24. Inwazja (II)
- Julie! - Hermiona złapała przyjaciółkę za ramiona i potrząsnęła nią by wyrwać ją z transu. Ona przestała rysować i spojrzała zdezorientowana na dziewczynę, a potem na kartkę. Znowu jej wzrok stał się pusty. Przysunęła do siebie bliżej rysunki i położyła na kartce lewy nadgarstek. Skrzywiła się z bólu ale nie krzyknęła.
Harry ponownie poczuł nacięcia na nadgarstku. Najpierw zaczął go piec, a potem ból przeszył go całego. Upadł na podłogę, zacisnął zęby i wrzasnął. Rudowłosa też krzyknęła. Oderwała nadgarstek od kartki, zacisnęła na nim swoją drugą rękę i ze strachem w oczach rozejrzała się po przyjaciołach. Na kartce odbił się krwisty znak Insygni Śmierci.
- Harry pokaż rękę. - poleciła Akkie. Potter wyciągnął do niej lewy nadgarstek. Były na nim krwawe nacięcia formujące się w znak Insygnii. Tak jak u Julie.
- O co w tym chodzi? - Ron już nic nie rozumiał. Stał na środku pokoju zdezorientowany i patrzył raz na Julie, raz na Harry'ego.
Mia za to podeszła do siedzącej na krześle Potter i ujęła ostrożnie jej dłoń. Miała jeansy poplamione krwią, a na nadgarstku podobnie jak u jej brata były nacięcia przedstawiające Insygnia Śmierci.
- Co to jest? - zapytała łagodnie. Rudej pociekły łzy z oczu. Czuła się bezsilna i sama do końca nie wiedziała o co w tym chodzi. Wcześniej czuła niepohamowaną potrzebę rysowania właśnie tego znaku. Nie wiedziała dlaczego, po prostu czuła, że musi to robić. Więc rysowała, a potem odbiła krwawy znak. - Dlaczego wam się to stało?
- Ja chyba wiem. - powiedziała Hermiona. Na stoliku w rogu pokoju leżał Kamień Wskrzeszenia i Czarna Różdżka Julie. Harry w kieszeni miał pelerynę niewidkę. Te trzy rzeczy razem tworzyły Insygnia Śmierci. - Macie wszystkie Insygnia. Stajecie się Panami Śmierci, czyż nie? A to - Gryfonka wskazała na nacięcia na ich nadgarstkach - jest naznaczenie.
- Bałam się, że do tego dojdzie. - odezwała się w końcu Julie. - Ale to było nieuniknione.
- Spokojnie, będzie dobrze. - zaczęła Ginny.
- Jesteśmy teraz nieśmiertelni! Nie będziemy się starzeć! Co tu ma być dobrze? - Potter wyrzuciła ręce w górę. - Teraz to już ewidentnie będę nazwana drugim Voldemortem.
- Da się tego jakoś pozbyć? - zapytał Ron wskazując na nacięcia na nadgarstku Harry'ego. Nie chciał by jego najlepszy przyjaciel przestał się starzeć i nigdy nie umarł. Znają się od ich pierwszego dnia w Hogwarcie i mieliby to wszystko zaprzepaścić przez różdżkę, kamień i pelerynę? Harry pomyślał dokładnie o tym samym. Już prawie wszystko zaczęło się układać i nagle bum! ktoś mu mówi, że od teraz jest nieśmiertelny.
- Ten znak zostanie już z wami na zawsze. Jest blizna taka jak Harry'ego na czole. Mimo śmierci Voldemorta została. Jest teraz częścią ich. - wytłumaczyła mu Hermiona, a on pokiwał głową na znak, że rozumie. - Ale mogą się pozbyć nieśmiertelności.
- Jak? - Harry odzyskał nadzieję na normalne (w miarę możliwości) życie. Dla niektórych było by to coś wspaniałego, żyć wiecznie, ale nie dla niego. Miał już dość bycia innym. Chciał żyć jak normalny czarodziej. Znaleźć pracę, założyć rodzinę.
- Musicie zniszczyć Insygnia. - odparła Hermiona i popatrzyła znacząco na rodzeństwo.
- Żaden problem. - odpowiedział od razu Harry. Nie potrzebował ich.
- Ale Harry... - zaczęła ostrożnie Granger. - Pelerynę też...
A jednak potrzebuje. Nie może zniszczyć peleryny. To pamiątka po jego ojcu. Jest ona bardzo przydatna. Jest sukcesem nie jednej jego misji. Używał jej setki razy, była jego częścią i teraz tak po prostu miałby dać ją zniszczyć? Czuł do tego magicznego przedmioty niezwykły sentyment.
- Harry... - Julie wiedziała o czym myśli jej brat. Nie chce oddać peleryny. - Musimy.
- Nie da się tego zrobić oszczędzając pelerynę? - zapytał z nadzieją w głosie. Zobaczył jednak w oczach swojej przyjaciółki, że nie. To był jedyny sposób.
- Wiecie co, namyślicie się jeszcze co dokładnie zrobić potem. Spójrzcie na to. - przerwała im Mia i kazała im wyjrzeć przez okno. Podeszli do niego i spojrzeli. Niebo stawało się szare, wręcz czarne. Z nieba zlatywały demony. Duże, małe. Wszystkie jakie są tylko możliwe. Opadały na ziemię i rozchodziły się po ulicach. Małe dzieci uciekały do domów, dorośli ryglowali drzwi i ze strachem wyglądali przez okna. Nawet ludzie widzieli demony. Świat czarodziei właśnie został jawnie zagrożony na ujawnienie, a mugolski na wyginięcie.
- Co do licha... - zmarszczył brwi Harry. Na razie musieli zapomnieć o niszczeniu Insygni. Mieli inny problem.
- Wiedziałam, że do tego dojdzie! Musimy zniszczyć jak najprędzej tą bramę! - powiedziała zdenerwowana Mia i razem z Harry'm i Hermioną po krótce wyjaśnili jaki mają plan. Wszyscy na niego przystali. Nie mieli jednak za dużo czasu by poćwiczyć.
- Kiedy tam pójdziemy? - zapytała Ginny.
- Najlepiej jak najszybciej. - odezwała się Akkie bawiąc się swoim biczem-bransoletką. - Demony zaczęły rozchodzić się po Wielkiej Brytanii. Jeszcze chwila a pójdą na cały świat! Nic z niego nie zostanie, a Wyklęci nad nim zapanują!
- Kogo bierzemy ze sobą? - Ron zadał zasadnicze pytanie. Mia zaczęła wymieniać.
- Ja, Akkie, Alec. Myślę, że trzy anioły wystarczą. - zamyśliła się czarnowłosa. - Do tego Harry, Hermiona, Ron, Julie, Ginny. Mam nas ośmiu. Ktoś jeszcze?
- Draco. - powiedziała nagle Julie, a oni popatrzyli na nią ze zdziwieniem. - No co? Może umie walczyć. Przyda się.
- Ta, chyba jedynie jako mięso armatnie. - prychnął Ron, a Julie zrobiła obrażoną minę.
- Nie gniewaj się Julie, ale on nie walczy zbyt dobrze. Mógłby nam tylko przeszkadzać. - Akkie ostrożnie dobierała słowa. Nie chciała urazić przyjaciółki.
- Weźmy Syriusza. On tam był bardzo długo. Zna te korytarze jak nikt inny. - zaproponował Harry. Julie coś się przypomniało i pobiegła szybko na górę po schodach przeskakując po dwa stopnie. Po chwili wróciła z dużym kawałkiem papieru.
- Kiedyś sporządziłam mapę korytarzy za Złotym Łukiem na tyle ile pamiętałam z misji ratunkowej i snów. Też może być przydatne. A co do Syriusza, weźmy go.
- A ktoś w ogóle wie, gdzie on jest?- zapytała Akkie. Dopiero teraz zorientowali się, że nigdzie nie ma Blacka. Nie przyszedł ich nawet przywitać.
Jak na zawołanie drzwi wejściowe zatrzasnęły się z hukiem, a do salonu wbiegł zmęczony Syriusz. Miał potargane włosy, ubrudzone ubranie, a ręku trzymał anielski sztylet. Wyglądał jakby stoczył niemałą walkę.
- Syriusz! - krzyknęła Julie i podbiegła do wujka by mu pomóc. Wzdłuż ramienia miał płytką ranę, na szczęście nie była to rana nasycona jadem demona, więc Julie jednym zaklęciem się jej pozbyła.
- Na zewnątrz jest jakaś inwazja demonów! - krzyknął przerażony Łapa. - A oprócz tego ci z Ministerstwa postanowili, że przeszukają mój dom! Chcą sprawdzić czy Julie tu nie ma.
- Co jeszcze się dzisiaj wydarzy!? - zdenerwowany Harry wyrzucił ręce ku górze. Wytłumaczyli na szybko Blackowi ich plan i co się stało.
Spakowali rzeczy Julie, schowali w piwnicy domu i zabezpieczyli zaklęciem by nikt ich nie znalazł oprócz nich. Potem teleportowali się po Aleca. Mia postanowiła, że zwerbują jeszcze ich przyjaciela anioła Michael'a, jednego z najlepszych wojowników. Każda dodatkowa pomocna dłoń się przyda. Gryfoni nawet przystali na to by wziąć Malfoya. Julie nie musiała się męczyć by ich przekonywać.
I tak cała jedenastka w czarnych, anielskich strojach bojowych, uzbrojona w najróżniejszą anielską broń; łuki, miecze, noże, sztylety, bicze i inne, ruszyła na misję. Nie wiedzieli jeszcze jak dostaną się do Ministerstwa Magii, ale będą działać spontanicznie. Nie mieli czasu wymyślać planu wejścia. Demony były już praktycznie wszędzie. Życie grało z nimi na czas.
****************************
Napisałam w końcu xD Jakoś weny nie miałam, ale przyszła! Dzisiaj mija dokładnie 8 miesięcy od kąt zaczęłam pisać na Wattpadzie. Nie mogę uwierzyć, że to tak szybko minęło, że zdobyłam tylu czytelników i napisałam aż tyle rozdziałów. Dziękuję wam wszystkim!
I mamy 48,9 tys wyświetleń! To jest nasz wspólny sukces!!! DZIĘKUJĘ 💟💟💟💟
Komentujcie motywujcie! '*
Pozdrowionka,
TheQueenOfMagic <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top