Rozdział 5 - WMMJE i spółka
Emily czuła się podle, a w dodatku też wykorzystana przez "koleżanki". Co prawda ona sama zaoferowała się na ochotniczkę, ale nie interesował jej żaden Lockhart, chciała poznać Spencera i zaprzestać kłótnię dziewczyn. Wiedziała że dała szansę Gryffindor'owi na znajomość, za to ona już nie będzie chciał z nią jej zawrzeć. Bardzo interesowała ją jego postać, czy plotki były prawdziwe. Młoda Watson * uznała że musi coś z tym zrobić - wytłumaczyć Spencer'owi całą sprawę i przeprosić go za swoje zachowanie i swoje znajome.
Emily była wysoka jak na pierwszoroczniaka. Miała rude, bardzo długie (aż do pasa), proste włosy, które zazwyczaj spinała w wysokiego kucyka. Jej twarz zdobiły drobniutkie, ledwo widoczne piegi a na lewym nadgarstku zazwyczaj nosiła bransoletkę, którą dostała od swojej przyjaciółki mugolki. Niestety musiała jej zmyśleć, że rodzice (którzy byli mugolami) przepisali ją do szkoły z internatem, co po części było prawdą. Nie mogła jej nic zdradzić o magicznym świcie. Zaczynało się już ściemniać, więc Watson zaczęła się martwić, że nigdzie nie mogła znaleźć gryfona. Była przekonana że daleko nie mógł zajść, gdyż w pierwszym dniu na pewno nie miał jakiejś mapy dzięki której znałby każdy zakątek zamku. Wróciła do pokoju bez większych rezultatów.
*⚕️*
Więc w takim razie, gdzie jest Spencer? Jako jedna z wielu osób, które nie słuchały dyrektor McGonagall na początku, nie wiedział że nie można wchodzić do Zakazanego Lasu, chociażby z powodu nazwy. Był smutny i zawiedziony. Kopnął mocno w pień jakiegoś drzewa, przez co spadły na niego tony liści rośliny. W końcu już jest jesień. Świat mnie nienawidzi, pomyślał. Nie chciał wracać do zamku, mimo że robiło już się ciemno. Chciał już koniec tego roku szkolnego, mimo iż był pierwszy dzień szkoły. Wesoła szkoła i przyjaciele? Nie, smutna szkoło i brak przyjaciół (od aut. słowa autorstwa @MOD-MAJ).
"Jestem dziwakiem, głupcem i innymi synonimami tych słow. Czarodziej, też mi co, niby fajnie, ale jednak jesteś dziwakiem. Głupi jest ten świat. I tak wszyscy zginiemy (od aut. słowa autorstwa mr_alpaczka). " myślał.
Gryffindor oddalił się już znacznie od Hogwartu, nadal kierując się do w głąb lasu. Zatrzymał się nagle, ponieważ usłyszał czyjeś głosy. Przez chwilę zapomniał o swoich rozmyślaniach i zaczął się skradać w kierunku odgłosów. W końcu zakradł się na tak bliską odległość, że mógł ujrzeć rozmówców.
Był tam uczeń Hogwartu sądząc po szacie, jednorożce i przywiązany do drzewa mężczyzna. To trochę dziwne,on ma chyba kłopoty,myślał. Przysłuchując się konwersacji wywnioskował, że to nauczyciel szkoły. Postanowił działać i zaczął odwiązywać uwiezionego w węzłach czarodzieja Porywacze stali tyłem, więc nie widzieli co za nimi się dzieje. Chwila moment, myślał rozplątując słupły, jednorożce gadają? No dobra, nie teraz czas na takie myśli Spencer! RATUJ CZŁOWIEKA!
Gdy liny puściły, gryfon w tempie ekspresowym złapał spadające, nieprzytomne ciało nauczyciela. W tym samym czasie uczeń rozmawiający ze zwierzętami, zauważył Gryffindora. Jednorożce nadal nie zauważały ucieczki za ich plecami. Spencer wycofywał się powoli taszcząc (a raczej próbując taszczyć) mężczyznę w stronę zamku. Wszystko idzie idealnie jak na taką sytuację, myślał Albus. I wykrakał. Koszula nauczyciela zahaczyła o gałąź i uciekinierzy runęli na ziemię, zwracając na siebie uwagę WMMJE i spółki...
*⚕️*
Harry jadł obiad, który przygotowała mu Ginny. Był bardzo zaniepokojony. Cały dzień się martwił o pakunek. Jego żona to zauważyła.
-Harry, nie martw się. Dzieci nie pierwszy raz są w Hogwarcie, dadzą sobie radę.
- Co? Nie, ja nie martwię się o dzieci.
-Naprawdę? Jesteś okropny. - zezłoszczona kobieta rzuciła w niego ścierką a następnie wyszła z jadalni wściekła na męża i jego obojętność.
Za to Harry nadal był niewzruszony. Martwiło go ciągle, czy dobrze zrobił powierzając Albusowi paczkę. Zbytnio go naraził. Zabolała go mocno blizna, co ostatnio czeęsto się zdarzało. Zbyt często.
Codziennie sprawdzał prasę, czy przypadkiem nie było tam nic o jakiejś przypadkowej ucieczce z Azkabanu przypadkowej czarownicy. Hmm... Przykładowo Delphini Riddle, wcześniej podawającą się za Delphini Diggory. To zniewaga dla tego nazwiska, pomyślał Harry (od aut. Nie tylko Harry...). Obawiał się że Riddle pewnego dnia czy nocy ucieknie z więzienia aby dopaść jego rodzinę. Zmienili nawet miejsce zamieszkania gdyż czarownica znała ich dawny adres. Ginny przekonywała go że są bezpieczni. Z resztą Ron i Hermiona też. Jednak on ich nie słuchał. WIedział swoje. Dostał paranoi. Nie da za wygraną, póki nie zgładzi jej tak jak jej ojca drugiego maja wiele lat temu w Hogwarcie.
Właśnie, drugi maja. Po części, bardzo ważna data, gdyż dobro zwyciężyło nad złem. Jednak, ponieśli wiele strat w przyjaciołach (od aut. przykładowo Fred Weasley...). Harry stał się kimś jeszcze większym niż był wcześniej. Jednak nie triumfował. Wiedział, że zło nigdy nie zostanie pokonane. To jest po prostu niemożliwe.
Cześć! Oto moje wypociny, które zaczęłam pisać dzisiaj i uwaga skończyłam dzisiaj. XD Nie wyszło niestety. Jeszcze jedno, dostałam rysunek od Martix_1_:
Jest bardzo śliczny! Dziękuję 💕 Jeżeli ktoś chce mi wysłać rysunek to można mi napisać na priv, jakoś się skontaktujemy :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top