13. -"Zostaniecie ze mną do końca?" (I)
Zbliżała sie godzina 20. Harry, Ron i Hermiona stali gotowi w Pokoju Wspólnym Gryffrindoru. Wyszli na korytarz przez portret Grubej Damy. Gdy staneli przed dzwiami wejsciowymi zarzucili na siebie peleryne niewidke, ledwo sie pod nią mieszcząc i ruszyli błoniami w strone Zakazanego Lasu.
- Ron! Uważaj jak chodzisz! - syknela Hermio a gdy chlopak nadepnąl ją na stope.
Przepraszam. - wyduakl choć po jego minie mozna bylo rozpoznac, ze chce powiedziec cos w stylu " To ty uwazaj gdzie stawiasz nogi".
Doszli na skraj Lasu i stali w milczeniu. Ściągneli z siebie peleryne niewidke i ukryli sie za drzewem.
- Punktualnie. - rozlegl sie jakis glos przed nimi, ale nikogo nie zauwazyli. Wzdrygneli sie.
- Julie? - odparl niesmialo, ale ze strachem Harry.
- We wlasnej osobie. - nagle przed przyjaciolmi pojawiła sie usmiechnieta dziewczyna. Miala na sobie granatową peleryne a swoje kasztanowo-rude włosy splotła luźno w warkocza.
- Jak ty to... - zaczał Ron, ale Julie juz zaczela isc w głąb lasu. Machnela tylko na przyjaciół, ze mają iść za nią.
Przedzierali sie przez wysokie trawy, krzewy i robili slalomy miedzy drzewami.
- Gdzie my tak wogłóle idziemy? - spytala nagle Hermiona.
- No jak to gdzie? Myslalam, ze to chyba jasne, że do jednorożcow? - Julie zrobila glupkowatą mine i ruszyła dalej.
Szli tak około 40 minut, kiedy nagle Julie gwałtownie sie zatrzymała. Rozglądała sie niespokojnie.
- Lumos. - mruknela cicho a z konca jej różdżki wydobyło sie światełko. Nauczycielka zmrużyla oczy i przyglądała sie w jakiś punkt za ich plecami.
- Biegnijcie najszybciej jak umiecie prosto tą drogą, tam dotrzecie do polany, musicie zagwizdać trzy razy, obojętnie jaką melodie. Zjawią sie jednorożce. Powiedzcie im, że ja was przysłałam i wtedy zabiorą was do ogromnego drzewa. Tam Hermiono rzuć wszystkie zaklecia obronne jakie znasz na tą polane i nie ważcie mi sie z tamtąd ruszać dopóki nie wróce! - powiedziala ostro Julie.
- Ale o co chodzi? - zaczela Hermiona.
- Nie pytajcie o nic, biegnijcie! Już!
- Ale Julie... - teraz to Harry sie wtrącił.
- Biegnijcie!!! I żeby nikomu nie przyszedł do głowy pomysł żeby sie wrócić!
- No ale... - Harry nie dawał za wygraną.
- Wynocha, bo zaraz was speryfikuje!!! - w oczach Julie Harry dostrzegł stanowczość, ale także cień strachu.
Nie wiedział co ona chce zrobic, ale ruszył z przyjaciółmi wskazaną drogą. Dotarli zdyszeni na polane i zagwizdali trzy razy tak jak kazala im Julie. Zjawiły sie jednorozce. Patrzyły na nich podejżliwie.
- My tylko... - zaczeła Hermiona. - Julie nas tu przysłała. Na dźwiek imienia nauczycielki trzy z magicznych koni skłoniły sie lekko i pozwoliły im wejść na swoje grzbiety. Pobiegły pędem miedzy drzewami i dotarli do miejsca gdzie leżał chory jednorożec. Leżeli chwile na ziemi nie wiedząc co sie przed chwilą wydarzyło, kiedy ocknąl sie Ron.
- Hermiona, zaklęcia. - szepnął. Dziewczyna zerwala sie na równe nogi i zaczela wymawiac najróżniejsze skomplikowene formułki tworząc niewidzialną warstwe ochronną.
Nagle do uszu przyjaciół dobiegły krzyki i przeróżne rzucane zaklęcia.
- Julie... - Harry wstał szybko z ziemi i nasluchiwał.
- Harry, ona nie pozwoliła nam iść, nie ważne co by sie działo. - szepnela Hermiona i złapała przyjaciela za ramie. On jednak wyrwał sie jej i pobiegł w kierunku, z którego własnie przybyli. Nie slyszał juz krzyków przyjaciół, bo znalazł sie poza warstwą ochronną. Również ich nie widział.
Biegł tak szybko jak mógł. Nagle dotarł na polane, która wyglądała jak pobojowisko. Wszędzie leżeli nieprzytomni śmierciożercy. Na samym rogu zauważył Julie wymieniającą sie zaklęciami z trzema innymi śmierciożercami.
- Confringo! - krzyknęła Julie i ziemia pod stopami jednego z napastników ekaplodowała powalając go tym samym.
- Avada Kedavra! - ryczało naokoło dwóch ostatnich śmierciożerców. Zielone błyski omijały zwinnie Julie, tak jakby nie chciały w nią trafic. Jeden snop zielonego swiatła omijając dziewczyne trafił w napastnika, który runął na ziemie.
Nagle ostatni smierciozerca zauważył Harrego trafił w niego jakimś zaklęciem niewerbalnym a on zawył z bólu. Jego noga zaczela krwawić. Dopiero teraz Julie odwróciła sie w strone swojego brata. Byla cala we krwi. Zauważyła leżącego chlopaka i szybko do niego podbiegła rzucając w tym samym czasie zaklecie peryfikujące w strone ostatniego śmierciożercy.
- Mówiłam wam, że macie sie z tamtąd nie ruszać! - krzylnela ze złością do brata i złapała go za ramie.
Biegła tak szybko jak gepard. Nie zwracała uwagi na to, że gałęzie ranią jej twarz, z ktorej i tak juz leciała krew. Trzymała z całej siły Harrego, ktory probował za nią biec, ale przez jego noge mu sie nie udawało wiec Julie go po prostu za sobą wlekła. Minęli polane, na której przyjaciele wzywali jednorożce i biegli w strone wielkiego drzewa, ktorego nigdzie nie bylo wiadc przez zaklecia ochronne.
Nagle Harry poczuł jak przedostaje sie przez cieniutką ściane wodną i upada. Nie miał siły, aby sie podnieść, chociaż
tak naprawde nic nie zrobił, co mogło go tak zmęczyć.
- Perełko! - krzyknela Julie. Przed Harrym zmaterliwzowała sie kula ognia, z ktorej wydobyl sie feniks. Podleciał do Julie i chciał zaleczyć jej rany. Ona jednak zaprzeczyła wskazując na Harrego. - Nie mnie. Jego!
Feniks zacząl płakać nad głęboką raną chłopaka, ktora sie powoli zasklepiała. Julie wpadła w szał.
- Co ty sobie myslałes!? Mieliscie zostac TUTAJ, a nie chodzic gdzie wam sie podoba! - wrzeszczała patrzac na Harrego. Hermiona i Ron stali w milczeniu.
- Przepraszam. - wydukał zdrowy juz chlopak. - Uslyszalem krzyki i rzucane zaklęcia, bałem sie o ciebie, musialem iść to sprawdzic!
- Nie potrzebnie! Dałam sobie rade!
- Zauważyłem. - odparl speszony chłopak.
- Co sie tam stało? - zaczela Hermiona.
- Harry chciał odegrac bohatera i przylazł na polane! Śmierciożerca trzasnąl w niego jakims zakleciem i już leżał! Mòwiłam, że macie mi stąd nie wychodzic! - Julie robila wyrzuty bratu. On czuł sie z tym źle.
- Ich tam było ponad trzydziestu. A ty sama. - odparł powoli Harry.
- Co!? I ty ich wszystkich pokonałas? - Ron otworzyl szeroko oczy ze zdumienia.
- Tak. Ona ich wszystkich pokonala! Mało tego, klątwa Avada Kedavra zdawała się ją omijać. - Harry zmarszczyl czoło. Z twarzy Julie można było wyczytac, ze nie życzy sobie aby sie ją chwaliło. Jej złość jednak zdawała sie juz powoli mijać.
- Ale jak to? - Hermiona nic z tego nie rozumiala.
- No poprostu! Omijała ją!
- Harry zamknij sie już! - odparła Julie z lekkim ironicznym usmiechem. - Za to, że mnie nie posłuchałes i nie zostales tu jak Ron i Hermiona masz szlaban razem z Malfoyem w poniedzialek.
- Co? Bratu dasz szlanan? - Harry zrobil wielkie oczy.
- Tak! Czlowieku, mogles zginąć!
- Ty tez! - teraz Harry tez zaczal krzyczec.
- Nie zmieniaj tematu! - syknela Julie.
- Juz spokój! - wtrąciła sie Hermiona. - Tak, wszuscy rozumiemy, że Harry zachował sie nieodpowiedzialnie, ale co do na brode Merlina robili śmierciożercy w Zakazanym Lesie!?
- Jak to co? Przyszli po mnie! - odarla ironicznie nauczycielka.
- Ale cos im sie nie udało. - odparla Hermiona. - Jak ty ich wszystkich pokonalas SAMA? I skąd ty wiedziałas, że oni tam są?
- Magia. - Julie zdobyła sie na usmiech. - Chodźcie, mialam wam w koncu pokazać jednorożce.
- Miałas nam przeciez powiedziec. - protestowała Hermiona. - I jakim cudem weszłas przez pole obronne? Nie da sie przeciez tego zrobic...
- Hermiono, mysle że to nie jest najlepsze miejsce na taką rozmowe, wiec powiem wam innym razem OK? - powiedziała Julie z usmiechem, ale z głosem ktory nie znosi sprzeciwu. Hermiona tylko przytaknęła.
Przyjaciele podeszli z nauczycielką do grupki zdezorientowanych jednorożców. Julie podeszła do najpiękniejszego i zaczęła go głaskać.
- To jest Rose. Przywódzca tego stada. - powiedziała, a magiczny koń podszedł do przyjaciół z wesołym rżeniem. Chłopcy niepewnie sie do niego zbliżyli, ale Hermiona od razu zaczęła go głaskać.
- Jest piękna. - powiedziała w koncu.
- Tak wiem. - odparla z rozmarzeniem Julie. Potem zaczeła pokazywać inne jednorożce stojące za Rose. - Tam jest Bell, Sally, Cece, Teo, Teddy i Holly.
Hermiona podchodziła do każdego i glaskała z usmiechem. Chłopcy woleli trzymac sie z boku, jednak potem dołączyli do przyjaciółki.
- Ty im wymyślałaś imiona? - zapytał Ron.
- Niekotórym. Większość sie sama przedstawiła, ale jak mieli jakieś trudne albo niezrozumiałe, to im pozmieniałam. To jest tylko jedna z małych grupek jednorożcow w tym lesie. Wiecie oczywiście, ze jest ich o wiele wiecej? - odparła Julie
- Tak wiemy. - powiedzial Ron.
- A to jest Lily. - powiedziala Julie podchodzac do lezącego jednorozca pod drzewem. Dopiero teraz przyjaciele zauważyli, że ma rudawą grzywe i ogon. Był równie piękny jak Rose.
- Dałaś jej imie po mamie? - zapytał Harry klękając nad śpiącym jednorożcem, ktory nierówno oddychał.
- Tak. Te rude włosy. Od razu pomyślałam o mamie. - odparła Julie gladząc konia po grzbiecie.
- O co chodziło, że stado zgodziło sie ją przyjąc do siebie? - Hermione przypomniala sie ostatnia wizyta w Zakazanym Lesie gdy śledzili Julie.
- Jednorożce są bardzo ze sobą zżyte. Gdy już utworzą jakąs grupke, nie przyjmują do niej innego jednorożca. Wyjątkiem są jedynie chore albo umierające. Wtedy otaczają je ogromną opieką i przyłączają do siebie. To są naprawde niezwykłe zwierzęta. - powiedziała Julie nie spoglądając nawet na przyjaciół.
- A skąd ty ją masz? - zmarszczyl czoło Ron. - I czemu ją tu dałas?
- Gdy mieszkałam u mugoli, byli oni dla mnie niezwykle wyrozumiali jeśli chodzi o magię. Zrobili mi także szopę gdzie moglam sobie ćwiczyc zaklęcia tak aby inni nie widzieli. Rzadko tam wchodzili. Zaczęły mnie interesować kiedys magiczne zwierzęta. Najpierw kupili mi sowę. Potem gdy zaginęła, dostałam od Dumbledore'a feniksa. Nie mogłam sie nadziwić jakie to zwierze jest niezwykłe. I kiedyś, sąsiadka czarownica, która uczyła mnie magii, znalazla raz małego, ledwo żyjącego jednorożca. Nie miała co z nim zrobic, a żadne zaklecia uzdrawiające nie pomagały. Dała mi go z nadzieją, że sie jim zaopiekuje i że nie umrze na zimnym polu. Ja postanowiłam troche pokombinować z zaklęciami. Przechowywałam ją w tej szopie. Codziennie dokarmiałam i opiekowałam sie nią. Była maleńkim źrebakiem. W koncu udało mi sie jakąś mieszanką zaklęć ją uzdrowić i już została ze mną aż do teraz. Zachorowała jeszcze przed zakonczeniem wakacji. Musiałam cos z nią zrobic, ale nie mogłam przetrzymywać jej w Hogwardzie. Udało mi sie jednak przekonać to stado. - Julie skonczyla swoją opowieść i usiadla opierając głowe zwierzecia na swoich kolanach.
Wszyscy sluchali jej w skupieniu i również usiedli przy jednorożcu. Julie zaszkliły sie oczy. Harry zauważył, że chce jej sie płakać, ale powstrzymuje sie od tego z powodu ich obecności. Poczul sie niezręcznie.
- Wiem, że Lily niedługo umrze. Jest słaba i wykończona. Przeżyła wiele. Może i w odseparowaniu od stada, ale ze mną. Nigdy o niej nie zapomnie. - szepneła cicho nauczycielka i teraz juz łzy zaczely kapać na jednorożca. Hermiona przysunęla sie do Julie i mocno przytuliła.
- Nie martw sie. Bedzie dobrze. Teraz masz nas. - powiedziała Hermiona równke cicho jak Julie. Na twarzy nauczycielki pojawił sie usmiech.
- Dziekuje. - Julie usmiechneła sie serdecznie i przyciągla do siebie całą trójke i wszyscy trwali w długim uścisku. - Dziekuje wam wszystkim.
- Za co? - odparl z usmiechem Harry chociaż doskonale wiedział.
- Za to, że jesteście. - odpowiedziała. - I mam do was prośbe.
- Jaką? - zapytala życzliwie Hermiona.
- Nie zostawicie mnie samej? Zostaniecie ze mną do końca co kolwiek by sie działo? I.. czy mozemy zostac przyjaciółmi?
- Oczywiscie, ze cie nie zostawimy! - odparla Hermiona udając obrażoną.
- A ja myslałem, że my juz nimi jestesmy? - wyszczerzył zęby Ron. Wszyscy serdecznie sie zaśmiali.
Siedzieli obok siebie na trawie patrząc w niebo. Harry, Ron i Hermiona opowiadali Julie różne przygody z życia w Hogwardzie w najmniejszych szczegółach. Nawet sie nie zorientowali, a minęła już północ.
Zlikwidowali zaklęcia ochronne i ruszyli w strone szkoły. Nikt nie musiał nastepnego dnja wczesniej wstawac wiec nie śpieszyli sie zbytnio. Szli śmiejąc sie, rozmawiając i żartując. Nie czuli sie już skrępowani swoją obecnością. Czuli sie tak jakby znali sie od zawsze. Nie traktowali sie już jak nauczycielka i uczniowie, ale jako równi z równym. Jak przyjaciele. Prawdziwi przyjaciele.
¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤
I po kolejnym rozdziale :) Dziekuje za wszystkie miłe komentarze :** Nawet nie wiecie jak jest przyjemnie pisać wiedząc, że ktoś to czyta i mu sie to podoba :D Nastepny rozdział jeszcze w tym tygodniu, a moze nawet wiecej :) Pozdrowionka ^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top