37. Złote Dzieci (I)

Zanim zacznę, wiecie że ta opowieść jest na 17msc w Fantasy!? :00 WOOW!
(te długopisy w mediach są piękne *.*)
**************************

- Dokąd idziemy? - wysapał Ron gdy biegli już tak około pięciu minut. Julie prowadziła ich po ciemku przez Zakazany Las i nie kazała oświecać różdżek. Nie wiedzieli, czy McGonagall jeszcze za nimi idzie.

- Tutaj. - Julie zatrzymała się tak gwałtownie, że biegnący za nią Harry przewrócił się. Dziewczyna pomogła mu wstać i wepchnęła ich wszystkich do jakiejś dziuro jaskini. Zjechali w dół i upadli na ziemię wyścielaną liśćmi.

- Ała! Ron, siedzisz mi na ręce! - jęknęła Hermiona. Chłopak szybko z niej zszedł i otrzepadł się.

- Gdzie my jesteśmy? I gdzie jest Julie? - wszyscy rozejrzeli się po ciemnej jaskini.

- Julie! - krzyknął Harry i oświecił różdżkę.

- Nie drzyj się tak, bo cię usłyszy. - syknęła dziewczyna. Przyjaciele dopiero teraz zauważyli, że siedzi ona nad wejściem do jaskini, a bardziej nory. - Czekajcie tu na mnie, zaraz przyjde.

- Idę z tobą. - zaprotestował chłopak i próbował wdrapać się po stromej ścianie, ale zjeżdżał na dół. Julie wycelowała w niego różdżką z niezbyt miłą miną.

- Macie siedzieć tutaj i nie wychodzić. Zrozumiano? Za chwilę wrócę. - Potter wstała i nagle.. zniknęła. Stała się niewidzialna i poszła gdzieś w tym samym momencie, kiedy McGonagall weszła na polankę.

- Co ona wyprawia? - zdenerwował się Harry.

- Nie wiem. Ale i tak wiesz, że jak sobie coś wymyśli, to jej już nie powstrzymasz. - Hermiona próbowała zachować obojętność, ale głos jej się łamał.

- Chodźcie obejrzeć jaskinie! - usłyszeli głos Rona z wnętrza nory. Poszli w tamtym kierunku.

Już po chwili zwykła, nierówna, wydrążona dziura w ziemi, miała proste, wyłożone kamieniami ściany, na których płonęły pochodnie. Im bardziej się zagłębiali, tym było jaśniej i ładniej.

- To jest niesamowite. - jęknęła w końcu Hermiona.

Nagle doszli do wielkich, mosiężnych drzwi. Nie miały w sobie nigdzie klamki. Ron kopał w nie, popychał, używał różnych zaklęć, ale nic.

- Jak to otworzyć? - zirytował się w końcu i spojrzał z nadzieją na Hermionę. Dziewczyna obejrzała je bardzo dokładnie, szukając jakiejś podpowiedzi. Nagle coś wyczuła przejeżdżając ręką drzwiach. Uznała, że to musi być jakiś rysunek lub napis, ale nie był dosyć wypukły by go odczytać, ani nie był wyróżniony kolorem.

- Aperacjum! - wypowiedziała dziewczyna i w miejscu gdzie było leciutkie wypuklenie, zaczął się formować jakiś obrazek. Po chwili już było dokładnie widać co to.

- Wąż? - Ron rozejrzał się nerwowo wokół bojąc się, że zaraz jakiś wyskoczy i go zaatakuje.

- Taki sam jak na wejściu do Komnaty Tajemnic. - przypomniał sobie Harry. Hermiona spojrzała na niego z błyskiem w oku.

- Powiedz tym drzwiom w języku węży, żeby się otworzyły. - poleciła chłopakowi.

- Otwórz się! - Wybraniec wysyczał w języku węży, a drzwi uststąpiły i zaczęły się powoli otwierać niczym wrota. Przyjaciele szybko przecisnęli się przez lekko otwarte drzwi, a one się za nimi zatrzasnęły w głośnym hukiem.

Za drzwiami znajdowało sie nieduże pomieszczenie, w którym było jeszcze więcej pochodni i wychodziły trzy korytarze. Przyjaciele już mieli iść tym na wprost, kiedy nagle ogromny, zielono czarny wąż, zagrodził im drogę.

- Kto ma czelność beszcześcić to miejsce! - wysyczał i przybliżył się do przyjaciół.

- Drętwota! - krzyknęła Hermiona i cofnęła się kilka kroków. Wąż zwinnie uniknął zaklęcia.

- Zabić ich! To wrogowie! - syczał i miotał sie pyton, a z rogów wypełzały inne węże, które otoczyły Gryfonów.

- Harry! Co on mówi!? - Hermiona miotała zaklęciami.

- Zapytał się kto tu wszedł, a potem kazał nas zabić, bo jak uznał; jesteśmy wrogami! - wytłumaczył pospiesznie chłopak.

- Powiedz, że jesteśmy od Julie! Mów! Szybko! - ryknął Ron, kiedy jeden z węży ugryzł go w nogę.

- Jesteśmy przyjaciółmi Julie! Nie zabijajcie nas! - syczał Harry unikając ciosu od węża. Zielono czarny pyton zdziwił się, że chłopak się z nimi potrafi porozumieć.

- Panienka Julie was wysłała? - zamrugał swoimi czerwonymi ślepiami. Harry pokiwał głową, a wąż zwrócił się do swoich towarzyszy. - W takim razie zostawcie ich! A wy za mną.

Węże momentalnie zaprzestały atakować, ale noga Rona wyglądała paskudnie. Harry kiwnął głową na przyjaciół, aby szli za wężem. Pomógł Ronowi wstać i podtrzymywał go, by nie upadł.

- Gdzie my idziemy? - Hermiona była lekko zaniepokojona i rozglądała się po korytarzu, którym prowadził ich pyton. Wybraniec tyko wzruszył ramionami. Przeszli spory kawałek jakimś tunelem i doszli do bardzo oświetlonego pomieszczenia. Na środku był tylko niezbyt wysoki podest. Nagle usłyszeli ciężkie kroki.

Zza rogu wyłonił się wielki, złoto-brązowy... lew! Przyjaciele cofnęli się gwałtownie, że aż wpadli na ścianę. Król zwierząt jednak nie atakował, lecz stał dostojnie patrząc na Gryfonów. Zaraz za nim, pojawiły się inne zwierzęta, a mianowicie orzeł i borsuk.

- Co się tu dzieje? - zapytał przerażony Ron osuwając się po ścianie. Nie miał już siły stać, więc usiadł.

- Nie wiem... Ale to zwierzęta z symboli domów w Hogwarcie. - Hermiona głośno przełknęła ślinę i usiadła obok chłopaka. Harry i Ron dopiero teraz to zauważyli.

- Kim jesteście? - wysyczał Potter zwracając się do pytona, który podszedł do lwa.

- Jak widać, zwierzętami. - dostał w odpowiedzi Harry i skrzywił się. Węże są przebiegłe i wiedział, że nie powie im prawdy.

- Harry, co on mówi? - przerażony Ron spojrzał na przyjaciela. Chłopak jednak postanowił kontynuować rozmowę z wężem.

- Co to za miejsce? - Harry podjął jeszcze jedną próbę zapytania się o coś węża. On popatrzył swoimi ślepiami na chłopaka i już miał coś wysyczeć, kiedy miał wysyczeć Harry'emu odpowiedź, lew zaryczał cicho i pyton zwrócił się do niego.

- Taak... Twoi "Gryfoni". - w jego syczeniu można było wyczuć sarkazm i pogardę. - I szlama wśród nich.

- Nie nazywaj jej tak! - zdenerwował się Harry w tym samym momencie kiedy lew ryknął groźnie. Wąż spojrzał na nich, ale nic nie odpowiedział. Wspiął się tylko na podest.

- Harry! Powiedz nam w końcu, o czym rozmawiacie. - Hermiona czuła się zirytowana. Harry zacytował jej dokładnie całą rozmowę. Dziewczyna nie zdawała się być poruszona, że wąż nazwał ją "szlamą", lecz zdziwiona.

- To jest dziwne, "twoi Gryfoni"? To nie ma sensu. - jęknął Ron. Harry otworzył usta, żeby coś powiedzieć, lecz w tym momencie do komnaty wleciał ze skrzekiem... sokół wędrowny! Podleciał do pytona i zmienił się w... węża.

- Nie nazywaj ich tak! - syknął sokoło-wąż i podpełzał do pytona, który momentalnie się cofnął. Wąż znowu się przemienił, ale tym razem w...

- Julie!? - krzyknęli zdziwieni przyjaciele gdy zobaczyli dziewczynę.

- Nic wam nie jest? - Julie podbiegła szybko do Rona i zaczęła opatrywać jego nogę.

- O co w tym wszystkim chodzi? - załamała ręce Hermiona zerkając w stronę zwierząt, które przypatrywały się czwórce przyjaciół.

- Ehh... Znaleźliście kryjówkę założycieli Hogwartu. Nawet nie myślałam, że uda wam się przejść przez wrota, więc nie zabezpieczałam nic. - Julie wstała pomagając Ronowi, którego noga była jak nietknięta.

- Jak to założycieli Hogwartu? - Harry otworzył szeroko usta. Nikt nic nie rozumiał. Potter tylko westchnęła.

- Usiądźcie, to dłuższa historia.

- Nie mów im! - syknął czarno zielony pyton zbliżając się do dziewczyny.

- Siedź cicho! - zdenerwowała się Julie, a wąż oddalił się od niej do zwierząt obserwując uważnie całą trójkę.

- Jesteś podwójnym animagiem? - wytrzeszczyła oczy Hermiona. Julie pokiwała głową.

- Tak. Nie mogę wam jednak za dużo powiedzieć o nich, bo przysięgłam. Wytłumaczę wam jednak tyle ile mogę. - Julie usiadła obok przyjaciół tworząc kółko. - No więc jak już wiecie, są to założciele Hogwartu...

- Ale oni nie żyją. - Ron zerknął lekko wystraszony na zwierzęta.

- Nie mogę wam powiedzieć dlaczego żyją... Jednak jak widzicie, są zamienieni w zwierzęta, bo są animagami. - tłumaczyła spokojnie dziewczyna.

- Nie mogą się zamienić w ludzi? Nic nie rozumiemy co mówią. - zdziwiła się Hermiona.

- I w tym problem, że nie mogą... Muszą się tu ukrywać, aby nikt się o nich nie dowiedział, dopóki nie będą z powrotem ludźmi.

- A dlaczego nie mogą być ludźmi? - zmarszczył czoło Harry. Julie tylko pokręciła głową.

- Tego też wam nie mogę powiedzieć... Jest jednak legenda, która opowiada, że nastaną czasy, kiedy Hogwart zacznie powoli upadać. -wszyscy spojrzeli na nią z lękiem. - Wtedy jego stwórcy powrócą na ziemię w postaci zwierząt. Będą się tułać tak długo, aż nie przybędzie na świat czwórka Złotych Dzieci, które będą miały niezwykłą moc i będą potrafiły władać żywiołami. Tylko one będą mogły pomóc przywrócić założycieli Hogwartu do ludzkich postaci i tylko one, będą w stanie im pomóc, by przywrócić Hogwart podczas jego upadku. Oni mogą się tak tułać nawet kilkadziesiąt lat.

- Czy... My jesteśmy tą Złotą Czwórką? - zapytała lekko niesmiało Hermiona. Julie tylko pokręciła głową.

- Nie. To nie my. Nie wiadomo nawet czy Złote Dzieci już przyszły na świat. Jeśli jednak to będą one, same znajdą tą kryjówkę i pomogą szkole. - skończyła swój monolog dziewczyna.

- Jak się z nimi porozumiewasz? - zapytał zafascynowany Ron.

- Jestem animagiem ptakiem i wężem, więc umiem mowę tych zwierząt. Oni przekazują informacje reszcie. - odparła spokojnie Julie.

- Nauczysz nas jak być animagami? - zapytał Harry kompletnie zmieniając temat. Julie spojrzała na niego lekko zdziwiona.

- Dobrze, ale wiecie, że to jest bardzo trudna sztuka? - próbowała się upewnić.

- Wiemy. - odpowiedzieli razem. - Ale chcemy.

- W porządku. To potem o tym porozmawiamy. Teraz dajcie diadem. Musimy go jak naszybciej zniszczyć. - odparła i wstała wyciągając rękę do przyjaciół. Nikt jednak nie wyciągnął do niej ręki z diademem.

- Harry? - zmarszczyła brwi Hermiona.

- Ron go miał. - odparł chłopak. Rudzielec zaczął przekopywać kieszenie, ale nic nie znalazł.

- Musiałem go zgubić jak biegliśmy... - Weasley pobladł i zrobiło mu się słabo.

- Ron! - wściekła się Hermiona i rzuciła mu spojrzenie bazyliszka.

- Znajdziemy go. - powiedział szybko chłopak i wstał z ziemi gotowy szukać zguby. Julie tylko prychnęła.

- Taak. Bo Zakazany Las ma tylko dwa metry kwadratowe powierzchni, a diadem sam nas do siebie zawoła. - powiedziała nauczycielka z ironią. - Jak go nie znajdziemy, to już nie żyjesz Weasley.

******************************

Hejkaa!!! W końcu dodaję rozdział ;D Jak się podoba? Trochę dziwny co? xD

Oj Ron, Ron... Żywot jego będzie marny jak nie znajdą diademu ;D

Zapraszam do komentowania!!!

Pozdrowionka!

TheQueenOfMagic ♥♥♥









Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top