28. - "Co nie Rogasiu?" (I)

Kto jeszcze oprócz mnie kocha ten tekst z mediów? ❤
******************************

Ron, Hermiona i Ginny siedzieli w Pokoju Wspólnym Gryffrindoru i grali w magiczne szachy - dziewczyny na Rona. Oczywiście Ron, mistrz tej gry za każdym razem wygrywał, chociaż nie raz młodsza Gryfonka robiła "zabójcze" ruchy figurami. Harry już od trzech dni leżał w szpitalu i nie dawał oznak życia. Wszyscy jednak wierzyli, że w końcu się obudzi. Syriusz cały czas siedział przy chłopaku na zmiany z Julie. Hermiona, Ron i Ginny również mieli swoje warty.
- Szach mat! - krzyknął uradowany rudzielec piąty raz z rzędu. Hermiona skrzywiła się, ale Ginny dostała ataku śmiechu. Para spojrzała na nią głupkowatym wzrokiem.
- Braciszku, kup sobie okulary! Żaden mat! - ledwo udało jej się wypowiedzieć dusząc kolejny atak śmiechu. - Popatrz na to. Szach i MAT!
Gryfonki ryknęły śmiechem i zaczęły skakać ze szczęścia. Wszyscy patrzyli na nie jak na idiotki, ale trzeba przyznać, że wygraną z Ronem Weasleyem trzeba się cieszyć.
- No raz wam się udało. Wielki mi powód do śmiechu! Dałem wam fory. - naburmuszył sie rudzielec, ale zaraz zaczął się śmiać z euforii dziewczyn.
- Jaasne. Ty i dawanie forów. Prędzej by wielki, gadający królik z banjo zabil Sami Wiecie Kogo. - zadrwiła Ginny i wszyscy, którzy to usłyszeli ryknęli śmiechem. Ronowi zaczerwienily się uszy tak, że miały teraz kolor bardzo podobny do jego włosów.
- Ha. Ha. Bardzo. Śmieszne. - wycedził Ron i posprzątał szachy z podłogi. Nagle do pokoju wbiegły, a raczej wleciały dwa patronusy- jeleń i łania. Jakież było osłupienie ludzi, którzy nie wiedzieli, że Julie potrafi wyczarować takie dwa na raz. Od razu oba stanęły przed Hermioną, Ronem i Ginny. Łania przemówiła głosem Julie.
- Harry się obudził! - i zaraz potem dwa patronusy wybiegły przez okno i zniknęły za lasem.
Trójka przyjaciół zerwała się ze swoich miejsc i pobiegła jak najszybciej w stronę Skrzydła Szpitalnego. Nie zwracali uwagi na to, że wszyscy na nich patrzą jak na idiotów. Wpadli do sali szpitalnej jak burza i w ciągu sekundy znaleźli się przy łóżku przyjaciela, przy którym siedział Syriusz i Julie. Chłopak siedział przykryty kołdrą.
- Harry! - krzyknęli wszyscy na raz a Ginny podbiegła i przytuliła go mocno.
- Cześć wszystkim. - odparł spokojnie chłopak i uśmiechnął się.
- Jak mogłeś się tak urządzić! - Ginny przestała przytulać chłopaka i naskoczyła na niego. Zaczęła uderzać go pieśćmi w ramię, a Ron musiał ją odciągać od Harrego, by nie zrobiła mu krzywdy. Mimo iż jest nie jest za wysoka, to jest niebezpieczna. - Dlaczego ja jak zwykle o niczym nie wiedziałam!? Mogłeś zginąć głupku! Tak się narażać! Nie byłeś nawet dobrze przygotowany! Dlaczego nic mi nie powiedzieliście!? - teraz wściekła dziewczyna spojrzała na przyjaciół i brata.
- A czy gdybyśmy ci powiedzieli, puściłabyś nas? - zapytał Ron nadal trzymając siostrę. Ona nic nie odpowiedziała tylko łypała na wszystkich wzrokiem.
- Ginny dlaczego ty się tak wściekasz? Zobacz, Harry cały i zdrowy i jeszcze na dodatek JA, piękny i młody. Casanowa całego Hogwartu powrócił. - Syriusz uśmiechnął się iście Huntcwocko. Weasley nie wytrzymała i musiała się usmiechnąć. Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- Czyli te walki na miecze to nie była taka tam sobie zabawa? Wiedziałam! - Ginny chciała zachować się poważnie, ale cos jej nie wychodziło bo zaraz potem wybuchneła smiechem razem z przyjaciółmi.
- Nie gniewiaj sie na mnie. - Harry próbował zrobic potulną minę. - Przecież wiesz, że to było dla Syriusza.
Ginny przewróciła oczami, ale znowu przytuliła chłopaka.

- Cześc Łapcio i dzieciaki! - do sali wszedł nikt inny jak Remus Lupin.
- Lunio! - wyszczerzył zęby Syriusz i wstał by przywitać przyjaciela. - Co cie tu sprowadza?
- Po pierwsze przyjechałem zabrać cię do Kwatery Głównej. - zaczął wyjasniać Lunatyk, a Black skrzywił się na tą wiadomość.
- Ale ja muszę pogadać z Harrym. - upieral się Syriusz. - Tak dawno się z nim nie widziałem.
- Przykro mi, ale dzisiaj wieczorem wracamy do Kwatery Łapo. - uśmchnąl się Remus i teraz podszedł do Harrego. - Harry! Jak dobrze, że nic ci nie jest!
- Remusie. Dusisz. - wydukał Wybraniec gdy przyjaciel jego ojca przytulił go mocno. Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- No to po drugie Harry. Tonks urodziła syna! - odparł jak zawsze dumnie Lupin, a Harry mu pogratulował. - Nazwalismy go Ted i przyszłem do ciebie z prośbą.
- Jaką? - zdziwił się Potter.
- Zostaniesz jego ojcem chrzestnym? - zapytał niby błagalnie, a niby dumnie.
- Ja.. Oczywiście!! - krzyknął ze szczęścia Wybraniec.
- Świetnie! - zaklaskał Remus. - Julie zgodziła się być chrzestną! Jak tylko Teddy i Tonks wyjdą ze szpitala, zaprosimy was wszystkich na weekend.
- To bardzo miło z waszej strony. - uśmiechnęła się szczerze Julie, wstała z krzesła i zwróciła się do przyjaciół. - Chodźcie.
- Gdzie idziecie? - zapytał lekko zawiedziony Harry i spojrzał z zaciekawieniem na siostrę.
- No przecież musicie nadrobić te dwa lata rozłąki z Syriuszem, a nie macie za dużo czasu, co nie Rogasiu? - wyszczerzyła zęby Julie.
- Rogasiu? - zdziwił się Harry, ale wypowiedział to słowo z... czułością?
- No nie mówi mi tylko, że ci taka ksywka nie odpowiada? - Julie puściła mu oczko a on uśmiechnął się do niej serdecznie. Dziewczyna wiedziała, że nazwanie Harrego Rogaczem było dla niego wyróżnieniem, bo tak wołali za czasów szkolnych na ich ojca. Uśmiechnęła się i wyszła z sali nie czekając na odpowiedź. Zaraz za nią wyszli Hermiona, Ron i Ginny. Remus i Syriusz zostali aby pogadać z Harrym.
- Czemu nazwałaś Harrego Rogaczem? - zdziwiła się lekko Ginny.
- No pewnie wiecie, że tak nazywali naszego ojca za czasów szkolnych, a Harry zawsze chciał być jak on. - uśmiechnęła się dziewczyna.
- Ty to masz łeb. - pochwalił dziewczynę Ron i wszyscy się zaśmiali.
- W sumie, to nie wiem tylko jak nazywali waszą mamę. - powiedziała zgodnie z prawdą Hermiona. Julie zdawała się nad czymś zastanawiac.
- Wiem że mówili na nią Ruda, albo Ruda Furia. Czy coś jeszcze to nie wiem. - wzruszyła ramionami Julie.
- Dobrze, no więc Ruda Furio, - zaczęła Ginny, ale nie skończyła bo Potter krzyknęła z bólu łapiac się za głowę i upadła na podłogę.

Nagini wiła się po podłodze pod jakimś uwięzionym chłopakiem.
- Nie teraz Nagini. Jeszcze nie teraz. - wysyczał okropnie ochrypły głos. Zza rogu wyszedł Voldemort trzymając w ręku różdżkę. Zaraz za nim pojawiła się Bellatrix.
- Wypuść mnie! - krzyknął uwięziony chłopak. Miał płomienno rude włosy i twarz całą w ranach. Widać było, że walczył.
- Jeszcze nie teraz. Najpierw powiedz mi wszystko co wiesz o Julie Potter. - czarnoksiężnik podszedł bliżej do chłopaka.
- NIGDY! - krzyknął chłopak, co było błędem.
- Crucio! - czerwony promień trafił w rudzielca, a on zawył z bólu. - Może teraz mi powiesz?
- Nie powiem ci nigdy nic. Wolałbym zginąć! - chłopak próbował się uwolnić.
- Skoro tego sobie życzysz. - zaśmiała się przeraźliwie Bellatrix i wycelowała w chłopaka. - Avada Keda..
- Stój! - ryknął Voldemort. Śmierciożerczyni zdziwiła się. - On się nam jeszcze przyda.
Złowieszczy usmiech nie znikał z twarzy czarniksiężnika. Rudzielec jednak był przerażony i obolały.

- Julie!! - Hermiona potrząsała dziewczyną która krzyczała w niebogłosy.
Otworzyła w końcu bardzo powoli oczy i przestała krzyczeć. Potter nie słyszała jak przyjaciele do niej coś mówią. Nie słyszała nic z otoczenia. W jej uszach nadal rozbrzmiewał krzyk bólu tego rudego chłopaka. Nie była w stanie nic zrobić. Podniosła się do pozycji siedzącej i jedynie powiedziała jedno słowo, które wyszło jej przez gardło i to ledwnie słyszalne, że przyjaciele ją ledwo usłyszeli.
- Fred.

★★★★★★★★★★★★★★★

Dam dam daaam xD
I po kolejnym rozdzialiku :* Przepraszam że taki krótki :P Dziekuje wszysykim, którzy to czytają! I dziękuję za komentarze! Naprawde bardzo motywują :D

Pozdrowionka :**
TheQueenOfMagic ❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top