3. - " Jakim cudem żyjesz, skoro byłaś martwa?" (II)

Ten rozdział dedykuję EwaK23. Za co? Nie wiem, po prostu za miłe słowa ;D (każdy z was się w końcu doczeka dedyku. Spokooojnie ;))

Miłego czytania! :*

**************************

Harry otworzył powoli swoje oczy i natychmiast je zamknął. Słońce wpadające do pomieszczenia tak bardzo raziło, że aż oczy bolały. Ponowił próbę otwarcia powiek, ale tym razem zasłonił sobie ręką światło. Zauważył, że leży na kanapie w jednym z pokoji gościnnych, a obok niego na łóżku leżała Ginny.

Potter podniósł się z kanapy i podszedł chwiejnym krokiem do dziewczyny. Było mu niedobrze i kręciło się w głowie, ale nie zważał na to. Usiadł na krzesełku, które tam stało, jedną ręką zaparł się o szafkę by nie upaść, a drugą ujął dłoń rudowłosej.

- Co to wczoraj było? - wyszeptał sam do siebie. Nagle wszystko widział jakby przez mgłę; pies zamieniający się w jakiegoś potwora, potem atakujący Ginny, potem jego i potem Julie pędząca w ich stronę.

Nagle drzwi do pokoju otworzyły się i weszła przez nie Hermiona, a potem Ron.

- Harry - dziewczyna podbiegła do przyjaciela i go mocno uściskała. - obudziłeś się.

- Jak widać. - Harry zdobył się na słaby uśmiech. - Ile byłem nieprzytomny?

- Dwa dni. - odpowiedział Ron.

- Co nas zaatakowało? - zapytał Wybraniec, a Hermiona spojrzała ukradkiem na Rona. Przez chwile wahała się czy mówić, czy nie.

- Julie nam tłumaczyła... - zaczęła w końcu. - że to były demony.

- Że co? - Harry otworzył szeroko oczy ze zdumienia. - Co demony tu robią?

- Harry... Ty je chyba wezwałeś jak wskrzeszałeś Julie. - szepnęła Hermiona i usiadła na kanapie.

- Ale ja ich nie wzywałem. - przeraził się Potter i zerwał na równe nogi. Zakręciło mu się w głowie i usiadł ponownie na krzesełku.

- To był chyba skutek uboczny czy coś. - odezwał się Ron i usiadł obok Hermiony.

- Gdzie Julie? Muszę z nią porozmawiać. - Harry znowu próbował wstać.

- Pojechała do Ministerstwa ostrzec ich. - wytłumaczyła szybko Hermiona i pomogła wstać przyjacielowi, a potwm usiąść na kanapie.

- Przecież oni myślą, że ona nie żyje. - skrzywił się z bólu Potter.

- No to się trochę zdziwią. - uśmiechnął się głupkowato Ron.

- A co z Ginny? - Harry odwrócił głowę w stronę swojej dziewczyny.

- Jest z nią o wiele gorzej niż z tobą. Ma w sobie jakiś jad demona jak to uznała Julie. Teraz waży eliksir przeciwko temu jadowi, ale to trwa aż trzy dni. - wytłumaczyła Hermiona podchodząc do przyjaciółki. - Oby nie bylo za późno.

★★★

Julie przemierzała szybkim krokiem ulice Londynu. Gdy znalazła się przy czarwonej budce telefonicznej, weszła do niej powiedziała coś do słuchawki i po chwili była już w drodze do Ministerstwa.

Po chwili stała już przy recepcji, a mianowicie biurku, za którym siedziała starsza, pulchna czarownica z blond włosami i okularami na nosie. Czytała kolorowy magazyn.

- Dzień dobry - powiedziała Julie, ale czarownica nawet na nią nie spojrzała. - Dzień dobry! - powtórzyła dobitniej, a pulchna kobieta podniosła w końcu wzrok znad czasopisma.

- Czego? - burknęła oschle. Widać, że nie nawidzi swojej pracy.

- Muszę porozmawiać z Ministrem Magii. - powiedziała bez zbędnych wstępów Julie, choć kusiło ją by rzucić jakiś złośliwy komentarz. Czarownica roześmiała się bez cienia wesołości.

- A ja muszę tu siedzieć całe dnie. Patrz, obie jesteśmy nieszczęśliwe. - prychnęła kobieta ochrypłym głosem i znowu powróciła do czytania czasopisma. - Kim ty w ogóle jesteś, że chcesz rozmawiać z Ministrem Magii?

- Czy to jest ważne kim jestem!? - Julie poczuła jak jej organizm wypełnia złość. - Muszę z nim porozmawiać czy się to pani podoba czy nie! Jak nie, to sama go sobie znajdę! - Potter podniosła głos, tak że ludzie, którzy przechodzili obok zatrzymali się i patrzyli na nią ze zdziwieniem. Nagle ktoś złapał ją za ramię i pociągnął do tyłu.

- Puść mnie! - krzyknęła odpychając od siebie kogoś kogo wzięła za ochroniarza.

- Julie chodź. Zabiorę cię stąd. - usłyszała miły głos bez cienia wredoty. Odwróciła się w końcu i zobaczyła, że to pan Weasley złapał ją za ramię.

- Ale ja muszę porozmawiać z ministrem. - uparła się Julie. Teraz jeszcze więcej osób zwróciło uwagę na zbuntowaną nastolatkę. Ci którzy wiedzieli kim ona jest, szeptali między sobą z przerażeniem. W końcu na logikę rzecz biorąc ona powinna nie żyć.

- Może to nie był najlepszy pomysł żebyś tu przychodziła. Chodź. - powiedział ponownie pan Weasley i ruszył powoli w stronę wyjścia. Julie jednak nie poszła za nim. Usiadła sobie jak gdy by nigdy nic na podłodze i założyła ręce na piersi.

- Nigdzie nie pójdę dopóki nie porozmawiam z ministrem. - powiedziała nadzwyczaj spokojnie, a pan Weasley westchnął głęboko.

- Wynoś się stąd smarkulo, bo wezwę ochronę. - syknęła recepcjonistka biorąc do ręki kubek z kawą.

- Nie.

- Julie chodź, proszę... - pan Weasley próbował podnieść dziewczynę, ale ona zaparła się rękami i nogami. Wiedział, że Julie przynosi mu teraz wstyd, ale nie zważał na to.

- Już dobrze Arturze. - usłyszeli za sobą znajomy głos. - Ja ją wezmę.

- O cześć Kingsley. - powiedziała Julie podnosząc się w końcu z podłogi. Znała go, bo był członkiem Zakonu Feniksa. - Zaprowadzisz mnie do ministra Magii?

- Tak się składa, że ja nim jestem. Chodź, musimy porozmawiać. - powiedział Kingsley i pokazał ruchem ręki, że Julie ma iść za nim.

Dziewczyna posłała recepcjonistce triumfalny uśmiech i pomachała panu Weasleyowi. Bez dwóch zdań, Julie potrafiła postawić na swoim.
Przemierzyli kilkanaście korytazy, pojechali windą i wrszli do wielkiego gabinetu. Ściany były szaro granatowe, meble drewniane. Na środku stało duże biurko, a przy nim trzy krzesła. Na półkach było mnóstwo segregatorów i teczek.

- Więc zacznę od pytania. Jakim cudem żyjesz, skoro byłaś martwa? - zapytał Kingsley siadając za biurkiem. Julie usiadła po drugiej stronie.

- Nawet jak bym ci powiedziala to byś nie uwierzył. Z resztą, nie mogę powiedzieć. - powiedziała spokojnie dziewczyna.

- Muszę wiedzieć jak, bo chcę mieć pewność, że Ten Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, nie zrobi trgo samego. - wytłumaczył.

- On na imię miał Voldemort. Nie ma czego się bac w tym imieniu. I masz moje zapewnienie, że ani On, ani jego banda przebierańców nie skorzystaja z tej metody. - powiedziała ze znużniem rudowłosa.

- Twoje słowo jakoś nie może mi zapewnić, że On się ponownie nie odrodzi. Wiesz, że zaczną mnie zasypywać pytaniami jakim cudem ty tego dokonałaś i czy Sama Wiesz Kto nie zrobi tego samego. Co mam im wtedy powiedzieć?

- No poklam trochę. Powiedz, że byłam tam najsilniejszą czarownicą i tak dalej. - rzucila od niechcenia Julie. - Pozwolisz, że przejdę do sprawy, z którą przyszłam, a ta rozmowę zostawimy na później. Jak już pewnie zauważyłeś, dziwne stwory chodzą po ziemi.

- Trudno ich nie zauważyć. Czy mają one jakiś związek z twoim zmartwychwstaniem? - zapytał zaniepokojony minister.

- Nie wiem. Raczej nie. - skłamała Julie. Dlaczego to zrobiła? Sama tego nie wiedziała. Wiedziała jednak, że nie może jeszcze powiedzieć prawdy. Kiedyś powie, ale teraz nie przyszedł na to czas.

- Mam taka nadzieję. Trudno jest zdefiniować co to za potwory. Czy ty wiesz?

- I właśnie z ta sprawą przychodzę. Mało kto się na tym zna i nikt nie wie jak się bronić. - Julie odżyła i zaczęla już normalnie rozmawiać. - To są demony.

- Demony? One nje istnieją od tylu lat. - zdziwił się nie mało Kingsley.

- No właśnie. Dobrze wiesz, że magia ich tu nie pokona. Działa jedynie na niektóre, ale mało kto zna i umie to zaklęcie. Potrzebujemy broni. - stwierdziła Potter siedząc prosto na krześle.

- Skąd ją chcesz wziąć? - zmarszczyl brwi Kingsley.

- Powiedzmy, że załatwię nam wszystkim broń i ochronę, - zaczęła Julie. - ale ma warunek. Chcę zostać aurorem i walczyc razem z wami. Zapewne Harry i Ron też będa chcieli.

- Dobrze, ale musicie jechać ma szkolenie. Bez niego was nie mogę przyjąć. - powiedział stanowczo minister.

- Oh no, mamy większe pojęcie walki ze złem niż nie jeden wyszkolony auror. Poza tym, szkolenie trwa miesiąc. Nie ma na to wszystko czasu. Gdy pokonamy te demony, to z wielką chęcią, ale nie teraz. - powiedziała Julie wręcz błagalnym głosem. Zapanowała niezręczna cisza, a minister przyglądał się z uwagą dziewczynie.

- Co ci chodzi po tej głowie. Jestem zbyt ugięty. - westchnął. - Dobrze. Porozmawiaj z bratem i przyjacielem. I zapytaj Harrego czy nie chce przy okazji zostać szefem biura aurorów. Ciężko mi jest być ministrem i szefem aurorów na raz. Przęjął by tymczasowo tą posadę.

- No pewnje, że się zgodzi! - Julie wstała z krzesła. - Dziękuję! Idę teraz załatwić to co obiecałam.

- Powiesz mi chociaż co i jak chcesz to załatwić? - zapytał zrezygnowany Kingsley.

- Czy ja kiedykolwiek mówię o moich zamiarach? - zapytała retorycznie, pożegnała się i wyszła. Musiała jeszcze skoczyć po drodze do Nory i sprawdzić co z Harrym i Ginny.

**************************
Ta dam! Mi tam sie rozdział podoba nawet :P nie jest najlepszy, ale całkiem "spokojny" xD i chyba troszku nudnawy xD

Komentujcie proszę :* znoszę nawet krytykę ;D

Pozdrawionka!!

TheQuennOfMagic 💕💕💕

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top