34. - "Weasley'owie? Tutaj?" (I)
- Ruszajcie się! Zaraz pewnie przybędą tu Śmierciożercy! - krzyczała Hermiona gdy wylądowali w Hogsmeade. Już ruszyła główną drogą do Hogwartu, kiedy zatrzymał ja Harry.
- Dlatego lepiej chodźmy jakimś tajnym przejściem. - powiedział spokojniejszym głosem niz Hermiona.
- Miodowe Królestwo czy Wrzeszcząca Chata? - na twarzy George'a pojawił się tradycyjny uśmiech.
- Królestwo, bo trafimy bezpośrednio do zamku. - zadecydowała Ginny i ruszyła w stronę sklepu.
- Ale jak wejdziemy do piwnicy? - zauważył Ron. Dziewczyna pacnęła się z otwartej ręki w czoło.
- No to Chata, ale ona chyba jest od zewnątrz zamknięta? - powiedziała rudowłosa.
- Chyba zapomniałaś, że jesteśmy czarodziejami. - zaśmiał się Ron. Ginny tylko fuknęła i poszła powoli w stronę Wrzeszczącej Chaty.
- Hermiono, możesz ich ponieść jakimś zaklęciem? - jęknął Ron gdy razem z Georgem podnosili Freda.
- Eee... - zawachała się dziewczyna. - Ale dam radę tylko jednego.
- To weź Freda, on jest cięższy, a Julie będziemy nieść po koleji. - machnął ręką George. Jak powiedział, tak zrobili.
Poszli do Wrzeszczącej Chaty, otworzyli ją zaklęciem i oczywiście potem dokładnie zamknęli. Przeszli długim, podziemnym korytarzem w stronę Hogwartu. Gdy byli gdzieś w połowie drogi, Fred się ocknął. Nikt tego jednak z początku nie zauważył, bo chłopak leciał zaraz przy suficie i za nimi.
- Ale czad! Ja latam! - powiedział uradowany rudzielec tak nagle, że wszyscy przytomni podskoczyli ze strachu, a dziewczyny krzyknęły. Hermiona niechcąco także przerwała zaklęcie i Fred upadł na ziemię.
- Ała. - jęknął rozmasowując sobie nogę. - Za co to było?
- Jejku, przepraszam! Wystrzaszyłes mnie! - zaczęła przepraszać Hermiona, a uradowany George pomógł wstać bliźniakowi.
- Nic się nie stało, ale zrób to jeszcze raz! - śmiał sie Fred i poklepał brata do plecach.
- Dasz rade chodzić? - zapytał Ron, którego kolej była żeby trzymać Julie. Fred spojrzał na niego krzywo.
- Chyba tak, ale noga mnie boli. - rudzielec syknął z bólu i oparł się od ścianę. Ginny podeszła do niego i obejrzała uważnie jego nogę.
- Chyba złamana. - stwierdziła i pozwoliła by brat zarzucił jej rękę na szyję. Drugą zarzucił na George'a i jakoś kuśtykał.
- Weź teraz Julie zaklęciem. - powiedział Harry gdy wszyscy już byli gotowi do drogi.
Hermiona tak zrobiła i teraz to nauczycielka lewitowała nad ich głowami. Ruszyli w stronę Hogwartu i po kilku minutach byli u stóp bijącej wierzby. Na dworze było już całkowicie ciemno, więc szybko udali się do zamku i poszli od razu do Skrzydła Szpitalnego.
Pani Pompfrey właśnie szykowała się do snu, ale na widok siódemki zakrwaionych, poobijanych, rannych i wykończonych nastolatków, odechciało jej się kompletnie spać.
- Co wam się stało!? Kłaść się wszyscy! - pielęgniarka wyglądała na przerażoną i wskazała im na łóżka. Zaraz potem wybiegła ze szpitala na korytarz.
- Gdzie poszła? - zdziwił się George i usiadł na jednym z wolnych łóżek. Harry tylko wzruszył ramionami i położył siostrę. Reszta poszla w ślady George'a. Nic do siebie nie mówili dopóki nie przyszła pielęgniarka. Ale nie była sama. Przyszli z nią Dumbledore i MnGonagall.
- Boże, Potter! Co wam się stało? - zaczęła krzyczeć od progu opiekunka Gryffrindoru i podbiegła do nich. Spojrzała na Julie z niepokojem, a potem... zobaczyła bliźniaków.
- Dzień dobry nasza kochana pani profesor! - powiedzieli razem z wielkimi uśmiechami i po koleji ucałowali dłoń Minewry. Nauczycielka nie ukrywała zdziwienia.
- Weasley'owie? Tutaj? - jej oczy rozszerzyly się jeszcze bardziej.
- Oczywiście! Chcieliśmy koniecznie się z panią zobaczyć! - żartował George.
- Nie wątpię... - nauczycielka zdobyła się na leciutki usmiech. Doszedł do nich dyrektor z panią Pomfrey.
- Co wam się stało? - zapytał swoim iście spokojnym głosem.
- No wie pan, Śmierciożercy i te sprawy. - wyszczerzył zęby Fred. Niekiedy żarty w takiej sytuacji są wręcz irytujące, ale to bliźniacy Weasley, to leży w ich naturze i nikt im tego nie ma za złe. Wręcz przeciwnie, ..dziękują im za rozluźnienie atmosfery.
- Gdzie was napadli? - zaniepokojona nauczycielka nie miała zamiaru spocząć dopóki nie dowie się wszystkiego. - I co się stało z panną Potter?
- Zemdlała z wysiłku. - odparła Hermiona i syknęla z bólu, bo pielęgniarka zabrała się za opatrywanie jej ran.
- Przyszła mnie uratować. - dodał Fred. Spojrzał smutnym, ale dziękującym wzrokiem w stronę nieprzytomnej dziewczyny.
- A my poszliśmy uratowac ją. - zakończył Ron i przetarł oczy.
- Nie rozumiem.. Wytłumaczcie nam wszystko. I w co ty się Weasley znowu wpakowałeś? - zażądziła Minewra. Wszyscy tylko westchnęli. Zaczął Fred, który uniósł ręce w feście obronnym.
- Ja nic nie zrobiłem! Byłem sobie najzwyczajniej w świecie z Georgem w naszym sklepie, kiedy jakiś klient poprosił mnie, żebym mu coś wytłumaczyl odnośnie naszych produktów. No to wyszedłem z nim na zewnątrz, i okazało się, że byl to Śmierciożerca. Rzucił na mnie jakieś zaklęcie niewerbalne, i potem już tylko pamiętam jak obudziłem się w jakiejś cuchnącej i ciemnej jaskini. - wyjaśnił pospiesznie.
Potem reszta opowiedziała o wizji i jak zaczęli szukac Julie, (oczywiście pomijając wątek Przechowalni Wrażeń, pozytywki i zwierząt), jak ją znaleźli, Fred opowiedział o ucieczce, pułapkach i o dobroduszności Snape'a, co wszystkich zdziwiło.
- Nie mogliście kogoś poinformowac? Mogliscie zginąć! - fuknęła nauczycielka gdy już wszystko im wyjaśnili. Oni tylko spuścili głowy, chociaż nie mieli wzięli tych słów do siebie dosłownie. Przynajmniej nie Harry, Ron i Hermiona. Oni mogli już przecież zginąc wieeele razy.
- Niech pani ich nie obwinia. To moja wina. - wszyscy spojrzeli zaskoczeni na Julie, która właśnie sie obudziła i próbowała podeprzeć się łokciami aby usiąść.
- Julie! - krzyknęli wszyscy na raz. Fred i Harry od razu znaleźli się przy dziewczynie, mimo narzekań i protestów pani Pomfrey, że mają nie wstawać.
- Jak się czujesz? Coś cie boli? Chcesz coś zjeść? Albo pić? Pomóc ci? Może ci zimno? Albo gorąco? - takimi pytaniami zasypywali dziewczynę przyjaciele, jej chłopak i brat. Ona tylko zaśmiała się serdecznie.
- Nic mi nie jest i nic nie chcę. - powiedziała z uśmiechem. - Chociaż.. Boli mnie noga i głowa.
Pani Pomfrey obejrzała jej nogę i uznała, że jest złamana, podobnie jak Freda. Chyba ten upadek z sufitu im zaszkodził.
- Julie, dlaczego zachowaliście sę tak nieodpowiedzialnie? - McGonagall założyła ręce na boki i spojrzała na wszystkich groźnie, ale ze współczuciem.
- Zachowałam. - poprawiła ją Julie. Nauczycielka wywróciła oczami, a Potter zwróciła się trochę cichszym głosem do Hermiony. - Miałaś go powstrzymać.
- Ja.. - zaczęła Hermiona, ale Harry ją usłyszal i rozumiał co ma na myśli Julie. Przerwał dziewczynie.
- Ja sam chciałem. To nie jej wina. Hermiona nalegała mnie żebym się w to nie pakował bla bla bla, że to niebezpieczne. Próbowala mnie powstrzymać itp. Ale ja, to ja, w końcu syn Huncwota. - usmiehnął się Huncwotcko Harry. Julie chyba mu uwierzyła, bo spojrzała przepraszająco na przyjaciółkę i poczochrala wlosy bratu.
- DO ŁÓŻEK! - pani Pomfrey straciła cierpliwość. Przyjaciele niechętnie wrócili an swoje miejsca. - Panie dyroktorze, proszę wyjść już. Oni potrzebują spokoju.
- Oczywiście pani Pomfrey. Już się z Minewrą zbieramy. - usmiechnął się Dumbledore. Po chwili zwrocil sie do Julie. - Znalazłaś to o czym rozmawialismy?
- Tak. Znalazłam. Przepraszam, ale nie dam tego panu. - odparła spokojnie Julie i spojrzała na jego zwęgliałą ręke. Wszyscy spojrzeli się na nich dziwnie. Nikt nie wiedział o co im chodzi.
- Ale dobrze wiesz, że u mnie... - zaczął dyrektor.
- Nie! - przerwała Potter troszkę zbyt ostrym tonem. - Powiedziałam, że zostanie to wszystko u mnie, to tak zrobię i koniec kropka.
- Skoro tak uważasz. Żeby tylko potem nie było, że nie ostrzegałem. - odparł dyrektor obojętmym tonem i wyszedł ze zdezorientowaną nauczycielką transmutacji.
- O co chodziło? - zapytał Harry.
- Później wam wytłumaczę. - powiedziała i położyła się na boku szczelnie przykrywając kołdrą. - Może... - mruknęła jeszcze cicho, ale nikt jej już nie usłyszał. Po kilku minutach, wszyscy zasnęli z wysiłku.
°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°
Hejoo!!
Przepraszam że taki nuudny rozdział :P zero akcji, ale cóż, następny będzie lepszy i rozpocznie się nowa akcja :D
i oczywiście przepraszam za taki denny tytuł, ale nie miałam pomysłu :P (jak zawsze)
Przepraszam, że wstawiam tak późno rozdział, ale wróciłam niedawno z Wrocławia ii... nie miałam tam neta ;P
Dziękuję wam za wszystko!!
Pozdrowionka :*
TheQueenOfMagic ❤❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top