21. Atak (I)

- Ale pani Weasley, przecież nic się nie stało! - Julie próbowała udobruchać Molly, ale nie za bardzo jej wychodziło. Jeśli jest jakieś słowo, które określa osobę bardziej niż wściekłą, to opisuje ono Molly Weasley w tym momencie.
- Mamo, przecież jedyne co mogłoby nam grozić to atak Śmierciożelków! - próbował przekonać ją Fred. Molly w jedym momencie poczerwieniała jeszcze bardziej na twarzy i otworzyła usta by coś powiedzieć.
- Fred! Nie pomagasz! - syknęła zirytowana, ale lekko rozbawiona Julie.
- Mogliście zginąć! Julie! Przecież mogła zacząć boleć cie blizna, mogłaś zemdleć albo stracić przytomność! - nadal panikowała pani Weasley wymachując rękami.
- Ale Fred był ze mną. Pomógł by mi. - mówiła bardzo spokojnie Julie.
- No właśnie! - krzyknął Fred.
- A co gdybyś była sama! Zasnęła byś na przykład, zaatakowali by cię i już po tobie! - fuknęła pani Weasley. Julie westchnęła głośno i opuściła bezradnie ręce.
- To bym się obudziła, a potem ich pokonała. - mówiła znudzonym głosem.
- Mamo, zapominasz chyba, że masz doczynienia tutaj z najsilniejszą czarodziejką świata. - Ginny stanęła w obronie brata i przyjaciółki. - Ona pokonała za jednym zamachem grupę pięćdziesięciu Śmierciożerców i wyczuła by ich na kilometr.
- Ginny, nie wtrącaj sie. - syknęła pani Weasley.
- Ale Ginny ma racje! Nie widziałas Julie w akcji. Ona po prostu wymiata! - zaczął chwalić nauczycielke Ron.
- Ale zachowała się nieodpowiedzialnie!
- Pani Weasley, pani za bardzo się wszystkim przejmuje. - Julie przytuliła się do Molly jak malutkie dziecko do swojej mamy. - Jak mówię, że nic by mi nie było, to znaczy, że to wiem. A Freda już więcej nie będę ze sobą ciągła po nocy na dwór. Dobrze?
- Ale ty mnie nigdzie przecież nie ciągłaś. Sam poszedłem. - odparł chłopak z lekkim uśmieszkiem.
- Freed cicho już siedź! - zirytowała się Julie po czym zwróciła się z uśmiechem do pani Weasley. - Przepraszam i obiecuję, że nie będę się już włóczyć po nocach po dworze. Zgoda?
- Zgoda. - westchnęła bezradnie Molly. Po raz pierwszy wiedziała, że nie wygra tej kłótni. Julie po raz kolejny ją przekonała. - Idźcie już na górę, ja muszę odpocząć.
Ginny, Harry, Hermiona, George i Ron pobiegli przodem. Za nimi powoli wlekli się Julie i Fred.
- Dzięki, że mnie przyniosłeś w nocy. - uśmiechnęła się dziewczyna przyjaźnie.
- No przecież zrobię wszystko dla mojej księżniczki! - odparł Fred ze swoim tradycyjnym uśmiechem. Zaraz potem złapał ją i zaczął nieść na rękach, tak jak w nocy podczas powrotu do Nory. Julie krzyczała przez śmiech.
- Hej! Puszczaj! No Freddie! Puść mnie głupolu! No puść bo mnie upuścisz! - chłopak jednak tylko przyspieszył kroku i wyprzedził grupkę idącą przed nimi prawie zrzucając wszystkich ze schodów. Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
Fred zaniósł Julie do jej pokoju, który dzieliła z Ginny i Hermioną. Postawił ją cmoknął w policzek i wyszedł zanim dziewczyny zdążyły dotrzeć do pokoju.
- No dobra, teraz chcemy wiedziec wszystko ze szczegółami. - powiedziała Hermiona siadając na swoim łóżku i podpierając sobie brodę rękami. Uśmiechała się iście huntcwocko. Ginny również usiadła na swoim łóżku, a Julie przewróciła tylko oczami i westchnęła.

~•~•~

Minęły trzy dni po Wigilii. Następnego dnia Julie razem ze swoimi przyjaciółmi wybierała się do swojej mugolskiej rodziny, która opiekowała się nią przez 16 lat.
- Ale ja iście nie rozumiem... - zaczął Fred.
- ...dlaczego nie możemy z wami jechać?- skończył George. Chłopcy błagali Julie na kolanach. Ona stała rozbawiona tą sytuacją z założonymi rękami. Chciała sprawiać wrażenie "poważnej", ale coś jej nie wyszło bo zaczęła się śmiać.
- Będziemy grzeeeczniii!! - Fred ujął ją za jedną rękę. To samo zrobił George z drugą.
Wyglądało to niemniej dziwnie. Roześmiana Julie stojąca na środku i bliźniacy klęczący i trzymający ją za ręce.
- Tak ładnie prosiiimyyyy. - błagał George. Julie zaczęła mówić przez śmiech.
- Dobrze, już dobrze. - odparła dziewczyna. Bliźniacy zaczęli skakać z radości. Czego oni sie tak cieszyli? Potem Julie dodała jeszcze nieco bardziej poważnym głosem i pogroziła palcem. - Ale musicie mi obiecać, że będziecie grzeczni i w razie zagrożenia, wykonujcie MOJE polecenia.
- Tak jest kapitanie! - krzyknęli chłopcy w tym samym czasie i zasalutowali. Julie wybuchnęła śmiechem. Z Georgem i Fredem nie da się nudzić. Są to pozytywnie zakręceni ludzie. Chociaż ostatnio nie zrobili żadnego żartu. Czyżby to była cisza przed burzą?
- Dobra! Chodźcie już na kolację. Nie chce mieć na sobie znowu gniewu waszej mamy. - zaśmiała sie Julie i ruszyła powoli w strone kuchni.
- Oj tam nie będziesz miała. Ona cie ubóstwia po prostu! Ciągle tylko gada "A Julie to to", "A Julie to tamto", "A Julie to taka miła", "A Julie to taka pomocna". - George starał się naśladować głos swojej mamy i całkiem dobrze mu to wychodziło. Julie spojrzała na nich jak na wariatów, uśmiechnęła się krzywo i poszła do kuchni. Byli już w niej wszyscy. Usiadła obok Hermiony a po jej prawej stronie usiadł Fred i kolo niego George.

Wszyscy jedli kolacje rozmawiając przy tym i śmiejąc się do łez. Wszyscy wspominali Hogwart zza młodszych lat. Julie czuła się trochę nie swoje, bo nie chodziła do Hogwartu. Nigdy nie mówiła tego głośno, ale czuła ogromną pustke. Nie mogła chodzić tak jak jej brat i przyjaciele do normalnej szkoły magi. Zawsze chciało jej się płakać na tą myśl. Tym razem jednak zacisnęła zęby i starała się być silna.
- A pamiętacie tą głupią Umbrige? - śmiał się George.
- Boże, ta kobieta była psychicznie chora! Kto normalny kaleczy uczniowi rękę bez powodu? - oburzał się Ron.
- George! Ron! Wyrażajcie się jakoś! - zdenerwowała się pani Weasley. Oni jednak nie zwrócili na nią uwagi.
- To był potwór! Ale nasz kawał był najlepszy! Szkoda jeszcze, że nie przefarbowaliśmy jej włosów na zielono! - zaczął Fred. Wszyscy wybuchnęli śmiechem oprócz Molly.
- Fred! - zaczęła swój monolog. Wszyscy śmiali się jeszcze bardziej.
Kiedy pani Weasley ochrzaniała swoje dzieci za takie zachowanie, Julie przestała się nagle śmiać. Jak zachipnotyzowana patrzyła się w okno. Uśmiech spełz jej z twarzy.
- Julie coś się stało? - zapytał zaniepokojony Fred. Julie spojrzała na niego. W jej oczach można było wyczytać strach.
Dziewczyna jeszcze raz spojrzała na okno, wstała od stołu i wybiegła z kuchni. Zmierzała do drzwi. Harry, Ron i Hermiona instynktownie pobiegli za Julie. Już wiele razy przewidziała coś złego, i pewnie teraz było podobnie. Zaraz za nimi ruszyła zdezorientowana reszta rodziny.
Julie stała na płocie i patrzyła się w ciemne niebo.
- Julie! Co się stało!? - denerwowała się pani Weasley.
- Będziemy mieli gości. - mruknęła tylko tak żeby wszyscy ją usłyszali. Dziewczyna wyciągnęła różdżkę. W jej ślady poszła reszta.
Julie zaczęła rzucać jakieś zaklęcia ochronne na Norę. Jednak to było na nic. Śmierciożercy i tak się zjawili.
Zaczął się aktak z powietrza. Rodzina Weasleyów, Harry i Hermiona rzucali zaklęciami na oślep w powietrze. Śmierciożercy jednak unikali wszystkich zaklęć.
Julie wystrzeliła powietrze. Z początku wszyscy myśleli, że oberwała jakimś zaklęciem, ale nie! Ona latała! Bez skrzydeł, bez żadnego zaklęcia. Latała sama z siebie. W powietrzu łatwiej jej bylo aktakować. Pokoleji zrzucała na ziemię Śmierciożerców, a tam już po lekkim wstrząsie, dostawali wycisk od reszty.
Julie omijała zaklęcia z tak wielką gracją, że przypominało to taniec. Co jakiś czas stawała się niewidzialna co dezorientowało przeciwników. Rozglądali się dookoła, kiedy nagle ona wyłaniała się za nimi i atakowała jakąś klątwą. W sumie około czterdziestu wrogów leżało na ziemi. Julie walczyła z jakimś w powietrzu.
- Może już sobie odpuścisz? - zapytał Śmierciożerca ochrypłym głosem.
- Ja? Nigdy ty przebżydła kreaturo! - wściekła Julie trafiła w niego jakąś klątwą. On runął nieprzytomny na ziemię.
Walka przeniosła się już z powietrza na ziemię. Dalej walczyli, nie wiedzieli jak długo, kiedy pojawiło się jeszcze trzech innych wysłańców Voldemorta. Ron zaklęciem strzepnął jednemu maskę z twarzy.
- Snape!? - krzyknął Harry i wycelował w Snape'a. - Od dawna mówiłem, że nie można ci ufać ty stary gnomie!
- Widzę, że Potter próbuje walczyć. Coś ci chyba nie wychodzi! - Severus stał, ale nie celował w Harrego żadnym zaklęciem. Chłopak jednak chciał na niego zaatakować.
- Sextumsempra! - ryknął Harry celując różdżką w Snape'a. Chciał użyć tego zaklęcia przeciwko jego twórcy. Snape się nawet nie bronił. Przygotował się nawet na cios.
- Protego! - ktoś utworzył tarczę ochronną między Harrym a Snapem. Nikt inny, jak Julie Potter. Harry ledwo zdążył zrobić unik, by zaklęcie nie trafiło w niego.
- Co ty robisz!? - krzyknął wściekły na siostrę podnosząc się z ziemi.
- Zostaw go! - krzyknęła Julie podbiegając do Harrego i odciągając go od zdezorientowanego Snape'a. Traciła czas męcząc się z Harrym, ale musiała.
- Lily? - oczy Snape'a otworzyły się szeroko ze zdumienia gdy zobaczył dziewczynę.
- Nie Severusie. Julie. Julie Potter. Córka Lily i Jamesa. Każ zrobić im odwrót albo trzepnę cię jakąś klątwą i nikt mnie nie powstrzyma! - powiedziała Julie puszczając Harrego po czym dodała. - I przestań rozpamiętywać stare rany! Nie wrócisz jej życia. Trzeba się z tym pogodzić! A to, że jesteśmy dziećmi Jamesa, to nie oznacza, że musisz nas nie nawidzić i nami poniewierać a szczególnie Harrym, bo mnie akurat nie znasz! Nie jesteśmy tacy egoistyczni!
- Ale jak to możliwe, że ty... - jąkał się Snape.
- Idź do Dumbledore'a. On ci wytłumaczy, a teraz rób co karzę! - wściekła się Julie.
- Nie będę słuchać jakiejś małolaty i to jeszcze dziecka tego debila i egoisty Jamesa. - syknął Snape.
- Uważaj lepiej z kim masz do czynienia! Stoi przed tobą najpotężniejsza czarodziejka świata. Jak cię trzepnie zwykłą Drętwotą, to cie może nią zabić. I nie obrażaj mojej siostry ani moich rodziców! - krzyknął Harry i wycelował w niego różdżką. Snape wydawał się lekko wystraszony.
- Harry. Nie warto. - Julie złapała spokojnie rękę Harrego, po czym zwróciła się do Snape'a. - Rozkaż im się stąd zmywać bo serio w ciebie czymś rzucę.
Julie wzbiła się w powietrze i dołączyła znowu do walki. Severus stał zdziwiony jak potężna jest ta dziewczyna. I do tego lata i staje się niewidzialna. Snape zaczął krzyczeć.
- Odwrót! Straciliśmy zbyt wielu ludzi! I tak ich nie złapiecie! Odwrót! - Śmierciożercy spojrzeli na niego z lekkim niesmakiem.
Zaczęli wzbijać się w powietrze nadal rzucając różne zaklęcia w stronę swoich wrogów. Zostali tylko ci, którzy leżeli nieprzytomni lub martwi na ziemi. Julie wznosiła się kilkadziwsiąt metrów nad ziemią. Obserwowała czy żaden Śmierciożerca się gdzieś nie schował.
Nagle dziewczyna poczuła, że trafia w nią jakieś zaklęcie. Wrzasnęła z bólu i zaczęła spadać w dół. To jeden z wrogów, który się ocknął rzucił w nią jakimś zaklęciem. Jak on jeszcze trafił? Dziewczyna spadała, chciała coś zrobic, ale nie mogła.
Harry zauważył spadającą siostrę. Niestety, było za późno aby zdołał jakoś zareagować. Julie upadła na ziemię z ogromnej wysokości z "hukiem".
- Julie!!! - wrzasnęli wszyscy na raz i nie zważając na to jak strasznie są zmasakrowani, rzucili się biegiem w jej stronę.
Dziewczyna leżała nieprzytomna. Krew wylatywała jej z nosa i kapała z ust. Oprócz tego miała jeszcze zmasakrowane ciało po walce. Harry gdy zobaczyl swoją siostrę w takim stanie rzucił Drętwotą w stronę Śmierciożercy, który tak załatwił jego siostre. Fred zaczął płakać. A Hermiona sprawdzała puls.
- Nie oddycha. - szepnęła przez łzy.

^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
Dam, dam, daaam! Tyle akcji xD Chyba aż za dużo :P

Ogólnie to mam pytanko.

Jak myślicie, dlaczego nazwałam siostrę Harrego Julie?

Jestem ciekawa co wymyślicie :))
POZDROWIONKA :***

TheQueenOfMagic 💖

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top