29. W jaskini (I)

Od razu mówie, że podkreślone części to wężomowa.
Miłego czytania :*
Luknijcie mem w mediach xDD
••••••••••••••••••••••••••••••••••••••

- Co Fred? - przeraziła się Ginny gdzy Julir wyszeptała cicho jego imię.
- Co? Jaki Fred? - Julie udawała, że nie wie o co chodzi.
- Powiedziałaś "Fred". - upierała się Gryfonka.
- Nie powiedziałam Fred. Powiedziałam 'Great'. (great-wspaniale) - oburzyła się dziewczyna.
- Co zobaczyłaś w wizji? - Hermiona przerwała kłótnię przyjaciółek. Julie zastanawiała się chwile co odpowiedzieć. Nie chciała im mówić prawdy.
- Po prostu Voldemort byl wściekły, że Harry przezył. - Julie starała się zachować obojętny ton głosu. Ginny zmarszczyła tylko brwi. Widać było, że jej nie wierzyła. Julie podniosła się z podłogi i zwróciła się do przyjaciół. - Idę się położyć. Boli mnie głowa.
- Iść z tobą? - spytała opiekuńczo Hermiona.
- Nie. Dam sobie radę. - Julie uśmiechnęła się i poszła spokojnym krokiem do swojego gabinetu.
- Ona nie powiedziała nam prawdy. - stwierdziła młodsza Gryfonka gdy nauczycielka zniknęła za zakrętem.
- Też tak sądzę. Chodźmy zapytać się Harrego co zobaczył. - powiedział Ron i wrócili do sali szpitalnej.

★★★

Julie wpadła do swojego gabinetu jak burza. Skrzatka domowa Alie ścieliła jej własnie łóżko.
- Dzień dobry moja pani! - odparła skrzatka z uśmiechem.
- Cześć Alie. Możesz naszykować moje ubrania podróżne? - zwróciła się do skrzatki Julie, a Alie pokiwała energicznie głową i zniknęła. Julie zaczęła chodzić po gabinecie.
- Fred... To przeze mnie. Muszę coś zrobić, tylko gdzie go znaleźć.. - dziewczyna mówiła sama do siebie.
Nagle wpadła na pomysł. Wyczarowała przed sobą ekran (nie wiem jak to nazwać xD wyobraźcie sobie taki wieelki telewizor w powietrzu), na któryn pokazał się jakiś dom. Dziewczyna machnęła różdżką i obraz się zmienił. Przedstawiał jakąś pustą piwnicę. Dziewczyna jeszcze kilka razy zmieniała widok ekranu. Były na nim różne jaskinie, piwnice, domy, pokoje, ale nigdzie nie było żywej duszy.
W końcu Julie machnęła różdżką i na ekranie wyświetlił się obraz przedstawiający jakąś starą, opuszczoną jaskinię. Tym razem nie była ona pusta. Znajdował się w niej uwięziony, rudowłosy chłopak.
- Fred. - szepnęła i dotknęła ekranu. Łzy napłyneły jej do oczu.
- Moja pani! - pisnęła skrzatka, która znajdowała się za Julie i złapała ją za pelerynę. Dziewczyna przestaszyła się i podskoczyła.
- Oh, dziękuję Alie. - Julie wzięła od skrzatki płaszcz z kapturem i wysokie, czarne buty. W jednej chwili była ubrana i w jednej chwili nad jej głową balansował jej feniks.
- Jaskinia na wyspie Man nad morzem Celtyckim (dop.aut. na prawdę jest taka wyspa przy Wlk Brytani jak coś xD). - wypowiedziała dziewczyna łapiąc się feniksa, ale nic się nie stało.
Julie ponowiła próbę jeszcze kilka razy, ale nic.
- Są tam jakieś zaklęcia obronne. - szepnęła sama do siebie. Patrzyła na ekran na śpiącego chłopaka. Znowu łzy cisnęły jej się do oczu. Spróbowała jeszcze raz inaczej. - OBOK jaskini na wyspie Man nad morzem Celtyckim.

Świat zawirował, a dziewczyna stała przed ogromną jaskinią. Wokół groźne fale obijały się o klif. Było okropnie zimno i ślisko. Julie zrobiła krok do przodu i by się prawie przewróciła.
Przy wejściu wiły się dwa ogromne węże. Zapewne strażnicy. Gdy tylko zobaczyły dziewczyne, zasłoniły wejście do jaskini. Julie jednak to nie przestraszyło i podeszła do nich.
- Wpuście mnie. - wysyczała dziewczyna w języku węży. One chwilę były zdezorientowane, że nieznana im dziewczyna umie z nimi rozmawiać.
- Nie. - syknął jeden z węży i przybliżył się do dziewczyny.
- Wpuście mnie, albo powiem waszemu panu, że zabraniacie wejść tam jego największemu słudze. A wtedy chyba nie będzie zadowolony? - kłamała Julie, ale zdało się to na jej korzyść. Węże wystraszyły się i posłusznie ją wpuściły.
Dziewczyna weszła do ogromnego pomieszczenia, z którego wychodziło sześć korytarzy. Julie poczuła, że w tym miejscu jej moc jest słabsza. Musiała jak najszybciej znaleźć Freda i się stąd wydostać. Poszła najcieszej jak potrafiła korytarzem w prawo. Nie było żadnej straży co zdziwiło dziewczynę. Raz spotkała jakiegoś Śmierciożercę, to oszołomiła go ruchem ręki.
Na końcu korytarza było ponowne rozwidlenie. Teraz poszła w lewo i znalazła się w ciemnym, prawie wcale nie oświetlonym pomieszczeniu. Na środku sali wznosił się do sufitu szeroki, drewniany kołek. Do niego był uwięziony chłopak.
Julie w sekundę znalazła się przy nim. Jego rude włosy opadały na posiniaczoną i poranioną twarz. Krew ciekła jeszcze z ran. Dziewczyna wzięła jego twarz w swoje dłonie.
- Fred. - powiedziała półgłosem. Chłopak obudził się i otworzył oczy. Dziewczyna wycierała mu twarzu chusteczką. - Freddy, przepraszam. To przeze mnie.
- Julie. - zaczął mówić z trudem chłopak. - Uciekaj stąd. To pułapka.
- Ucieknę, ale z tobą. - odparła stanowczo ale ciepło Julie i wzięła się za przecinanie magicznych lin.
- Uciekaj. Szybko. - chłopakowi ciężko było mówić. Łapał szybko oddech i jęczał z bólu.
- Spokojnie. Jeszcze tylko dwie liny. - Julie starała się zachować spokój. Nagle za jej plecami rozległ się piskliwy głos.
- Proszę, proszę, proszę. Kogo my tu mamy? - Julie odwróciła się gwałtownie i zobaczyła wyłaniającą się z ciemności Bellatrix.
- Cześć Belluś. - odezwała się drwiąco nauczycielka. Śmierciożerczyni momentalnie poczerwieniła po twarzy.
- Nie nazywaj mnie tak! - wrzasnęła i dobyła różdżki. Julie już swoją trzymała w ręce.
- Bo co mi zrobisz? - tym razem to Julie się śmiała.
- Zabiję ciebie, twojego przeklętego brata i tego rudego chłoptasia! - na twarzy Bellatrix pojawił się jej okropnie wredny uśmiech.
- Jaasne. Prędzej Voldemort stanie się miss piękności. - drwiła Julie. Tym razem Bellatrix tak poczerieniała na twarzy, że przypominała pomidora. Fred był tak zdziwiony i wystraszony, że stał nieruchomo nadal jeszcze przywiązany do kołka.
- Nie masz prawa tak do niego mówić! - wrzasnęła i posłała w stronę Julie jakieś zaklęcie niewerbalne. Julie tylko ruchem różdżki skierowała je w inną stronę. Sytuacja powtórzyła się kilka razy.
- Nie potrafisz nawet we mnie dobrze trafić zaklęciem. - Julie śmiała się, a Śmierciożerczyni kipiła złością.
- Zaraz pojawi się tu Czarny Pan. Ciekawe czy będzie ci wtedy do śmiechu? - uśmiechnęła się wrednie Bellatrix. - A co tam u twojego braciszka? Dalej płacze za moim kuzynkiem?
- A wiesz, tu cię zaskoczę Belluś. Twój kochany kuzynek żyje i ma się bardzo dobrze. Właśnie siedzą z Harrym i razem rozmawiają. - Julie uśmiechnęła się triumfalnie na widok zdezorientowanej miny wroga.
- Syriusz żyje? Jakim cudem? - teraz odezwał się zdziwiony Fred.
- Uratowałam go razem z Harrym. - dziewczyna powiedziała to bardziej do Śmierciożerczyni niż swojego chłopaka.
- KŁAMIESZ! - wykrzyknęła Bellatrix i wystrzeliła w stronę Julie Avadę. Ona podobnie jak inne zaklęcia skierowała ją w inną stronę.
- Kłamię? To spójrz na to. - Julie machnęła różdżką i w powietrzu pojawił się ten sam ekran co w gabinecie Julie.
Obraz na nim pokazywał Skrzydło Szpitalne. Na łóżku leżał Harry a po obu jego stronach siedzieli Syriusz i Lupin. Cała trójka śmiała się z jakiegoś żartu Syriusza.
- To nie możliwe. - powiedziała Bellatrix wpatrując się w ekran. Fred również nie potrafił uwierzyć.
- No widzisz. Ja potrafię WSZYSTKO. - uśmiechnęła się jeszcze szerzej Julie a ekran zniknął. Śmierciożerczyni oprzytomniała i znowu zaczęła rzucać Avady w stronę Julie. Ona znowu zwinnie je odbijała.
- Jakim cudem je odbijasz!? - wrzsnęla wściekła Bellatrix. - Tego nie da się odbić!
- Mówiłam, że potrafię wszystko. - w stronę Julie poleciało kolejne mordercze zaklęcie, a Julie.. zatrzymała je w swoich rękach! Trzymała w rękach zieloną kulkę, którą było "zwinięte" zaklęcie. Szczęka Bellatrix opadła, a Julie "rzuciła" ta kulę w stronę Śmierciożerczyni. Trafiła ją prosto w pierś. Jęknęła tylko i upadła martwa na podłogę.
- Zabiłaś ją? - Fred nie potrafił zrozumieć co się własnie stało.
- Tak. - Julie zdawała się być niewzuszona i znowu zabrała się za rozplątwanie lin Freda.
- Julie uważaj! - krzyknął nagle rudzielec. Dziewczyna odwróciła się gwałtownie i zawisnęła w powietrzu. Nie potrafiła się ruszyć.
- Witaj Julie Potter. Znowu się spotykamy. - przez dziewczyne przeszły ciarki. Znała ten ochrypły i zimny głos.
- Voldemort. - wypowiedziała prawie bezgłośnie.
- We własnej osobie. - teraz z ciemnego kąta wyszedł czaroksiężnik, a za nim kilku Śmierciożerców. Na jego trupiobladej twarzy bez nosa zagościł uśmiech. Fred jęknął ze strachu. Nigdy nie widział Voldemorta na żywo. On zauważył jego strach. - Co cię tu do mnie sprowadza? Czyżby ten chłopak?
- Wypuść go. Mnie możesz sobie zostawić, torturować a nawet zabić, ale jego wypuść. - powiedziała z trudem Julie i opadła na ziemię. Powoli wstała. Z nosa ciekła jej krew i próbowała ją jakoś wytrzeć, jednak na marne. W ręce zaciskała mocno różdżkę.
- Ciekawa propozycja. Chyba nawet ją przyjmnę. - zaśmiał się Voldemort.
- Julie nie! - krzyknął Fred, ale ona nie zwróciła na niego uwagi.
- Wiesz Tom, ładniejszy byłeś z nosem i bez mąki na twarzy. - powiedziała nagle drwiąco Julie. Wszyscy spojrzeli na nią jak na wariatkę. Skąd ta zmiana humoru? I czy ona jest normalna? Ubliżać Voldemortowi? Zaraz ją przecież zabije!
- Zamknij się! - wrzasnął i rzucił na dziewczynę Cruciatusa. Ona nawet się nie zgięła ani nie jęknęła. Mierzyła tylko go wzrokiem z lekkim uśmieszkiem.
- Nie boli. - powiedziała obojętnie. Wiedziała, że Voldemort jej nie zabije, bo musi mieć przynęte na Harrego. Gorzej było z Fredem. Dziewczyna koszmarnie się o niego bała, ale starała się tego nie pokazywać.
- Jak to nie boli!? - wrzasnął ze wściekłością czarnoksiężnik. Śmierciożercy stojący za nim odsunęli się troche do tyłu. Nagle Voldemort zauwżył leżącą na ziemi Bellatrix. - Co jej zrobiłaś?
- Zabiłam. - wzruszyła ramionami Julie.
- No pięknie. Zabijasz bez skrupułow. Przyłącz się do nas. - powiedział czarnoksiężnik.
- Nigdy. - wysyczała Julie. Wokół Śmierciożerców nastała panika, bo dziewczyna umie mówić językiem wężów podobnie jak ich pan.
- Dobrze. Sama tego chciałaś. - Voldemort zaczął miotać zaklęciami.
Julie każde z nich odbijała w inną stronę raniąc Śmierciożerców. Cały czas jednak stała przed Fredem i go chroniła. Już miała rzucić Avadę w Voldemorta, kiedy ktoś uderzył ją czymś ciężkim w głowę. Dziewczynie zrobiło się czarno przed oczami i upadła. Z glowy ciekła jej krew.
- Julie! - wrzasnął Fred widząc nieprzytomną dziewczynę. Nikt nie zwrócil na niego uwagi. Voldemort podszedł tylko do mężczyzny, który uderzył Julie.
- Brawo Severusie. Bardzo po mugolsku, ale skutecznie. - uśmiechnął się czarnoksiężnik. Snape tylko spojrzał na dziewczynę. W jego oczach dało się jednak wyczytać smutek.

°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°
To już 30 rozdział *0* Woow. Szybko mi idzie xD
Dziękuje wszystkim za miłe słowa i za czytanie :**
Komentujcie, motywujcie :))

Pozdrowionka :**
TheQueenOfMagic ❤❤❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top