26. Brama (2 część) (II)


I wtedy stało się coś, czego Potter by się nie spodziewała. Malfoy, tleniony blondyn, arystokrata, położył ręce na jej ramionach, popatrzył głęboko w te zielone, Avadowe oczy i pocałował.

Jedna część dziewczyny chciała krzyczeć
Co ty robisz!? Masz chłopaka! ale druga część wygrała i dziewczyna oddała pocałunek. Czas stanął jakby w miejscu. Ani Julie ani Draco nie wiedzieli ile czasu minęło. Zdawało by się, że trwali tak całą wieczność, kiedy nagle coś mocno grzmotnęło w mur. Odskoczyli od siebie. Julie mimowolnie dotknęła swoich ust. Nie wiedziała jak ma się teraz zachować. Co ma powiedzieć.

- Kocham Cię Julie. - powiedział blondyn i dotknął jej policzka. Ona nie ruszyła się z miejsca odwróciła tylko wzrok.

- Ja... - zaczęła Potter, ale nie dane było jej skończyć, bo wielki demon rozwalił ścianę i znowu musieli uciekać.

- Biegiem! - krzyknął Alec. Julie zdziwiła się, że anioł nie przerwał im pocałunku. W końcu to nie było ani odpowiednie miejsce ani odpowiednia chwila na takie typu rzeczy.

- Pomóż mu. - powiedziała Potter zwracając się do Aleca. - Ja zajmę się demonami.

Wyciągnęła łuk i zaczęła rzucać zaklęcia na strzały. Potem po kolei wypuszczała każdą w stronę potworów. Jedne wybuchały, a inne płonęły i niszczyły po kilka monstrum. Alec przerzucił sobie ramię Malfoy'a na szyi i jedną ręką go podtrzymywał. W drugiej miał długi anielski sztylet, którym pozbywał się demonów nadchodzących z przodu. I tak ruszyli na umówione spotkanie.

***

Harry, Ginny i Akkie przybili jako pierwsi. Oczyścili drogę innym z demonów. Byli już wykończeni, ale wiedzieli, że to jeszcze nie koniec. Że muszą iść i zniszczyć bramę. Chwilę później zjawili się Hermiona, Ron i Michael, a zaraz za nimi Syriusz i Mia. Nigdzie nie było widać Julie, Draco ani Aleca. Zaczęli się już niepokoić, a w głowie rodziły im się najgorsze scenariusze.

- Jeśli nie przyjdą na pięć minut, idziemy ich szukać. - Harry był już bardzo zniecierpliwiony. Nie dlatego, że musiał czekać, ale dlatego, że coś mogło się stać jego siostrze. Obgryzał paznokcie ze zdenerwowania. Jest z Alec'iem. Jest z Draco. Jest najsilniejszą czarodziejką. Nic jej się nie może stać. Powtarzał w myślach.

- Idą! - krzyknęła w końcu Mia, która jako anielica i Wyklęta miała lepszy niż reszta wzrok. Pobiegła w ich stronę tak samo jak reszta. - Alec!

- Julie! - krzyknął Harry do siostry gdy wypuściła płonącą strzałę w stronę demonów.

- Co za imbecyl rzucił Bombarde w tych korytarzach!? - Potter nie wysiliła się aby ich przywitać. Mia spojrzała na Syriusza, który zrobił się momentalnie cały czerwony.

- Co mu się stało? - Hermiona chyba jako jedyna zainteresowała się krytycznym stanem Draco.

- Przywalił go gruz ze ścian. - wytłumaczył Alec i oparł blondyna o ścianę, a on zsunął się do pozycji siedzącej.

- Jak myślicie, wytrzyma run uzdrawiający? - zapytała Akkie i już wyciągała stelę - narzędzie do rysowania runów.

- Akkie! To nie jest anioł. - skarcił ją Michael a ona przewróciła oczami i schowała stelę z powrotem do kieszeni.

- Harry, pomożesz mi rzucić zaklęcie. - powiedziała Julie kładąc łuk na ziemi i dobywając różdżki. Potter spojrzał na nią jak na wariatkę.

- Że ja? - zapytał zdezorientowany.

- Że ty. - prychnęła i poczekała aż wyciągnie różdżkę. Klęknęli przy Malfoy'u, który nierówno oddychał i miał wrażenie, że ma okropnie ciężkie powieki.

- Co mam robić?

- Skupić się. Po prostu skup się najmocniej jak umiesz, że chcesz go uzdrowić.- odparła rudowłosa i spojrzała na blondyna z żalem.

- Okay - odparł okularnik i celował różdżką w Ślizgona. Nic się nie działo. Jedynie różdżka Julie świeciła i biła energią. Wybraniec nie potrafił tego zrobić co siostra.

- Harry skup się. Tylko to go może uratować. - powiedziała Hermiona trzymając mocno rękę Rona. Potter zacisnął zęby i dalej próbował, ale to było na nic. Nie potrafił.

- Harry, proszę. - nalegała Julie i spojrzała na brata.

- Dasz radę. - kibicowała Akkie. Potter poczuł przypływ złości. Tak w niego wierzyli, ale on nie potrafił tego zrobić.

- Harry... - zaczął Syriusz, ale nie dane mu było skończyć. Teraz Potter n prawdę się wściekł.

- Zamknijcie się! Nie widzicie, że nie umiem tego zrobić!? - wrzasnął Harry i poczuł jak różdżka zaczyna emanować energią. Stała się gorąca i parzyła, ale nie umiał jej puścić. I wtedy wystrzelił z niej kolorowy promień światła trafiając prosto w pierś Draco. Krzyknął z bólu. Wszyscy patrzyli na tą scenę ze strachem, tylko Julie uśmiechała się zadowolona.

W końcu Harry został odrzucony do tyłu i wypuścił różdżkę. Ginny podbiegła do niego sprawdzić czy nic mu nie jest. Szczęśliwa Potter doczołgała się do blondyna, który miał szeroko otwarte oczy. Nic go nie bolało. Zaśmiała się, przytuliła go i pomogła wstać.

- Brawo Harry. - powiedziała Julie do brata i przytuliła. - Zyskujesz jeszcze większe moce niż ci się zdaje.

- Specjalnie mnie wkurzałaś? - Wybraniec zaczynał wszystko rozumieć. Dziewczyna pokiwała głową z chytrym uśmieszkiem. Zaśmiał się i uderzył żartobliwie w ramię.

- Dzięki Potter. - wydukał Draco. Stał już normalnie i mogli dalej ruszać. Harry uśmiechnął się niepewnie i podali sobie ręce.

- Nie chcę nic mówić, ale musimy iść dalej jeśli nie chcemy zostać tutaj na wieki. - zauważył słusznie Michael. Wszyscy się z nim zgodzili i pognali na przód do bramy.

***

Dotarli w końcu na samiutki koniec labiryntu. Zmęczeni szukali bramy do świata demonów. Wiedzieli, że to musi być gdzieś tutaj. Zaczęli oglądać dokładnie ściany by nie przeoczyć żadnej cegiełki ani wyżłobienia. Co jakiś czas zabijali demony, które odważyły się podejść do nich.

- Brama sama otwiera się co jakiś czas wypuszczając demony. Na razie jest zamknięta, bo ukrywa się przed nami. - wytłumaczył wszystkim Alec, chociaż anioły i tak to wiedziały. Nie potrafili nic znaleźć. Żadnego śladu, nic! Już tracili nadzieję, że nic nie znajdą. Już myśleli, że nie ma tu żadnej bramy, kiedy nagle Mia krzyknęła.

- Znalazłam! - zebrali się koło szatynki i patrzyli na to co pokazuje. Wskazała mały wyryty znaczek na ścianie. Wyglądało to jak romb z uszami królika.
(Tak jak na zdj)

- Co to jest? - zapytała zdezorientowana Ginny. Nigdy czegoś takiego nie widziała.

- To jest runa anielska. - wytłumaczyła Akkie. - Jest ona tak jakby symbolem aniołów.

- I co trzeba z tym zrobić? - zmarszczył czoło Malfoy. Czuł się już o wiele lepiej, ale nadal był blady jak ściana.

- Prawdopodobnie przejechać po tym stelą. - Alec dotknął runy. Mia od razu wyciągnęła ze swojej kieszeni stelę do rysowania runów. Ostrzejszym czubkiem rysowała po wzorze. Run zaczął świecić pomarańczowo złotym światłem.

- Odsuńcie się. - nakazała i wszyscy cofnęli się tak daleko jak tylko to możliwe, opierając się równoległej ściany. W miejscu małego runu zaczęła powstawać ogromna brama. Była prostokątna, wysoka od podłogi do sufitu. Świeciła na fioletowo i wyglądała jak typowy portal.

Nagle zmieniła kolor na pomarańczowy i wyskoczył z niej demon. Potem kolejny, kolejny i kolejny. Nastolatkowie zaczęli z nimi walczyć. Do tego napływało coraz więcej demonów z innych stron korytarza.

- Mia zamykaj to! Pozbądź się tego raz na zawsze! - krzyknęła Julie strzelając w stronę jednego z potworów z mackami. Podbiegła do czarnowłosej.
White wyciągnęła z kieszeni czerwony Kamień Wskrzeszenia. Wyciągnęła go przed siebie i zamknęła oczy.

- Nakazuję... - zaczęła ze strachem. - Nakazuję wam demony zamknąć portal między naszymi wymiarami na wieki, tak aby nikt z waszego świata, już nigdy nie dostał się do naszego!

Błysnęło, huknęło. Brama zaczęła się powoli zamykać. Mia przerzuciła Kamień Wskrzeszenia przez portal. Demony patrzyły na to w osłupieniu, niektóre przerwały walkę, czym dały się zabić. Jednak nie wszystkie zaprzestały bitwy. Jeden z demonów Rizusa, który walczył z Aleciem wykorzystał chwilową nieuwagę chłopaka, który spojrzał w stronę portalu. Chwycił go za szyję i skoczył razem z nim. Ale nie wysoko do sufitu. Przeskoczył z nim przez zamykającą się bramę.

W oczach blondyna widać było strach, zdezorientowanie i zdziwienie.

- Alec! - wrzasnęła Mia i chciała się rzucić za bratem. Zrobiłaby to gdyby Julie jej w porę nie chwyciła i nie zatrzymała. - Alec!!!

- Mia, już go nie ma. - Potter starała się uspokoić głos ale łzy cisnęły się jej do oczu na widok cierpienia przyjaciółki. Akkie podobnie jak Mia miała zamiar skakać za bratem, ale przytrzymał ją Michael.

Portal pochłonął Aleca tak samo jak demona. I zamknął się. Zniknąła nawet runa anielska ze ściany. Wszystkie demony zaczęły zamieniać się w pomarańczowy pył i znikać ze świata przenosząc się do swojego wymiaru.

- Alec! - krzyczała Mia jakby myślała, że ją usłyszy i wyskoczy z powrotem ze ściany. Julie puściła anielicę, a ona podbiegła do ściany i oparła się o nią rękami. Zaniosła się płaczem tak rozpaczliwym, że nikt by się nie zdziwił gdyby słychać ją było w Ministerstwie Magii. - Nie! Nieee!!!

Akkie powoli podeszła do siostry. Też płakała, ale nie krzyczała, nic nie mówiła. Przytuliła siostrę. Ona się w nią wtuliła i krzyczała. Czarne skrzydła pokazały się tak nagle, że gdyby ktoś stał bliżej oberwałby z nich w twarz. Michael też ze łzami w oczach podszedł do sióstr. Alec był jego najlepszym przyjacielem. Wszystko robili razem, nawet pracowali razem. Nie potrafił sobie uświadomić, że teraz zostanie sam.

Julie i Harry wiedzieli jak czują się anielice. Sami byli świadkami swoich własnych śmierci. Julie dwukrotnie myślała, że jej brat nie żyje, Potter przeżywał pogrzeb siostry, która oddała za niego życie. Nie chcieli na próżno pocieszać. Wiedzieli, że w tym momencie nic nie pomoże i najlepiej jest zostawić tego kogoś sam na sam ze swoimi myślami.

Julie podeszła do Mii. Pomogła jej wstać i pozwoliła się o siebie oprzeć i wypłakać w ramię. Hermiona to samo zrobiła z Akkie. Potter kiwnęła na resztę, aby ruszali za nimi w stronę wyjścia. Wiedzieli, że już nie uratują Aleca. Zginął w walce jako bohater.

Wszyscy ruszyli do wyjścia oprócz Michael'a. Klęczał przed ścianą i wpatrywał się w nią jakby chciał przywołać z powrotem White'a. Syriusz zawrócił i podszedł do niego. Położył mu dłoń na ramieniu.

- Wiem jak się czujesz. - powiedział, a anioł otarł szybko łzy i spojrzał na niego.

- Nie wiesz - odparł sucho i znowu zaczął wpatrywać się w ścianę.

- Wiem. Też kiedyś straciłem przyjaciela. Nawet dwóch. Ale jeden z nich był dla mnie jak brat. Miał na imię James. Przygarnął mnie gdy uciekłem z domu. Byliśmy nierozłączni nawet po szkole. Razem pracowaliśmy. Razem robiliśmy kawały. Razem wyrywaliśmy dziewczyny. Wszystko robiliśmy razem. Żaden z nas nie wyobrażał sobie życia bez drugiego, a nie całe siedemnaście lat temu, najgorszy czarnoksiężnik Voldemort, go zabił. A mnie osądzono o zdradzenie jego tajemnicy. Wolałbym zginąć niż zdradzić przyjaciela. Ale on nie żyje. I nic mi go nie zwróci. - Syriusz sam zdziwił się, że zaczął zwierzać się w sumie nieznajomemu. Zrobiło mu się go jednak żal. Michael spojrzał na niego pytająco.

- I co zrobiłeś? - zapytał w końcu anioł podnosząc się z ziemi.

- Trafiłem ma dwanaście lat do więzienia, potem uciekłem, poznałem Harry'ego i po dwóch latach utknąłem tutaj, za Złotym Łukiem. I dopiero kilka miesięcy temu Julie i Harry mnie uratowali. - wytłumaczył Black i zaczął iść w kierunku wyjścia razem z Michaelem.

- Kim są dla ciebie Harry i Julie? - zapytał.

- Dziećmi James'a. Harry to mój chrześniak. Wygląda dokładnie jak jego ojciec. Jedynie oczy ma po matce. A Julie to idealne odwzorowanie Lily, ich matki, mojej przyjaciółki, która zginęła razem z James'em. Czasami traktuję ich jakby byli swoimi rodzicami, a nie ich dziećmi. - powiedział Łapa i przyspieszyli kroku. - Teraz masz  Akkie i Mię. One zawsze będą ci przypominać przyjaciela. Nie możesz teraz ich zostawić. Teraz ty będziesz musiał być ich bratem.

Michael się już nic nie odezwał, bo dogonili resztę. Szli w milczeniu spoglądając na siebie. Nie spotkali już żadnego demona. Wszystkie zostały odesłane do swojego wymiaru. Mia trzymała siostrę za rękę. Kiedy podszedł do nich Michael puściły się o złapały blondyna, tak że teraz szedł w środku. Mia położyła mu głowę na ramieniu, zamknęła załzawione oczy i pozwoliła mu się prowadzić.  Akkie wpatrywała się w podłogę i co jakiś czas ściskała dłoń przyjaciela jakby chciała się upewnić, że nie zostawi ich.

W końcu przeszli przez zasłonę, wyszli z Departamentu Tajemnic i znaleźli się w głównym holu Ministerstwa Magii. Było tam istne pobojowisko. Ranni czarodzieje i anioły, jedni opłakujący śmierć drugich i mnóstwo pomarańczowego pyłu po demonach. Gdy dziesiątka przyjaciół pojawiła się w środku, od razu wszyscy zaczęli szeptać i wskazywać na grupę. A mianowicie na Julie. W końcu była drugim Voldemortem dla większości. 

- To Julie Potter! - ktoś krzyknął z tłumu. Ci co jeszcze tego nie zauważyli już wiedzieli. - To ona zesłała na nas te demony!

- Nic nie zesłałam! - odkrzyknęła spokojnie rudowłosa i założyła ręce na piersi.

- Zabić ją! - zawołał ktoś inny i tłum mu zawtórował. Podnieśli się z ziemi i ruszyli na grupę nastolatków.

- Stać! - krzyknął Harry. Nikt go nie słuchał a tłum biegł szybciej popychając się nawzajem. - Stać!!!

Harry machnął ręką i wystrzelił z niej biały snop światła odtrącając wszystkich w około. Spojrzał ze zdziwieniem na swoją dłoń i popatrzył pytająco najpierw na Julie, a potem na czarodziei, którzy patrzyli na niego ze strachem.

- Ujawnia się twoja moc Harry. - szepnęła mu siostra i powróciła do wpatrywania się w tłum.

- Julie nie nasłała na was tych demonów! Julie je stąd wypędziła! - teraz to Hermiona przemawiała do ludzi. Z tłumu wybiegł pan Weasley i przybył do swoich dzieci i reszty. Przytulił Ginny i nawet Rona.

- Podobnie jak my i czwórka aniołów! - odkrzyknęła Ginny. Nagle podbiegła do nich Marlene i przytuliła się z Akkie. Potem podeszła do Mii, ale nie zyskała się nawet na podanie jej dłoni.

- Gdzie jest Alec? - zapytała sucho patrząc z pogardą na córki. Mia znowu poczuła łzy w oczach.

- Nie żyje. - odpowiedziała czarnowłosa i ponownie wybuchnęła płaczem wtulając się w Michael'a. Marlene momentalnie pobladła. Wpatrywała się w przybraną córkę jakby to ona go zabiła. Harry wiedział, że wszyscy będą chcieli wyjaśnień, dlatego postanowił powiedzieć je na forum.

- Alec zginął w walce z demonami. W walce o lepsze jutro. Zmarł jako bohater. - zaczął Potter - Gdyby nie on te potwory zajęły by cały świat i zniszczyły wszystko. Podobnie jak dzięki Julie pozbyliśmy się demonów. Nie rozumiecie, że ona nie jest drugim Voldemortem? - wiele osób nadal wzdrygnęło się na dźwięk tego imienia. - Jest zwyczajną czarodziejką taką jak my wszyscy. A to, że ma trochę większą moc, nie czyni jej złą!

- Ale ona umarła. I potem ożyła. - krzyknął ktoś z tłumu i reszta mu zawtórowała. Harry spojrzał na siostrę. Nie wiedział co ma powiedzieć. Prawdę czy kłamać.

- Użyłam Kamienia Wskrzeszenia. Tego z "Opowieści o trzech braciach" był on prawdziwy. Podobnie jak peleryna niewidka i Czarna Różdżka. - powiedziała Julie i  przez salę rozszedł się pomruk niedowierzania.

- To go nam pokaż!  - wrzasnął ktoś inny.

- Julie już go nie ma. Był on niezbędny by pozbyć się demonów. Został odesłany razem z nimi. - wtrąciła się Mia i otarła łzy.

- A reszta? - usłyszeli kolejny głos.

- Nie wiem gdzie znajduje się peleryna. - skłamała rudowłosa. Dobrze wiedziała, że spoczywa na die kieszeni Harry'ego. Wyciągnęła za to różdżkę. - Ale to jest Czarna Różdżka.

Reakcje były różne. Jedni ją wygwizdali, inni krzyczeli, że jest potworem, gdyż posiada coś tak niebezpiecznego. Ona tylko złapała magiczny patyk jedną ręką, a drugą kazała złapać bratu. I jak gdyby nigdy nic, złamała najpotężniejszą różdżkę na świecie. Tym samym uświadamiając reszcie, że nie zależy jej na władzy i potędze.

- Ja pragnę tylko normalnego życia.

************************

Hej ,hej hej! Jak wam się podoba rozdział? ;3 Stwierdzam, że jeszcze kilka rozdziałów takich bardziej spokojnych (nie wszystkie) i chcę zacząć trzecią część.

Komentujcie bo to cieszy! <3

Pozdrowionka!

TheQueenOfMagic














Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top