Rozdział 27 (III)
Ogólnie to ładnie proszę o komentarze :)
Trójka Krukonów oraz Teddy teleportowali się w ogrodzie na tyłach domu Cassie i Jace'a około godziny pierwszej. Puchon nie dopytywał za wiele. Wiedział, że te dzieciaki mają niekiedy takie tajemnice, że mogła by go od nich rozboleć głowa.
- Dobra, ja z Cassie i Rose wejdziemy do domu, a ty czekaj tutaj i pilnuj - powiedział Jace, a Lupin usiadł znudzony na krzesełku w altance.
- Na pewno mnie ktoś tu zaatakuje - zaśmiał się, ale pokiwał głową.
- I nie używaj zaklęć, jeżeli to nie będzie konieczne. Jesteśmy poza terenem szkoły. - upomniała go Rose i weszli do domu przez tylne drzwi. Cassie miała do nich klucz od Clary, którego Gryfonka zapomniała oddać.
W domu oczywiście było ciemno, że jedyne co widzieli to czubki własnych nosów. Jace jednak wymacał na oślep szafkę, otworzył szufladę i wyciągnął z niej zwykłą latarkę.
- Mogliśmy użyć zaklęcia Lumos. Pomyśleli by, że to nasi rodzice rzucili zaklęcie. - wyszeptała Cassie, ale Rose wytłumaczyła jej, że jej rodzice teraz śpią, a ono chcą ryzykować jak najmniej.
Cała trójka weszła najciszej jak się da po schodach. Najpierw minęli pokój Jace'a, potem Cassie, a potem rodziców. Cassie nie mogła się powstrzymać i zajrzała do środka przez uchylone drzwi. Julie i Fred spali i mieli się dobrze. Przymknęła po cichu drzwi i poszli dalej do niedużego pomieszczenia mijając pokój Clary i Lacey.
Pokój był cały wypchany różnymi potrzebnymi lub niepotrzebnymi rzeczami. Wszystko co nie miało dla siebie miejsca na półkach, lądowało tutaj. Clarissa często nazywała ten pokój bibelociarnia.
- Jesteś pewny, że on jest tutaj? - Cassie skrzywiła się i podniosła rękę brata z latarką wyżej, aby oświetlił cały pokój.
- Tak, na samym końcu pomieszczenia. - Jace pokiwał głową.
- Jak mamy się tam dostać, żeby nikogo nie obudzić? Po drodze przewrócimy i potkniemy się o co najmniej dwadzieścia pierdół. - młodsza Krukonka westchnęła i zapaliła swoją różdżkę. Od razu było więcej światła.
- Cassie... - syknął Jace, ale Rose go uspokoiła.
- To są zwykłe zaklęcia. Użyję zaklęcia przywołania i przywołam miecz do siebie. Ale najpierw musimy się upewnić, że nic go nie przygniata. - zadecydowała w końcu Rose.
***
James i Fred znajdowali się w gabinecie dyrektorki. Nie było dla nich nic trudnego w dostaniu się tutaj. Już dawno odkryli hasło i czekali przed wejściem pod peleryną, aż McGonnagal wyjdzie z pokoju. Potem użyli hasła, weszli po schodach i zaczęli szukać Tiary Przydziału. Fred stwierdził, że mają najprostsze zadanie kiedy ściągał magiczną czapkę z szafy.
- Jakoś dziwnie milcząca jest - mruknął James. Nie pierwszy raz zakradł się do gabinetu dyrektorki i Tiara zawsze skrzeczała o tym jak to dumnie jest być Gryfonem. Wzruszył jednak ramionami i rozłożył czapkę jakby szykował się do zrobienia magicznej sztuczki z wyciągnięciem królika z kapelusza.
Skupił się na mieczu, sięgnął do tiary i wyciągnął powietrze. Spróbował jeszcze raz i jeszcze raz, jednak ani razu nie udało mu się wyciągnąć miecza.
- Nie rozumiem, nie jesteś prawdziwym Gryfonem czy co? - skrzywił się Fred i zajrzał do wnętrza Tiary jakby miał się tam pojawić oczekiwany przedmiot.
- Tata mówił, że jemu miecz pojawił się podczas zagrożenia. Kiedy potrzebował pilnie pomocy i zależało od tego jego życie. - przypomniał sobie Potter i westchnął rozpaczony. Nie mogą przecież zabrać ze sobą Tiary i nosić ją wszędzie dopóki nie znajdą się w niebezpieczeństwie. Kiedy tylko wynieśli by ją z gabinetu, rozśpiewała by się w niebogłosy i nieźle by wpadli.
- A może skup się bardziej na tym dlaczego potrzebujemy ten miecz niż na samym mieczu? - zaproponował Weasley. Potter wzruszył ramionami i stwierdził, że nie zaszkodzi spróbować.
Pomyślał o Hogwarcie. O tym, że trzeba go uratować i że potrzebni do tego są założyciele. Ale aby oni im pomogli potrzebują mieczy. Wszystkich, łącznie z mieczem Godryka. Pomyślał o odwadze, której potrzebuje aby chronić szkołę, swoje rodzeństwo i swoich przyjaciół. Ponownie sięgnął wgłąb Tiary i wyciągnął srebrny miecz ozdobiony czerwonymi brylantami.
- Udało ci się - ucieszył się Fred i przybił piątkę przyjacielowi.
- Dobra, zmywamy się stąd - James odłożył Tiarę na szafę i ruszyli do drzwi kiedy nagle usłyszeli chrapliwy głos.
- Feniks... Feniks... Feniks... - odwrócili się gwałtownie w poszukiwaniu źródła głosu. Wołanie znowu się powtórzyło.
- James spójrz - Weasley wskazał na portret Albusa Dumbledore'a. To on patrzył na nich błagalnym wzrokiem i powtarzał ciągle te słowa. Gryfoni podeszli do niego i to James odezwał się pierwszy.
- O co chodzi profesorze? Jaki feniks?
- Mój feniks... Znajdźcie go... Pomoże wam... Feniks... Feniks... - i tak były dyrektor już do końca powtarzał ciągle to jedno słowo "feniks". Chłopcy uznali tą wiadomość za dziwną i będą musieli ją omówić z pozostałymi. Już mieli wychodzić kiedy nagle drzwi się otworzyły. Spanikowani chłopcy chcieli zarzucić na siebie pelerynę niewidkę, ale było za późno. Do gabinetu weszła dyrektorka.
Nie... To nie była dyrektorka. Wysoka dziewczyna z ciemno brązowymi włosami i piwnymi oczami. Zatrzymała się gwałtownie na widok chłopaków i miecza który trzymali w ręce
- Katy? Katy Hudson? - zdziwił się James, a dziewczyna spojrzała na niego krzywo.
- No proszę, moje imię pamiętasz, ale to że mieliśmy się spotkać zupełnie wyleciało ci z głowy? - zapytała z przekąsem, jednak trochę ostrzej niż zamierzała. Potter pacnął się w czoło i uświadomił sobie, że przecież sam zaprosił na wczoraj Kathryn na randkę.
- Zupełnie zapomniałem! Tyle miałem na głowie...
- Nie no spoko, rozumiem. Cały dzień przy Clarissie przecież siedziałeś. Jak można by pamiętać o takim kimś jak ja, przy takim kimś jak ona. - Hudson starała się mówić naturalnym, zwyczajnym głosem, ale ten ją zdradził i drżał.
- Znam Clary od urodzenia, jakby jej się coś stało, nie przeżył bym tego. - westchnął James.
- Klątwa miłości? Kto by pomyślał, że takie ciacho jak Neal mogłoby być nosicielem takiego czegoś. I jeszcze do tego okazał się synem słynnego Lorda Voldemorta? Ale teraz Clary jest wolna, zauważyłeś szansę i po prostu zapomniałeś o mnie. - stwierdziła Katy tonem pozbawionym całkowicie emocji. Gryfon próbował odgadnąć co jej w głowie siedzi.
- Skąd to wszystko wiesz? O Neal'u, Clary i w ogóle? - zapytał Fred. James'owi to jakoś umknęło.
- Plotki szybko się rozchodzą - uśmiechnęła się Kathryn i podeszła do biurka dyrektorki.
- Po co tu przyszłaś? - zapytał się Potter. Spojrzała na niego spode łba.
- Ja miałam swój powód, wy mieliście swój. Lepiej znikajcie, jeżeli chcecie, abym nikomu nie powiedziała o mieczu.
Fred skinął na przyjaciela i wyszli szybko z pokoju dyrektorki, a za drzwiami narzucili na siebie pelerynę niewidkę. Gdy zamykali drzwi, widzieli jak Katy szuka czegoś w szufladzie biurka McGonnagal.
***
Clary i Hugo postanowili zacząć poszukiwania w Pokoju Wspólnym Hufflepuffu. Nie mieli żadnego punktu zaczepienia, ale ten pomysł wydał im się jedynym racjonalnym. Po drodze spotkali Grubego Mnicha, ducha Hufflepuffu. Zapytali się go czy nie wie przypadkiem gdzie może znajdowyać się miecz Helgi. Zdziwiło go jednak to pytanie i zazwyczaj uprzejmy duch zaczął coś mamrotać pod nosem zbywając ich pytanie i odchodząc.
Uczniowie skorzystali więc z okazji, że wszyscy Puchoni śpią i rozglądali się w PW. Znajdowało się wiele żółtych kotar, miękkich foteli oraz małych podziemnych tuneli prowadzących do dormitoriów, które mają okrągłe drzwi jak wieczko od beczki. Wejście do niego było ukryte niedaleko kuchni i Clarissie, która była u Puchonów pierwszy raz, wydawało się niezwykle przytulne.
Zauważyła też, że Puchoni bardzo lubowali się w beczkach. Nawet wejście do PW było wielkim wiekiem beczki. W beczkach rosły rośliny, w beczkach były pochowane różne stare książki, najróżniejsze przebrania, a nawet jedzenie przemycone z kuchni. Weasley zauważyła, że Puchoni są naprawdę ze sobą zgrani i wszystkim się dzielą.
Hugo przeszukiwał właśnie każdy skrawek ściany, a Clary krzątała się po pomieszczeniu zaglądając tu i tam. Podłoga strasznie skrzypiała i początkowo bała się, że kogoś to obudzi, ale Hugo uspokoił ją, że nie słychać skrzypania w dormitoriach. Podeszła do biblioteczki w samym rogu pokoju, a kiedy przechodziła, jedna deska poruszyła siępod jej ciężarem. Wydawała się trochę odluzowana. Clarissa uklękła i zaczęła poruszać deską tak długo, aż ta wyskoczyła ze swojego miejsca. Podniosła ją i położyła obok na podłodze.
- Hugo spójrz - wyszeptała dziewczyna i zabrała się za odluzowywanie kolejnej deski. Chłopiec od razu porzucił przeszukiwanie ścian i podszedł do Gryfonki. Pomógł jej oderwać jeszcze trzy kolejne deski i zobaczyli wielkie wieczko od beczki. Clary prychnęła na jego widok i mruknęła sama do siebie. - Kto by się spodziewał beczki.
- Nigdy tego nie widziałem. Wszyscy uznali, że Hogwart jest tak stary, że odluzowana deska to nic takiego. A nawet jeśli ktoś tam kiedyś zajrzał, to zobaczył po prostu więcej desek. - stwierdził Hugo próbując otowrzyć wieko beczki.
- Daj ja to zrobię - powiedziała Clary, a Hugo posłusznie się odsunął. Gryfonka wyciągnęła z kieszeni spodni mały srebrny nożyk.
- Po co ci on? I skąd go w ogóle masz? - Hugo zmarszczył czoło, a Weasleyówna się uśmiechnęła.
- Moja mama ma zadziwiająco dużo takich broni jak miecze, noże, łuki i kusze w piwnicy. Myśli, że nie wiemy o nich, ale kiedyś przypadkiem odkryłam ten mały składzik. No i uznałam, że nigdy nie wiadomo kiedy może się przydać. Najdziwniejsze jest jednak, że wszystkie te bronie są anielsko poświęcone. Może zostały jeszcze po tej walce z demonami. - Opowiedziała Clary kuzynowi podwarzając wieko nożykiem. Po kilku próbach odskoczyło i dziewczyna ściągnęła je i położyła na podłodze.
Pod wiekiem ukazała im się głęboka, ciema dziura w skale. Była również drabinka aby można było zejść w dół.
- Lumos - Clarissa oświeciła swoją różdżkę i zanurzyła rękę w otworze, aby zobaczyć co jest na dnie. Dna jednak nie było widać. - Pójdę tam i sprawdzę co tam jest. Czekaj tu i pilnuj.
- Nie - zatrzymał ją Hugo. - Ja wejdę a ty poczekasz tutaj i popilnujesz. To miecz Hufflepuff, powinienem ja go znaleźć.
Puchon miał bardzo zdecydowaną minę. Clary chwilę się wachała, ale cofnęła się z drabinki, na którą zdążyła już wejść i zrobiła miejsce kuzynowi. Uśmiechnął się i zaczął schodzić.
- Weź to - Clary podała mu anielski nożyk - Nigdy nie wiadomo co tam możesz znaleźć. Będę cię widzieć po świetle twojej różdżki.
Hugo schował nożyk to kieszenk bluzy, wziął oświetloną różdżkę w zęby i zaczął sprawnie schodzić po drabince. Clarissa klęczała nad otworem modląc się w duchu, aby chłopcu nic się nie stało. Czekała tak może niecałe pięc minut, aż światełko przestało się poruszać.
Hugo dostał się na dno dziury i rozejrzał się po malutkim pomieszczeniu. Wyglądało jak jaskinia, a na środku stała beczka. Hugo parsknął śmiechem i podszedł do beczki. Wyciągnął nożyk i podważył wieko, które upadło na podłogę, a echo poniosło się po tunelu. Skrzywił się i zajrzał do środka. O mało nie zaczął tańczyć z radości. W beczce był miecz Helgi!
Był srebrny, a jego rękojeść zdobiona złotymi kryształami. Na klindze widniał napis "Helga Hufflepuff". Wziął go ostrożnie w dłonie i jak najszybciej ruszył do drabinki. Wziąl różdżkę z powrotem w zęby, ale z ciężkim, srebrnym mieczem teudniej mu było się wspinać. Postękiwał co trochę. Chciał nawołać Clary, aby mu pomogła, ale nie zrozumiała by go przez magiczny patyk.
- Znalazłeś coś? - usłyszał głos Gryfonki. Próbował jej odpowiedzieć, że tak, ale z jego ust wyszło wyszedł tylko dźwięk przypominający krztuszące się małe dziecko. Clary chyba się zaniepokoiła. - Coś się stało? Mam tam zejść?
Hugo jednak nic nie próbował odpowiedzieć i nadal parł w górę stękając uporczywie. Clary w końcu nie wytrzymała i postanowiła zejść chociaż trochę w dół. Nie zapalała różdżki, tylko zostawiła ją obok wejścia. Zgrabnie zeszła około dwudziestu szczebli w dół kiedy napotkała Hugo. Chłopiec z wielkim trudem podał jej miecz Helgi.
Dziewczyna nie ukrywała zdziwienia widokiem miecza, ale wzięła go od Puchona i zaczynała wspinać się wyżej, o wiele wolniej niż schodziła. Gdy znalazła się już na szczycie rzuciła miecz na podłogę co musiało narobić hałasu i wygramoliła się z tunelu. Potem pomogła także kuzynowi. Cały zdyszany padł na podłogę.
- Świetnie się spisałeś mały - Clary poczochrała mu włosy i uśmiechnęła się życzliwie. On odwzajemnił uśmiech.
Nagle usłyszeli jakies kroki dochodzące z korytarzy do dormitorium chłopców. Clary i Hugo poderwali się z podłogi jak oparzeni. Gryfonka szybko zasunęła wieko do tunelu i ułożyli deski od podłogi. Hugo wziął miecz i pobiegł na kanapę, chowając go między poduszkami, a Clary chwyciła pierwszą lepszą książkę z półki i dosiadła się szybko do Puchona. Otworzyła pierwszą lepszą stronę i udawała, że uczy kuzyna.
- A tutaj widzisz masz regułkę i musisz... - Clary przerwała gdy ktoś wszedł do Pokoju i spojrzała się w jego stronę. - O cześć Bellamy. Nie śpisz?
W pokoju rzeczywiście stał zaspany Bellamy z piątego roku. Clary znała go z niektórych lekcji jak na przykład Zielarstwo. Lubiła go, zawsze był dla wszystkich bardzo miły. Miał rozczochrane czarne włosy i brązowe oczy. Ziewnął zmęczony i przetarł oczy.
- Hej Clary. Słyszałem jakieś hałasy, brzdęki, trzaskanie. To wy? - zapytał i znowu ziewnął. Weasley uśmiechnęła się do niego słodko.
- To nie my, ja tylko tłumaczę Hugo lekcje, bo ma troche problemy. I nic nie słyszeliśmy. Może ci się przyśniło? - Claey zatrzepotała rzęsami i udawała przez chwilę głupiutką nastolatkę. Bellamy pokiwał nieufinie głową.
- Taak, przyśniło... - skręcił i już miał wracać do sypialni kiedy z powrotem się do nich odwrócił. - Dlaczego tłumaczysz Hugo Wróżboarstwo? To jest na trzecim roku, a on jest ma drugim?
Clary spojrzała na okładkę książki. Rzeczywiście, wzięła Wróżbiarstwo. Nie spodziewała się, że chłopak zauważy. Kuzyn jednak odpowiedział za nią.
- No wiesz, każdy ma jakieś pasje. Moją na przykład jest picie herbaty i czytanie z jej fusów. - Hugo wyszczerzył zęby, a loczki opadału mu ma oczy. Gryfonka zebrała całą swoją siłę woli aby nie wybuchnąć śmiechem. Bellamy stwierdził, że nie ma sensu dłużej ciągnąć tej rozmowy i wrócił do sypialni. Gdy usłyszeli, że zamknął za sobą drzwi, Clary i Hugo roześmiali się bardzo głośno.
***
Neal i Alexis spotkali się przy drzwiach do Pokoju Wspólnego Slytherinu. Blackówna była gotowa do wszystkiego. Czuła się bardzo zdeterminowana do znalezkenia miecza. Kiedy Johnson ją zobaczył, kiwnął głową, że ma iść za nim. Bez żadmego "Cześć", bez żadnego "Jak tam?". Po prostu miała iść za nim.
- Skoro Lexi ma miecz, to dlaczego nie szukamy go w jej dormitorium? - odezwała się w końcu Ślizgonka, a Neal zerknął na nią z ukosa.
- Lexi nie jest aż tak głupia, żeby trzymać tak cenną rzec w dormitorium. Za to w Hogwarcie jest wiele tajemnych przejść i pomieszczeń, o których nikt nie ma pojęcia. - głos chłopaka był całkiem spokojny. Tłumaczył Alexis cierpliwie, nie wyzywając jej, dlaczego się sama nie domyśliła.
- A ty oczywiście wiesz w którym ukrytym ponieszczeniu jest? - rzuciła z przękąsem, a on wzruszył ramionami.
- Znam lokalizację tylko jednego, więc zajrzymy tam. Jeżeli nie będzie, wtedy będziemy się martwić. - stwierdził z kamienną twarzą Ślizgon. Alex przyglądała mu się uważnie. Nie mogła się nadziwić, jak potrafił chować się pod maską człowieka bez uczuć. Rozpaczał po stracie Clary, chociaź też to ukrywał. Czuła to po prostu. Bycie dotkniętym klątwą, to też musiało go w pewien sposób ukształtować.
W końcu doszlo do celu i znaleźli się na drugim końcu lochów. Alexis widziała tu ślepy zaułek bez żadnych drzwi, ale wiedziała, że tajne przejścia potrafią być nieźle schowne. Neal podszedł do jednej ze ścian ją macać.
- Czego szukamy? - zapytała się Alexis i dołączyła do chłopaka.
- Małej dziurki do której można wyłożyć końcówkę różdżki. - powiedział. Blackówna przejechała palcami po kawałku ściany. Potem po kolejnym i kolejnym, aż w końcu za piątym razem, jej paznokieć o coś zachaczył i o mało się nie złamał. Wróciła ręką w to miejsce i rzeczywiście, była tam malutka dziurka.
- Znalazłam - ucieszyła się dziewczyna. Neal podszedł do niej i pokiwał głową co miało znaczyć "dobra robota". Włożył końcówkę swojej różdżki w otwór i zamknął oczy. Skupił się na drzwiach i wejściu i one się pojawiły. Alex nie kryła podziwu. Razem z James'em uważała, że odkryli już wszystkie tajemne pomieszczenia i przejścia w Hogwarcie również z pomocą mapy. O tym jednak nie wiedzieli, ale Alex zanotowała sobie w głowie, aby przy najbliższej okazji powiedzieć przyjacielowi.
W końcu na ścianie pojawiłi się wielkie, mosiężne drzwi. Dziewczyna myślała, że narobią niezłego hałasu gdy będą je otwierać, ale o dziwo otworzyły się lekko i bezgłośnie. Johnson przepuścił Blackównę przodem, a potem zamknął za sobą drzwi, które natychmiast zniknęły.
- Jak stąd wyjdziemy? - spanikowała dziewczyna i zrobiła zdenerwowaną minę. Neal uśmiechnął się prawie niezauważalnie.
- Jest inne wyjście, którym wyjdziemy na zewnątrz - wzruszył ramionami i ruszył w głąb wątkiego, ale nie długiego korytarzyku. W końcu weszli do jakiegoś pomieszczenia, słabo oświetlonego lampą wiszącą na suficie. Alexis zaparło dech w piersiach.
To pomieszczenie wyglądało jak istne laboratorium szalonego naukowca. Gdzieniegdzie leżały rozrzucone martwe żaby, skrzydła nietoperzy, były półki z różnymi składnikami do eliksirów, był duży stół, na nim fiolki i mugolski mikroskop. W samym rogu stała wielka szafa. Neal podszedł do niej i otworzył na oścież. Były w niej trzy wieszaki. Dwa całkowicie puste, a na trzecim wisiała maska. Biała maska.
Alex wstrzymała oddech i wzięła ją do ręki. To była maska, w którą ubierały się dziewczyny, gdy szły atakować mugoli. Miała ochotę ją roztargać, podepać i wyrzucić, ale nie zrobiła żadnej z tych rzeczy. Odłożyła ją tylko na miejsce i spojrzała na dno szafy, wyścielane różnymi materiałami. Podniosła je i jej oczom ukazał się miecz. Srebrny miecz wysadzany zielonymi brylantami na rękojeści i z napisem "Salazar Slytherin" na klindze. Blackówna wzięła go ostrożnie w ręce i przejechała zafascynowana po klindze. Neal zamknął szafę i rozejrzał się po pomieszczeniu.
- Musimy się stąd wy... - nie zdążył jednak skończyć wypowiedzi, bo usłyszeli tworzenie się mosiężnych drzwi. Ktoś wchodził do pomieszczenia. Johnson złapał Alexis za rękę i szybkim krokiem przeszli do drugiego tunelu, fdzie znajdowało się wyjście. Dopadli do drzwi i usłyszeli najpierw kroki, a potem otwieranie się szafy. Alex modliła się w duchu, aby ten ktoś kto tu przyszedł, jie zauważył zniknięcia miecza.
Szafa zatrzasnęła się w tym momencie, w którym Neal otworzył drzwi i wypadli na dwór. Znajdowali się na przeciwko Zakazanego Lasu, jednak zbyt daleko aby tam dobiec i się schować. Neal wziął miecz od Alex i wbił go w ziemię w niewielkim krzaku. Był jednak zbyt mały by się za nim schować.
- Co robimy? Ktoś jest zbyt blisko żeby uciekać. - dziewczyna rozglądała się z Neal'em w poszukiwaniu jakiejś ucieczki. Stali trzy metry od wyjścia. Od wyjścia, które właśnie się otworzyło.
Alex niewiele myśląc przyciągnęła do siebie Ślizgona i pocałowała go. Neal początkowo zdziwił się i zesztywniał, ale dziewczyna wbiła palce w jego ramiona, dając tym samym znak, że ma się nie odrywać. Chłopak zrozumiał, o co Blackównie chodzi. Jedną ręką objął ją w pasie, a drugą zanurzył w jej włosach. Usłyszeli zatrzaśnięcie się drzwi i przerwali odwracając sięw tamtą stronę. Stała w nich spanikowana Lacey, chowając coś za sobą. Spojrzała na wyjście, które już zdążyło już zniknąć. Rudowłosa chyba odetchnęła z ulgą.
- Nie przeszkadzajcie sobie. - powiedziała pośpiesznie i pognała biegiem najprawdopodobniej aby wjeść do Hogwartu. Gdzy zniknęła, Alex puściła Neal'a i odsunęła się opierając o ścianę.
- Było blisko. - stwierdziła krótko przeczesując włosy.
- Niezły sposób na udawanie niewinnego. - pierwszy raz od początku wyprawy Alex zobaczyła uśmiech na twarzy Neal'a. Dziewczyna uśmiechnęła się przebiegle.
- Jakoś trzeba sobie radzić kiedy bardzo często robisz coś nielegalnego. - Ślizgonka podeszła do krzaka i podała go Johnsonowi. W końcu to on był Złotym Dzieckiem. - Swoją drogą, nieźle całujesz.
I poszła przodem nie widząc jak odący za nią chłopac ściął buraka.
***
Alexis i Neal już prawie doszli do Pokoju Wspólnego Slytherinu, kiedy nagle wejście do niego się otworzyło. Johnson schował miecz za sobą, a z pokoju wypadły dwie osoby. Dwóch chłopców.
- Al? Scor? Co wy robicie? - zatrzymała chłopaków, a Neal rozluźnił się i nie chował już miecza. Przyjaciele spojrzeli po sobie cali zdenerwowani. Spojrzeli nieufnie na Neal'a. Alex to zauważyła. - On jest po maszej stronie. Mówcje!
- Bo... Bo Lexi, Lacey i Isabell znowu ruszają zabić jakiś niewinnych mugolów. - wydyszał Scorpius. Neal cały się spiął, chciał się odezwać, ale Blackówna zrobiła to pierwsza.
- Gdzie? Usłyszeliście gdzie? - złapała Albusa za ramiona i rozszerzyła oczy.
- Tak... - odezwał się Albus z bólem i strachem na twarzy. - Idą do Doliny Godryka.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top