23. Wizyta w domu Julie (I)
Co myślicie, żeby zmienić nazwę książki na "Harry Potter i Bliźniacza Dusza" ? :))
Miłego czytania :*
Julie przejrzała się w lusterku. Poprawiała swoje długie włosy, które stawały się coraz mniej rude, a bardziej kasztanowe. Zawsze największą wagę przywiązywała do swoich włosów. Średnio obchodził ją strój, a o makijażu nawet nie wspomnę. Dziewczyna ceniła naturalność.
Była 8:50. Postanowiła zejść już na dół i poczekać na resztę. Kości już ją całkowicie nie bolały. Miała ochotę iść do św. Munga i zacząć skakać i tańczyć przed lekarzem, który jej nie wierzył.
Zbiegła w podskokach po schodach. Ku jej zdziwieniu wszyscy już byli gotowi i to oni na nią czekali. Gdy zobaczyli Julie swobodnie skaczącą i chodzącą, szczęki im opadły.
- Jak to możliwe? - zaczęła Hermiona.
- Oh nie wiem, po prostu mnie nie boli nic i już. Ruszamy? - machnęła ręką Julie i wyciągnęła z kieszeni gazetę. Wcześniej zamieniła ją w świstoklik. Wszyscy pokiwali głowami, chwycili się magicznego przedmiotu i po chwili już ich nie było.
Cała siódemka znalazła się przy płocie, za którym stał ogromny dom. Był cały biały i miał brązowy dach. Ogród przed domem był bardzo zadbany jak wszystko na tej posesji, oprócz starej rozwalającej się szopy za domem.
- To mój dom. - powiedziała Julie i uniosła ręce w górę. - Ale najpierw chodźcie do mojego "królestwa".
Wszyscy popatrzyli po sobie, nikt nie rozumial o jakie królestwo jej chodziło. Kiedy jednak ruszyła w stronę szopy, zrozumieli, że ma na myśli swoje miejsce do praktykowania magii. Dziewczyna otworzyła zamek zaklęciem i weszła do środka. Za nią wkroczyli inni.
Z zewnątrz szopa wyglądała na malutkie pomieszczenie, ale w środku została powiększona zaklęciem powiększającym. Był to jeden, ogromny pokój. Było w nim mnóstwo książek - istna biblioteka. W jednym rogu stały kociołki i szafa ze składnikami do eliksirów. Jeszcze w innyn miejscu, byla mini zielarnia. Na samym środku leżał ogromny, czarwony dywan, gdzie było miejsce do ćwiczenia zaklęć.
- Wow... Genialne... - zachwycał sie Ron. Każdy wszystko dotykał i brał do ręki.
- To nie wszystko. Pokażę wam jeszcze bardziej niesamowite miejsce. - uśmiechnęła się przebiegle dziewczyna i podeszła do pustej ściany z cegieł. Zaczęła dotykać różdżką różnych cegiełek i po chwili, w tym miejscu pojawiły się drzwi!
Wszyscy patrzyli jak zachipnotyzowani. Julie dała im tylko znak ręką, aby szli za nią.
Weszli przez drzwi, a ich oczom, okazała się ogromna łąka, a za nią nieduży las. Było tam mnóstwo zwierząt magicznych, jak i mugolskich. Oprócz zwierząt, były tam też różne magiczne stworzenia jak wróżki, elfy, smoki, krasnale, nimfy i inne. Zamiast sufitu, było niebo! Wszyscy byli zachwyceni i podziwiali magiczne stworzenia. Bardzo spodobały im się smoki i jednorożce.
- To jest niesamowite! - krzyknął Harry gdy "wyszli" już z łąki.
- Wiem. - uśmiechnęla się szeroko Julie i zamknęła "szopę" zaklęciem.
- Dlaczego masz to wszystko w szopie, a nie w domu? - zdziwiła się Ginny gdy szli w stronę drzwi domu.
- To chyba loioczne? Nie chcę by ktoś obcy wszedł przypadkiem do takiego miejsca. Na starą szope nikt nie zwróci uwagi i zresztą, drzwi trzeba otworzyć zaklęciem. - wytłumaczyła Julie i podeszli do drzwi domu. Dziewczyna zatrzymała się i zmrużyła czoło. - Dziwne. Oni nigdy nie zostawiali otwartych drzwi.
Dopiero teraz reszta zauważyła, że drzwi do domu są otwarte i lekko uchylone. Julie wzruszyła ramionami, zapukała i nie czekając na odpowiedź weszła do domu.
- Hej mamo! Tato! Jesteście!? - krzyknęła na cały głos. Odpowiedziała jej cisza.
- Czy tylko ja mam takie dziwne przeczucie, że tu się dzieje coś złego? - pisnęła Hermiona.
- Nie tylko ty. - szepnął Ron.
- Dobra, ten dom jest ogromny. Musimy ich poszukać. Może śpią, a może po prostu wyszli na spacer. - próbowała tłumaczyć Julie, ale sama chyba nie wierzyła w to co mówi.
No więc podzielili się. Ginny, Hermiona i Ron mieli przeszukać dół, a Julie, Harry i bliźniacy górę. Julie z bratem poszli na prawo, a bliźniacy na lewo.
Otwierali po koleji wszystkie pokoje. Byli w łazience, kilku sypialniach, aż w końcu doszli do pokoju Julie.
Był bardzo duży. Na samym środku stało ogromne, liliowe łóżko. Julie miała też drzwi balkonowe i duże okno, na którym mogła by spokojnie się polożyć. W rogu miała biblioteczkę i między półkami z książkami stało biurko. Leżały na nim stosy papierów i otwartych książek. Na podłodze były jeszcze rozrzucone różne papierki. Wszysyko zostało w takim stanie, jakim opuściła ten pokój Julie pierwszego września. Dziewczynie zakręciła się łezka w oku.
- Ładny pokój. - odezwał się Harry i podszedł do biurka.
- Wiem. Pomysł mojej ee.. mamy. - zawachała się Julie czy nazywać swoją zastępczą rodzinę przy Harrym mamą i tatą.
- Jak oni mają na imie? W sensie ee.. twoi rodzice. - zapytał Harry i zaczął przeglądać mugolską książkę leżącą na biurku.
- Brenda i Mark Petterson. - powiedziała Julie i usiadła na rogu łóżka.
Zapanowała cisza, że można by usłyszeć latającą muchę. Nagle jednak przerwał tą ciszę okropny krzyk i pisk z dołu. Rodzeństwo popatrzyło na siebie z przerażeniem i puścili się biegiem na dół. Przedzierali się przez labirynt korytarzy i gdy tylko Harry spuszczał z wzroku Julie, która biegła o wiele szybciej niż on, nie wiedział gdzie iśc.
W końcu dotarli do schodów. Julie kilkoma skokami przemierzyła schody i już biegła w tylko jej znaną stronę. Harry razem z bliźniakami, którzy dołączyli do nich starał się dotrzymywać jej tempa, co było bardzo trudne.
W końcu dotarli do kuchni, a im oczom ukazał się makabryczny widok. Na ziemi leżały dwa ciała. Julie znalazła się przy nich w ciągu ułamka sekundy i zaczęła je oglądać, aby stwierdzić co się stało. Okazało się również, że pisk należał do Hermiony i Ginny, ktore razem z Ronem znalazły nieprzytomne ciała w kuchni.
- To twoi rodzice? - zapytała przerażona Hermiona. Julie przytaknęła. Z ust mężczyzny wydobywała się obficie piana co znaczyło, że został otruty. Kobieta leżała jednak bezwładnie na podłodze.
- Harry, biegnij do mojej szopy, tam przy kociołku stoi szafa, w tej szafie na drugiej półce od góry po lewej strone stoi czerwone pudełko ze złotymi ozdobami. Przynieś mi je jak najszybciej! - powiedziała Julie bardzo szybko. - Drzwi otwórz i zamknij zaklęciem.
Harry pobiegł w stronę szopy ciągle powtarzając sobie w myślach słowa Julie, jak dostać się do czerwonego pudełka. Otworzył drzwi zaklęciem i wbiegł do szopy. W mgnieiu oka znalazł się przy kociołku i otworzył szafę. Zaczął plądrować drugą półkę od góry, ale nie mógł znaleźć czerwonwgo pudełka.
- Accio czerwone pudełko ze złotymi ozdobami! - powiedział w końcu. Do jego rąk przyleciały trzy różne takie pudełka. Nie zastanawiając się, które z nich to to, jakie chciała jego siostra, chwycił wszystkie i pobiegł do kuchni.
Harry wbiegł do kuchni i podał dziewczynie pudełka. Ona bez sprawdzania ich zawartości, odrzuciła dwa i wzięła jedno. Otworzyła je i wyciągnęła coś z niego. Zaraz potem wsadziła to mężczyźnie do gardła. Harry przypomniał sobie co to było. Sam użył tego na szóstym roku podczas otrucia Rona. Był to bezoar, antidotum na większość trucizn. Dziewczyna wsadziła mężczyźnie do gardła jeszcze dwa takie "kamyczki" i wstała.
- Może będzie żył. - powiedziała łamiącym się głosem i przytuliła się do brata.
- A ona? - zapytał Ron wskazując na nieprzytomną kobiete.
- Ona.. Ona.. - głos Julie okropnie się łamał a dziewczyna łkała. Nagle wybuchła płaczem. - Ona dostała Avadą!
- Co!? - zapytali wszyscy jednocześnie. Byli bardzo zdziwnieni.
- Czyli.. - Hermiona pobladła w jednej chwili. - Czyli byli tu przed nami Śmierciożercy.
Julie pokiwała energicznie głową. Oderwała się od swojego brata, wyciągnęła różdżkę w stronę kobiety i jednym ruchem pojawiło się na niej prześcieradło. Zakrywało ją całkowicie.
- Poczekajcie tu na mnie. - odezwała się nagle dziewczyna, podeszła do swoich rodziców i złapała ich obu za ręce. - Zaraz wrócę. Nie ruszajcie się stąd.
Oni pokiwali głowami troche zdezorientowani, a Julie zniknęła. Wszyscy usiedli przy stole i zaczęli rozmyślać.
- Według mnie oni zaatakowali ich, aby złamać Julie. Wiedzą, że nie mają z nią szans jeśli jej nie złamią. - podzieliła się swoją opinią Ginny. Wszyscy spojrzeli na nią z podziwem, bo sami by na to nie wpadli, a jej stwierdzenie wydawało się całkiem sensowne.
- Masz rację. - odparł Harry. Potem jeszcze dyskutowali o tym jak zniszczyć Voldemorta, kiedy Julie wróciła. Nie było przy niej jej "rodziców".
- Zostawiłam ich w Mungu. Tata z tego wyjdzie, ale mama... - łzy same naleciały dziewczynie do oczu. - Ona nie żyje.
- Nie płacz. - powiedział Fred, który nie mógł znieść widoku smutnej Julie, zresztą nikt nie mógł znieść. Przytulił ją mocno a ona wtuliła się w jego tors.
- Julie. - Harry położył swoją ręke na jej ramieniu. - Jesteś bardzo silną i dzielną dziewczyną. Nie załamuj się. Dasz radę. MY damy radę. Pomożemy ci ze wszystkim. Możesz na nas liczyć pamiętaj, nie możesz się dać załamać. Voldemort tylko na to czeka.
- Dziękuję. - wyszeptała Julie, uśmiechnęła się smutno i zaczęła przytulać każdego po koleji. - Dziękuję, że ze mną jesteście.
- Obiecywaliśmy przecież, że będziemy z tobą do końca. - uśmiechnęła się Hermiona i przytuliła mocno przyjaciółkę.
- Dobra, nie rozpaczajmy już. - Julie odgarnęła włosy z twarzy i przetarła oczy. Momentalnie przestała płakać. - Chodźmy do mojej nauczycielki. Obiecałam jej, że jak znajde swojego brata, to go jej przedstawie, więc chodźcie.
Julie znowu uśmiechnęła się serdecznie i ruszyła do drzwi. Reszta poszła za nią. Byli zdziwieni poprawą humoru dziewczyny, ale nie chcieli go psuć.
Poszli do domu naprzeciwko domu Julie. Dziewczyna zapukała głośno. Z lampy nad drzwiami wysunęło się siedem kamer, tyle ile było osób i byly skierowane każda w inną twarz. Przyjaciele Julie się przestraszyli, ale ona stała spokojnie i na coś czekała. Nagle rozległ się dziwnie zmieniony głos.
- Imię, nazwisko i cel. - przyjaciele wzdrygnęli się i ciarki przeszły im po plecach.
- Julie Potter razem ze swoimi przyjaciółmi. Cel; spotkanie z Evą Winter. - powiedziała Julie śpiewnym głosem. Kamery zamrugały i schowały się do lampy. Drzwi otworzył się, a w nich stanęła starsza, troche garbata kobieta. Miała już siwe, krótkie włosy, ale gdzie niegdzie wystawały jeszcze brązowe kosmyki. Miała na nosie duże okulary i bardzo niestarannie dobrany mugolski strój.
- Pani Ev! - krzyknęła uradowana Julie i przywitała starszą kobietę przytulasem.
- Julie! Jak mi miło cię znowu spotkać! Wchodźcie. - powiedziała bardzo miłym i pogodnym głosem. Reszta weszła do domu kobiety, a ona zamknęła drzwi i niezgrabnie poczłapała do kuchni. Cała siódemka poszła za nią.
- Checie coś do picia? - zapytała uśmiechając się szeroko.
- Nie, dziękujemy. Nie będziemy tu za długo. - odwzajemniła uśmiech Julie i usiała przy stole. W jej ślady poszła reszta.
- To twoi przyjaciele? - staruszka dosiadła się do stołu. Julie chciała coś powiedzieć, ale Fred ją wyprzedził.
- I chłopak. - wyszczerzył zęby rudzielec. Reszta wybuchnęła śmiechem, a staruszka uśmiechnęła się szeroko.
- A to Harry. - powiedziała Julie wskazując na Harrego gdy śmiech ucichnął. Kobieta wstała z miejsca i podeszła do Wybrańca.
- Harry Potterze, jak mi miło jest cię poznać. Jestem Eva Winter. Poznałam wybawce świata czarodziejów, dziękuję ci Boże. Teraz mogę już spokojnie umrzeć. - ostatnie zdanie powiedziała sama do siebie wznosząc wzrok ku górze.
- Mi też miło pani Winter. Uczyła pani Julie? - odparł Harry.
- O tak. Jakie mnie szczęście w życiu spotkało. Miałam okazje uczyć najlepszą czarodziejkę świata i spotkać Wybrańca, który pokona Voldemorta. Razem, możecie zrobić wszystko. - skończyła swój monolog staruszka.
- No to pani Ev, teraz mniej przyjemne sprawy. - Julie starała się mówić poważnie i spokojnie, ale głos jej się łamał. - Czy widziała pani może Śmierciożerców niedawno w okolicy?
- Śmierciożerców? - zdziwiła i przeraziła się kobieta. - Nie. A dlaczego pytasz?
- Bo.. Bo weszliśmy do mojego domu. On był otwarty. - zaczęła Julie ale na dobre się rozkleiła i zaczęła płakać. Ginny przytuliła mocno przyjaciółkę a Hermiona postanowiła kontynuować.
- I znaleźliśmy tam rodziców Julie. Pan Petterson był otruty, ale dzięki szybkiej reakcji Julie udało się go uratować, ale.. pani Petterson.. - Hermiona schowała twarz w rękach i nie była w stanie dalej mówić. Pani Eva miała w swoich oczach strach i smutek.
- Pani Petterson dostała Avadą. - skończył Ron.
- To nie możliwe... - staruszka patrzyła się w stół i mówiła sama do siebie. - Brenda i Mark... Nie wierzę... Julie, tak mi przykro...
Dziewczyna uśmiechnęła sie tylko smutno i przestała płakać. Otarła oczy i spojrzała na swoją dawną nauczycielkę.
- Dziękuję pani. Musimy się już niestety zbierać. Jutro wracamy do szkoły. - Julie wstała od stołu i uściskała staruszkę.
- Kiedy mnie jeszcze znowu odwiedzicie? - zapytała kobieta gdy nastolatkowie wychodzili z jej domu.
- Ja odwiedzę panią może w następnym tygodniu tak jak zawsze. - powiedziała Julie i pomachała staruszcze. Można by stwierdzić, że i Evie i Julie zakręciły się łzy w oku, ale trudno było stwierdzić czy z powodu śmierci pani Petterson, czy ze swojego rozstania.
Zaraz potem cała siódemka deportowała się do Nory.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Heeej :) Sorka, że tak późno daje rozdział, ale cóż.. szkoła... Od soboty mam ferie i mam zamiar częściej wstawiać rozdziały (może nawet codziennie jeśli czas pozwoli)
Tak więc pozdrawiam wszysykich!!
I dziękuję za ponad tysiąc wyświetleń!!!! 😃
TheQueenOfMagic ❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top