Rozdział 4 (III)
Tego samego poranka piętnastoletnia Ślizgonka mocowała się z ułożeniem swoich niesfornych włosów. W końcu nie wytrzymała i postanowiła użyć czarów do tego, choć rzadko to robiła. Raz, gdy chciała uczesać sobie koka magią, zafarbowała włosy na tęczowo, a farba nie chciała zejść przez tydzień. Od tamtego czasu uważa gdy poprawia sobie włosy.
Tym razem nie miała czasu na mugolskie czesanie. Wstała późno, a miała jeszcze odprowadzić pierwszaków do klas! Skupiła całą swoją uwagę na włosach i machnęła różdżką wypowiadając zaklęcie. Po chwili odważyła się otworzyć oczy. Odetchnęła z ulgą. Włosy nie były kolorowe, ale normalnie wyprostowane. Uśmiechnęła się promiennie, poprawiła szatę, zarzuciła na ramię torbę i udała się na śniadanie. Wzięła ze sobą już książki, bo zaraz po śniadaniu odprowadza najmłodszych uczniów.
***
W Wielkiej Sali panował gwar, wszyscy śmiali się i opowiadali o wakacjach, jeśli nie zdążyli wczoraj. Na razie jakoś nikt nie przejmował się, że za chwilę zaczynają się lekcje. Alexis weszła zgrabnym krokiem na salę, niemało głów chłopców oglądało się za nią. Co tu kryć, Black była jedną z najładniejszych dziewcząt w Hogwarcie, jeśli nawet nie tą najładniejszą. Uśmiechnęła się do James'a, Freda i Clary przy stole Gryffindoru i usiadła przy Slytherinie.
- Hej Alexis, umówisz się ze mną!? - krzyknął jakiś rok młodszy Ślizgon, który siedział na przeciwko Albusa i Scorpiusa. Black spojrzała na niego z politowaniem i nałożyła sobie na talerz tosty. Jej szklanka automatycznie napełniła się gorącą herbatą.
- Widziałaś Rogera Olbrusa! - pisnęła podekscytowana kokeżanka z dormitorium Alex - Martina Januar. Blackówka spojrzała w stronę gdzie siedział ów rok starszy chłopak. Miał czarne jak smoła włosy, brązowe oczy i zadziorny uśmieszek. Rozmiawiał właśnie ze swoimi kumplami i nie zwracał uwagi na westchnienia dziewczyn.
No dobra, może i był przystojny, napakowany, wysportowany i grał w quiddicha, ale według Alexis miał siano zamiast mózgu. Często wymądrzał się na treningach i krytykował grę Alex, a ona próbowała się opanować żeby mu nie zamienić jego w mkarę normalnych uszu, na uszy osła. Był obrońcą i niekiedy Black miała okazję by przywalić mu z kafla. W takich momentach ten jego wredy i pewny siebie uśmieszek zchodził na chwilę z twarzy.
- Moze po prostu podejdź i zagadaj? - odpowiedziała z pełną buzią i wskazała na chłopaka. Martina spojrzała na koleżankę jak na wariatkę.
- Tak po prostu? Oszalałaś? - dziewczyna zrobiła minę, jakby Alex właśnie zamieniła się w wielkie drzewo. Czarnowłosa wzruszyła ramionami i wróciła do jedzenia tostów. Januar nadal przypatrywała się Rogerowi.
Nagle do Alex podszedł nie za wysoki blondyn o stalowych tęczówkach i wcisnął się między nią a Martinę. Black dopiero zauważyła go po chwili, gdy skończyła żuć pierwszego tosta.
- Cześć Scorpius. Co tam? - przywitała go i wzięła porządny łyk herbaty odstawiając szklankę głośno na stolik.
- Martwię się o Albusa. - blondyn starał się mówić cicho. Zerkał co trochę na przyjaciela. Alexis patrzyła na Malfoy'a próbując wyczytać coś z jego twarzy. Odsunęła od siebie talerz z drugim tostem.
- Co znowu zrobił? - zapytała i zerknęła zaniepokojona na avadookiego. Grzebał widelcem w swojej jajecznicy. Inni uczniowie traktowali go jakby był powietrzem. Szturchali, śmiali się z niego i wytykali palcami. Alexis miała ochotę wstać i trzasnąć każdemu z nich w łeb. Chyba była trochę nadpobudliwa.
- Właśnie problem w tym, że nic... - jęknął Scor. - Od kąt przyjechaliśmy zamieniliśmy dosłownie kilka słów. W pociągu też był mało mówny. Próbowałem go wciągnąć w rozmowę, ale to na nic. Porozmawiaj z nim.
Diewczyna i wstała od stołu. Podeszła do młodego Pottera, a Scorpius pokazał jej w powietrzu, że trzyma kciuki. Kiwnęła głową i przysiadła się do kuzyna. Co prawda nie był jej prawdziwyn kuzynem, ale tak na niego mówiła.
- Cześć Al - powiedziała i poczochrała go po włosach. Spojrzał na nią twarzą bez wyrazu i wrócił do grzebania widelcem w jajecznicy. Nawet się z nią nie przywitał. - Hej, co jest?
- Wytłumacz mi Black dlaczego zadajesz się z Potterem, co? - do Blackówny podeszła w miarę wysoka dziewczyna o niebieskich oczach i ciemnobrązowych włosach. Oparła się beztrosko o stół. - I to szczególnie z tym? Nie widzisz, że to wyrzutek? Nikt go nie chce, nikomu na nim nie zależy, a kto się z nim zadaje staje się taki jak on. On tu nie pasuje.
- Odszczekaj to Lexi! - Alexis poderwała się z ławki i wyciągnęła różdżkę z kieszeni szaty. Starsza Ślizgonka zrobiła to samo, tyle że ona patrzyła na czarnowłosą drwiąco, a nie ze wściekłością.
- Oh, wszyscy dobrze to wiedzą! Syn wielkiego Pottera w Slytherinie? A może to wcale nie jego syn? Przecież gdyby był jak tatuś i mamusia trafiłby do Gryffindoru, czyż nie? - Lexi zaczęła się śmiać. Prowokowała Blackównę, aby ją zaatakowała. - Ale ty nie jesteś lepsza. Córka zdrajcy krwi!
- Zamknij się! - w Alexis się wręcz gotowało, machnęła różdżką. - Expulo!
Niebieskooka uchyliła się przed zaklęciem Black i wybuchła śmiechem, bo trafiło ono niczego nieświadomą Krukonkę z drugiego roku, która wpadła na stół i zaczęła płakać. Cassie, która obok niej siedziała, zaczęła jej pomagać, a dwie Ślizgonki stały się właśnie obiektem zainteresowania wśród uczniów. Przy stole nauczycielskim nie siedział żaden nauczyciel, co było dziwne i nienaturalne.
- Alexis co ty wyprawiasz!? - James siedzący przy stole Gryfonów zerwał się z miejsca, ale nie pobiegł w stronę kuzynki.
- Tylko na tyle cię stać? Furnunculus! - zaklęcie minęło Alexis o włos, ale trafiło w Puchona, który nie zdążył się uchylić. Na jego twarzy pojawiły się ogromne białe krosty i pękające bąble. Krzyknął przerażony i wybiegł z sali.
- Immobilus! - Johnson wykonała zgrabny ruch różdżką odbijając zaklęcie, które roztrzaskało wielką, ozdobną wazę stojącą przy jednym z okien.
- Duro! - zaklęcie śmignęło w stronę Alexis.
- Protego! - nagle między Ślizgonkami wyrosła wielka, świetlista tarcza. Obie były niemało zdziwione, bo zaklęcie Lexi odbiło się od tarczy i trafiło w ogroną doniczkę z kwiatem zamienając ją w kamień.
- Jak to zrobiłaś!? - niebieskooka wrzasnęła wściekła. Alexis chciała zaprzeczyć, że to nie ona, kiedy ktoś odpowiedział za nią.
- Co ty robisz Lexi? - Neal Johnson szedł przez Wielką Salę chowając różdżkę w szacie. Alexis mogłaby przysiąc, że to on rzucił zaklęcie, ale o dziwo nikt tego nie widział i patrzyli ze zdziwieniem na Blackównę, jak ona to zrobiła.
- Neal - syknęła z odrazą. Cała sala patrzyła teraz na trójkę, a nie dwójkę Ślizgonów. Nagle do sali wbiegła McGonagall. Niezłe miała tempo jak na starszą kobietę.
- Co tu się stało? Jeden z uczniów wybiegł z Sali i... - nauczycielka urwała w połowie zdania. Widok nie mało ją zdziwił. Roztrzaskana waza, przerażeni uczniowie, wielki kamienny kwiatek, Alexis i Lexi stojące na ławce oraz stole Slytherinu. - Black! Johnson! Co to ma znaczyć!?
- To wina Lexi - zaczął tłumaczyć Scorpius, a za nim grupka innych Ślizgonów. Większość uczniów wolała siedzieć cicho.
- To nie ja zrobiłam. - syknęła. - To wina Neal'a.
I wtedy stało się coś dziwnego. Jej oczy zaświeciły na czerwono, a w sali zawiał lekki wiaterek. Uczniowie i Minevra roztwarli szeroko oczy i buzie i patrzyli na Johnson jakby w transie. Tylko Neal zachował zimną krew i mierzył siostrę wściekłym wzrokiem. A Alexis rozglądała się po sali nic nie rozumiejąc. Nagle wszystko ustało i uczniowie wrócili do poprzedniego stanu.
- Tak to był Neal! - krzyknął ktoś ze stołu Krukonów. Potwierdziła te słowa wielka wrzawa. Lexi uśmiechała się złośliwie, a Black była kompletnie zdezorientowana.
- A więc dobrze. - McGonagall też już wyszła z transu. - Pani Black i pan Johnson, szlaban. U mnie. Dostaniecie wiadomość o godzinie i miejscu.
I wszyscy wyszli na lekcje. Alexis nadal stała nie ogarniając życia, ale wściekła się gdy zauważyła, że Neal przygląda się jej z zaciekawieniem. Normalnie jest w siódmym niebie gdy przygląda się jej chłopak, bo to oznacza kolejnego do kolekcji, ale z nim było inaczej. On ją po prostu wkurzał.
Spojrzała jeszcze na zadowoloną Lexi, która stała aktualnie i rozmawiała z Lacey Weasley oraz Isabell Malfoy. Chciała tam podejść i wyzwać ją jeszcze raz na pojedynek, ale ktoś złapał ją za rękę. Odwróciła wzrok do tego kogoś. Był to Albus.
- Dzięki, że się za mną wstawiłaś, ale nie musiałaś się z nim bić. Nic mi nie jest. - powiedział spokojnie. Z nim. Dlaczego wszyscy uważają, że to Neal'a zaatakowała? Co zrobiła Lexi? Tyle pytań kłębiło jej się w głowie. Zacisnęła zęby.
- Przepraszam, poniosło mnie. - odpowiedziała i położyła dłonie na jego ramieniach. - Posłuchaj, potem musimy porozmawiać, dobrze? Obiecujesz?
Albus skrzywił się niezadowolony, ale pokiwał głową. Black uśmiechnęła się do niego i puściła, a on pomaszerował ze Scorpiusem na lekcje. Do dziewczyny za to podbiegli James, Clary i Fred. Ciężko im było przebrnąć przez tłum wychodzący z Sali, ale w końcu im się udało.
- Alex, czemu zaatakowałaś Johnson'a? Wiemy, że jest wredny, ale żeby go za to atakować? - zdziwiła się Clary. Blackówna załamała ręce. Kolejni, którzy myślą, że zaatakowała Neal'a, a nie Lexi. Zacisnęła zęby.
- Nie wiem - pokręciła głową i poprawiła szatę. James przyglądał się jej, jakby nie wierzył, że nie wie. Ale wierzył w to, że go zaatakowała. Alexis miała ochotę krzyczeć. Zamiast tego wzięła głęboki oddech. - Zobaczymy się na lekcjach. Muszę zaprowadzić pierwszaków na Transmutację.
Ominęła przyjaciół, zawołała najmłodszych uczniów Slytherinu i wyszła z nimi z sali. A oni się jej bali.
- Dzieje się z nią coś niedobrego. - stwierdziła zrezygnowana Clarissa. Nagle jej uwagę przykuła wysoka ruda dziewczyna. Lacey, jej siostra. Obok niej stała Isabell i... Lexi. Zacisnęła wargi.
- Od kiedy Lacy kumpluje się z takimi porządnymi ludźmi jak Lexi Johnson? Przecież ona jest taka ładna i miła i w ogóle. - zapytał Fred marszcząc brwi.
- Też mnie to dziwi. Zazwyczaj obracała się w złym towarzystwie.- westchnęła i poszła z przyjaciółmi na zielarstwo, które mieli razem ze Ślizgonami. A prowadził je Neville Longbottom.
***
Była 17:00. Alexis ubrana w jeansy i swoją ulubioną koszulkę od ojca. Była czarna z białym sercem i napisem ROCK. Razem z Syriuszem uwielbiali ten rodzaj muzyki i często jeździli na mugolskie koncerty. Black nawet zapisał córkę na lekcję gry na gitarze elektrycznej. Co tu dużo mówić? Alex to uwielbiała.
Weszła do gabinetu dyrektorki i zauważyła, że Neal już tam był.
- Witam panno Black. Poproszę wasze różdżki. - przywitała ją McGonagall. Niechętnie oddali jej magiczne patyki, a ona schowała je do szuflady w biurku zamykając ją na kluczyk.
- Co będziemy robić? - zapytała znudzona Black. Nie pierwszy raz ma szlaban i wiedziała jaka jest reguła. Dopóki nie zrobisz czegoś perfekcyjnie, nie oddazą ci różdżki.
- Czyścić trofea oczywiście. Pan Flich będzie do was zerkał. Miłego szlabanu. - powiedziała i wyszli z jej gabinetu. Woźny czekał już na nich pod drzwiami.
***
Trofeów było mnóstwo, a dostali tylko szmatki, płyn i wiadro z wodą. Ciekawe co za szlaban mają James i Fred za wczorajszy występek, zastanawiała się Alex. Może poszli do Zakazanego Lasu z Hagridem. Albo coś równie niebezpiecznego. Ile by dała, żeby iść do Lasu. Oddaliła by się i połaziła, a takto mui tu siedzieć z tym idiotą Johnsonem. Przystojnym idiotą. Skarciła się za to w duchu. Już dzisiaj umówiła się z jakimś rok starszym Krukonem. To nic, że nie pamięta nawet jego imienia. Będzie improwizować.
Stała na drabinie i czyściła puchary na najwyższej półce. Nagle najzwyczajniej świecie, puchar wyślizgnął jej się z mokrych rąk i upadł z głośnym brzdękiem na podłogę. Przeklnęła głośno i odruchowo sięgnęła po różdżkę, aby go przywołać, ale przecież jej nie miała. Zaczęła więc zchodzić w jednej ręce znosząc wiadro z wodą, którą przydało by się wymienić. Machnęła jednak za bardzo ręką z wiadrem i woda wylała się na nią i na drabinę.
- Super - przeklnęła w duchu. Puściła wiadro by swobodnie poleciało na podłogę i z mokrymi spodniami całymi w pianie kontynuowała schodzenie. Zastanawiała się, czy zmoczyła też Neal'a, ale nie ośmieliła się na niego spojrzeć.
Zeszła jeszcze dwa stopnie w dół, kiedy poślizgęła się. Złapała się szczebli drabiny, ale też były mokre i nie utrzymała się długo. Krzyknęła i poleciała w dół, a drabina z nią. Od ziemi dzieliło ją prawie pięć metrów! Nie miała różdżki by spowolnić upadek i zatrzymać drabinę więc zakryła tylko dłońmi oczy i krzyknęła.
- Johnson!
Chłopak zareagował natychmiast. Cisnął w kąt medal, który czyścił i podbiegł do Ślizgonki. Nie upadła na podłogę. Złapał ją. Ona poczuła tylko uginające się pod nią ramiona. Nie była ciężka, ale wysokość i siła z jaką leciała zagięły by nawet niezłego osiłka. Neal jednak nie miał tyle szczęścia, bo nie zdążył cofnąć się przed drabiną i uderzyła go w głowę. Przewrócił się. Starał się nie puścić Alexis, ale wypadła mu z rąk i przeturlała się do ściany.
Jęknęła i spróbowała się podnieść. Czuła okropny bół w nodze i ręce. Spojrzała na niebieskookiego. Leżał bezwłasnie z nogami przygniecionymi ośmiometrową drabiną, a z głowy leciala mu strużka krwi.
- Johnson! - zerwała się na nogi mimo bólu i pokuśtykała do niego. Odepchnęła drabinę i odwróciła go na plecy. - Hej! Słyszysz mnie!?
Otwarł powoli swoje niebieskie oczy i skrzywił się z bólu. Dotknął czoła, po którym leciała mu ciepła czerwona ciecz.
- Ała - jęknął i spróbował się podnieść. Jedyne na co było go stać to aby usiąść.
- Nic ci nie jest? - zapytała przyglądając mu się uważnie. Oprócz rozcięcia na głowie i troszkę zmażdżonych nóg nic mu nie było.
- Nie. A tobie? - spojrzał na nią szukając zadrapania lub czegoś poważniejszego. - Sory, że cię puściłem.
- Mi nic nie jest. - zaśmiała się. - Dzięki, że mnie złapałeś.
- Drobiazg - rozmasował sobie skronie po czym znowu spojrzał na nią uważnie. Blackównę to ponownie wkurzyło. Po dłuższej chwili znowu się odezwał. - Dlaczego perswazja Lexi na ciebie nie zadziałała?
- Perswazja? - zdziwiła się Alexis. - Ona umie posługiwać się głosem perswazji?
- No - pokiwał głową. - Działa na wszystkich tylko nie na mnie. Na ciebie widocznie też nie. Ale dlaczego?
- Nie wiem. - Black była nieźle zdziwiona. - Może chciała, żebym pamiętała.
- To tak nie działa. - Johnson pokręcił głową. - Albo wszyscy, albo nikt.
- Ale na ciebie też przecież nie działa. - przypomniała mu Alexis. - O co w ogóle chodzi z tą perswazją?
- Lexi odziedziczyła to po naszej matce. Jest to niebezpieczny dar. Można nawet wedrzeć się dzięki niemu do snów innej osoby i nimi manipulować, nakłaniać do zła. - tłumaczył brunet. - A na mnie nie działa, bo jestem bliźniakiem Lexi. Zresztą, rodzice nas zabezpieczyli przed perswazją.
- Dlaczego ona to robi? I dlaczego się dla niej poświęcasz? - zdziwiła się Blackówna. Zainteresowała ją ta historia.
- Ją to bawi. - odparł z pogardą. - I to moja siostra. Nie mogę się dla niej nie poświęcić.
- Ale ona by się dla ciebie nie poświęciła! To niesprawiedliwe! -oburzyła się Alex i dopiero teraz zdała sobie sprawę, że broni Johnsona.
- Nic nie jest sprawiedliwe Black. - odparł i zapatrzył się w okno, za którym już powoli robiło się ciemno. Dziewczyna westchnęła ze zrezygnowaniem.
- Myślę, że już starczy pracy na dzisiaj. - stwierdziła i kuśtykając ruszyła w stronę ściany równoległej do ściany gdzie były teofea.
- Jeszcze nie skończyliśmy nawet połowy. - zdziwił się Neal. - Czuję, że będziemy tu siedzieć do ciszy nocnej.
- Niekoniecznie. - Alex podeszła do zbroi stojącej w rogu pomieszczenia. Ślizgon ptrzył na nią dziwnie. Ona ściągnęła hełm, wyciągając z niego różdżkę.
- Co? Jak? - Neal odzyskał energię i dźwignął się na nogi próbując wstać ale od razu upadł. Alexis zaśmiała się.
- Mój tata razem ze swoim przyjacielem, James'em Potterem za czasów szkoły był specjalistą od produkcji fałszywych różdżek. Pochowałam je w całej szkole z James'em. W ten sposób szlabany nie są katuszem. - wytłunaczyła mu i machnęła różdżką. Trofea od razu zalśniły czystością.
- No nieźle - skomentował to Johnson i uśmiechnął się zadziornie. - Czyli mamy już wolne?
- Oczywiście. - Black posłała mu iście huncwocki uśmiech. - To będzie nasza słodka tajemnica.
***************************
Aww, kolejny rozdzialik ;* ale jestem z niego dumna 😁😁 jak nigdy 😊😊
KOMENTUJCIE :) to na prawdę nic nie kosztuje ;)
TheQueenOfMagic 💙💙💙
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top