Rozdział 29 (III)
Wszystkich serdecznie przepraszam za tak okropnie długą przerwę. Każdy miewa gorszy okres w życiu. Jeszcze raz z całego serca przepraszam, mam nadzieję, że jeszcze ktoś został z moich kochanych czytelników 💕 Mam w planach już naprawdę regularnie i często dodawać rozdziały. Jest mi przykro, że tak to się potoczyło.
Pozdrawiam cieplutko i zapraszam do czytania moich nędznych wypocin. (O ile ktoś pamięta co tu się działo :D )
TheQueenOfMagic
****************************
- Naprawdę nie wkurza cię to, że nie możemy nigdy wziąć udziału w prawdziwej walce? Tylko musimy siedzieć, czekać, śledzić. - Scorpius żalił się Albusowi gdy siedzieli schowani w PW Slytherinu. Potter miał już dosyć narzekań przyjaciela. Nie lubił bezpośredniego starcia i dobrze mu było w roli informatora czy szpiega. Mógł się przyczynić, ale nie musiał zbytnio się narażać. Idealnie.
Narzekania Malfoya przerwało otworzenie wejścia do PW. Wysoka dziewczyna która przez nie przeszła rozejrzała się pospiesznie, zbyt pospiesznie aby dostrzec młodszych uczniów i po cichu wbiegła do dormitorium.
- Nie udało im się!? - prawie bezgłośnie pisnął Scorpius gdy dziewczyna zamknęła za sobą drzwi. Chciał wstać i iść za Ślizgonką, ale Albus go powstrzymał przytrzymując za rękaw.
- Wychodzimy z Pokoju Wspólnego. Jak wyjdzie też z niego, będziemy ją śledzić. Musimy wiedzieć gdzie się schowa. - Albus pociągnął za sobą przyjaciela i najciszej jak się dało wyszli na korytarz. Pobiegli trochę w jego głąb i schowali się za zakrętem.
Po chwili Lexi wypadła z PW niosąc niedużą, czarną sakiewkę. Pewna że nikt jej nie obserwuje pognała co sił w nogach korytarzem. Albus i Scorpius ruszyli bezgłośnie. Jakież było ich zdziwienie gdy okazało się że Riddle zmierzała do Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Zatrzymała się przed wejściem i zaczęła walić pięścią w obraz Grubej Damy nie zważając na jej krzyki i oburzenie. W końcu drzwi się otworzyły, a w nich stanęła drobna osóbka o zaspanych oczach i rudych włosach.
- Lily! - krzyknął Albus bezgłośnie, a Malfoy na wszelki wypadek zakrył mu twarz.
- Witaj - Riddle zaczęła przemawiać dziwnym głosem, jej oczy zabłysnęły. Młoda Potter wyprostowała się a jej wzrok stał się pusty, nieobecny. - Moja droga, idź i przynieś mi szybko pelerynę niewidkę swojego brata. Tylko migiem.
Lilka obróciła się na pięcie i podreptała w głąb PW. Po dłuższej chwili wróciła z kawałkiem materiału.
- Świetnie, a teraz wrócisz do łóżka i zapomnisz o całej tej sprawie - Lexi miała tak aksamitny i przekonujący głos, że nawet Potter i Malfoy chcieli wrócić do łóżek i zapomnieć o całym wieczorze. Opamiętali się jednak i wcisnęli głębiej w kryjówkę.
Wejście do PW Gryffindoru zamknęło się, a Ślizgonka ruszyła pospiesznie w dół. Nie zważała na nic, gnała co sił w nogach. Na korytarzu prowadzącym do głównego wyjścia ze szkoły zatrzymała się. Wyciągnęła z sakiewki fiolkę kolbę. W niej kłębił się czarny dym. Upewniwszy się że nikogo nie ma, rzuciła kolbą o ziemię, tak że ona się roztrzaskała na posadzce. Nie czekając na efekt wybiegła ze szkoły i popędziła w stronę Hogsmeade.
- Zwiała! - Albus i Scorpius dotarli akurat kiedy za Lexi zatrzasnęły się drzwi. Wtedy zobaczyli na podłodze szkło, a nad nim czarny dym, który rósł z każdą chwilą. W końcu stał się wielką chmurą, większą od dorosłego człowieka. Uformował się w jakąś dziwną, nieludzką, dymną postać, po czym z ogromną prędkością przeleciał obok nich i zniknął gdzieś w głębi szkoły.
- C-co to było? - przeraził się Scorpius.
- Nie wiem. Lexi coś zgubiła czy co? Musimy o tym komuś powiedzieć! - Albus czuł narastającą w num panikę. Blondyn jednak pokręcił przecząco głową.
- Możemy o tym powiedzieć tylko Snape'owi. Wracajmy, prześpimy się, a potem opowiemy mu co tu się wydarzyły. - Scor ziewnął wybitnie.
- Martwi mnie po co była jej ta peleryna...
***
- Posłuchajcie mnie teraz uważnie - wszyscy zebrali się w domu Weasleyów. Snape przejął pałeczkę przemowy. - Ja razem z Lupinem zabierzemy dziecieki z powrotem do szkoły. Nikt nie może się dowiedzieć, że uprawiały one magię poza Hogwartem! Są jeszcze nieletni. A poza tym, opuściliście teren szkoły.
Lacey i Isabell siedziały w oddzielnym pokoju związane magicznymi węzłami. Julie zabrała im różdżki. Ginny zawiadomiła o wszystkim Hermionę i Rona. Mieli się zjawić lada chwila.
- Wy wymyślicie jakąś bajeczkę, zawsze to robicie - rzekł Snape niby od niechcenia zwracając się do dorosłych. Potem spojrzał się na Clarissę, która dochodziła do siebie po Cruciatusie. Julie zrobiła jej gorącą herbatę, dziewczyna miała ciągle zamknięte oczy.
- Tato, co się stanie z Lacey i Isabell? - James zadał pytanie, którego wszyscy bali się zadać, ale każdy był ciekawy odpowiedzi. Harry spojrzał na syna, a potem na pozostałych.
- Wszystko zależy od Ministra i rady... - Potter ostrożnie dobierał słowa. Widział ból w oczach swojej siostry i i jej męża Freda. To ich córka w końcu była jedną z zabójców w białych maskach.
- Ale czy... Trafią do Azkabanu? - pisnęła Cassie. Nie mogła znieść widoku swojej mamy która była tak załamana.
- Nie wiem... - odezwał się Fred. - Są nieletnie... A ta trzecia? Co z nią?
- Uciekła - odpowiedział Neal. - Lexi jest córką Voldemorta.
W pomieszczeniu znowu nastała cisza. Każdy patrzył na każdego. Wszyscy bali się, ze jeżeli przerwą tą ciszę to się źle skończy. W końcu jednak nikt nie musiał jej przerywać. Ze strony ulicy było słychać przerażający, nieludzki ryk. Wszyscy zerwali się na nogi razem z Clary, która już dochodziła do siebie.
Harry jako pierwszy wybiegł na ulicę i zobaczył tam dwójkę swoich najlepszych przyjaciół walczących z czymś czarnym i potężnym. Z każdą chwilą bezkształtna masa rosła coraz większa i większa.
- Harry!!! - usłyszeli głos Hermiony. - To demon!!!
Na początki wszyscy stali jak sparaliżowani. Następnie Harry, James, Rose, Neal, Fred, Fred, Snape, Teddy i Alex rzucili się z pomocą małżeństwu. Julie uświadamiając sobie, że magia tu się na nic nie zda wróciła do domu w poszukiwaniu anielskiej broni. Ginny odciągnąła Hugo, Cassie i Jace'a na bok.
Demon zyskał już porządną wielkość. Był prawie tak duży jak dom, kiedy nagle dokładnie pomiędzy oczodołami utkwiła mu strzała. Zadyndała, a potwór ryknął. Następnie rozsypał się w złoto pomarańczowy proszek który po chwili zniknął z drogi. Wszyscy odwrócili się w stronę domu. Właśnie w tym momencie Julie wybiegła z domu ze sztyletem. Trochę bardziej z boku stała Clarissa z nieopuszczonym jeszcze łukiem. Spojrzała na rezultat swojej pracy. Ściągnęła z łuku cięciwę, wyjęła różdżkę i zmniejszyła broń, tak, że mogła bez problemu schować go pudełeczka, a potem do kieszeni. Julie ucałowała córkę w czoło.
- Skąd do jasnej cholery wzięły się tu demony? - Hermiona zadała istotne pytanie.
- Myślę, że znajdziecie odpowiedź na to pytanie, ale teraz uczniowie, musimy znikać. JUŻ! - Snape zapędzał uczniów aby ustawili się w krąg. Julie złapała jeszcze Clary za rękę.
- Macie wszystkie miecze? - zapytała. Czarnowłosa pokiwała głową. Julie przełknęła ślinę. - Uważajcie na siebie. Kocham was.
- Panno Weasley nie będziemy na panią czekać! - ryknął Severus. Clary uśmiechnęła się do matki i popędziła by zająć swoje miejsce w kręgu. Wiedziała, że będzie się czuć okropnie po deportacji, ale wiedziała też, że muszą jak najszybciej stąd zniknąć. Po chwili nie było już po nich śladu.
- Kto został z dziewczynami? - zapytał Fred. Dorośli popatrzyli po sobie. Pobiegli do domu. Julie i Harry przeskakiwali po dwa schodki, i wpadli do pokoju gdzie były one uwięzione. Okno było otwarte na oścież, firanki latały zgodnie z kierunkiem wiatru. Nie było jednak ani śladu dziewcząt.
- Zniknęły - jęknęła Ginny i podbiegła by wyjrzeć przez okno. - Ale jak?
- Może wyskoczyły przez okno? - zaproponował Ron. Potter jednak pokiwał przecząco głową.
- Nie mogły się ruszyć. Były magicznie spętane. Ta Riddle musiała tu wpaść i je zabrać. - Harry powiedział na głos co myśli. Wszyscy pokiwali zgodnie.
- Czyli ten demon to było tylko przyszykowane dla nas przedstawienie dla odwrócenia uwagi - zauważyła Hermiona i usiadła na krześle.
- Na to wygląda - Julie zapatrzyła się w podłogę. Po chwili spojrzała na zgromadzonych. - Tylko jak do jasnej cholery został otworzony portal do świata demonów?
***
Uczniowie deportowali się z powrotem do Hogsmeade i przeszli tajemnym przejściem do Hogwartu. Cassie już prawie usypiała w drodze i Neal pomimo, że sam był zmęczony wziął ją na barana. Mimo początkowych protestów, gdy tylko oparła głowę na jego plecach, od razu usnęła. Jace i Clary patrzyli z czułością na siostrę. Taka mała i taka dzielna. Clarissa szła początkowo wsparta na Jamesie po pierwszym szoku towarzyszącym teleportacji. Teraz już jednak czuła się dobrze. Wszyscy ociężale człapali do szkoły. Kiedy adrenalina ich opuściła, wszyscy stali się śpiący.
Gdy dotarli do szkoły Snape zakazał im komukolwiek o tym mówić. Sam postanowił porozmawiać jutro z McGonnagal. Wcześniej zarządził jednak spotkanie u niego w gabinecie o 11:00. Może i był oziębły i surowy, ale wiedział, że uczniom należy się trochę snu po dzisiejszej nocy. Kto wie kiedy jeszcze będą mieli okazję spać w wygodnych łóżkach.
Gdy Alex i Neal weszli do PW Slytherinu zobaczyli śpiących na kanapie Albusa i Scorpiusa. Neal nie chciał ich budzić, jednak Alexis potrząsnęła ostrożnie Potterem.
- Hej, chodźcie do łóżek, to była długa noc - powiedziała spokojnym głosem. Gdy Albus zorientował się z kim rozmawia zerwał się i zaczął mówić z prędkością karabinu maszynowego.
- Lexi! Była tu. Zahipnotyzowała Lily, potem ukradła pelerynę, a potem uciekła i coś rozbiła, takie czarne i... - Black zatkała mu buzię ręką i pokręciła głową. Była naprawdę padnięta, nie docierało do niej nic z tego co mówił Ślizgon.
- Rano Al. Rano. Idźcie do dormitorium. O 11:00 spotkanie u Snape'a. Bądźcie. Dobranoc! - ucałowała kuzyna w czoło i ruszyła z Nealem w stronę schodów.
- Też dostanę takiego buziaka na dobranoc? - zapytał niewinnie Ślizgon. Alexis zmusiła wszystkie swoje mięśnie aby się skrzywiły. Chciała go jeszcze spiorunować wzrokiem, ale oczy same jej się zamykały.
- Przemyślę to - odpowiedziała i poszła po schodach do swojego dormitorium. Gdy tylko dotarła do łóżka, rzuciła się na nie w ubraniach, nie myśląc nawet o przebraniu się w pidżamy. Usnęła z uśmiechem na ustach.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top