23. "Jeśli ją zniszczymy, pozbędziemy się ich raz na zawsze." (II)
Patrzajcie co narysowałam! :D zdj w mediach xD
Tak PS, sorla jesli was rozdział zanudzi bo troche długawy xD
Miłego czytania ;*
****************************
Wszyscy oprócz Mii teleportowali się na Grimmlaud Place 12 z niemrawymi minami. Tylko Syriusz, który nie słyszał ich wymiany zdań z Malfoyem zachowywał się naturalnie. Już nawet nie miał problemu z tym, że przeprowadza się z powrotem do znienawidzonego przez niego domu czarodziejów czystej krwi.
Weszli, Black zostawił walizki w korytarzu i młodzież zaprowadziła go salonu. Pokój był już bardziej uprzątnięty niż ostatnim razem jak tu byli. Stworek się postarał. Na zielonej kanapie leżała Julie i oddychała równomiernie na stoliku stała ostygnięta herbata. Skrzat zapewne myślał, że dziewczyna się zaraz obudzi.
- Syriuszu zostawimy cię z nią. Dasz sobie radę. - powiedział Harry i poklepał ojca chrzestnego po ramieniu. Pokiwał głową.
- Będziemy was codziennie odwiedzać. - zapewniła go Hermiona. - A gdyby się obudziła, od razu daj nam znać.
- Spokojnie. Skontaktuję się z wami. - uśmiechnął się Huncwot. Rozejrzeli się jeszcze chwile po domu i przywitali się ze Stworkiem. Następnie wzięli się za ręce i teleportowali z powrotem do Nory.
***
Minęły dwa dni. Julie obudziła się i miała się dobrze. Mieszkała na razie z Syriuszem i trzeba przyznać, że zaprzyjaźniła się ze Stworkiem. Przyjaciele odwiedzali ją codziennie. Denerwowało ją to odizolowanie od świata, ale nie mogła teraz wyjść na światło dzienne. I dobrze o tym wiedziała. Starała więc zabić czas pomagając skrzatowi sprzątać i zmieniała wystrój domu, który urządzony był typowo Ślizgonsko i w mrocznych barwach. Zawitały w nim w końcu inne kolory niż zieleń, srebro i czerń. Oboje z Syriuszem byli zadowoleni z efektów pracy Potter.
Harry po powrocie z Grimmlaud Place wrócił do św. Munga, bo nakłoniła go do tego Hermiona i pani Weasley. W ciągu tych dwóch dni był kilkakrotnie przepytywany na temat miejsca pobutu siostry, podobnie jak Weasleyowie, Hermiona i Draco. Nikt z nich nie pisnął ani słówkiem. Trzymają się wersji, że Julie zniknęła zaraz po "ataku".
Oprócz tego okropnie bolał go lewy nadgarstek. Mówił o tym już trzy razy medykom, bo nie umiał nim nawet dobrze ruszać, ale żadne zaklęcia uzdrawiające nie pomagały. Niekiedy miał wrażenie jakby coś cięło mu na nim skórę nożem. W końcu uzdrowiciele uznali, że chłopak fantazjuje i ma zwidy.
Harry do domu wyszedł dzisiaj przed obiadem. Jego umysł pracował na największych obrotach. Był tak wściekły, że nie wiedział nawet, że tak się da. A dlaczego? Tu nie tylko chodziło o nadgarstek. Rano przyleciała do niego duża czarna sowa i przyniosła Proroka Codziennego. Piątek. Dzisiaj miał pojawić się artykuł o Julie. Trzymał zgniecioną gazetę w jednej ręce a w drugiej różdżkę.
*
Julie Potter. Każdy już ją zna nie tylko z tego, że jest siostrą sławnego Wybrańca. Niebezpieczna czarownica dwa dni temu zaatakowała bezbronnych mieszkańców Hogsmeade, miesteczka czarodziei.
- Zapowiadał się spokojny dzień. Była całkiem ładna pogoda. Najpierw widziałam ją w barze w towarzystwie byłego Śmierciożercy, a potem gdu wyszła na ulicę, w Hogsmeade zaczęły dziać się najróżniejsze anomalia pogodowe! Huragan, ulewa, trzęsienie ziemi, wszystko latało w powietrzu! Jeszcze chwila i by wulkan gdzieś wybuchł! - mówi roztrzęsiona mkeszkanka Hogsmeade, której wnuk złamał nogę podczas ataku Julie.
Tymczasowo Potter gdzieś się ukrywa. Jej rodzina i przyjaciele byli kilkakrotnie przepytywani, a wszystkie podejrzane domy były przeszukane milimetr po milimetrze. Nie znaleziono nawet śladu Julie. Czy może jednak Harry Potter, Chłopiec który przeżył, wie gdzie jest jego siostra i prubuje zataić prawdę? Dowiemy się tego!
*
Po tych słowach Harry nie miał zamiaru czytać dalej tych bredni tylko rzucił gazetą. Już i tak się zdenerwował. Nie chciał nawet wiedzieć co jeszcze napisali o nim i jego siostrze.
Teraz czekał w poczekalni na Hermionę, która miała się po niego teleportować. Drażniło go już to, że nie może sam się przenieść w dowolne miejsce. Razem z Ronem zapisali się na egzamin z teleportacji, który miał być za niecały tydzień. W końcu pojawiła się jego przyjaciółka. Przywitała się z nim i teleportowała do Nory.
***
W domu Weasleyów panowała napięta atmosfera. Widać, że wszyscy czytali dzisiejeszego Proroka Codziennego. Co chwila zerkali na siebie nawzajem, ale nie poruszali tego tematu z Wybrańcem. Zapewne wszyscy zastanawiali się jak zareagowała na to Julie i czy dom na Grimmlaud Place 12 stoi jeszcze cały.
- Jak się czujesz? - ciszę przerwała Mia patrząc na Harry'ego opiekuńczym wzrokiem. Potter uśmiechnął się trochę sztucznie w odpowiedzi.
- A ty? - zapytał spoglądając na skrzydła anielicy. Widać, że przeszkadzały jej w poruszaniu się po domu Weasleyów, ale nie mogła ich schować, bo ją nadal bolały. Potrzebuje fachowej opieki aniołów, żeby rany szybko się zasklepiły, ale nie może się ujawnić. Nie może pokazać, że jest pół Wyklętą. Akkie coraz częściej zastanawiała się czy nie powinny, ale Mia upierała się, że nie chce tam wracać. W końcu blondynka przestała nawet próbować.
- Lepiej. - White oddała uśmiech jednak mniej wymuszony i aby udowodnić rozprostowała skrzydła. - Próbowałam utrzymać się nawet w powietrzu. Udało mi się na dziewięć sekund.
- To super! - Wybraniec na prawdę ucieszył się, że Mia się nie poddaje i walczy o swoje. Dziewięć sekund to jak na jej stan jest duży wyczyn.
- Posłuchaj Harry, - Mia zniżyła głos do szeptu tak by słyszał ją tylko on. - Zapewne nie czytałeś innego artykułu, tylko ten o Julie. Był atak na ludzką rodzinę, czy jak wy to tam mówicie "mugoli". Zaatakowały ich demony. - szatynka pociągnęła go za sobą bardziej w kąt. - Pisali, że to była już piąta taka sytuacja. Ministerstwo nie radzi sobie z demonami, a ich mnoży się jeszcze więcej. Musimy coś zrobić, bo inaczej będzie ich więcej niż ludzi. Pani Weasley boi się nawet na dwór wychodzić bo ostatnio w jej ogródku siedział jeden z tropicieli.
Harry zamyślił się. Rzeczywiście, ostatnio tyle się działo, że kompletnie zapomnieli o walce z tymi wielkimi potworami. Mieli pracować razem z Ronem i Julie jako aurorzy, ale teraz po tym wszystkim, nie będą chcieli nigdzie zatrudnić jego siostry. Sami jednak muszą w końcu się wstawić w pracy. Muszą zrobić to jak najprędzej by nie zawieść Kingsleya.
- Co proponujesz byśmy zrobili? - Harry zadał zasadnicze pytanie. Niby jak się to mówi, wydaje się proste, ale nie jest tak łatwo zabić jednego demona nie mówiąć już o pozbyciu się och raz na zawsze.
- Kiedy Syriusz tu jeszcze mieszkał, opowiadał mi trochę o tym jak był uwięziony za Złotym Łukiem. Mówił, że były tam demony co wyssysały cała energię z człowieka. Były to demony Wayna. Jedne z niewielu, które można pokonać zaklęciem. Długo się nad tym zastamawiałam i wywnioskowałam, że tam jest brama do królestwa demonów. Jeśli ją zniszczymy, pozbędziemy się ich raz na zawsze. - oczy Mii zaświeciły się z zapałem. Harry dobrze wiedział, że anielica chce w tym mieć swój udział. Wtedy nie była by aż tak porównywana do Wyklętej, bo w końcu pokona demony. Wrogów aniołów.
- Skąd wiesz, że tam jest brama? - usłyszeli głos Hermiony. Czekoladowooka stała oparta o ścianę z ramionami założonymi na piersi. Byli tak pochłonięci rozmową, że niespostrzegli, iż ktoś się im przysłuchuje. Mia i Harry spojrzeli po sobie i uznali, że skoro i tak już wie, to jej powiedzą. I tak w końcu musieli by to potem tłumaczyć.
- Na szkoleniach do aniołów mówino nam, że na całej ziemi jest jedno jedyne przejście do świata demonów. Jeden jedyny portal niezwykle strzeżony. Nikt nie wrócił gdy już do niego wszedł. A tym bardziej gdy ktoś przeszedł przez osrateczną bramę. To na pewno jest tam. Jestem pewna. - powiedziała Mia patrząc na przyjaciół wzrokim który mówił "uwierzcie mi". Ale oni jej wierzyli. Od samego początku.
- Zwerbujemy Julie, przećwiczymy kilka trików i wyruszamy. - powiedziała w końcu Hermiona.
- Ale nie bierzymy za dużo ludzi. - odparł nagle Harry. Nadgarstek znowu zaczął go okropnie boleć i zacząl go rozmasowywać. Syknął z bólu, ale ani anielica, ani jego przyjaciółka nie zauważyły, że coś go boli.
- Przecież sami nie damy rady! - oburzyła się Granger. - Jak ty to sobie wyobrażasz? Piątka nastolatków i dwa anioły stają do walki z tysiącem demonów?
- Przekonamy naszego brata. - powiedziała Mia przypominając sobie o Alecu.
- Ale to nie wystarczy! Harry i Julie nam opowiadali jakie to było straszne i niebezpieczne. - Hermiona podniosła lekko głos, na co Potter i White zareagowali dźwiękiem "ciii".
- Hermiono, pamiętaj jeszcze, że mamy Kamień Wskrzeszenia. - Wybraniec próbował uspokoić przyjaciółkę nadal masując nadgarstek. Hermiona spojrzała na to z ukosa. - Demony muszą się nas słuchać.
- A poza tym, ja mam plan, - dodała Mia. - który nie może się nie udać.
Patrzyli z wyczekiwaniem na werdykt Hermiony. To oczywiste, że chciała by powiadomić o tym kogoś dorosłego i doświadczonego alw nie można było wszystkim ufać. Mnóstwo Śmierciożerców rozproszyło się po kraju i gdy tylko skończą z demonami, aurorzy zabiorą się za zamykanie ich w Azkabanie. Narazie nie wiadomo, czy Śmierciojady nie są w Ministerstwie i nadal nie manipulują ludźmi.
- Dobrze. - powiedziała w końcu zrezygnowana. Mia uściskała ją, a potem Harry. Nagle Wybranic ryknął z bólu. Teraz nie tylko bolał go nadgarstek, ale całe ramię. Ból promieniował. Chłopak zacisnął zęby i złapał się za rękę po czym usunąl na kolanach na podłogę.
- Harry co się stało? - przerażona Hermiona złapała jego rękę, która była zaczerwieniona. Mia rozejrzała się czy nikt na nich nie patrzy. Byli sami w pokoju. Wzięła rękę Harry'ego i podobnie jak Hermiona zaczęła przyglądać się ręce Pottera.
- Boli. Okropnie. Od samego rana. - wycedził przez zaciśnięte zęby Harry i znowu krzyknął z bólu. W oczach przyjaciółek widział przerażenie. Mia ujęła jego dłoń i przypatrywała się nadgarstkowi. Zaczęły rysować się na nim czerwone krwiste linie, ale nie pokazywały żadnego kształtu. W końcu pociekła z nich krew. Hermiona próbowała ją zatamować różnymi zaklęciami, ale noc nie działało. Jakaś niewidzialna siła cięła rękę Harry'emu! Wybranoec nie mógł znieść bólu i krzyczał. Po prostu krzyczał.
Hermionie pociekły łzy, chciała pomóc przyjacielowi, ale nie wiedziała jak, nie wiedziała co robić. Nie umiała nic zrobić. Jedynie wymawiała jego imię tak jakby próbowała go uspokoić. Ale tak na prawdę chciała uspokoić siebie. Nie nawidziła być bezsilna. To było najgorsze uczucie.
- Co się z nim dzieje!? - krzyknęła Ginny, która usłuszała wrzaski i przybiegła do salonu. Złapała rękę chłopaka i zobaczyła to co oni. Krwiste linie. Zatkała sobie usta dłonią i spojrzała ze strachem na krzyczącego Pottera. Cierpiał. I to bardzo.
Nagle ból ustąpił tak szybko jak się pojawił. Harry przestał krzyczeć i opadł z wysiłku na podłogę. Chciał być twardy, ale nie da się nie pokazać emocji gdy masz wrażenie, że coś tnie ci rękę.
- Już przeszło? - zapytała ze strachem Granger i dotknęła lekko nadgarstka przyjaciela. Linie zniknęły zanim Gryfonka zdążyła zobaczyć co przedstawiały.
- Na razie. - powiedział Harry i spojrzał na miejsce bólu. - To już nie pierwszy raz dzisiaj. Nie wiem co się dzieje.
- Chodźmy do Julie. Musimy jej powiedzieć co ci się stało. Może będzie wiedzieć co robić. I musimy jej jeszcze powiedzieć co planujemy. - powiedziała Hermiona pomagając wstać Harry'emu.
- Chodźmy od razu. - zaproponował Harry.
- Mogę iść z wami? - zapytała nieśmiało Mia.
- No pewnie! Wiesz, że nawet nie musisz się pytać. - odparła Hermiona, na co anielica się uśmiechnęła. Ostatnio ciągle siedziała w Norze i nigdzie nie wychodziła. - Chodźmy wszyscy.
- To idziemy. - zadecydowali i po chwili Ron, Ginny, Hermiona, Harry, Akkie i Mia byli gotowi do teleportacji.
***
- Julie! - gdy tylko weszli do domu na Grimmlaud Place 12, Harry krzyknął imię siostry by upewnić się, że jest w domu cała i zdrowa. Jak na razie dom stał cały i to odnowiony! Potterowi bardzo się spodobał nowy wystrój. W takim domu mógłby nawet mieszkać.
Weszli do salonu i zobaczyli rudowłosą siedzącą przy stoliku. Rysowała coś zawzięcie na kartce papieru. Wydawało się, że nie zauważyła, ani nie usłyszała przybyszów. Podeszli do stolika i spojrzeli jej przez ramię. Ona nadal nie zorientowała się, że oni tu byli i patrzyli na jej rysunki.
Rysowała z szybkością małej wyścigówki skrobiąc ołówkiem po kartce. Wzrok miała pusty. Wyglądała jakby była zahipnotyzowana. Patrzyła na końcówkę ołówka i rysowała. Rysowała i rysowała. Wciąż nakładając ten sam rysunek na poprzednie. Porozrzucane kartki naokoło stolika i kartka na której rysowała, były całe zarysowane jednym symbolem.
Symbolem Insygni Śmierci.
****************************
Dam dam daaaam! Powróciłam! Wiem, że mnie długo nie było, bylam na wakacjach :D I szczerze, nie było tam w ogóle czasu by cokolwiek napisać. Teraz siedze w sklepie gdzie sobie dorabiam i gdy nie ma klientów to piszę.
Jak myślicie? Co się stało Harry'emu, a co Julie? ;P
Komentujcie!
Pozdrowionka!!
TheQueenOfMagic ❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top