22. W św. Mungu (I)
Julie leżała w szpitalu św. Munga. Była poważnie poraniona i połamana. Lekarze dawali jej małe szanse na przeżycie. Weasleyowie, Harry i Hermiona jednak wierzyli, że jej się uda. Jest silna i da sobie radę. Nie może zresztą odejść tak szybko.
Harry miał swoją wartę przy siostrze. Był już zmęczony. Z jednej strony, chciałby już iść i się przespać, a z drugiej chciałby zostać przy siostrze dopóki się nie obudzi. Rozmyślał bardzo dużo. Cieszył się, że ma rodzinę. Starał się być twardy, w końcu jest facetem, ale bardzo często płakał. Coraz bardziej rozpamiętywał rodziców. Przez Voldemorta stracił rodzinę. W Wybrańcu wezbrała się chęć do walki. Z rozmyślań wyrwał go Fred.
- Hej Harry. Możesz już wracać. Teraz moja warta. - ziewnął rudowłosy chłopak. Harry też ziewnął.
- Dzięki. Jakby się obudzila... - zaczął Potter.
- To dam wam znać. Wiem. - odparł Fred.
Miał podkrążone oczy. Czyżby też płakał? Taki silny, wiecznie rozbawiony chłopak? A może po prostu ze zmęczenia? Harry wstał z krzesła, ustępując miejsca przyjacielowi, pożegnał się z nin i wyszedł. Telepotrował się razem z panią Weasley, która stała na korytarzu do Nory.
Fred siedział przy ukochanej. Trzymał ją za rękę. Tracił nadzieje, że się jeszcze obudzi. Po jego policzkach poleciały łzy. Jednak te podkrążone oczy, były wynikiem płaczu. Jego ogromne, słone łzy kapały na śnieżnobiałą pościel.
- Julie... Julie... Proszę nie zostawiaj mnie... - łkał cicho. Zamknął oczy i dał upust emocją. Nie liczyło się już dla niego że jest w miejscu publicznym, że powinien być twardy, po prostu zaczął płakać. Chciał powstrzymać łzy, ale same cisneły mu się do oczu.
Nagle poczuł jak ktoś ściska jego dłoń. Spojrzał na Julie. Miała oywarte oczy i starała się uśmiechnąć.
- Nie płacz. Żyję. - powiedziała spokojnie ale z trudem. Fred otarł szybko oczy. Normalnie wstydziłby się swojego zachowania, ale teraz wpadł w euforię. Przytulił do siebie dziewczynę, a ta zaczęła się lekko śmiać.
- Ała! - krzyknęła nagle, a Fred odskoczył od niej. Bolały ją kości. Znowu jednak zaśmiała się, co wywołało uśmiech na twarzy Freda. - Ledwie mnie posklejali, a ty chcesz mnie znowu połamać?
- Julie. Wiedziałem że przeżyjesz. Wiedziałem. Jesteś silna. Bardzo silna. - zaczął Fred. Cmoknął ją lekko w policzek po czym dodał. - Kocham cię.
- Ja ciebie też. - piwedziała i pogłaskała go po policzku. - Jak długo byłam nieprzytomna?
- Trzy dni.
- TRZY DNI!? - zdziwiła sie Julie. - A moja mugolska rodzina.. Pewnie się o mnie martwi..
- Spokojnie. Jak poczujesz się lepiej, to tam pojedziemy. - powiedział Fred i przytrzymał ją bo dziewczyna chciała wstać z łóżka.
- Gdzie Harry? - zapytała rozglądając się po sali.
- Niedawno poszedł do domu. Zmieniłem go. Całą noc przy tobie siedział. Najdłużej. - odparł Fred i głaskał dziewczynę po jej długich, kasztanowo-rudych włosach.
- Mieliście jakieś warty czy co? - zmarszczyła czoło dziewczyna.
- Tak. - odparł Fred. - Chcieliśmy by ktoś był przy tobie jak sie obudzisz. Najpierw był Harry, potem Hermiona, potem ja, potem moja mama, potem Ginny, potem Ron, potem George, potem znowu Harry i teraz ja.
- Jejku... Byliście tu cały czas... Gdzie idziesz? - zdziwiła się Julie gdy Fred wstał.
- Muszę im powiedzieć, że się obudziłaś. Obiecałem. - uśmiechnął sie rudzielec.
- To wyślij im wiadomość i nie idź nigdzie. - uśmiechnęla się Julie i trzymała chlopaka za ramię.
- Nie mam sowy. - westchnął Fred.
- No to wyślij wiadomość patronusem. - powiedziała Julie ale widząc pytającą mine Freda wyjaśnila mu po krótce. - No, wyczarowywujesz patronusa, mówisz kto nadaje wiadomośc do kogo i potem mówisz treść tej wiadomości, a patronus w kilka sekund dociera na miejsce i mówi twoim głosem to co powiedziałeś.
- Jaka ty jesteś mądra! - uśmiechnął się Fred po czym dodał po huntcwocku. - Może troche zabawimy się ich uczuciami?
- Co masz na myśli? - zmarszczyła czoło Julie. Nie podobała jej się ta mina Freda.
- Zobaczysz jak już wyczaruje patronusa. Harry nas kiedyś uczył je wyczarowywać. Od razu mi się udało. - zaczął chwalić się dumnie Fred. Julie zaśmiała się lekko.
Po pięciu minutach Fredowi udało się wyczarować swojego patronusa, który przybrał postać hieny. Ale nie takiej wrdnej hieny, ttlko milutkiej. Julie uśmiechnęła się mimowolnie na widok patronusa. Fred zaczął recytować wiadomość.
- Fred Weasley do rodziny Weasleyów, Harrego Pottera i Hermiony Granger. - powiedział wyraźnie po czym wymusił z siebie udawany płacz. Mówił przez udawane łzy. - Mam do was złą wiadomość... Bardzo złą wiadomość... Julie... Ona... (wybuch udawanego płaczu) Ona.. Nie żyje!
- Fred! - skarciła chłopaka Julie. To nie bylo śmieszne. Gdyby ona dostała taką wiadomośc, od razu by zeszła na zawał.
- No dobra już dobra! Żartowałem! Julie obudziła się i jest cała i zdrowa! To znaczy, chyba cała. - zaśmiał się Fred. - Przyjeżdżajcie, bo chce się z wami zobaczć! Do zobaczenia.
Patronus wyleciał przez okno i po sekundzie zniknął.
- Mama cie zabije. - zachichotała lekko Julie.
- Ehh.. No wiem. To tak jakbym miał już niby nie przeżyć, to chce jeszcze buziaka na pożegnanie. - Fred uśmiechnął się szeroko, a Julie przewróciła oczami. Jaki Julie miała na niego dziwny, ale za razem dobry wpływ. Złączyli ze swoje usta i całowali się długo. (xD)
Przerwał im wbiegający Harry do sali. Nie zwrócił uwagi, że przerwał zakochanym. Podbiegł do siostry przytulil ją bardzo mocno.
- Harry! - zaczęła się śmiać dziewczyna. - Jeszcze mi się kości dobrze nie zrosły.
- Oh, przepraszam. - wybełkotał. - Julie jak dobrze, że sie obudziłaś. A tobie Fred radzę uciekać. Mama cię zabije!
- A nie mówiłam! - odparła Julie i cała trójka wybuchnęła niekontrolowanym śmiechem. Ten dobry humor przerwała wchodząca do sali Molly.
- Fredzie Weasley!!! - krzyczała już od progu wściekła pani Weasley. Była cała czerwona na twarzy i kipiła złością. Za nią wbiegł Ron. - Czy ty chciałeś żebym ja zeszła na zawał!? Ginny przez ciebie zemdlała!
Fred otworzył buzię żeby coś powiedzieć, ale do sali weszli Hermiona, Ginny i Geroge zażarcie się kłócąc.
- Jak możesz uważać, że to było śmieszne! Jesteś bez serca! - wydzierała się Hermiona.
- No Mionka nie przesadzaj! - śmiał się George.
- Jesteś okropny! - pisnęla Ginny. Byla cała blada.
Podeszlk do łóżka na którym leżała Julie. Dopiero teraz dziewczyny sobie o niej przypomniały. Rzuciły się aby ją przytulić i humor od razu im sie poprawił. Julie krzyknęła z bólu, ale zaraz potem zaczęła się śmiać.
- George! Jak możesz... - zaczęła Molly.
- Pani Weasley, niech im już pani dzisiaj odpuści. - przerwała jej uśmiechnięta Julie. Pani Weasley wzięła głęboki wdech i wydech, po czym usiadła na krześle. Nie chciala kontunuować rozmowy o jej niesfornych synach.
- Romawialiście już z lekarzem? Co powiedział? - powiedziała do Julie gdy ta uscisnęła ją za rękę.
- O matko! - krzyknąl Fred i pacnął się w głowę. - Na śmierć zapomnieliśmy! Zaraz jakiegoś przyprowadzę!
Fred wybiegł z sali i po chwili wrócił z jakimś wąsatym lekarzem.
- Niesamowite! Jednak pani żyje! Nie mogę w to uwierzyć! Przecież to niemożliwe! - zdumił się gdy zobaczył śmiejącą sie Julie.
- No widzi pan. Nie możliwe staje się możliwe. W końcu to Magia, prawda? - Julie uśmiechnęła się jeszcze szerzej wprawiając w zaklopotanie lekarza. On tylko pokiwał głową.
- Tak.. Magia.. - wydukał i poprawił okulary na swoim szpiczastym nosie.
- Mogę dzisiaj wyjść już ze szpitala? - Julie złożyła ręce i zrobiła blagalną minę.
- Niee! Oszalała pani? Po takim wstrząsie, musi pani leżeć tu conajmniej dwa tygodnie! Zresztą i tak nie będzie umiała pani chodzić przez jakiś czas, bo takie ogromne złamania nie przestają boleć po kilku minutach. - skończył swój monolog lekarz. Dziewczyna westchnęła.
Nie miała zamiaru leżeć tu bezczynnie tak długo. Musi jeszcze zobaczyć się ze swoją mugolską rodziną i wrócić do Hogwartu.
- Okey. W takim razie albo wypuszczacie mnie po dobroci jutro, albo sama stąd wyjdę. - powiedziała uśmiechnięta.
- Julie.. Musisz leżeć... - szepnęła Hermiona.
- Oh Mionka, wszyscy dobrze wiemy, że nie muszę. - machnęła ręką Julie po czym znów zwróciła się do lekarza. - To jak? Wypuszczacie mnie jutro czy mam sama wyjść?
- Nigdzie się stąd pani nie ruszy w przeciągu następnych dwóch tygodni. - lekarz założyl sobie ręce na piersi. Julie westchnęła i podniosła się do pozycji siedzącej. Zeskoczyła zgrabnie z łóżka i stanęła na nogach. Wszyscy zbledli. Przecież miała nie chodzić!?
- Jak ty to... - zaczął Harry, ale po chwili już sam dostał odpowiedź. - Aha, dobra.
Julie unosiła się pięć centymetrów nad ziemią. Znowu latała.
- Julie nie lataj, bo znowu to się źle skończy. Wracaj do łóżka. - pisnęła pani Weasley. Julie ją jednak zbyła.
- Gdzie moja różdżka? - zapytała się Julie przeszukując szuflady. Nigdzie jej nie było.
- Ee.. Zostawiłem ją w domu. - powiedział Harry i podrapał się po głowie.
- Aha. No to trudno. W takim razie do zobacznie w Norze! - pomachała rozbawiona i już jej nie było. Teleportowała się.
- Widać, że to córka huncwota i siostra Harrego. - zaśmiał się George. - Uwielbia łamać zasady.
- To my też już chodźmy. - machnęła ręką Hermiona. Lekarz stał z szeroko otwartą buzią, ale nic nie powiedział. Pani Weasley wydawała się być jeszcze bardziej wściekła niż przed tem.
Po kilku minutach wszyscy pojawili się w Norze.
- Julie!? Gdzie jesteś? - krzyczał Harry gdy tylko przekroczył próg domu. Wbiegł do kuchni i zastał tam swoją siostrę siedzącą przy stole i pochłaniającą kanapki.
- No co się tak patrzysz? Głodna jestem. - powiedziała z pełnymi ustami. Nadal miała uśmiech na twarzy.
Harry zaśmiał się. Tak bardzo przypominała mu teraz Rona, który zawsze pochłaniał ogromne ilości jedzenia. Julie lubiła jeść, ale była cholernie szczupła i wysportowana. Nie jedna dziewczyna zazdrości jej sylwetki.
Do kuchni wbiegła reszta domowników. Na widok jedzącej sobie spokojnie Julie bliźniacy wybuchnęli śmiechem i usiedli po obu jej stronach. Hermiona pokręiła tylko głową i również usiadła. W jej ślady poszli Ginny i Ron. Pani Weasley gotowała się ze złości.
- Jak możesz być taka nieodpowiedzialna!? Niby nauczycielka, a ucieka ze szpitala!? Masz tam wracać! - krzyczała Molly wymachując rękami.
- Pani Weasley, dobrze pani wie, że tam nie wrócę. I czuję się świetnie! - wyszczerzyła zęby Julie. Molly usiadła przy stole i patrzyła na nią wzrokiem bazyliszka.
- Masz. Tam. Wrócić. - wycedziła przez zęby.
- Ale po co? Po pierwsze, muszę zobaczyć się z moja mugolską rodziną, a po drugie muszę wracać do Hogwartu. Nie będę leżeć w jakimś szpitalu. Mogę się poruszać, więc nie ma problemu. - Julie wzięła łyk soku i wstała od stołu. Znowu unosiła się kilka centymetrów nad ziemią. Podleciała do schodów, ale nagle się zatrzymała. Pani Weasley otworzyła usta aby coś jeszcze powiedzieć, ale Julie ją wyprzedziła.
- Kto idzie ze mną jutro do mojej mugolskiej rodziny? - zapytala z uśmiechem dziewczyna. Harry, Ron, Hermiona, Ginny, Fred i George podnieśli ręce. Pani Weasley spojrzala na swoje dzieci lodowatym wzrokiem, ale nie podniosła ręki.
- Świetnie! - zaklaskała Julie ze szczęścia. - Wyruszamy o dziewiątej rano. Kto nie będzie gotowy, zostaje!
Julie uśmiechnęła się szeroko i wleciała po schodach niczym duch.
××××××××××××××××××××××
Dobra xD Tak średnio mi się ten rozdział podoba 😜 Taki nudny troche xD I nie wiedziałam jaki dać tytuł xD
Dzisiaj moje urodzinki ^^ Jupii!!
Pozdrawiam wszysykich!! :*
TheQueenOfMagic ❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top