24. Nowe fakty i tajemnice (I)

I tak minęły święta. Uczniowie i nauczyciele wrócili do Hogwartu wypoczęci i gotowi na kolejne pół roku nauki. Uczniowie klas piątych i siódmych, mieli najwięcej pracy ze względu na SUMy i owumety. Nauczyciele nie oszczędzali uczniom dawania prac domowych.
Była sobota rano w połowie stycznia. Harry nie musiał wcześniej wstawać więc obudził się dopiero o jedenastej. Zauważył, że z jego współlokatorów, śpi jeszcze tylko Dean. Chłopak poszedł do łazienki i wziął szybki prysznic. Rozmyślał o ostatnim zachowaniu swojej siostry. Ciągle przesiadywała w bibliotece i czytała książki o różnych demonach i Ministerstwie Magii. Bardzo często była też u siebie w gabinecie i ćwiczyła jakieś jedno, dziwne nieznane Harremu zaklęcie. Nie chciała jednak nic odpowiedzieć gdy Wybraniec się jej o to zapytał. Bardzo dziwnie się zachowywała.
Chlopak wyszedł spod prysznicu i ubrał się w jeansy i czerwoną koszulkę. Podszedł do lustra, aby ulożyć swoje niesforne włosy i spojrzał na swoją twarz jeszcze zaspanymi oczami. Przeczesał je ręką dwa razy, kiedy jego uwagę przykuła jego blizna. A dokładnie coś przy bliźnie.
Harry przyjrzał się temu i zauważył, że jest to mała świecąca na złoto gwiazdka. Julie miała taką samą tylko srebrną.
Nie czekając na nic wybiegł z dormitorium i zbiegł do Pokoju Wspólnego z nadzieją, że znajdzie tam swoich przyjaciół. Nie mylił się. Siedzieli przy kominku. Hermiona czytała jakąs książkę, a Ron "Proroka Codziennego".
- Co się stało Harry? - zapytała Hermiona nie podnosząc wzroku z książki.
- Chodźcie szybko. - wydyszał chłopak, złapał zdezorientowanych przyjaciół za ręce i pociągnął na korytarz.
- Co jest? - zmarszczył czoło Ron gdy Harry ich już puścił.
- Co to jest? - Harry odsłonił czoło, na które opadały włosy. Złota gwiazdka nadal świeciła. Ron stanął zdziwiony, a Hermiona pisnęła, ale niewiadomo czy ze strachu, czy ze zdziwienia.
- Harry, czy zauważyłeś, że ostatnio masz trochę, hmm... większą moc? - zapytała delikatnie dziewczyna.
- Eee... Nie wiem. Może. A co? - Wybraniec nadal nic nie rozumiał.
- Bo Julie cię naznaczyła. - odparła spokojnie.
- Co proszę?
- Naznaczyła. Naajsilniejszy czarodziej świata, naznacza sobie swojego następcę, albo równego sobie. Gdy umiera, naznaczona osoba staje się najsilniejsza. Gwiazda mocy naznaczonej osoby nie jest srebrna, tylko złota, co oznacza, że ma ona trochę słabszą moc. Jeśli najsilniejszy czarodziej nie naznaczy po sobie nikogo, moc sama wybiera kto będzie najlepszym następcą. - tłumaczyła Hermiona z zapałem i blyskiem w oczach.
- Nic z tego nie rozumiem. Mam być najsilniejszym czarodziejem świata, gdy umrze Julie? - Harry stał zdezorientowany i patrzył na swoich przyjaciół. - A co jak ja umrę pierwszy?
- Wtedy chyba Julie musi kolejną osobe sobie naznaczyć. Nie wiem dokładnie, nie znam się na tym. - odparła Hermiona.
- Może chodźmy do Julie, żeby nam to wytłumaczyła? - zaproponował Ron.
- No w sumie chodźmy jej poszukać. Tylko gdzie ją znajdziemy? - Hermiona złapała się za podbródek i zmarszczyła czoło.
- Ostatnio CAŁY CZAS siedzi w bibliotece i czyta jakieś książki o demonach i Ministerstwie Magii, albo siedzi u siebie w gabinecie i CIĄGLE ćwiczy jakieś jedno, dziwne zaklęcie, którego nie znam. - narzekał Harry i oparł się o ścianę. Jego gwiazdka nadal świeciła na złoto.
- Tak, zauważyłam. Też się zdziwiłam, ale nie chciała mi powiedzieć. - zmartwiła się Hermiona.
Już mieli ruszać w stronę biblioteki, gdy z przeciwnej strony podbiegła do nich szybko uradowana Julie.
- Harry! Harry! Udało się! - krzyczała już z końca korytarza. Wszyscy patrzeli na nią ze zdziwieniem.
- Co się udało Julie? - zmarszczył czoło Harry. Byl zdziwiony, że jego siostra wogłóle przyszła w inne miejsce niż biblioteka i jej gabinet.
- Rozwiązałam tą zagadkę, rozumiesz! Jeśli pójdziemy tam razem to nam się uda! - rozpromieniona Julie złapała Harrego za ramiona.
- Julie, ale o czym ty mówisz? Jaką zagadkę? - próbował się dowiedzieć Wybraniec.
- Złotego łuku i Komnaty Śmierci. - odparła z uśmiechem.
- Czego? - zdziwił się Ron.
- Oh, no czy wam trzeba wszystko tłumaczyć jak dzieciom? - zirytowała się dziewczyna. - Miejsca w Departamencie Tajemnic, gdzie zginął Syriusz.
- Ale co tam była za zagadka do rozwiązania? - tym razem odezwała się Hermiona.
- Byla ona nad ta bramą. Czytaliście chociaż co tam pisało?
- Nie. - odpowiedzeli chórem. Julie westchnęła.
- Śmierć tak szybko, śmierć tak gładko,
Jeśli wejdziesz tu, to przyjdzie łatwo.
Jednak musisz tego chcieć,
Własna wola liczy się.
Jeśli nie wjedziesz tam sam,
Na ratunek szansę masz. - wyrecytowała Julie.
- Nie rozumiem. - odparł Ron.
- No jejku serioo? Syriusz nie wszedł tam sam i dobrowolnie, tylko wrzuciła go tam Bellatrix. - oczy Julie zaświeciły się ze szczęścia.
- Czyli Syriusz ma szanse na ratynek? - na twarzy Harrego pojawił się uśmiech. - Co trzeba zrobić?
- Przede wszystkim pokonać demony. - westchnęła Julie. - I tu jest lekki problem.
- Jaki?
- Demony są niczym dementory, tylko że wysysają energię potrzebną do życia. Syriuszowi nie wyssają jej całej, bo nie wszedł tam z własnej woli. Zabiorą jej jednak tyle, żeby nie mógł wrócić z powrotem. Jeśli któryś z nas tam wejdzie, wyssają od razu całą naszą energię. - przygryzła wargę dziewczyna.
- Damy sobie rade. - rzucił Ron. Julie popatrzyła na niego jak na wariata.
- DAMY RADĘ!? Człowieku, demony to coś kilka razy gorszego niż dementor! Jest zaklęcie, które działa podobnie jak patronus na dementora, ale jest tak trudne i skomlikowane, że niektórzy czarodzieje uczą się go kilka lat i nadal nie umieją go zastosować! - Julie była już tak zirytowana, że prawie krzyczała.
- Znasz to zaklęcie? - zapytal Harry.
- Tak znam. Ćwiczyczyłam je od miesiąca i chyba mi się udało. - Julie uśmiechnęła się szeroko i zaklaskała w ręce.
- No to chodźmy! Na co czekamy! - krzyknął Harry i chciał już iść po Syriusza.
- Harry ty nie jesteś na to jeszcze przygotowany. Musisz nauczyć się tego zaklęcia i wtedy tam wejdziemy. Oprócz tego musisz nauczyć się jeszcze walczyć mieczem i unikać jego ciosów, bo jeśli demon przetnie cię ostrzem demona, zginiesz. - odparła spokojnie Julie i wszyscy ruszyli w stronę jej gabinetu.
- Jak brzmi to zaklęcie? - dopytywała się Hermiona.
- Formuła brzmi "Ripertum Moris". Zaklęcie to ma za zadanie wyczarowanie energii. - wytłumaczyła Julie.
- Przy wyczarowaniu patronusa trzeba myśleć o czyms szczęśliwym Tu też? - zaciekawił się Ron.
- No właśnie ee.. Nie. Trzeba myśleć o swoich winach. Jest to strasznie dołujące i może doprowadzić wręcz do depresji. - westchnęła smutno Julie i otworzyła drzwi do swojego gabinrtu. Wszyscy usiedli przy stoliku.
- Swoich winach... - powtórzył cicho przerażony Harry. Będzie musiał sobie to wszystko przypomincą, a tak bardzo chciał zapomnieć.
- Co ja gadam! Do jakiej depresji! Do szaleństwa! - krzyknęła nagle Julie i zaczęła chodzić nerwowo po gabinecie. Do jej oczu cisnęły się łzy. Wszyscy wystraszyli się z tak nagłej zmiany zachowania przyjaciółki.
- Julie, spokojnie... - Hermiona chciała uspokoić przyjaciółkę, ale średnio jej to wychodziło.
- Jak spokojnie!? Jak ja mam być spokojna jak sobie przypomnę ile ludzi przeze mnie zginęło! Ilu ja ludzi zabiłam! - krzyczała Julie i wymachiwała rękami.
- Julie... Śmierciożercy to nie ludzie. To potwory. - odezwał się spokojnie Ron.
- Ale tu nie tylko o Śmierciożerców chodzi. - dziewczyna usiadła w kącie i ciągle ocierała łzy. - Akurat zabijanie tych potworów daje mi cholerną satysfakcję z czego sama staję się potworem.
- To.. Kogo ty zabiłaś... - Harry pobladł. Julie spojrzała na niego swoimi smutnumi i zielonymi jak Avada oczami.
- Niewinnych ludzi. - odezwała się Julie i ukryła twarz w dloniach. - Nie wiecie o mnie wszystkiego.
- Julie... Powiedz nam wszystko. - powiedziała bardzo spokojnym i opiekuńczym głosem Hermiona. Nauczycielka skuliła się jeszczs bardziej na podłodze.
- To przeze mnie i dzięki mnie Voldemort się odrodził. - powiedziała z wielkim trudem. Zaraz potem zmieniła spokojny głos na krzyk. - To wszystko moja wina!
- O czym ty mówisz...
- Jako najsilniejszy czarodziej świata, tylko ja znałam zaklęcie odrodzenia. Spotkałam pewnego dnia gdy miałam 13 lat jakiegoś mężczyznę, który zorientował się, że jesten najsilniejszą czarodziejką, bo zauważyl moją gwiazdę. Bardzo rozpaczał po śmierci swojej matki i zrobiło mi się go żal. Powiedział, że jego matka miała jednego horkruksa i aby z powrotem mogła normalnie żyć, potrzebny mu jest eliksir odrodzenia.
Nie znajdziecie jednak tej formuły w żadnej książce, oprócz tej jednej jedynej, która jest w mojej szopie. Powiedziałam więc mu co ma zrobić, aby uratować swoją matkę. Podałam mu skład eliksiru odrodzenia. - powiedziała Julie znowu nerwowo chodząc po gabinecie.
- I co to ma wspólnego z Voldemortem? - zdziwil się Ron.
- To, że okazało się, iż ten mężczyzna był Śmierciożercą i wcale nie chciał eliksiru dla swojej matki, tylko dla Voldemorta. Byłam taka naiwna! - Julie uderzyła pięścią w szafę i stała przy niej chwilę nie ruchomo. - Kiedy dowiedziałam się, że był to wysłaniec Voldemorta, chciałam go osaczyć, spedryfikować albo wyczyścić mu pamięć. Cokolwiek, byle by nie mógł zrobić tego eliksiru. Niestety, uciekł mi a ja przez przypadek walnęłam zaklęciem w grupę jakiś ludzi. Trzech zabiłam.

Julie rozpłakała się na dobre. Wini się za to wszystko. Harry podszedł do siostry i ją przytulił. Ona wylewała swoje łzy w jego koszulkę i mówiła dalej.
- Potem ty Harry, byłeś świadkiem odrodzenia tego jaszczura. To przeze mnie rozumiesz? Przeze mnie! Wiedziała o tym tylko Ev. - krzyczała Julie.
- Julie, nie obwiniaj się. Przecież ty chciałaś pomóc jakiejś kobiecie. Nie wiedziałaś, że to byl Śmierciożerca. Miałaś 13 lat. - Hermiona starała się ukryć szok i pocieszała przyjaciółkę.
- No właśnie. Miałam 13 lat. Powinnam się zorientować, że coś jest nie tak! A ja głupia podałam ta cholerną recepturę i zabiłam trójkę ludzi! I jeszcze uciekłam z miejsca wypadku! To ja powinnam wtedy zginąć za swoją głupotę! A teraz staję się potworem, bo bez skrupułów zabijam Śmierciożerców! Wierzę, wśród nich będzie ten, któemu podałam recepturę, albo już był. Dlatego ich zabijam! - dziewczyna nie wytrzymała nerwów i zaczęła zrzucać i trzaskać wszystko co miała pod ręką.
- Julie! - cała trójka mocowała się z nastolatką i próbowała przytrzymać ją w jednym miejscu. Ona sama była jednak silniejsza od tej trójki. Wyrwała im się, otwarła drzwi na korytarz i wybiegła.
Gdy wybiegała, sprawiła jeszcze, że stała się niewidzialna więc trójka przyjaciół nie mogła za nią pobiec bo nie wiedziała gdzie. Słyszeli tylko jej ciche i szybkie kroki niosące się echem po pustym korytarzu.
- Musimy ją znaleźć, żeby nie zrobiła niczego głupiego. - wydyszała Hermiona gdy zatrzymali się na kortarzu. - Harry, idź po mapę Huncwotów, bo mam bardzo złe przeczucia.

~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~

Hejkaaa!!! :** Dziękuję wszystkim za czytanie !!!
Pomysł o Syriuszu, złotym łuku, demonach i (w następnych rozdziałach) ratunku Syriusza, zdobyłam dzięki carmendraconi po przeczytaniu jej książki "Harry Potter i Bractwo Złotego Feniksa" :) Dziękuję ;)

A tak ogólnie jak się podobało :) Pomysł z tą Julie, że pomogła Śmieciożercy przeszedł spontanicznie i nagle i... tak jakoś wyszło xD

I tak a'propos. Nie wiem jak czytacie imię siostry Harrego, ale imię Julie nie odmienia się i czyta się je 'dżuli' ;D

Pozdowionka :)

TheQueenOfMagic 💚

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top