16. "Nie wiedziałem, że masz takie gadane" (II)


- Kto powiedział, że będziemy musieli? - zapytał tajemniczo Łapa i cała trójka spojrzała na niego z zapytaniem. On tylko wyciągnął z kieszeni czerwony kamień. Kamień Wskrzeszenia.

- Coooo? - Julie zerwała się z miejsca i zabrała Syriuszowi Kamień. Podłożyła go pod lampkę, aby przyjrzeć mu się dokładnie.

- Skąd go masz? - zapytała pani Weasley podchodząc do dziewczyny.

- Jak to mi Hermiona powiedziała dzisiaj, jestem przecież Syriuszem Blackiem, Huncwotem. - odpowiedział z nonszalanckim uśmiechem i zarzucił włosami do tyłu. - A teraz was przeproszę, ale idę spać.

Ukłonił się lekko i pomaszerował pewnym krokiem na górę zostawiając ich w osłupieniu.

- Jak Harry się wybudzi to zniszczymy Insygnia. - powiedziała niespodziewanie Julie. Państwo Weasley nic nie odpowiedzieli. Skinęli głowami, a dziewczyna wzięła kamień i kulejąc ruszyła do pokoju dziewczyn. Była bardzo zmęczona. Zrzuciła buty z nóg i rzuciła się na łóżko brudna. Nie miała nawet siły by wziąć kąpiel. Jak zwykle przed snem ogarnęły ją natrętne myśli i pytania bez odpowiedzi, które nie pozwalały jej nigdy spać.

Co się stanie z Harry'm? Czy z tego wyjdzie? Dlaczego poszli bez niej? Będzie musiała z nimi pogadać. Przecież sami poszli na samobójczą misję. Camille jest nieobliczalna. Może zrobić wszystko, a szczególnie dla zemsty. Julie przypomnieli się jej mugolscy rodzice i atak na nich. Wszyscy myślą, że to byli Śmierciożercy. Niewielu zna prawdę. Jedynie Julie, pani Eva, Mia i Akkie.
To Camille napadła na nich i zabiła Brendę. Chciała się zemścić na Julie i Evie. Obie ceniły tych ludzi i obie zaszły za skórę Wyklętej. Dlaczego Potter nie powiedziała prawdy swoim przyjaciołom i bratu? Bała się ich reakcji. Nigdy nie słyszeli o kimś takim jak aniołowie, a tu nagle bum! Wyklęta atakuje rodziców Julie.
Dziewczyna jakoś specjalnie nie lubiła matki, ale na wspomnienie tamtej chwili, łzy same cisnęły jej się do oczu. Ukryła twarz w poduszce i pozwoliła im swobodnie kapać. Jest noc. Najlepszy czas na przemyślenia i upust emocji.

I tak usnęła.

***

- Julie zjedz chociaż śniadanie. - nalegała pani Weasley i szła za nią do ogródka z kanapką.

- Jak wrócę, teraz muszę iść. - odpowiedziała spokojnie rudowłosa, przeszła przez bramę gotowa do teleportacji.

- To weź chociaż tą kanapkę. - Molly wcisnęła dziewczynie jedzenie i ręki. Gdy tylko ją puściła, Potter zniknęła. Pani Weasley stała tak przez chwilę, kiedy nagle z domu wybiegł roztrzepany Syriusz. Niedopięta koszula, rozwiane, nieuczesane włosy, jeden but na nodze, a drugi w ręce gotowy do założenia.

- Miała na mnie poczekać! - krzyknął zawiedziony i rzucił butem o ziemię. Molly uśmiechnęła się mimowolnie. Wyglądało to niemniej komicznie.

- Przecież umiesz się sam deportować. - powiedziała w końcu i ruszyła do Nory.

- Aa. No tak.- westchnął ciężko Black i założył w końcu drugiego buta. - Ale najpierw coś zjem.

I udał się do kuchni razem z panią Weasley, która nie mogła powstrzymać się od śmiechu. Syriusz to dla niej takie duże, nieogarnięte dziecko.

***

Julie szła szybkim krokiem przez korytarz omijając ludzi.

- Uważaj jak chodzisz dziewczyno! - krzyknęła za nią jakaś starsza czarownica w czerwonej sukni. Odwróciła się by ją przeprosić, kiedy wpadła na kogoś i miała jednym słowem bliskie spotkanie z podłogą.

- Przepraszam - wydukała rozmasowując bolącą nogę. Wszyscy patrzyli na nią jak na niewychowaną. Podniosła wzrok by spojrzeć na kogo wpadła i trochę się zdziwiła.

- No no, mała, nie wiedziałem, że na mnie lecisz. - powiedział ze swoim aroganckim uśmiechem blondyn. Draco Malfoy. Dziewczyna mimowolnie też się uśmiechnęła i wyciągnęła rękę by pomógł jej wstać. Chwycił ją i podniósł. Otrzepała jeansy i zwróciła się do chłopaka.

- Mała to jest twoja pała. Ja jestem niska. (dop.aut. pocisk miesiąca XD) - wyszczerzyła zęby, poklepała go po ramieniu i ruszyła dalej. Po chwili odwróciła się jeszcze do niego - Ale spokojnie, to da się leczyć.

Zaśmiała się w głos kiedy zobaczyła jego wkurzoną minę. Po chwili uśmiechnął się lekko.

- Nie wiedziałem, że masz takie gadane. - założył ręce na piersi.

- Widzisz, nie znasz mnie za dobrze. - Julie pokazała mu język i ruszyła w stronę sali, gdzie leżał Harry.

- A może chcę cię poznać!? - krzyknął za nią Malfoy. Odwróciła się, uśmiechnęła i poszła dalej. Zauważyła jeszcze tylko, że blondyn siada na krzesełku na korytarzu. Ciekawe co tu robi pomyślała i bez pukania weszła do pomieszczenia gdzie był jej brat. Nie było w nim żadnego lekarza ani innego pacjenta. Usiadła więc na krzesełku przy jego łóżku i po prostu na niego patrzyła.

Gdyby nie poszli bez niej, może to wszystko nie miało by miejsca. Może nic by mu się nie stało. Może Mia również byłaby cała i zdrowa. A teraz nie mogli nawet zabrać jej do Munga, bo wszyscy dowiedzieli by się, że jest pół Wyklętą i zabili. Dlaczego na nią nie poczekali? Przecież wiedzieli, że zaraz wróci. Nawet Mia i Akkie nie pomyślały... Julie dziwnie się z tym czuła. Jakby wykluczona ze wszystkiego. Mogli jej chociaż dać znać co się stało. A oni nic. Żadnej wiadomości, listu, patronusa, sowy. I jeszcze zostawili samą panią Weasley w takim stanie. Była poturbowana przez Wyklętych, a w dodatku w każdej chwili jakiś demon mógł ją zaatakować. Co prawda Molly jest silną kobietą i gdyby nie jej stan, Julie nie bała by się jej samej zostawić. Ale nie była w dobrej kondycji.

Rozmyślenia dziewczyny przerwało skrzypnięcie drzwi. Odwróciła się gwałtownie w tamtą stronę gotowa opierać się medykowi, który zapewne będzie ją wyganiał. Ale do sali nie wszedł uzdrowiciel, lecz blondyn, którym rozmawiała na korytarzu. Wróciła wzrokiem do brata, a Draco usiadł obok niej na drugim krześle. Przez chwile nic nie mówili do siebie.

- Co mu się stało? - zapytał w końcu Malfoy, nie ze współczucia, ale raczej z ciekawości. Potter popatrzyła na niego smutnymi oczami.

- Długa historia. Kiedy indziej ci ją opowiem. - odpowiedziała i wróciła wzrokiem do Harry'ego.

- Ale jest okay? - słysząc załamany głos dziewczyny ogarnął go lekki żal. Pokiwała niepewnie głową i dwie wielkie łzy poleciały jej po policzku. Zamrugała szybko oczami i wytarła łzy. Nie chciała rozklejać się przy Ślizgonie. W końcu wszyscy mają ją za twardą, nieugiętą i niezależną dziewczyną. Poprawiła włosy i usiadła prosto na krześle.

- A ty co tu robisz? - zapytała podejrzliwie. W końcu nie chodzi się do szpitala od tak sobie.

- Mama się źle czuła. Ma tu jakąś koleżankę uzdrowicielkę i szybko ją przyjmie. A ja tylko do towarzystwa. - wzruszył ramionami i wpatrywał się w jakiś punkt za oknem. Po chwili niespodziewanie dodał. - Ale ten dzisiejszy tekst był niezły.

- Dzięki. W końcu uczę się od najlepszych. - wyszczerzyła zęby Potter. Po chwili znowu zapanowała między nimi niezręczna cisza, którą przerwał Ślizgon.

- Pamiętasz, że wiszę ci jeszcze piwo kremowe? - zapytał nagle. Popatrzyła na niego z początku dziwnie, ale uśmiechnęła się.

- Jak mogłabym zapomnieć. - odparła.

- No to chodźmy teraz. - Malfoy wstał i podał jej ramię.

- Ale że teraz? - zdziwiła się i popatrzyła na nieprzytomnego brata. - Muszę tu zostać...

- No nie przesadzaj. Potter nie jest malutki i nie będzie płakał jak się wybudzi, a ciebie nie będzie przy nim. Masz też swoje życie, a nie będziesz próbowała go na siłę chronić. - powiedział trochę zbyt ostro Draco. Spojrzała na niego z początku wyrzutem, że zachowuje się tak w takim miejscu i momencie. Uśmiechnęła się jednak lekko sztucznie by nie dać po sobie poznać, że się speszyła. Wstała i podała swoje ramię.

- To dokąd idziemy?

***********************

Hehe. Było tak dużo akcji i walki, że postanowiłam trochę ich życia tego bardziej spokojniejszego opisać.

Dziękuję wam za wszystkie miłe komentarze, za wszystkie vote i wyświetlenia. Nie wiecie nawet ile to dla mnie znaczy. Gdy zaczynałam pisać to opowiadanie, nie myślałam, że komuś się spodoba, a tu bum!!! Kilkadziesiąt wyświetleń!! KOCHAM WAS!!

Komentujcie i gwiazdkujcie!

TheQueenOfMagic ♥























Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top