25. Brama (II)

Moje dzieło w mediach xD

Miłego czytania!

******************************

Przedzierali się przez rozproszony tłum w Ministerstwie Magii. Z początku chcieli wejść cicho i niespostrzeżenie, ale wszędzie panował taki chaos, że nie było sensu się skradać. Nawet nie rzucali się za bardzo w oczy przez ich kombinezony, bo inne anioły biegały i latały w te i we wte takich samych strojach. Demony były przed Ministerstwem. Jeszcze chwila i dostaną się do środka. Jedenastka nastolatków upchnęła się razem do windy modląc się wręcz, żeby nie było przeciążenia.

W końcu dotarli do Departamentu Tajemnic. Bardzo się zdziwili, że nie było żadnych strażników. Zapewne zaczęli uciekać tak jak reszta.  Weszli do kulistego pomieszczenia gdzie wszystko było czarne. Mieli do wyboru tuzin drzwi. Gryfoni i Julie wiedzieli co się zaraz stanie.
Dwanaście par drzwi zaczęło wirować i po chwili w końcu się zatrzymały.

- Ktoś wie, które drzwi? - zapytał z ironią Draco. Był cały blady, miał podkrążone oczy i wyglądał jak półtora nieszczęścia.

- Julie, przejrzyj je na wylot. - powiedziała najspokojniej w świecie Hermiona. Anioły spojrzały na nie podejeżanie.

- Może Harry niech spróbuje. - odparła rudowłosa i spojrzała na brata z uśmiechem.

- Co? Ja? - zdziwił się Wybraniec i spojrzał na siostrę jak na wariatkę.

- Masz połowę mojej mocy. Jesteś jeszcze silnijszy niż kiedykolwiek, ja słabsza. Twoja kolej na bycie bohaterem. - odpowiedziała i postawiła brata na środku pomieszczenia.

- Ale ja nie umiem! - protestował Potter.

- Umiesz. - przerwała mu siostra. - Patrz na pierwsze drzwi.  I skup się. Skup się na wnętrzu. Wyobraź sobie, że patrzysz na wylot prze te drzwi.

Harry zmarszczył czoło. Postępował zgodnie ze wskazówkami Julie. Skup się na wnętrzu. Patrz na wylot. Powtarzał sobie w myślach, ale to nic nie dało.

- To na nic. Nie potrafię! - Harry wyrzucił ręce w górę.

- Nie poddawaj się. Potrafisz! - zachęcała go Ruda.

- Julie, nie mamy czasu, żeby go uczyć! Zrób to ty i idziemy. - powiedziała Akkie spoglądając z niepokojem na swój senser. Pokazywał ogromną aktywność demoniczną.

- Harry, jeżeli nie spróbujesz teraz, nigdy się tego nie nauczysz. - błagała Julie nie zwracając uwagi na to co mówi reszta. - Zrób to.

Harry jeszcze raz spojrzał na siostrę. Miała rację. Nie mógł się poddać. W końcu był Chłopcem który przeżył, był Panem Śmierci, był Harry'm Potterem. Na logikę rzecz biorąc mógł wszystko. Skupił się jeszcze raz na drzwiach. Myślał bardzo intensywnie.
W końcu w drzwiach zaczęła się wywiercać dziura, rosła i rosła pokazując wnętrze. Wybraniec rozszerzył oczy ze zdumienia i zadowolenia. Oczom ukazała mu się sala z Kamiennym Łukiem!

- Wiedzieliście! - powiedział podekscytowany Potter do przyjaciół. - Dziura!

- Harry, to tylko twoja podświadomość. Oni nic nie widzą. - powiedziała spokojnie jego siostra. On pokiwał głową na znak, że rozumie.

- To tamte. - powiedział wskazując odpowiednie drzwi. Ruszyli szybkim krokiem i otworzyli nie na oścież po kolei wchodząc. Alec zamknął peleton.

Weszli do słabo oświetlonej, prostokątnej sali. Musieli zejść po kamiennych ławkach w dół, co wyglądało jak scena. Na samym dole wznosił się stary, popękany, kamienny łuk. Nie łączył się z żadną ze ścian, ale pod nim wysiała postrzępiona, czarna kurtyna, która mimo iż nie było wiatru, lekko falowała. Zza zasłony słychać było szepty o pomoc.

Cała jdenastka zbiegła i stanęła przy kamiennym łuku.

- To co, wchodzimy? - Michel wyszczerzył zęby, ale Julie pokręciła głową.

- My czarodzieje nie możemy tam tak po prostu wejść. Musimy odprawić rytuał. - wytłumaczyła i wyciągnęła z kieszeni cztery, pomniejszone kociołki i puste fiolki.

- Co ty z tym chcesz zrobić? - zdziwił się Syriusz.

- To samo co przed ratowaniem ciebie. Coś co nas trochę osłabi  - odpowiedziała, przywróciła wszystkiemu prawidłowe rozmiary i wyciągnęła sztylet.

- Dlaczego są cztery kociołki? Nas jest siedmiu. - zauważyła Hermiona.

- Nie umiałam ich więcej znaleźć, dlatego, eee... mamy pewien deficyt. - odparła i spojrzała po przyjaciołach.

- Jaki? - zapytała Ginny ze strachem.

- Jedna osoba będzie sama piła eliksir. Reszta musi dobrać się w pary. - powiedziała dziewczyna i zaczęła uzupełniać kociołki wodą. - Po wypiciu eliksiru z tego samego kociołka, na czas pobytu tam, będziecie w pewnym sensie powiązani. Nie będziecie mogli nigdzie chodzić oddzielnie. Rozumiecie?

- Chyba tak. - zmarszczył czoło Harry. Nie zbyt mu się to podobało, ale wiedział, że Julie nie miała czasu kupować kociołków.

- A mogę zostać na straży? - zapytał Draco. Widać, że nie był zbytnio zadowolony tym, że musi tam wchodzić.

- Tchórzysz Malfoy? - zapytał Ron, który do tej pory milczał.

- Nie jestem z Gryffindoru jak wy. - warknął.

- Cisza! - przerwała im Julie. - Draco będziesz ze mną, Ron z Hermioną, Harry z Ginny, a Syriuszu ty sam będziesz pił eliksir.

Julie nacięła wierzch swojej dłoni. Odmierzyła 20 kropli swojej krwi i dodała je do jednego z kociołków. Potem z dziesięciu kropel krwi nakreśliła pentagram - znak śmierci.

- Zróbcie to co ja. - poleciła, a oni wykonali jej polecenie. Draco z ogromną niechęcią odmierzył 20 kropli do kociołka gdzie była już krew Julie, a potem jeszcze 10 do narysowania pentagramu. Stał się jeszcze bardziej blady niż był podobnie jak reszta. Ten rytuał miał ich osłabić przed dostaniem się tam, aby demony ich wykończyły, a oni nigdy się nie wydostali.

- Nie bój się. - szepnęła mu Julie gdy nabierała do fiolek trochę płynu z kociołka. Nic nie odpowiedział. Złapała go za rękę dla otuchy i uśmiechnęła się lekko.

Gdy wszyscy zrobili to co Julie, każdy z nich wypił swój eliksir i weszli w swoje pentagramy.
Potem złapali się za ręce razem z aniołami recytując inkantację "życie jest walką".

- Wchodzimy! - Julie wydała komendę i po kolei przeszli przez zasłonę.

Pierwsze co zobaczyli to długi, szeroki korytarz z wieloma rozwidleniami. W powietrzu unosił się odór stęchlizny.  Gdy w końcu wszyscy byli w środku ruszyli jednym z korytarzy, który wskazał im Syriusz. Było bardzo podejrzanie cicho. 

Nagle sensery aniołów zaczęły piszczeć jak oszalałe. Wszyscy dobyli broni. Ze wszystkich stron zaczęły nadchodzić lub nadlatywać demony. 

- Stać! - krzyknęła Mia, wyciągając rękę z Kamieniem Wskrzeszenia w stronę chmary potworów. - Jestem Wyklętą. - powiedziała i aby to udowodnić wysunęła swoje czarne jak smoła skrzydła. Potwory zatrzymały się i spoglądały na nich nieufnie. - Jestem z polecenia Camille Dione. Mam zaprowadzić tych więźniów do bramy aby wysłać ich do waszego królestwa. Zaprowadźcie mnie tam!

Potwory spojrzały po sobie i zaczęły mówić coś do siebie w ich języku. Spoglądały co trochę na Mię i jej "więźniów", którzy trzymalo ręce z tyłu by wyglądały jak związane.

- Naradzają się. - szepnął Alec e do towarzyszy.

- I chyba wyczuły, że nie jesteśmy z polecenia Camille. - powiedziała przerażona Akkie gdy demony wyciągnęły swoja broń jaką były kolce, ostrza, ich własne zęby i macki.

- Teraz! - wrzasnęła Mia i nastolatkowie przystąpili do ataku.

- Ripertum Moris! - krzyknęła Julie. Czerwono-złota łania natarła na niektóre z nich i rozpłynęły się w powietrzu, ale reszta pozostała nienaruszona. Michael okazał się bardzo dobrym wojownikiem podobnie jak Alec. Jednym ciosem potrafili powalić dwa potwory. Draco nie radził sobie najlepiej, ale Julie zobowiązała się mu pomagać. Ogólnie Malfoy był bardzo niemrawy, blady i wyglądał na chorego. Julie zrobiło się głupio, że zaciągnęła go w takim stanie do walki.

Kiedy odesłali te demony co ich zaatakowały do ich świata, ruszyli dalej przyspieszając kroku. Korzystali z mapy Julie, którą skopiowała kilkakrotnie. Nie wiedzieli dokładnie w którym miejscu jest brama, ale z tego co opowiadał Syriusz gdy rozglądał się tutaj, gdzieś daleko na samym końcu. Większość korytarzy prowadziła do tych samych miejsc lub była ze sobą połączona, więc biegli na oślep. Sensery znowu zaczęły piszczeć, demony nadchodziły od tyłu, a oni znaleźli się na rozwidleniu.

- Rozdzielamy się! Zmylimy demony. Spotykamy się na końcu środkowego korytarza! - zadecydował Alec. Pokiwali ze zrozumieniem głowami i rozdzielili się na cztery grupy. 

***

Harry, Ginny i Akkie pobiegli środkowym korytarzem. Wybraniec cały czas trzymał swoją dziewczynę za rękę, jakby bał się, że może mu się zgubić. Akkie trzymała w pogotowiu miecz i bicz zawiązany na nadgarstku niczym bransoletka.

Nagle nad ich głowami przeleciał z prędkością odrzutowca ogromny demon. Na szczęście zdążyli się przed nim uchylić, bo inaczej byliby skróceni o głowy. Akkie zamachnęła biczem w stronę potwora, który wracał do nich, ale on nawet go nie drasnął i demon przeleciał nad ich głowami jeszcze niżej niż poprzednio tym razem przewracając anielicę.

Ripertum Moris! - krzyknął Harry, a z jego różdżki wygalopował wielki czerwono złoty jeleń. Energia dogoniła i natarła na demona i przebiegła przez niego. Usłyszeli tylko wrzask monstrum, a potem rozpłynęło się ono w powietrzu.

- Nieźle. - pochwaliła Harry'ego blondynka podnosząc się i odgarniając kosmyk włosów za ucho. - Idziemy dalej. - zadecydowała i pobiegli na umówione spotkanie na końcu korytarza.

***

Syriusz i Mia biegli wśród niebezpiecznej ciszy. Słychać było jedynie tupanie podczas sprintu. Black skręcił w lewo i gwałtownie się zatrzymał. Przed nim stało wielkie stado demonów. Mia złapała go za rękaw i odciągnęła chowając za zakrętem.

- Cofamy się. - zadecydowała anielica i postanowili znaleźć inne przejście. Jednak gdy ubiegli kilka metrów spotkali kolejną grupę stworów. Byli otoczeni.

- Bombarda Maxima! - krzyknął Syriusz celując w ścianę, podłoga się zatrzęsła, a w murze powstała wielka dziura. Przeskoczyli przez nią, ale tam znajdowało się jeszcze więcej czarnych monstrum! Cofnęli się powoli, ale dwmony i tak ich zobaczyły. To koniec. Nie mieli już gdzie uciec. Byli otoczeni ze wszystkich stron.

Jeden z demonów wystrzelił mackę w stronę dziewczyny, ona ją przeskoczyła i potwór dopadł Łapę  pogiągnął go do siebie więżąc w mocnym uścisku. Black krzyknąl z bólu. Poczuł chrupnięce kości w lewej ręce. Bez dwóch zdań złamana. Kolejna macka wystrzeliła po Mię. Ona znowu podskoczyła, nadeptując na nią.

- Trzymaj się Syriusz! - krzyknęła do Huncwota i wyciągnęła z kieszeni Kamień Wskrzeszenia i podniosła wysoko. - Stać! - demony się nie zatrzymały tylko nadal podchodziły do niej bliżej i ściskały Syriusza. - Stać! - wrzasnęła najgłośniej jak potrafiła. Doiero teraz potwory znieruchomiały, a Black upadł na podłogę z łoskotem.

Podeszła do niego i pomogła wstać. Wszystko to z Kamienien Wskrzeszenia wyciągniętym ku górze.

- Nic ci nie jest? - zapytała gdy Syriusz złapał się za złamaną rękę.

- Nie. Chodźmy szybko. - odparł i wycofali się od demonów najsdybciej jak potrafili.

- Zostać tu i nie ruszać się! - Mia wydała komendę potworom i rzucili się z Blackiem biegiem na umówione miejsce.

***

Hermiona i Ron biegli na przedzie. Za nimi Michel walcząc z demonami i osłaniając tyły. Hermiona nie lubiła używać miecza dlatego jeśli miała okazję walczyć kuszą lub czymś innym, czuła się o wiele pewniej.

- Dawno się tak nie bawiłem! - wyszczerzył zęby anioł przecinając jednego z demonów Rizusa na pół. - Zawsze były to tylko jakieś pojedyncze przypadki, ale tutaj to mamy istną zabawę!

- Dla ciebie to jest zabawa? - zapytał cały zielony na twarzy Ron. Chciał stąd jak najszybciej wyjść. Hermiona mu się nie dziwiła. Była coraz bardziej zmęczona.

- Gdybyś żył 300 lat, to byś zrozumiał, że takie coś w nudnym życiu zabijania Wyklętych, jest po prostu ogromną frajdą! - śmiał się zabijając kolejne i kolejne demony. Para w sumie się za bardzo nie namęczyła.

Biegli dalej oglądając się co troche do tyłu, kiedy nagle od przodu zaatakowały ich trzy wysysacze energii. Ron krzyknął i upadł na podłogę by go nie dosięgnęły. Hermiona zdążyła uniknąć ciosu, ale Michel nie miał już tyle szczęścia. Demon Wayna porwał chłopaka i poleciał z nim do tyłu.

- Musimy go uratować! - powiedziała przerażona Hermiona i zaczęła biec za aniołem. Po chwili Ron wyrównał z nią kroku.

- Nie dogonimy go! - zaprotestował w końcu Weasley i zatrzymał siebie i Hermionę. Dziewczyna wpatrywała się w oddalającego się demona i anioła. Nawet strzała od kuszy nie doleciała tak dalego.
Poczuła przypływ złości i adrenaliny.

- Ripertum Moris! - krzyknęła. Czuła, że gotowała się w niej wściekłość. Przez jakiś czas nic się nie działo, ale po chwili z jej różdżki wypełzała czerwono złota wydra. Pomknęła do potworów, które zniknęły wraz z jej pojawieniem, a Michel upadł wolny na podłogę.

- Udało ci się Mionko! - zawołał uradowany Ron. Wziął ją na ręce i obkręcił się z nią. Ona zaśmiała się i przytuliła go.

- Ćwiczyłam. - powiedziała gdy już ją postawił, a anioł doczłapał do nich rysując sobie na ciele runy uzdrawiające.

- Dzięki. - kiwnął do Granger. - A teraz chodźmy dalej.

Pokiwali głowami i ruszyli dalej na miejsce spotkania.

***

Za Julie, Draco i Alec'iem poleciało najwięcej demonów. Julie była już wykończona rzucaniem zaklęcia, a Alec nie nadążał zabijać demonów. Draco nie pomagał za dużo. Co jakiś czas wystrzelił strzałę z kuszy. Biegł najwolniej i Julie musiała wręcz go ciągnąć. Żałowała, że go wzięła.

Nagle zatrzęsła się ziemia. Ściana zaczęła się walić podobnie jak sufit. Mnóstwo gruzów poleciało i przygniotło Malfoya. Potter wydała z siebie okrzyk strachu. I zaczęła odrzucać kamienie. Alec osłaniał ją z tyłu, ale demonów było coraz więcej i ledwo sobie dawał radę.

- Co za idiota rzucił Bombarde!? - wrzasnęła wściekła stawiając na Rona. Uwolniła Draco i wyciągnęła go z tych gruzów.

- Julie... - zaczął chłopak i syknął z bólu gdy dziewczyna złapała go za rękę. Zaczął kaszleć i się krztusić. - Ja.. Nie przeżyję...

- Co ty gadasz głupku. Przeżyjesz. - powiedziała i zaczęła rzucać na niego różne zaklęcia uzdrawiające.

- Zostawcie mnie tu i uciekajcie. - wyszeptał. Julie poczuła jak łzy nachodzą jej do oczu.

- Nie zostawię cię tu. Chodź bym miała się zanieść z powrotem, nie zostawię. - mówiła robiąc skomplikowane ruchy różdżką.

- Julie, długo jeszcze? Nie daję już rady! - demonów przybywało więcej i więcej. White miał już poważną ranę na przedramieniu i gorzej mu się walczyło.

- Jeszcze chwila! - odkrzyknęła rudowłosa zaciekle rzucając zaklęcia.

- Julie szybko! - wrzasnął i przewrócił się na posadzkę dając tym samym przewagę potworom. Julie przestała leczyć Malfoy'a. Zaczarowała grot strzały od łuku i naciągnęła ją pospiesznie na cięciwę. Wycelowała w najbliżeszego deomna i strzeliła. Demon został odesłany do swojego wymiaru a przed resztą powstał wielki, żelazny mur. Chłopcy patrzyli na to ze zdziwieniem.

- Na chwilę ich to zatrzyma. Draco możesz wstać? - zapytała ostrożnie Potter. Blondyn z pomocą dziewczyny wstał, jednak potknął się o własne nogi i upadł by, gdyby Julie go nie podtrzymała.

I wtedy stało się coś, czego Potter by się nie spodziewała. Malfoy, tleniony blondyn, arystokrata, położył ręce na jej ramionach, popatrzył głęboko w te zielone, Avadowe oczy i pocałował.

***********************

Awww, już widzę hejty wszystkich antyfanów Draco xD w sumie ten rozdział miał być długi tak na 4500 słów, ale podzieliłam to na pół i musicie się zadowolić narazie 2300 ;P jutro dodam następny ;*

Komentujcie, bo nawet nie zdajecie sobie sprawy jak miło jest czytać wasze komentarze :)

TheQueenOfMagic








Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top