Rozdział 18 (III)

- Dowiem się, dlaczego nie byliście na lekcji? I co robiliście na korytarzu? I dlaczego panna Black jest pół przytomna? - McGonnagal siedziała przy biurku i bębniła palcami w blat. Wszyscy zaczęli mówić na raz i żywo gestykulowali. - Cisza!!! Pan Johnson mówi z racji, że jest najstarszy.

- To wszystko przez moją siostrę - powiedział bez chwili wahania i ścisnął dłoń Clary, którą trzymał.

- Zrzuca pan całą winę na swoją siostrę? Myślałam, że będzie jej oan bronił. - Minevra popatrzyła na nich spod swoich okularów.

- Jak można w ogóle bronic takiego potwora! - wtrącił się James, a kobieta spiorunowała go wzrokiem.

- Teraz mówi pan Johnson - powiedziała dobitnie, a Potter założył naburmuszony ręce na piersi.

- Może niech Clary opowie? W końcu to ona była zamknięta w schowku. - stwierdziła Alexis zanim Neal zdążył otworzyć buzię.

- Jak to zamknięta w schowku? - McGonnagal okazała cień niepokoju. - Proszę mówić.

Weasleyówna wzięła głęboki wdech i zaczęła mówić. Opowiedziała w skrócie całą historię od listu, który napisała Lexi, aż po spotkanie dyrektorki. Ominęła tylko swoją wizję i to, że znalazła miejsce gdzie została schowana strona. Nauczycielka nie przerwała jej ani razu.

- I naprawdę panna Johnson to zrobiła? - dopytywała się z niedowierzaniem.

- Tak - odpowiedzieli wszyscy chórem, a dyrektorka pokiwała głową.

- Dobrze, ukarzę ją oczywiście podobnie jak pannę Malfoy i pannę Lacey Weasley. Ale wy też zachowaliście się bardzo nieodpowiedzialnie i nieprofesjonalnie. - profesor mówiła to tak spokojnie, że wszyscy aż byli zdziwieni, że była zła. - Powinniście powiedzieć o tym jakiemuś profesorowi.

- Mówiliśny profesorowi Slugthornowi! - wtrącił się James.

- Ale on to zbył! - dodał Fred.

- Dobrze, porozmawiam z nim. Waszą historię już rozumiem. Ale dlaczego znaleźli się z wami pan Malfoy, pan Potter i pan Johnson?

- Do mnie przyszli gdy myśleli, że to ja coś zrobiłem Clarissie, bo teoretycznie miała być ze mną tamtego wieczoru. - odpowiedział spokojnie Neal, a dyrektorka kiwnęła głową.

- A my z Albusem znaleźliśmy się po prostu w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie - westchnął Scorpius.

- Wychodziliśmy z Pokoju Wspólnego akurat wtedy gdy Lexi i Neal walczyli na korytarzu - wytłumaczył Albus. - Alexis kazała nam biec i odnaleźć Clary.

- Dobrze, chyba już wszystko rozumiem oprócz jednego - pani dyrektor zrobiła pauzę. - Dlaczego panna Johnson tak bardzo chciała zrobić krzywdę Clarissie?

W pokoju nastała grobowa cisza. Nikt się nie odzywał, bo nikt nie znał odpowiedzi. Każdy patrzył wyczekująco na Clary, ale ona patrzyła na Neal'a. Ale Johnson też milczał. Układał w głowie sensowną odpowiedź, ale każdy powód, który wymyślił wydawał mu się bezsenswony. Domyślał się już prawidłowej odpowiedzi, ale nie śmiał jej powiedzieć na głos. W końcu postanowił improwizować.

- Wydaje mi się, że dla tego, że jest moją dziewczyną. Lexi nigdy nie lubiła moich znajomych. W sierocincu mieliśmy tylko siebie i myślę... myślę, że ona boi się, że gdy ja sobie ułożę jakoś życie, to ona zostanie sama. - powiedział cicho Neal, a po jego wypowiedzi znowu nastała cisza. Alexis otworsyła buzię by coś powiedzieć, ale w końcu zrezygnowała.

- Porozmawiam z pana siostrą i wyciągnę konsekwencje - powiedziała w końcu dyrektorka. - Ale nie myślcie, że wam od razu odpuszczę. Też zostaniecie ukarani.

- Ale... - zaczął James, lecz nie było dane mu skończyć.

- Nie panie Potter. Nie ma żadnego "ale". Mogliście się do mnie zgłosić, ale tego nie zrobiliście. Nie mogę pozwolić na takie zachowanie. - przerwała ostro nauczycielka i powiedziała to pewnyn głosem. Clary niepewnie podniosła rękę by o coś zapytać. McGonnagal skinęła głową, dając jej pozwolenie się odezwać.

- Czy możemy już nie iść na lekcję? Umieram z głodu i nie czuję się najlepiej. - powiedziała Clarissa łapiąc się za głowę. Dyrektorka zmrużyła oczy by dopatrzeć się tu jakiegoś podstępu, ale przecież Clary całą noc i ranek spędziła zamknięta w schowku na miotły.

- Dobrze, jesteście zwolnieni z dzisiejszych lekcji. Chyba, że ktoś chce iść. - uległa dyrektorka, a Clary odetchnęła z ulgą.

- Dziękuję - odpowiedziała i znowu nastała cisza.

- Możemy już iść? - zapytał Albus po chwili. Minevra pokiwała głową i uczniowie wstali by wyjść.

***

- Która godzina? - wymamrotał James gdy wyszli z gabinetu dyrektorki. Fred spojrzał na swój zegarek.

- Siedzieliśmy tam ponad godzinę. Jeszcze mamy jedną lekcję. - odpowiedział rudzielec.

- My ze Scorpiusem jeszcze dwie. Idziemy, co nie? - stwierdził Albus, a Malfoy pokiwał głową.

- Kujooony - zagwizdał James i dostał mocnego kuśkańca od Alex. Spiorunowała go wzrokiem, a on przewrócił tylko oczami.

- Bynajmniej mają jakiś cel - Clary też próbowała obronić kuzyna i jego przyjaciela, a James znowu zrobił znudzoną minę. W końcu doszli do korytarza, gdzie nadszedł czas by się rozdzielić.

- To cześć - powiedział Albus i ze Scorpiusem udali się na Transmutację. Clary puściła dłoń Neal'a i przytuliła go.

- Dziękuję - powiedziała szeptem tak żeby tylko on ją usłyszał. Johnson też mocno ją przytulił.

- Eghem - chrząknął James. Clary puściła Ślizgona i popatrzyła się na przyjaciela z teatralną miną. Blackówna znowu dawała mu kuśkańca.

- To pa - powiedziała Clary do Neal'a i Alex, po czym spiorunowała wzrokiem Pottera, po czym zwróciła się do Freda. - Idziemy do kuchni. Jestem głooodna!

- Clary, nie obrazisz się jeśli podeprę się o twojego chłopaka? - zapytała Alexis puszczając James'a i Freda i idąc chwiejnym krokiem do Neal'a.

- Nie - uśmiechnęła się Gryfonka i spojrzała na Johnsona. - Ja wręcz mam nadzieję, że Neal ci pomoże.

- Pomogę - odparł Ślizgon i podał ramię Blackównie, która już do niego podeszła. Złapała je i pomachała do Gryfonów.

- Do zobaczenia dzisiaj o piętnastej na stadionie - powiedziała, a Gryfoni zmarszczyli brwi nie wiedząc po co. - Zapomnieliście? Cassie ma ten wyścig.

- Zapomniałabym! - Clary pacnęła się otwartą ręką w czoło. - Dzięki za przypomnienie!

W końcu się rozeszli. Blackówna podpierała się całą drogę o Johnsona. Ze sto razy pytał się już jej czy nie lepiej, żeby poszła do Skrzydła Szpitalnego, bo zaklęcia Lexi mogą być niebezpieczne, ale ona się nie zgodziła i dzielnie brnęła dalej. Szli w milczeniu, aż w końcu Alex przerwała ciszę.

- O jakiej klątwie mówiła Lexi? - zapytała, a Neal zatrzymał się tak gwałtownie, że Black upadła. Neal szybko pomógł jej wstać, a ona patrzyła na jego nieodgadniony wyraz twarzy.

- O żadnej - powiedział w końcu i ruszył dalej trochę szybciej niż przed tem. Alex starała się dotrzymać mu kroku.

- Nie jestem głucha - zaprotestowała dziewczyna próbując go trochę zatrzymać.

- Przesłyszałaś się - stwierdził sucho.

- Nie! Nie przesłyszałam się! Zatrzymaj się do cholery. - Blackówna szarpnęła go i odwrócił się w końcu twarzą do niej. - Tu chodzi o moją przyjaciółkę. Co jej grozi? Jaka klątwa?

- Lexi zmyślała - odparł ponownie w pośpiechu, ale Alexis mu nie wierzyła.

- Nie rób ze mnie idiotki. Powiedz mi o co chodziło. - powiedziała pewnym i dobitnym głosem patrząc się prosto w oczy Ślizgona. Nadal jednak nie mogła odkryć jego myśli.

- Nie masz się czym martwić - zaczął ostrożnie. - Klątwa nie dotyczy Clary, tylko mnie. Jej nic się nie stanie. Przysięgam.

- Dlaczego ci nie wierzę? - westchnęła Alexis, a on wzruszył ramionami z grobową miną.

- Nie wiem. Mówię prawdę. - powiedział, wziął ją pod rękę i poszli dalej już dalej w milczeniu.

***

- Cassie nie denerwuj się. Będzie dobrze. - Hugo stał przy kuzynce, która bardzo się denerwowała, na boisku od Quiddicha.

- Nauczyłaś się świetnie latać. Ona nie ma z tobą już szans. - Jace przygotowywał dla siosry swoją miotłę.

- Dzięki, że we mnie tak wierzycie, ale ja nie mam sznas... - Weasleyówna obgryzała paznokcie z nerwów.

- Zobacz, przyszli! - Jace pokazał w stronę zamku. Na boisko wchodzili Clary, James, Fred i Alexis. Za nimi szli nawet Scorpius, Albus i Rose. Cassie od razu poprawił się humor.

- Dobra... Jakoś dam radę. - stwierdziła i wzięła od brata miotłę.

Amanda Gray stała razem ze swoimi koleżankami z dormitorium i chichotały co trochę wskazując na Weasleyównę. Widownia na trybunach składała się w większości z młodszych Krukonów. Cassie i jej rywalka podeszły na środek boiska. Reszta odeszła na trybuny. Jedynie Jace i przyjaciółka Amandy; Kaia zostali z dziewczynami.

- Dobra zasady są proste - zaczął Jace wsiadając na miotłę Hugo, bo pożyczył swoją siostrze. - Macie zrobić pięć kółek na około stadionu. Ta, która pierwsza dotrze do swojego "zakładnika", wygrywa i może wymyślić tej drugiej karę.

- Do mioteł - rozkazała Kaia i poszybowała w górę, gdzie miała zająć miejsce. Jace poszedł w jej ślady. Cassie i Amanda dosiadły swoich mioteł. Spojrzały na siebie. Wealsyeówna zacisnęła dłonie na kiju.

- Żebyś tylko nam księżniczko nie spadła - zakpiła sobie Gray i poleciała do Kai. Zielonooka w końcu poderwała się w górę i znalazła się obok brata.

- Powodzenia. Dasz radę. - uśmiechnął się Jace i przytulił ostrożnie siostrę jedną ręką.

- Dzięki - westchnęła dziewczynka.

- Na miejsca! - Kaia bawiła się w sędzię. Dwie dziewczyny podleciały do miejsca, z którego miały startować. - Gotów! Start!

Amanda ruszyła jak torpeda i znalazła się już na zakręcie, zanim Cassie zdążyła wystartować. Z trybunów było słychać głośne wiwaty rodziny Cassie i Krukonów. Weasley trzymała się mocno miotły, aż zbielały jej kostki. Starała się lecieć równo i kontrolować miotłę Jace'a. Byka bardzo szybka i nawet Cassie nie zdążyła za dużo pomyśleć, a skończyła już pierwsze okrążenie.

Amanda wyprzedzała Cassandrę. Avadooka miała nadzieję ją jeszcze dogonić. Nachyliła trzon miotły lekko do przodu tak jak pokazywali jej Alexis i James. Miotła automatycznie jeszcze bardziej przyspieszyła, ale kierowała się też w dół. Cassie musiała ciągle zwiększać swoją wysokość, by nie dolecieć do ziemi. Po trzecim okrążeniu już prawie doganiała rywalkę. Gray co trochę oglądała się do tyłu sprawdzając ich odległość. Gdy zaczęło się czwarte kółko, Cassie w końcu wyprzedziła Krukonkę. Wiwaty na trybunach stały się jeszcze głośniejsze.

Przez całe czwarte okrążenie to Cassandra minimalnie prowadziła. Gdy zaczęło się piate miała nadzję, że już nic się nie zepsuje i tak zostanie. Może jednak ma szansę na wygraną.
Nagle zauważyła, że Amanda powoli wyrównuje z nią lot. Weasley przyspieszała, ale konkurentka uporczywie próbowała lecieć obok niej.

Gdy zostało ćwierć okrążenia do mety, Cassie nagle zachwiała się na miotle, a Amanda to wykorzystała. Rąbnęła swoją miotłą w miotłę Weasleyówny i przyspieszyła wychodząc na prowadzenie. Usłyszała krzyki swojej rodziny i znajomych z trybunów. Cassandra zachwiała się jeszcze bardziej i ledwo utrzymywała równowagę. Musiała zwolnić, by z powrotem uzyskać kontrolę nad miotłą. Gdy znowu przyspieszyła, nie miała już szans na wygraną. Gray doleciała do Kai, a osoby, które jej kibicowały zaczęły głośno wiwatować zagłuszając oburzenie Gryfonów i Ślizgonów.

- To było nie fair! - usłyszała gdy doleciała w końcu do brata. Wszyscy zeszli z trybunów i ruszyli w ich stronę, a oni zlecieli na ziemię.

- Przecież nic nie zrobiłam! - zdziwiła się Krukonka udając zaskoczoną.

- Specjalnie wleciałaś w Cassie! - upierał się Jace, a Amanda zrobiła urażoną minę.

- Jak śmiesz!? To był czysty przypadek! - Kaia stanęła po stronie przyjaciółki.

- Hej! Co ty sobie wyobrażasz? Nie obowiązywały przypadkiem żadne zasady? - James dobiegł już do czwórki Krukonów i nie był zadowolony, że Gray zachowała się tak, a nie inaczej.

- Nie ustalaliśmy żadnych zasad - uśmiechnęła się niewinnie, a zarazem James i Jace zacisnęli pięści.

- Mogła cię w takim razie zrzucić z tej miotły - syknął Krukon, bardziej do siebie, ale i tak było go słychać. Teraz już wszyscy zebrali się przy Krukonkach i albo wiwatowali, albo okazywali swoje oburzenie.

- Dobra! Wystarczy! - krzyknęła w końcu Cassandra, a wszyscg od razu zamilkli i spojrzeli na dziewczynkę. - Przyjmę karę jaką da mi Amanda.

- Cassie nie! - Clary starała się obronić siostrę, ale ona ją od razu uciszyła.

- Ma rację. Nie ustalałyśmy dokładnych zasad. Przegrałam. Zgodnie z umową, Amanda może wynyślić mi jakąś karę. - powiedziała spokojnie Weasleyówna. W jej głosie dało się jednak wyczuć lekki smutek.

- Świetnie! - klasnęła w dłonie Gray i uśmiechnęła się wrednie. - Wrzucimy cię do jeziora!

***

Większość kibiców z wyścigu zebrała się wokół jeziora. Cassie stała dzielnie przy brzegu obok brata. Jej przeciwniczka chichrotała jak głupia mówiąc ciągle, że wygrała.

- Wrzucajcie mnie już, bo chcę mieć to za sobą - zdenerwowała się w końcu zielonooka. Gray znowu wybuchnęła śmiechem i podeszła do rywalki.

- Minutę. Musisz być pod wodą minutę. - powiedziała z wyższością. Cassie otworzyła buzię by coś powiedziec, ale uśyszała zdenerwowany i przerażony głos Clary.

- Ona się udusi! Pogięło cię!? Samo wrzucenie jej tam jest wystarczające!

- Cassie nie wstrzyma oddechu na tak długo głupia idiotko - warknął Jace i stanął przed siostrą.

- Ma pecha - prychnęła Kaia.

- Kara miała być nie zagrażająca życiu! - Hugo pojawił się obok Jace'a.

- Dobra, trzydzieści sekund. Więcej nie zniżę. - powiedziała dobitnie. Reszta chciała się jeszcze kłócić, ale Cassie przepchnęła się na przód.

- Dam radę. Jeszcze zobaczysz, że to ty jesteś słaba. - Weasleyówna zwróciła się do rywalki, której mina pozostała nieugięta.

- Jeśli po minucie nie pojawisz się na powierzchni, płyniemy po ciebie - powiedziała Clarissa przytulając siostrę.

Dwóch Gryfonów z czwartego roku, na polecenie Amandy złapali dziewczynkę. Rozhuśtali ją i wrzucili do jeziora. Była lekka więc poleciała dalej niż zamierzali.

***

Cassie nabrała oddech i poczuła jak wpada do wody. Zacisnęła oczy i zaczęła w myślach odliczać trzydzieści sekund. Z każdą chwilą opadała coraz głębiej. W końcu odważyła się otworzyć. Oczy. Wątpiła czy cokolwiek zobaczy przez muł w jeziorze, ale i tak to zrobiła. Jakież było jej zdziwienie gdy wszystko normalnie widziała. O mało nie krzyknęła i nie straciła całego powietrza. Rozejrzała się po coraz bardziej ciemnym jeziorze. Do dna było jeszcze kilka metrów.

Gdy zostało jej już piętnaście sekund miała już wypływać powoli na powierzchnię. Wtem zobaczyła zoś na dnie jeziora. To coś świeciło słabym, niebieskim światłem. Spojrzała w górę. Do dna miała bliżej niż do brzegu. Szybko podjęła decyzję by płynąć do świecącego przedmiotu.

Dotarła na dno gdy zostało jej jeszcze pięć sekund. Przedmiot znajdował się pod mułem. Odgarnęła go ręką i odpędziła kilka ryb. Uniosła świecącą małą szkatułkę. Chciała ją otworzyć, ale coś podpowiadało jej, że lepiej nie robić tego pod wodą. Spojrzała w stronę nieba. Czas już dawno minął. Schowała skarb do kieszeni. I odbiła się od brzegu.

Płynęła dzielnie, ale w połowie drogi zaczęło jej brakować powietrza. Jeszcze piętnaście sekund, zanim ktoś po nią wskoczy. Rozejrzała się spanikowana. Czuła, że klatka piersiowa zaraz jej się rozerwie. Z przyzwyczajenia otwarła buzię i chciała nabrać trochę powietrza. Jedyne co dostało się do jej ust to woda. Zaczęła się krztusić, ale ciężko jej było cokolwiek zrobić bez tlenu. Znowu zaczęła powoli opadać i oddalać się od brzegu. Spanikowana zaczęła machać szybko rękami.

Nagle ni stąd, ni z owoąd poczuła przypływ jakiejś siły. Dziwnej siły. Poczuła mrowienie w dłoniach. Spojrzała na nie, a one zaczęły się trząść. Jedyne co przyszło jej do głowy to machnąć nimi mocno w dół. Woda zabulgotała, a Cassie poczuła, że znowu ma tlem w płucach. Poczuła ogromną ulgę. Potem spostrzegła się, że leci w górę! Przebiła się przez taflę jeziora i pojawiła na zewnątrz. Usłyszała wiwaty, westchnienia ulgi i okrzyki zdumienia.

Weasleyówna zawisnęła w powietrzu. Spojrzała ma swoje stopy i spostrzegła, że stoi na wielkim słupie wody i nie upada. Zauważyła, że ma otwartą szeroko buzię i pospiesznie ją zamknęła. Spojrzała na swoje ręce. Jeżeli zrobiła to sama bez różdżki, to lepiej, żeby obcy nie wiedzieli, że tak potrafi. Machnęła niespostrzeżenie ręką, a słup rozpadł się na małe kropelki wody, a Cassie znowu wpadła do jeziora.

Wypłynęła normalnie na brzeg kaszląc i się krztusząc. James i Fred wyciągnęli ją na brzeg. Amanda i Kaia odeszły jako pierwsze nie zamieniając z Weasleyówną ani słowa. Po niej odchodziła reszta Krukonów. Zostali w końcu tylko bliscy Cassandry.

- Cassie, tak się bałam - Clary przytuliła mokrą siostrzyczkę.

- Co to był za pokaz mocy? To było niesamowite. - odezwał się Albus patrząc z podziwem na kuzynkę. Ona tylko pokiwała głową i wypluwała resztki wody z płuc.

- Dlaczego nie zostałaś przy powierzchni? - teraz to Jace przytulał siostrę ogarnięty ulgą.

- Bo zobaczyłam to na dnie - Cassie sięgnęła do kieszeni i wyjęła z niej małą, metalową szkatułkę. Clary wzięła od niej skarb i razem z Alexis obejrzała uważnie.

- Co to jest? - zapytała ze zmarszczonymi brwiami. Zielonooka wzruszyła ramionami.

- Świeciło się - dodała jeszcze. Clary podała skarb Alexis, Alexis podała James'owi, James Fredowi i tak każdy mógł obejrzeć skarb. Alex wyciągnęła różdżkę i machnęła nią wypowiadając zaklęcie otwierające skrzynie.

Szkatułka otworzyła się, a Blackówna wyciągnęła z niej rulon z papieru. Rozwinęła go i otwarła szeroko oczy.

To była zaginiona strona 234.

**************************

No hej hej :D ciężko mi się jakoś pisało ten rozdział ;P
Jak myślicie, co będzie na tej stronie?

Komentujcie ;***

Pozdrowionka

TheQueenOfMagic 😊









Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top