Rozdział 7 (III)
Jestem bardzo bardzo wkurzona! Nie było łatwo napisać ten rozdział, męczyłam się nad nim dużo, a wattpad go bezczelnie usunął!!! Ugh............. Piszę go już 3 raz........ Jest krótszy o prawie 700 słów i nie jestem z niego zadowolona.... I oczywiście przez to jest dodany później, bo miał być we wtorek.
*******************************
Znowu ten czarny korytarz. W oddali słyszy obracające się koła zębate i tykanie zegara. Tik tak. Tik tak. Co to oznacza? Ma mało czasu. Biegnie przed siebie i dociera do ciemnego, okrągłego pomieszczenia, z którego wychodzą dwa korytarze. Jedynym źródłem światła są dwie pochodnie nad wejściami. Ale nie jest sama.
Na środku komnaty stoją dwa wilki. Biały i czarny. Na widok dziewczyny rzucają się na siebie i zaczynają zajadłą walkę. Odskoczyła przerażona.
- Nie bój się Clarisso Lily Weasley - po komnacie przetoczył się niski, ochrypły głos. Próbowała znaleźć, jego źródło, ale na próżno.
- Kim jesteś? - wyjąkała.
- Przeszłością, teraźniejszością i przyszłością! - krzyk wypełnił całe ciało Gryfonki. Wilki nie przerwały walki. Dlaczego one to robią? - Widzisz te dwa wilki? - głos jakby czytał w myślach dziewczyny.
- Dlaczego one walczą? - nie chciała zadać tego pytania tajemniczemu głosowi, ale samo wypłynęło z jej ust.
- Biały wilk symbolizuje światło, wiarę, nadzieję i miłość. Czarny ciemność, strach, rozpacz i złość. - tłumaczył głos, a po ciele Gryfonki przeszły ciarki. - Ich walka toczy się w twojej duszy.
- W mojej duszy? - zdziwiła i zarazem przeraziła się czarnowłosa.
- W duszy każdego człowieka. U jednych jest zaciekła, u drugich jeden wilk od razu wygrywa. A wiesz który wygra? - zapytał zgorzkniale po czym podniósł głos. - Wiesz który wilk wygra u ciebie!?
- N-Nie... - jęknęła. Czuła, że pękają jej bębenki w uszach. Chciała stąd uciec, chciała by wilki przestały walczyć, ale to na nic.
- Ten, którego będziesz karmić! - ryknął głos i komnata się zatrzęsłam podłoga zaczęła się kruszyć. Dwa wilki runęły w przepaść, a za nimi Clarissa. Słyszała jeszcze tylko ten podstępny, wredny śmiech.
***
Clary tak gwałtownie zerwała się do pozycji siedzącej, że uderzyła głową w kogoś. Tym kimś była niska ciemno ruda dziewczynka z zielonymi oczkami.
- Clary! - krzyknęła uradowana i widać, że odetchnęła z ulgą. - Jace, biegnij po panią Pomfrey!
- Wilki! Gdzie one są? - Clarissa rozglądała się przerażona po pomieszczeniu. Przy jej łóżku siedziały trzy osoby. Cassie, Lily i Jace. Chłopak jednak zerwał się z miejsca i pobiegł po pielęgniarkę, a Gryfonka wierciła się niespokojnie na łóżku.
- Tu nie ma żadnych wilków - Lily próbowała uspokoić kuzynkę i razem z Cassie nalegały by się położyła.
- Były! Kazały mi wybierać i...
- Clary to tylko sen - Krukonka potrząsnęła lekko siostrą. Czarnowłosa jakby na chwilę odzyskała pełną świadomość, jednak chwilę potem znowu zaczęła szukać wilków.
Pani Pomfrey przybiegła najszybciej jak potrafiła. Kazała się odsunąć zdezorientowanym dwunastolatkom i zmusiła pacjentkę do wypicia jakiegoś ochydnego eliksiru na uspokojenie. Z początku stawiała opór, ale w końcu połnęła całą zawartość. Od razu jakby straciła siły i opadła bezwłaadnie na łóżko.
- Pacjentka potrzebuje spokoju. Najlepiej było by gdybyście wyszli. - stwierdziła ostro uzdrowicielka.
- Nie - zaprzeczył szybko Jace. - To nasza siostra.
- I moja kuzynka - dodała Lilka. Cała trójka zgodnie pokiwała głowami.
- Dobrze, ale nie męczcie jej i bądźcie cicho. - ostrzegła ich surowo Pomfrey i zniknęła za parawanem.
- Ile byłam nieprzytomna? - zapytała słabym głosam Gryfonka. Młodsi uczniowie spojrzeli po sobie.
- Prawie cztery dni - odpowiedziała spokojnie Lily i wzięła delikatnie kuzynkę za rękę. Była jej za to wdzięczna, jedak bycie nieprzytomnym prawie cztery dni ją przerażało. Przełknęła głośno ślinę.
- A James tu był? - nie chciała o to pytać przy siostrze Gryfona, jednak nie mogła się od tego powstrzymać.
- Był. Siedział tu praktycznie każdą noc, dopóki go Alexis nie odciągnęła. - na szczęście odezwała się Cassie. Potem dodała szpetem. - Bo wiesz, ma tą pelerynę.
- Teraz wygoniliśmy go na lekcje. - powiedział Jace.
- I był tu jeszcze ten Johnson - wyrwało się Lilce, a Cassie i Jace zmierzyli ją wzrokiem, jakby chcieli ją zadźgać. Spóściła wzrok i zrozumiała, że miała tego nie mówić.
- Johnson? Neal Johnson? Ten Ślizgon? - zdziwiła się Clarissa. Rozszerzyła oczy ze zdumienia, a Cassie pokiwała niechętnie głową.
- Chyba był sprawdzić jak się czujesz - Jace zmarszczył brwi. Weasleyówna nie mogła uwierzyć, że on ma uczucia po tym jak zaczął obrażać i walczyć z Alexis. Ale w sumie... Uratował ją.
- Ale to nie wszystko... - zaczęła Cassie, ale nie dane jej było skończyć, bo drzwi otwarły się z hukiem i do sali wbiegł James, Fred i Alex.
- Clary! Żyjesz! - krzyknęła zadowolona Ślizgonka i przytuliła mocno przyjaciółkę, na co pacjentka zareagowała głośnym stęknęciem bólu. Potem trochę ostrożniej przytulili ją Gryfoni, a ona zaczęła się śmiać. Od razu poprawił jej się humor i na chwilę zapomniała o wilkach.
- Tak się o ciebie baliśmy - stwierdził James i widać ciężko mu było powiedzieć, że o coś się bał. W końcu był z Gryffindoru. Uśmiechnął się do kuzynki życzliwie.
- Cassie, chciałaś coś powiedzieć, zanim przyszli? - Gryfonka zwróciła się do siostry. Krukonka przygryzła wargę.
- No bo wiesz... - zaczęła zmieszana patrząc po zebranych - Wczoraj jak już trzeci dzień bylaś nie przytomna, to uznałam, że mama powinna o tym wiedzieć...
- I przyjechała do Hogwartu. Rozmawialiśmy z nią przed chwilą. - dokończyla Alexis, a Clary otworzyła szeroko oczy.
- Ale po co do niej pisałaś - skarciła siostrę wzrokiem. Chciała powiedzieć to spokojnie, ale wyszło jej to trochę za ostro. Skarciła się za to w duchu.
- Clary daj jej spokój - odezwał się Jace - Jakby któreś z nas było nie przytomne, też byś pisała do mamy, żeby wiedziała.
- No dobra, przepraszam - Clary przytulila Krukonkę na przeprosiny.jak na potwierdzenie wcześniejszych słów Blackówny, drzwi się otwarły i weszła przez nie McGonagall i kobieta o ciemnorudych włosach i zielonych oczach.
- Clary! - krzyknęła z wyraźnym wyrazem ulgi na twarzy i pobiegła w stronę łóżka córki zostawiając dyrektorkę w tyle. Wszyscy odsunęli się od Clarissy, a Julie przytuliła ją mocno.
- Mamo, to boli - jęknęła ciemnooka. Julie puściła ją i przyjrzała się uważnie. Zmierzyła swoimi zielonymi oczami każdy centymetr twarzy Gryfonki, jakby chciała odgadnąć o czym myśli. Potem przywitała się z Cassie, Jace'm i Lily.
- Chodźcie wszyscy - McGonagall zwróciła się do nastolatków. Julie spojrzała na nią z wdzięcznością, bo chciała sama porozmawiać z córką. Niechętnie wymaszerowali z sali.
- Mamo, co się tak dokładnie stało? - zapytała słabym głosem i oparła wygodnie głowę o poduszkę.
- Z Zakazanego Lasu wyszli giganci, którzy mają moc władania ziemią. Słyszałam, że jednego pokonałaś łukiem. - uśmiechnęła się życzliwie. - A Alex powiedziała, że bezbłędnie podałaś ich nazwę, skąd wiedziałaś kim oni są?
- Ja... Nie wiem. - odpowiedziała zgodnie z prawdą Gryfonka. - Musiałam gdzieś o nich przeczytać. Ale co robili oni w Zakazanyn Lesie?
- No właśnie i oto jest pytanie. Dzieje się coś złego Clarisso. Ale nie wiem co. - westchnęła zrezygnowana kobieta i nie mogła wytrzymać swojej bezsilności.
- Mamo, bo śnił mi się taki dziwny sen. - Clary przełknęła ślinę i zebrała się na odwagę by opowiedzieć go matce. - Były tam dwa wilki...
- Dwa wilki? - Potter od razu się ożywiła i rozszerzyła oczy ze zdziwienia i przerażenia. - Walczyły ze sobą?
- Tak - Weasleyówna zmarszczyła czoło. - Skąd wiesz? Śniło ci się to kiedyś? Co to oznacza?
- Tak Clary, śniło mi się i to nie wróży nic dobrego. - zaczęła ostrożnie, po dłuższej chwili Julie. - Ten sen oznacza, że niedługo będziesz musiała podjąć bardzo ważną decyzję, od której będzie zależało twoje życie.
- Ty musiałaś taką podjąć? - Clary naprawdę się bała. Nie lubiła brać na siebie całej odpowiedzialności.
- Tak. I to nie jednokrotnie. - kobieta miętosiła w ręce skrawek swojego płaszczu.
- A który wilk wygra? Jak to zależy ode mnie? - Clarissa zaczęła bawić się włosami. Zawsze to robi gdy się denerwuje.
- To zależy od twoich czynów. Clarisso czuję, że nadchodzi coś bardzo niebezpiecznego i że odegrasz w tym bardzo ważną rolę. - Potter starała się opanować drżenie głosu. - Hogwart jest w niebezpieczeństwie, skoro już giganci są w stanie przejść przez bariery ochronne.
- Ale jak ja mam odegrać w tym rolę? Ty coś wiesz! - olśniło Weasleyównę.
- Może i wiem, ale musisz się sama tego dowiedzieć. Trzymaj się blisko przyjaciół. Uważaj na wrogów. - powiedziała avadooka i popatrzyła naa córkę.
- Mamo powiedz mi o co chodzi. Proszę. - błagała, ale na nic.
- Nie mogę Clary - pokręciła głową zrezygnowana i wstała gotowa do wyjścia. - Jeśli to ma się spełnić, musicie sami To odnaleźć.
- Ale co odnaleźć? Mamo zostań! Wytłumacz mi to! - krzyczała dziewczyna gdy matka ucałowała ją w czoło i ruszyła do drzwi. - Mamo!
- Nie mogę Clary. Nawet nie wiesz jak bardzo chcę. - powiedziała i gdy już miała otworzyć drzwi, ktoś inny otworzył je od zewnątrz. Do środka zajrzał wysoki, przystojny chłopak z czarnymi włosami i niebieskimi oczami. Na sobie miał szatę Slytherinu. Julie spojrzała na niego nieufnie. - A ty to kto?
Chłopak przyjrzał się jej uważnie po czym chyba poznał kim jest i kiwnął głową.
- Neal Johnson - odpowiedział, ale Julie nadal mierzyła go wzrokiem. - Ja tylko przyszłem dowiedzieć się jak Clarissa się czuje.
- Taa... - Julie spojrzała na córkę, która zrobiła błagalną minę numer 21 "Mamo przestań, idź sobie i nic nie mów". - Dobrze, to zostawię was w takim razie. Pa Clary. I do widzenia.
- Do widzenia - odpowiedział Neal i gdy wyszła poszedł w stronę łóżka dziewczyny, która czuła się wyśmienicie. - Jak się czujesz?
- Dobrze, dzięki - odpowiedziała szybko i zapanowała niezręczna cisza.
- Co tu robiła twoja mama? - zapytał, zanim pomyślał, że to w sumie nie jego sprawa.
- Podobno byłam nieprzytomna przez cztery dni. Chciała sprawdzić czy w ogóle żyję. - zaśmiała się sucho Gryfonka, a Johnson się lekko uśmiechnął.
- Aha - odpowiedział i znowu nastała cisza. - To może ja już pójdę. - ruszył w stronę drzwi o gdy nacisnął klamkę dodał - Do zobaczenia.
- Do zobaczenia - odpowiedziała i zanim któreś z nich cokolwiek zrobiło, drzwi otwarły się tak szybko i mocno, że przewróciły niebieskookiego. Do środka wpadł James, Fred i Alexis. Na widok leżącego chłopaka Potter się skrzywił.
- A ty tu czego? - zapytał ozięble, a Neal rozmasowywał sobie skroń, w którą dostał z drzwi.
- James, on przyszedł tylko sprawdzić jak się czuję. Już sobie idzie. - uśmiechnęła się lekko Clarissa do Ślizgona. On tylko pokiwał głową i wyszedł. James nie spuścił z niego wzroku gdy dopóki nie zniknął za korytarzem. Alex zaczęła się śmiać widząc zazdrość Gryfona i podeszła do Clary.
- Jak się czujesz? - zapytała, a Weasley wyrzuciła ręce w górę.
- Nic mi nie jest! - powiedziała dobitnie - Jeśli jeszcze raz ktoś zada to pytanie to uduszę!
- Jak się czujesz? - zaczął przedżeźniać wszystkich Fred, a po chwili James do niego dołączył. Dostali kilka razy z poduszek, ale Clary zaczęła się śmiać.
Dobrze jest mieć takich dobrych przyjaciół. Siedzieli z nią jeszcze godzinę, po czym przyszła pani Pomfrey i oznajmiła, że Clarissa jest wystarczająco na siłach by wyjść. Przyjaciele obiecali jej, że pomogą jej nadrobić zaległości. Jak coś to poproszą o pomoc te mądrzejsze kuzynki. W dobrych humorach poszli do biblioteki odrabiać lekcje i tłumaczyć Weasleyównie nowy materiał.
**********************
Jak już mówiłam, nie podoba mi się ten rozdział, bo nie umiem pisać dwa razy tego samego. To wszystko na dziś.
Komentujcie!
Pozdrawiam,
TheQueenOfMagic
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top