunie i chyba jednego wyślę twojej mamie z podziękowaniami za te wakacje itp. Niech się cieszy. - wzruszył ramionami Potter gdy przekroczyli progi zamku.
- Dla Pomyluny? - zdziwił się rudzielec, że prawie wpadł by na ścianę.
- No bo wiem, że pewnie od nikogo nic nie dostanie. - wzruszyl ramionami Harry. - A takto nie będzie smutna.
- Ależ ty szlachetny. - zaśmiał się Ron i poszli do sowiarni wysłać kwiatki dla pani Weasley.

❤❤❤

Na śniadaniu wszyscy żywo rozmawiali. Harry i Ron czekali na Hermione. Ponieważ nie mieli dzisiaj lekcji, dziewczyna nie musiała wczesniej wstawać. Po południu miał sie jeszcze odbyć wypad do Hogsmeade.
- O patrz, idzie! - zauważył nagle przyjaciółkę Harry. Hermiona trzymała w ręce jakiś kawałek pergaminu. Nie była za specjalnie wystrojona, ale i tak ładnie. Założyła rurki jeansy, do tego granatową koszulkę i czerwoną bluzę. Włosy związane miała w grubą kitkę.
- Cześć Mionka! - zawołal uradowany Ron gdy dziewczyna usiadła pomiędzy chłopakami.
- Hejka. - usmiechnęła się.
- Wszystkiego najlepszego! - powiedzieli chłopcy na raz i podali dziewczynie kwiaty. Od Harrego dostała trzy żółte tulipany, a od Rona bukiet czerwonych róż. Chłopcy postanowili, że jej i Ginny prezenty dają osobiście. Weasley'ównę już jednak spotkali gdy wychodzili z dormitorium, wiec dali jej wtedy.
- O dziękuję! Widzę, że coraz lepiej wam idzie z Transmutacji. - dziewczyna przytuliła ich do siebie, a oni zrobili zdziwione miny.
- A skąd ty wiesz? - zapytal Ron.
- Z tego. - dziewczyna podała rudzielcowi kawałek pergaminu, który ciągle trzymała w ręce.
- Co to Ron? - nic nie rozumiał Harry.
- Ee... List od mamy. Dziękuje nam za kwiaty, ale.. - Ron zaczerwienił się. - zmieniły się one w patyki gdy wstawila je do wody!
Cała trójka wybuchnęła śmiechem. Harry, który akurat pił sok dyniowy, aż się opluł...
- Który je zamieniał? - Hermiona wyszczerzyła zęby i zaczęła pałaszować tosty z dżemem.
- Harry. - odpowiedział pospiesznie Ron i znowu się zaśmiał. - To jego wina.
- Taa. - Harry przewrócił oczami. - Gdyby nie ja, to byś musiał dać wszystkim patyki.

Hermiona znowu zaczęła się śmiać, a Ron cały poczerwieniał. Nagle do trójki Gryfonów podeszła uśmiechnięta Julie.
- Dziękuję za kwiaty. - powiedziała i przytulila chłopców. - Z czego się śmiejecie?
- A nic nic. - odparł speszony Ron. Hermiona jednak opowiedziała dzoewczynie całe zdarzenie i obie wybuchnęły śmiechem. Potter przysiadła się do stoliku Gryffrindoru i postanowiła, że dzisiaj zje śniadanie z przyjaciółmi. Robiła to już nie raz, i większość się do tego przyzwyczaiła, mimo iż jest ona nauczycielką.
- Idziesz dzisiaj do Hogsmeade? - zapytal Harry siostry.
- Nie wiem, może. - Julie wzruszyła ramionami i jadła podobnie jak Hermiona, tosty z dżemem.
- No iiiidź. To potem się wszyscy spotkamy w Trzech Miotłach. - Harry namawiał siostrę.
- A co będę robic przez ten czas, kiedy ty będziesz z Ginny, a Ron z Hermioną? Nie ma sensu żebym szła. - mruknęła dziwczyna.
- No musisz iśc! - Ron zerwał się z miejsca, a reszta spojrzala na niego ze zdziwieniem.
- A to niby dlaczego? - zasmiała się Julie.
- Ee... Boo... Yyy... No po prostu musisz. - zacząl jąkać się Ron. Dziewczyna spojrzała na niego podejrzliwie.
- Coś ukrywasz. Mów co, albo wejde ci do mózgu. - Julie starała się zachować "powagę", ale tak jej się chciało smiać, że cos nie wyszło. Ron wystraszył się "groźby" Julie. Otworzył usta żeby coś powiedzieć, ale nagle wylądowała przed nimi czarna sowa, zmiatając przy tym z powierzchni stołu trzy talerze i wylewając picie ze szklanki Hermiony. Uratowała Rona przed odpowiedzeniem Julie.
- To chyba do ciebie. - Hermiona uśmiechnęła się i podała kopertę Julie.
Dziewczyna obejrzała ją uważnie. Rzadko dostawała listy, bo w sumie od kogo? Niekiedy pisał do niej mugolski ojciec, ale tylko odsyłając jakąś odpowiedź, bo nie miał sowy. Przyjaciele z mugolskiej szkoły nie wiedzieli, że jest czarodziejką i dziwnie bylo by im wytlumaczyć, że mają używać sowy, aby się z nią skontaktowac. Popatrzyła podejrzliwie na przyjaciół. Oni tylko wzruszyli ramionami z niewiedzy.
Dziewczyna otworzyła powoli kopertę. Chciała zajrzeć co jest w środku, ale nie zdążyła, bo z koperty wylonił się... ogromny bukiet róż. Taa, teraz już wiedziała od kogo to dostała, mimo iż nie było nigdzie karteczki z podpisem. Uśmiechnęła się ogladając kwiaty.
- Od kogo? - zapytał Harry przyglądając się kopercie z najdzieją, że napisany jest tam nadawca.
- Zgaduj. - Julie uśmiechnęła się tylko tajemniczo i poslała porozumiewawcze spojrzenie do Hermiony.
- No jak to od kogo? Od Freda! - pisnęła podekscytowana Hermiona i przytulila mocno przyjaciółkę.
Ron momentalnie zrobił dziwną minę. Jego brat wysilił się, kupił róże, wysłał dziewczynie i to jeszcze tak, że wyskoczyły z koperty, a on dał Hermionie kwiatki, które zaraz zapewne zmienią się w patyki. Skarcił siebie za to w myślach. Zobaczył równiez minę Harrego. On też niezbyt się wysilił.
Dziewczyny wręcz piszczały z podekscytowania i liczyły kwiatki po koleji wąchając. Każdy miał inny zapach. Kiedy na dodatek kwiatki zaczęły coś szeptać i wystrzeliwać kolorowe iskierki, Ron walnął się z otwartej ręki w czoło, wstał i wyszedł pospiesznie z sali razem z Harrym. No cóż, kiepscy z nich romantycy...

❤❤❤

I tak o 11 cała piątka wybrała się do Hogsmeade. Julie poszła w ostateczności po wielkich namawianiach Rona. Dziwne co nie? Nikt nie ukrywał zdziwienia, ale rudzielec jakoś zawsze wymigał się od odpowiedzi. Gdy doszli już do miasteczka, rozdzielili się i umówili za półtora/dwie godziny w Trzech Miotłach. Harry poszedł z Ginny, a Ron z Hermioną.

Julie nie miała bladego pojęcia co takiego może robić przez taki długi czas. Postanowiła więc powłóczyc się trochę po sklepach.
W pierszym spotkała trzy czwartoroczniaczki, Puchonki dyskutujące na temat zwierząt, bo jedna z nich chciała sobie kupić pupila. W następnym była Ślizgonka Pansy Parkinson doradzająca swoim koleżankom jakie sukienki mają wybrać, głośno wszystko komentując. Julie przewróciła oczami i poszla dalej. W sklepie z piórami zobaczyła grupkę uczniów z trzecigo roku, którzy pokazywali sobie nawzajem jakie kupili dowcipy Weasley'ów. Używanie tych produktów w szkole było oczywiście zakazane i wydawało by się, że gdy Julie podeszła do chlopców, chciała im to zabrać. Oni wszyscy zaczęli chować wszystko pospiesznie za siebie.
- Nie bójcie sie, przecież JA wam nie zabiore. - zaczęła się smiać. -Tylko tak tego używajcie, byście nie dali się przyłapać.
Nauczycielka puściła do nich oczko, a oni zrobili zdziwioną minę. Julie wyszła ze sklepu i udała się do jej ulubionego - z pelerynami. Już miała wchodzić do niego, kiedy w tłumie ludzi na ulicy mignęła jej się znajoma ruda czupryna. Z początku myślała, że to Ron, więc instynktownie zaczęła szukać burzy brązowych włosów, a mianowicie Hermiony. Nie znalazła jednak. Ruda czupryna była sama i chyba szła w jej stronę.
Wytężyła wzrok i teraz go już rozpoznała.

Wysoki rudzielec ubrany w czarne spodnie, koszulkę i marynarkę. I ten wieczny nonszalancki uśmiech na twarzy. No tak któż by inny.
- Fred!? - krzyknęła uradowana, ale zdziwiona dziewczyna i rzuciła się chłopakowi na szyję.
- Cześć księżniczko! Tęskniłaś? - para nie wiedziała się jeszcze od pobytu w jaskini, więc Julie była mile zaskoczona.
- Ty się jeszcze pytasz? - zapytala zdziwiona i rozesmiała się. - Dobrze że jednak przyszłam. Co tutaj robisz?
- Widze, że Ronowi się udało cię zmusić. - zachichotał chłopak i zlapał dziewczynę za rękę. Ruszyli w stronę Trzech Mioteł. - I przyszłem sobie do ciebie na dwie godzinki. George przecież da sobie radę.
- Ale super, że przyszłeś. - dziewczyna pocałowała rudzielca i wtuliła się w niego.

❤❤❤

Ron i Hermiona przechodzili właśnie koło Trzech Mioteł, kiedy dziewczyna stanęła jak wryta przed oknem baru. Rudzielec zabierał ją jednak do bardziej romantycznej restauracji. Musiał wynagrodzic jej te zamienione patyki.
- Co się stało? - spytał gdy dziewczyna gwałtownie sie zatrzymała.
- To Fred? - zdziwiła się i pokazała palcem na siedzącą w środku parę. Julie i Fred właśnie sie z czegoś śmiali, zapewne z jakiegoś żartu Weasleya. Kiedy ich zauważyli, pomachali im i wrócili do rozmowy.
- No jak widać. - wzruszył ramionami Ron.
- Fajnie, że przyszedł spotkać się z Julie, ale skąd wiedział? - Hermiona i Ron poszli już dalej, a dziewczyna myślała na głos. - No tak! Pewnie Ginny mu powiedziała.
- Ginny nic nie wie, że on tu jest. - mruknął trochę zirytowany Ron. W końcu to jego pomysł, by jego brat przyjechał do Hogsmeade.
- Nie wie? - Hermiona nie kryła zdziwienia. Potem wzruszyła tylko ramionami. - To ja nie wiem.
- No kurcze! To ja go tu ściągnąłem! - Ron zirytował się jeszcze bardziej. Na początku Hermiona zrobiła zdziwioną minę, a potem mocno go przytuliła.
- Dobrze zrobiłeś. - wyszeptała.

❤❤❤

Harry i Ginny wybrali się na spacer. Mieli jeszcze pół godziny do wspólnego spotkania z przyjaciółmi w barze. Chodzili po obrzeżach miasteczka rozmawiając sobie o wszystkim. W tym momencie akurat o taktykach na następny mecz Quddicha (Ginny była ścigającą).
Wcześniej byli napić się jeszcze piwa kremowego.
Przechodzili właśnie przez skrzyżowanie, kiedy usłyszeli jakieś krzyki i piski dochodzące z cemtrum miasteczka. Gdy poszli szybko w tamtą stronę, zobaczyli uciekających ludzi, którzy krzyczeli "Śmierciożercy! Ratunku!".
No tak, nie może przecież być chociaż jednego spokojnego dnia. Zawsze muszą sie na nich natknąć. Nie było ich jednak wielu. Szli w dół ulicą i z nikim nie walczyli, bo wszyscy uciekali.
- Drętwota! - krzyknęli w tym samym momencie Harry i Ginny biegnąc wzdłóż drogi. Jedno zaklęcie tylko trafiło w Śmierciożerce. Wrogowie odwrócili sie gwałtownie i zaczęła sie walka. Zaraz potem do nich dołączyli Ron, Hermiona i niektórzy z Gwardii Dumbledore'a.
- Oni uwielbiają nam przeszkadzać. - wściekł sie Ron. - I niech mi ktoś powie, gdzie są nauczyciele!?

❤❤❤

Julie i Fred siedzieli sobie spokojnie w Trzech Miotłach, kiedy usłyszeli z dworu jakies krzyki wymienianych zaklęć.
- Co sie dzieje? - zmarszczył czoło Fred i próbował dojrzec coś przez okno.
- Nie wiem. Może znowu jacyś uczniowie urządzili sobie jakiś magiczny pojednek. - powiedziała bez przekonania Julie i wyszla z baru aby to sprawdzić. Rudzielec poszedł za nią.
- I co? - zapytał gdy doszedł do drzwi. Dziewczyna wypatrywała jakiegoś punktu w oddali.
- Cholera! - dziewczyna uderzyła z pięści w futrynę, ale nawet nie pisnęła z bólu.
- Co się stało? - zapytał zdezorientowany Fred i zacząl biec za dziewczyną, która puściła się biegiem na pobliskie wzgórze.
- Śmierciożercy! - krzyknęła mu tylko Julie i dotarła już na miejsce bitwy.
- Czy oni zawsze muszą zjawiać sie wtedy gdy jestesmy razem? - zirytował sie rudzielec. Dotarli niezauważeni na wzgórze i stanęli obok.
Julie zacisnęła rękę mocniej na różdżce, krzyknęła jakieś zaklęcie z nieznaną Fredowi formułą w innym języku, i z jej magicznego patyka wystrzelił w niebo ogromny, ognisty... smok. Większość gapiów spojrzała z przerażeniem. Potter wzbiła się tylko w powierze i zaczęła różdżką kierować smokiem z ognia. Przyjaciele patrzyli na nią z podziwem, a Śmierciożercy najzwyczajniej w świecie... uciekli. Po chwili Julie machnięciem różdżki zniknęła smoka i wylądowała z powrotem na ziemi.
- Nic wam się nie stało? - spytała patrząc z troską na Harrego, Hermione, Rona, Ginny i innych czlonków GD. Oni pokręcili tylko głowami, kiedy podbiegł do nich Fred i uściskał mocno Julie.
- Fred? - zdziwiła sie Ginny i przytuliła brata. Zaraz potem zobaczyli nadbiegającą profesor McGonagall.
- Panno Potter! To było niesamowite. - wysapała gdy dotarła do nastolatków. Julie nic nie odpowiedziała tylko pokiwała głową z lekkim uśmiechem.
- To moja dziewczyna! - zaczął krzyczeć na cały głos Fred i pokazywał na Julie. Potter zaśmiała się tylko i szturchnęła go łokciem. Wszyscy spojrzeli na parę, która wybuchnęła śmiechem.

Potem Fred musiał się już pożeganć z przyjaciółmi, którzy jak najszybciej opuścili "pole bitwy", żeby nikt im nie gratulował i poszli do sklepu. Oni za to zrezygnowali ze spotkania w Trzech Miotłach, kupili zapas piwa kremowego i postanowlili, że wieczorem spotkają się na pogaduszkach. Ruszyli więc drogą powrotną do Hogwartu.
Wszyscy rozmawiali żywo, oprócz Julie, która szła z tyłu, daleko za grupą głęboko nad czymś myśląc. Nie umkło to uwadze Harrego.
- Co się stało? - Wybraniec zwolnił trochę i dołączył do siostry. Ona usmiechnęła się tylko do niego, ale był to smutny usmieszek.
- Harry... te napady nigdy się nie skończą... - jękneła.
- Kiedyś sie skończą. Narazie jesteśmy po prostu bez silni. - westchnął chłopak poklepał siostrę po ramieniu. Sam jednak myślał tak jak Julie.
- Nie jesteśmy bezsilni. Możemy, a wręcz powinniśmy działać. - skarciła go Potter i gwałtownie sie zatrzymała.
- I co chcesz zrobić? - zapytał z opuszczonymi rękami. Nie miał bladego pojęcia co znowu wymyślila jego siostra.
- Musimy wziąć się w garść i porozmawiać. - powiedziała spokojnie.
- O czym? - zmarszczył brwi chłopak. Nie wiedział czego się ma spodziewac po siostrze.
- O Voldemorcie. - odparła. Harry zrobił jeszcze bardziej zdziwioną minę.
- No wiemy, że jest zły, nie ma nosa, lubi zabijać, chce być nieśmiertelny, chce zabic mnie i ciebie... - Potter zaczał wyliczać na palcach.
- Nie bierz tego dosłownie. - przerwała mu lekko zirytowana Julie. Ona mówi tu o czymś poważnym, a on robi sobie żarty.
- No to o czym w takim razie chcesz dokładnie rozmawiać? -zapytał chlopak. Julie przez chwilę nic nie mówiła tylko patrzyła gdzieś przed siebie. Przyjaciele już daleko odeszli i nawet nie zorientowali się, że kogoś brakuje. W koncu dziewczyna spojrzała na brata i westchnęła.
- O horkruxach.

❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤

Dam dam daaam. Ponad 5 tys wyświetleń!! WOOW!!! KOCHAM WAS!!! :***

Jak się rozdzial podoba? ;D taki sobie wg mnie ale co tak xD musi zostać xD Długaśnie komentarze mile widziane xD :*
Komentujcie, motywujcie! :D

Pozdrowionka :**

TheQueenOfMagic ~ Julka ❤















Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top