9. Na lotnisko (II)

Udało mi się jakimś cudem wcześniej sklecić rozdział! Jupii! cieszymy się !! xD
Mam nadzieję, że wasza aktywność pod tym rozdziałem mnie powali :D (czyli że będzie dużo komentarzy i gwiazdek :*)
Iks de de de de de de

Ja chce taki tort jak w mediach xD

Miłego czytania!

***************************

Harry, Ron, Hermiona, Mia i Akkie wylądowali w jakimś lesie wręcz się przewracając.

- Co to za las? - zapytała Akkie rozmasowywując kolano.

- Często przyjeżdzałam tu z rodzicami. - wzruszyła ramionami Hermiona i zaczęła głęboko wdychać świeże powietrze.

- Dobra, Akkie musimy namierzyć Ginny. - powiedziała Mia wyciągając okulary przeciwsłoneczne rudowłosej. Blondynka przytaknęła i splotły ze sobą ręce umieszczając je między swoimi czołami. W rękach trzymały rzecz Weaseyówny.

Dwie dziewczyny zaświeciły oślepiającym blaskiem i zaczęły szybciej oddychać. Na ich ramionach stał się nagle bardzo wyraźny kształt jakiegoś dziwnego znaku. Wyglądało to niczym tatuaż.
Wtem siostry przestały świecić i otrząsnęły się jakby z transu.

- Akkie skup się. - powiedziała spokojnie Mia zakładając kosmyk włosów za ucho.

- Staram się. - odburknęła blondynka. Ponownie zrobiły to samo i znowu otrząsnęły się jakby z transu.

- To na nic. -westchnęła czarnowłosa i ze zmęczenia usiadła aż na ziemi.

- Jak to na nic? - przeraził się Ron.

- Nie da się jej wytropić. Albo rzucono na nią jakieś zaklęcia , albo znajduje się blisko wody... - wytłumczyła Akkie rozkładając bezradnje ręce. Przyjaciele jęknęli zawiedzeni.

- Nic się nie da zrobić? Na prawdę nic? Nic nie czujecie? - Harry nadal wierzył, że jest jakiś sposób odnalezienia dziewczyny.

- Wiemy jedynie, że jest za granicą. - powiedziała Mia chowając twarz w głowach. - Tylko tyle.

- Za granicą? Jesteśmy na wyspie! Gdzie ona mogła ją wywlec!? - Ron zaczął rozpaczliwie wymachiwać rękami i chodzić nerwowo po lesie.

- Mamy jaki kolwiek trop? Wizja miejsca gdzie może być Ginny? - Hermiona zdawała się wiedzieć już dokładnie wszystko o zachowaniu aniołów. Przeczytała o tym ostatnio tony książek więc wiedziała jak działa magia aniołów.

- Jakiś taki zniszczony, zawalony duży budynek. - Mia skupiła się najmocniej jak mogła.

- Coś więcej? - ponaglił ją Ron. Akkie zaczęła grzebać w swoim plecaku i wyciągnęła z niego duży, błękitny zeszyt w twardej okładce. Przyczepiony był do niego ołówek, który zręcznie chwyciła. Otworzyła na pustej stronie i zaczęła szybko i zawzięcie rysować rysunek z najdrobiejszymi szczegółami. Była tak skupiona, że nikt nie śmiał jej przerwać. Usiedli w milczeniu na runie leśnym.

- To - po około pięciu minutach blondynka podniosła wzrok znad szkicownika i pokazała swoje dzieło reszcie.

- Widziałam to gdzieś! - Hermiona zerwała się na równe nogi i wzięła zeszyt od Akkie. - Na sto procent.

- Gdzie? - Harry również wstał i zaczął przyglądać się rysunkowi.

- W jakiejś książce ze szkoły. Ale mugolskiej szkoły. - Hermiona wytężyła umysł i zaczęła się gorączkowo zastanawiać.

- Myśl Hermiono. - Ron był bardzo zdenerwowany.

- Już wiem! To elektrownia! Ale nie pamiętan gdzie... - czekoladowooka zaczęła obgryzać paznokcie.

- Elektrownia? - Mia wyglądała jakby coś wiedziała. - Czy to nie ta co jakoś ostatnio wybuchła?

- O to ta! Pamiętam! - klasnęła w ręce Akkie i zaczęła grzebać w plecaku. Po chwilo wyciągnęła z niego wielką mapę Europy i rozłożyła na ziemi wskazując na jakiś punkt. - To tu! Na Ukrainie! Jestem pewna!

- Co tu jest? - Harry zmarszczył brwi.

- Czarnobyl - odpowiedziała za Akkie Hermiona i popatrzyła znacząco na anioły. - Wiecie, że tam jest bardzo niebezpiecznie? Nie ze względu na Wyklętych, ale na te toksyczne związki w powietrzu, które unoszą się tam do tej pory.

- Chyba o tym słuszałem. Rodzice stosowali wtedy te wszystkie srodki bezpieczeństwa i dawali nam do picia jakiś ochydny płyn. Fuj. - Ron skrzywił się na samo wspomnienie o tym. Harry i Hermiona zdawali się też to pamiętać.

- Jak się tam dostaniemy skoro to jest tak daleko? - oprzytomniał w końcu Harry i wszyscy popatrzyli znacząco na Hermionę.

- Nic z tego. Nie dam rady się teleportować tak daleko. Jeszcze tego nie ćwiczyłamm. - uniosła ręce w obronnym i rezygnującym geście.

- No to jak? - zrezygnowany Ron usiadł z powrotem na mchu.

- A może samolotem? - zapytała Akkie zdziwiona, że nikt na to nie wpadł.

- Jesteś genialna! - krzyknął Harry i  zaczął grzebać w plecaku. Wyjął z niego sakiewkę z galeonami. - Wymienimy je na mugolskie pieniądze i polecimy prosto do Czarnobyla.

- Chyba raczej na najbliższe lotnisko od Czarnobyla. - mruknęła Hermiona. - Musimy dostać się do Londynu na lotnisko.

***

Julie wylądowała na Peace Street i bez zastanowienia pognała w stronę domu Mii i Akkie. Bez zastanowienia prześlizgnęła się przez dziurę w płocie i zapukała szybko i mocno w drzwi. Stanęła w nich (o zgrozo) Marlene.

- Dzień dobry, jest Mia i Akkie? - Julie przywitała się któtko i za nim blondynka zdążyła zaprotestować, Potter wparowała do mieszkania.

- Po co tu przylazłaś? - syknęła kobieta. - Wynoś się!

- Potrzebuję pomocy Mii i Akkie. - powiedziała stanowczo Ruda i chciała wejść na górę po schodach, ale niebieskooka wyłoniła swoje skrzydła zagradzając nimi drogę Julie.

- Wynoś się. - syknęła blondynka, kiedy nagle z salonu wyszedł Joshep.

- Dzień dobry, są Mia i Akkie? - Julie zapytała mężczyzny.

- Są na górze. - odparł, ale gdy tylko napotkał groźny wzrok swojej żony, nattchmiast tego pożałował. Rudowłosa teleportowała się dokładnie za białe skrzydła Marlene i popędziła schodami na górę. Rozwścieczona gospodyni rzuciła się za nią w pogoń.
W między czasie jej bransoletka zamieniła się w srebrny bicz, który wystrzelił w stronę czarodziejki. Ona zrobiła unik i biegła dalej. Za drugim razem nie miała już szczęścia i bicz oplótł jej nogę przewracając ją i parząc. Zapewne spadła by ze schodów, gdyby w ostatniej chwili nie złapała się poręczy.

- Puszczaj! - krzyknęła Julie i przecięła zaklęciem bicz. Skorzystała z chwili nie uwagi zaskoczonej Marlene i dobiegła do pokoju dziewczyn otwierając szeroko drzwi. Pokój był pusty.

Weszła szybkim krokiem do środka rozglądając się za jakąś oznaką życia, ale nie było w nim nikogo.
Do pomieszczenia wpadła Marlene z anielskim nożem w ręce.

- Koniec tej gierki czarownico. Teraz już nie będę taka miła. - warknęła kobieta.

- A kiedy ty byłaś miła, co? - prychnęła Julie trzymając w pogotowiu różdżkę. Miała jednak nadzieję, że nie będzie musiała jej używać, bo nie chciała zrobić krzywdy kobiecie, mimo iż pałała do niej nienawiścią. Nagle blondynka stanęła bez ruchu.

- Gdzie dziewczyny? - Marlene zmrużła oczy i zaczęła rozglądać się po pokoju.

- O to samo chciałam się zapytać. - Potter wyrzuciła ręce w górę. W pokoju nie było ani śladu młodych aniołów.

- Joshep! Dziewczyny uciekły! - krzyknęła Marlene chowając anielski nóż za pasek i wściekła zmierzając do męża, kompletnie ignorując Julie.

***

Trójka czarodzieji i dwa anioły biegły przez lotnisko przepychając się między ludźmi. Ich samolot odlatywał za dwadzieścia minut. Teoretycznie mieli jeszcze dużo czasu, ale znaleźli się w innym budynku i musieli biec trzy budynki dalej.

- "Samolot do Kijowa odlatuje z przyspieszeniem za pięć minut ze stacji piątej" - rozległ się kobiecy głos z głośników. Harry przeklnął głośno podobnie jak Mia.

- Tędy - Akkie złapała Hermionę za ramię i pociągnęła na lewo o mało nie przewracając jakiejś kobiety w wściekle różowej sukience. - Tu są skróty.

Biegli już cali zasapani. Cała piątka ruszyła po schodach do jekiejś piwnicy. Bynajmniej nie byłk w niej tłumów. Przedzierając się po betonowej, brudnej podłodze dotarli do żelaznych drzwi. Ron szarpnął je z całej siły. Nawrt nie drgnęły. Zaczął więc je kopać jak szalony.

- Oh, odsuń się!- warknęła zirytowana Hermiona wyciągając różdżkę. - Alohomora! - zamek nawet nie drgnął nadal pozostawał zamknięty.

- " Samolot do Kijowa odlatuje za trzy minuty za stacji piątej" - usłyszeli stłumiony głos speakera.

- Bombarda! - sapnęła Granger i drzwi rozwaliły się na drobny mak. - Gazu!

Z niesamowitą szybkością wspięli się po schodach za drzwiami i na oślep pobiegli na stację piątą przedzierając się przez tłumy. Stewardesa już zamykała drzwi do ich samolotu, kiedy rozpędzony Ron nie zdążył zahamować i wpadł na kobietę. Wszystkie papiery i bilety, które trzymała w rękach rozsypały się po podłodze, a ona sama się przewróciła.

- Przepraszam! - krzyknął speszony rudzielec i i pomógł jej wstać. Łypnęła na niego groźnie.

- Zdążyliśmy? - zapytała się Hermiona wyciągając z plecaka pięć biletów.

- W ostatniej chwili. - sapnęła i wpuściła ich do samolotu zastrzaskując za nimi drzwi.

***

Julie biegła przedzierając się przez tłum. Daleko w tyle za nią biegli Marlene i Joshep. Przed chwilą w tłumie mignęła jej brązowa czupryna Hermiony, rozczochrane czarne włosy Harry'ego, rudy Ron i dwa anioły. Nagle zniknęli jej z oczu, ale ona biegła przed siebie co trochę potrącając ludzi.

Nagle przy stacji piątej zobaczyła jak cała piątka wyżej wymieniona wbiega do samolotu, a stewardesa zatrzaskuje za nimi drzwi. Gnała ile sił w nogach by zdążyć do nich, ale się spóźniła. Samolot odleciał. Zwolniła zrezygnowana i opadła zmęczona na podłogę.

- Dokąd poleciał ten samolot? - zapytała rozpaczonym głosem stewardesy.

- Do Kijowa. - odparła niemiło i oddaliła się bez słowa. Julie jęknęła i ukryła twarz w dłoniach.

********************

Dam dara dam! Jak się podoba? Może być?

KOMENTUJCIE PROSZĘ! Vote też nic nie kosztuje  iks de de de de

Pozdrowienia!

TheQueenOfMagic 💛













Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top