33. Ucieczka (I)

Podkreślone części to wężomowa ;)
**************************

- Julie? - Fred oderwał się od dziewczyny i zaczął niepewnie rozglądać po KOLEJNYM ciemnym i bardzo długim pomieszczeniu. Było w nim wilgotno.

- Tak? - dziewczyna wyrwała się z rozmyśleń. Wpatrywała się w drzwi na końcu długiego pomieszczenia. Były wykonane ze stali i widniał na nich wizerunek trzech węży.

- Czy ty też słyszysz to syczenie? - rudzielec momentalnie pobladł.

- Ee.. Ja słysze jakieś szepty. - odparła Julie. Po chwili jednak dodała z lekkim strachem. - Ale to pewnie dlatego, że jestem wężoustna, a tu są pewnie węże.

- Czy to jakiś labirynt z pułapkami żeby się stąd nie wydostać? - załamał ręce Fred.

- Chyba tak. - dziewczyna złapała za rękę chłopaka i pociągnęła w stronę drzwi. - Chodźmy szybko.
Pobiegli długim "korytarzem" w stronę wyjścia, kiedy nagle skoczył na nich wąż obwiązując się wokół nogi Freda. Chłopak runął na ziemię, a Julie ledwo zdołała utrzymać się na nogach.

- Zabić. Pożreć. Rozszarpać. - syczał wąż i wił się po ciele Freda coraz bardziej zbliżając się do jego karku.

- Zostaw go. - wysyczała Julie. Wąż spojrzał na nią tylko zaskoczony, ale nie zrezygnował z ofiary. Przerażony Fred zaczął wrzeszczeć i próbował odepchnąć potwora, jednak na marne.

- Nie ruszaj się przez chwilę Fred! - krzyknęła Julie, bo nie umiała trafić w węża. - Drętwota!

- Dzięki. - odetchnął chłopak i wstał pośpiesznie z ziemi. Wąż leżał martwy na podłodze zwinięty w kłębek.

Dziewczyna nic nie odpowiedziała, tylko pociągnęła go w stronę drzwi i pobiegli w tamtą stronę. Po drodze pokonali jeszcze kilka węży. Gdy dotarli do wyjścia próbowali otworzyć drzwi różnymi zaklęciami lub je wysadzić w powietrze. One nawet nie drgnęły. Usłuszeli jednak na drugim końcu korytarza syk. O wiele głośniejszy niż dotychczas.

- Co robić!? - przeraziła się Julie.

- Użyj wężomowy! Tak Harry na drugim roku otworzył Komnatę Tajemnic! Szybko! - chłopak był blady jak ściana.

- Ale co ja mam powiedzieć? - Julie czuła się zdezorientowana.

- Cokolwiek! - Fred wcisnął się w ścianę, bo stwór zbliżał się do nich szybko. Był kilkadziesiąt razy większy niż zwykły pyton!

- Wypuść nas! - wysyczała Julie wpatrzując się w trzy węże na dezwiach. Nic się jednak nie wydarzyło. - Otwórz się!

Teraz trzem wężom zaświeciły oczy na zielono i zaczęły pełzać po drzwiach. Po chwili otworzyły się one, a Julie i Fred w ostatniej chwili przeskoczyli przez próg, bo wąż gigant był tak blisko, że w następnej sekundzie by ich pozarł. Drzwi natychmiast się zatrzasnęły i słychać tylko było uderzenie ogromnego cielska o stal.

Nastolatkowie natomiast nie dostali się do żadnego pomieszczenia, ale do ogromnej rury, którą zaczęli spadać z dużą prędkością głośno przy tym krzycząc.

★★★

(od momentu kiedy Julie i Fred usłyszeli wybuch)

- Nie mogłeś po prostu kazać tym wężom się odsunąć albo je oszołomić? Musiałeś zawalać połowę jaskini? Zaraz sprowadzisz tu wszystkich Śmierciożerców! - Hermiona robiła wykład Harremu, kiedy weszli do zawalonej po części jaskini.

- Oh przestań Miona. Chodźmy szybko, zanim tu przyjdą. - machnął ręką Harry i weszli do zawalonego pomieszczenia, gdzie wychodziło sześć korytarzy.

Te po lewo były zawalone, więc poszli tym najbardziej na prawo. Potem na następnym rozwidleniu chcieli skręcić w prawo, ale usłyszeli z tamtej strony jakieś głosy, więc puścili się biegiem na lewo.
Wbiegli do pomieszczenia z wielkim kołkiem na środku.

- Na nim jest krew! - pisnęła Ginny wskazując na drewniany kołek.

- Rzeczywiście. Może Freda albo Julie... - przeraziła się Hermiona.

- Mam coś ciekaszego niż krew. - odezwał się Ron i wskazał palcem na róg pokoju. - Patrzcie.

Hermiona wydała z siebie cichy pisk, reszta zatkała sobie usta rękami aby nie krzyknąć.
W kącie leżało ciało martwej Bellatrix. Zapewne jakiś Śmierciożerca położył je w rogu, aby nie rzucało się w oczy.

- Żyje? - zapytał George Hermiony, która podeszła do Śmierciożerczyni. Ona tylko pokręciła głową.

- Julie wykonała coś co chciałem zrobić od dwóch lat. - stwierdził z satysfakcją Harry i szturchnął nogą kobietę. - Zrobie dla niej za to, po prostu wszystko.

- Harry... Jak można cieszyć się z kogoś śmierci... - jęknęła Ginny.

- Ona "zabiła" Syriusza i jest Śmierciożercą i zniszczyła rodzinę Nevillowi. - odparł z przekąsem Potter. Zaczął dokładnie przeglądać pomieszczenie, ale nic ciekawego w nim nie znalazł. Nikt nic nie odpowiedział jednak na jego stwierdzenie.
Nagle usłyszeli dobiegające z korytarza tupanie nóg i podniesione krzyki.

- To Śmierciożercy! - Ron pobladł w jednej chwili i gdy by nie złapał się drewnianego kołka, pewnie by upadł.

- Jak tylko wbiegną to ich oszałamiamy! - zadecydował Harry. Wszyscy wyciągnęli różdżki w przygotowaniu.

- Drętwota! - krzyknęła razem piątka przyjaciół gdy tylko cała masa Śmierciożerców wbiegła do pomieszczenia. Oszołomili oczywiście tylko pięciu.

I zaczęła się walka. Po całym pomieszczeniu latały najróżniejsze zaklęcia przez najprostsze rozbrajające, aż po niewybaczalne. A pomieszczenie, w którym się znajdowali, dziwnym trafem się jakoś powiększyło. Kilka razy Avada trafiła by w Rona lub George'a, a Harry i Hermiona dostali już po dwa razy Cruciatusem. Hermiona to bardzo źle zniosła. Tylko Ginny była tak zwinna, że uchylała się przed wszystkim.

Pokonali już kilkunastu Śmierciożerców, ale ciągle napływali nowi i nowi. Straszyli również przyjaciół, że zaraz zjawi się Czarny Pan.
Nagle usłyszeli jakieś przeraźliwe piski i krzyki. Prawie wszyscy oprócz Hermiony i jakiegoś Śmierciożercy przerwali walkę i zaczęli rozglądać się w poszukiwaniu źródła hałasu. Inny Śmierciożerca chciał wykorzystać nieuwagę George'a

- Avada Keda... - nie dane mu było jednak skończyć, bo piski i krzyki stały się coraz głośniejsze, a w suficie zmaterializowała się duża dziura nad jego głową. Zaraz z niej wpadł jakiś chłopak i wylądował na Śmierciożercy, który oczywiście wylądował przygnieciony przez chłopaka na ziemi.

- Fred!? - krzyknął zdumiony George. Nie zdążył jednak podbiec do brata, bo z dziury wyleciała piszcząca ze strachu Julie. Miała zatkane oczy rękami i wylądowała na Fredzie, który chciał wstać ze Śmierciożercy, ale znowu się przez nią przewrócił. Gdy poczuła, że upadła i ma grunt pod nogami, zabrała ręce z oczu i szybko wstała poprawiając potarganą pelerynę. Pomogła wstać Fredowi i dobyła różdżki. Harry przytulił siostrę, a Ginny, Ron i George, brata.
Nie dane im jednak było za długo się cieszyć sobą, bo rozpętała się z powrotem walka ze Śmierciożercami. Voldemort nadal jeszcze mie przybył.

Julie starała się walczyć wszystkimi siłami, ale była okropnie osłabiona, podobnie jak Fred. Pokonała kilku wrogów i nagle wszystko zaczęło jej w głowie wirować i upadła mocno uderzając głową o ziemię.

- Julie! - krzyknął Harry i podbiegł do siostry. Fred również podszedł chwiejnym krokiem do dziewczyny. Reszta zachowała zimną krew i dalej walczyła.

- Harry! Walcz! - wrzasnął Fred gdy Wybraniec siedział przy siostrze. - Ja się nią zajmnę!

Harry dopiero po chwili zrozumiał sens tych słów i wrócił do walki. Widać było, że Fred również zaraz zemdleje, ale starał się zostać przytomny. Śmierciożerców było jednak coraz więcej, a przyjaciele sami nie dawali rady.

- Harry! Pozytywka! - wrzasnęła Hermiona. Potterowi dopiero teraz przypomniała się pozytywka od Alie. Szybko wyciągnął ją z szaty i próbował sobie przypomnieć słowa, które musi wypowiedzieć. W końcu zaczął krzyczeć i kręcić korbą.

- Atakuje nas zło, my się bronić próbujemy,
Wrogowie są tak blisko, pomocy potrzebujemy!

Nagle z nikąt zaczęły pojawiać się zwierzęta, podobnie jak przy ataku Śmierciożerców w Wielkiej Sali podczas balu. Wtedy jednak Julie śpiewała coś innego i nie miała pozytywki. Jakiś wąż podpełzał do Harrego. Ten impulsywnie się odsunął.

- Nie bój się mnie. Moja rodzina jest po waszej stronie. - wysyczał. Harry zatrzymał się i wpatrywał w niego jak zachipnotyzowany. - My się nimi zajmniemy. Wy uciekajcie jak najszybciej.

Harry pokiwał głową i poszedł szukać reszty przyjaciół. Zebrali się wszyscy wokół Julie i Ferda podczas gdy najróżniejsze zwierzęta i stwory zaczęły walkę z przerażonymi już Śmierciożercami.

- Jak się stąd wydostaniemy? - zapytał Ron nerwowo rozglądając się po pomieszczeniu.

- Nie możemy sie stąd telepotrować, musimy wyjść na zewnątrz. - odparła pospiesznie Hermiona.

- Przecież oni nas zaatakują jak zobaczą, że się wymykamy! - zrozumiał George.

- Ale nie muszą zobaczyć. - stwierdziła Hermiona i uśmiechnęła się przebiegle, co jej się praktycznie nigdy nie zdarzało. Wszyscy spojrzeli na nią pytającym wzrokiem. - George, macie troche tego pyłu co jak się nim rzuci to jest wszędzie ciemno?

- No pewnie! - odparł chłopak i wyciągnął z kieszeni pudełeczko. W nim był czarny "piasek".

- Dobra, daj mi to, a wy bierzcie Julie i Freda. (Oboje byli już nieprzytomni). Ron i George wzięli brata, jeden za nogi, drugi za ręce, a Harry wziął siostrę. Wszyscy złapali się jakoś Hermiony, a ona rzuciła pyłem.

Przedzierali się jak najszybciej do wyjścia przez tłum zdezorientowanych zwierząt i Śmierciożerów. Kiedy wyszli jakoś z jaskini, położyli Julie i Freda na ziemi i wszyscy złapali się ich i siebie nawzajem. Zauważyli jeszcze tylko czarny przybliżający się punkt z nieba. Było to Voldemort. Jednak zanim się pojawił, siódemka przyjaciół zniknęła. Hermiona użyła teleportacji łącznej.

#############################

Iii po kolejnym rozdziale ;) Brak pomysłu na tytuł :P
W mediach mój "piękny" rysunek xD

Jakcsie rozdział podobał? :) Komentujcie ;D
Dziękuję za ponad 4 tys wyświetleń!!! :*
Kocham was!!

Pozdrowionka!

TheQueenOfMagic 😍

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top