ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY SZÓSTY
Ich zęby zgrzytnęły o siebie, niemal boleśnie. Ten ból na krótką chwilę ocucił Draco, który w dłoniach miął szatę Pottera, jakby zależało od tego jego własne życie. Nie wiedział skądś się wzięła ta nagła potrzeba dotyku i posmakowania zakazanego owocu. Niemniej prawie go to zabijało. Agonię zaś potrafił ugasić tylko Potter, który wyglądało na to, że nie miał przed tym żadnych oporów. W jego oczach majaczyło głębokie szaleństwo, aż nadto znajome Draconowi.
— Potter — wysapał Draco, przekręcając policzek, przez co usta Harry'ego zamiast na wargach, znalazły się na jego skroni. Auror jednak nie zdawał się tego zauważyć, ponieważ bez wahania liznął w tym miejscu rozpaloną skórę. Draco syknął, ponieważ ręka Pottera właśnie błądziła na jego plecach, wciąż posuwając się w dół. I mimo że Draco miał na sobie i szatę, i spodnie to, gdy brunet zaczął gładził jego tyłek, czuł to tak intensywnie, jakby był już nagi. — Potter, to nie... jest...
— Nie jest? — zadrwił mu do ucha Potter, nagle będąc jeszcze bliżej, chociaż Draco mógłby przysiąc, że to nie jest możliwe. W każdym razie przygryzł własną wargę, gdy oschły głos wdzierał się do jego jaźni. Harry przemawiał w ten sposób, który sprawiał, że Draco drżał na całym ciele. Dreszcze kierowały się aż do penisa. — Przecież właśnie po to tu jesteśmy, Malfoy.
Draco poczuł nagłą złość na Pottera. Na to, że drwił z niego, wiedząc, że Malfoy wcale się nie odsunie, nie przerwie tego, bowiem usta aurora nie kłamały. Draco podświadomie dążył do tego, chciał być Pottera, chociaż przez ułamek sekundy. Pragnął chwilowego zapomnienia, oddania kontroli, wyżycia się po tym, co ich spotkało. Niedawno prawie poświęcił życie za pieprzonego aurora, a teraz wahał się przed seksem? Skoro chciał tego, co go powstrzymywało?
Problem w tym, że Draco słyszał w głowie jeszcze inne, bardziej racjonalnie myśli. Te bezustannie szeptały o tym, że przyczyną tego wszystkiego było przerażenie, ciemność, która niedawno go trzymała w ramionach. Bał się śmierci we wszystkich postaciach, co dla każdego człowieka było naturalne, ale dla Dracona także uświadamiające jak kruchy był. Że wystarczył moment, a już mogłoby go nie być. A gdyby Hermiona go nie uratowała, nawet nie wiedziałby jaki smak mają wargi Pottera.
Chciało mu się śmiać histerycznie, kiedy Potter wkradł się językiem do jego ucha, potem przygryzł płatek i zszedł na szyję. Draco odchylił głowę i przymknął powieki, zdając się tylko na swoje inne zmysły. Brutalne ugryzienia nie pozostawiały złudzeń, że jutro nie będzie mógł sobie spojrzeć w lustro.
— Jesteś bardzo wrażliwy — zauważył z satysfakcją Harry, gdy zsunął szatę Malfoya z jego ramion, a następnie odchylił skrawek koszuli. Musnął kciukiem niezakryty materiałem sutek, na co Draco się wierzgnął. Na jego twarzy dostrzec można było rozpacz, przemieszaną z przyjemnością. Czy tak właśnie niszczyli siebie wzajemnie?
— Zamknij się, Potter — rzekł Draco, ale bez typowego warknięcia. Raczej przemówił spokojnie, jakby już był pokonany. — Po prostu się zamknij.
Nie chciał, by Potter mówił mu te wszystkie cudowne rzeczy, którymi zawsze zaszczycał swoje kochanki. Wiedział, że to tylko były piękne słowa, bez pokrycia, bez znaczenia. To by tylko bardziej bolało. Uczucie, że jest oszukiwany, że godzi się na tę krótką, kłamliwą chwilę ukojenia. To przecież tylko seks. Nic więcej, prawda? Ileż to przecież razy Harry wyżywał się w ten sposób. Zaspokajał własne ciało, wchodząc w inne. Rozkosz była dobra, wyzwalająca.
Ale teraz Draco nie tylko otumaniała rozkosz, także wewnętrzne przerażenie. Ponieważ dawno z nikim nie kochał się, żył w celibacie przez ostatnie miesiące, a może jeszcze dalej. Poddawał się więc własnym instynktom, oszukując się, że to dlatego był tak słaby. Chciał też uwierzyć, że dla Pottera naprawdę coś znaczy. Zapewne zapłaci wysoką za to cenę, ale to dopiero jutro. Dopiero jutro.
Odsunął się, pomagając tym Harry'emu. Auror ściągnął z niego całkowicie koszulę i odrzucił ją w bok. Jednak nie przysunął się po tym ponownie. Spojrzał oceniające na smukłą, lekko umięśnioną sylwetkę. Przesunął mglistym wzrokiem od pasa, aż po zaleczoną ranę na żebrach. Potem na sutki, a następnie z ukontentowanym uśmiechem prosto w oczy Malfoya. Wtedy dopiero samemu zsunął płaszcz na ziemię, ale nie ściągnął mimo tego bluzki, a zaczął rozpinać pasek od spodni. Draco wydawało się, że go zahipnotyzowano, bo nie potrafił przerwać tego gorącego spojrzenia. Nawet gdy Potter wyciągnął z bokserek sporego, już w całości pobudzonego członka.
Zaczął się dotykać powolnymi, acz silnymi ruchami. Draco drgnął na to, bo dawno nie widział czegoś tak podniecającego. Nic dziwnego, że już po chwili oddech miał nierówny, jakby już zaczęli się pieprzyć. Zadowolenie w zielonych tęczówkach stało się jeszcze wyraźniejsze na widok łaknącego go Dracona. Leżał na kanapie, półnagi i pragnący. Harry czuł się władcą i panem świata w tej sekundzie oraz następnej. I jeszcze kolejnej.
W tym czasie w kominku drżał ogień, który otulał dwie postaci pomarańczowym, trochę niewyraźnym blaskiem. Zdawał się niemal pogłębiać te napięcie, gdy dlań mrok mieszał się z czerwienią. Zastygnięta krew lśniła na ich twarzach w tym przytłumionym świetle. Ciemność nocy zaś dobywała z odsłoniętych okien i zapewne to, co się tu działo było widoczne na zewnątrz. Draco też przypuszczał, że poukrywane na strychu obrazy rodziny jego matki teraz szeptały zawzięcie o tym, co wulgarnego w salonie się działo. Ale gdy Harry ponownie podszedł do tej starej kanapy i pochylił się nad nim, nic już nie miało znaczenia.
Harry uklęknął i Draco chciał go powstrzymać, ale nieznana siła nie pozwoliła mu się ruszyć. Gdy ponownie ich oczy odnalazły się w połowie drogi, blondyn zrozumiał, że Harry używał magii bezróżdżkowej. Świadczyło o tym również nagle rozwarte z podmuchem wiatru okno. Chłód owiał bladą, gdzieniegdzie posiniaczoną skórę Malfoya, ale było to niemal kojące, gdy przed chwilą zdawał się płonąć.
Świece na stoliku rozpaliły się, a Harry odrzucił swoje okulary, nawet nie przejmując się czy je potem odnajdzie. Widział bez nich i tak wyraźnie, więc Draco także nie bardzo się tym zamartwił. Nie miał na to zresztą czasu, bowiem po chwili wargi Pottera spoczęły na jego brzuchu. Język wsunął się w pępek, a Draco wierzgnął się. Z głośnym, zawstydzającym jękiem.
Myślał, że Harry już wyswobodzi go całkowicie z ciuchów, ale on najwyraźniej nie miał tego w planach. Zamiast w dół, wargami powędrował w górę. Zassał się bez oporów na lewym sutku Dracona, jakby miał do czynienia z piersiami kobiety. Ten brak wstydu Harry'ego, całkowicie rozpraszał Malfoya, bowiem przepuszczał, że był pierwszym męskim kochankiem aurora. Widocznie jednak nie było to nic, z czym brunet nie umiałby sobie poradzić. Wręcz przeciwnie — wydawał się być zachwycony perspektywą badania nieznanego terenu. Chociaż trudno było powiedzieć, czy chodziło o męskie ciało, czy może o to, że właśnie miał pod sobą Dracona, który opierał mu się na każdym kroku. Teraz zaś wpuszczał go głęboko, aż do własnego umysłu. Rozwierał przed nim nie tylko nogi, obaj o tym dobrze wiedzieli. Raz przekroczona granica nie da o sobie zapomnieć.
Draco miał ochotę szlochać, gdy Harry wciąż zasysał się na wrażliwym gruczole. W końcu jednak puścił go, tylko zębami muskając. Potem ucałował spuchniętą brodawkę i zaczął wyznaczać ślady na szyi. Draco bał się nawet wyobrażać sobie jak w tym miejscu musiała wyglądać skóra. Harry w ogóle się nie hamował, boleśnie ją gryząc. Niekiedy nawet do krwi.
Niespodziewanie blondyn zamarł. Zdumiał się, kiedy ręce Harry'ego wylądowały na jego nadgarstku. Oziębły wzrok aurora spoczął na znamieniu. Znak Śmierciożerców wyraźnie odznaczał się od bladej tkanki naokoło, przez co Draco odruchowo chciał się wyrwać z tego uścisku, z dala od nacechowanego obojętnością spojrzenia.
Harry mu na to nie pozwolił. Trzymał mocno jego dłoń. A potem, będąc oazą spokoju, nachylił się nad tatuażem i przejechał po nim językiem. Draco powinien zareagować na to inaczej, niż donośnym sapaniem. Ale to było tak zaskakujące i tak porażające uczucie, że jedynie odchylił głowę, mając w głowie po prostu pustkę. To było niezwykle intymne, deprawujące uczucie. Tak jakby Harry akceptował go ze wszystkimi wadami. Chociaż, oczywiście, było to kolejne kłamstwo, którym się dzisiejszego wieczoru postanowił raczyć Draco. Udawać, że nie istniały inne problemy, że byli bezpieczni i oddani tylko sobie. Że Harry nie był porąbanym sukinsynem, który tylko chciał go zniszczyć w ten odurzający sposób. Przywłaszczyć sobie, orzec, że tę niemą bitwę wygrał. Udowodnić, jak bardzo był pozbawiony morałów i jak bardzo Draco go pragnął. Oszukiwanie siebie było trudne. Draco naprawdę marzył by w tym momencie o tym wszystkim nie wiedzieć. Być nieświadomy, bo bycie nieświadomym było niezaprzeczalne proste.
Wreszcie Potter zechciał rozpiąć jego dolne odzienie i szorstko się go pozbyć. Draco nie czuł się zawstydzonym. Był pewien, że podoba się Potterowi, bo w innym razie nigdy by go nie dotknął. Dlatego nie speszył się, gdy Harry go obserwował spod długich rzęs. Właściwie Potter go podziwiał. Zapewne w swój chory sposób, ale jednak.
Harry gwałtownie wyprostował się, po czym szarpnął za ramię Draconem. Draco zdziwił się i odruchowo powstał. To było bolesne, acz Potter na tym nie poprzestał — pchnął go agresywnie na ścianę. Draco syknął, bo otarł się biodrem o pobliski kant szafki. Niemniej nie zdążył zapytać, co auror odpierdalał, bowiem za sobą poczuł silną sylwetkę. Ręce pieściły jego biodra, a oddech parzył szyję. Draco zmrużył powieki, przygryzając wargi i mocniej opierając się rękoma o zimną ścianę.
Pocałunki znów namaszczały jego ciało. Na plecach tworzyła się mapa ze śliny Pottera, prowadząca prosto do zaciśniętych pośladków. Sądził, że Potter tam przestanie drażnić się z nim, ale on po prostu ponownie uklęknął. Pewnie chwycił za jego uda, nakazując tym gestem, by blondyn rozchylił szerzej nogi. Draco zrobił to, drżąc. Szczególnie, kiedy auror ugryzł go brutalnie w tyłek. Zęby Pottera na pewno odznaczyły się w tym miejscu. Nie rozmyślał o tym zbyt długo, ponieważ w następnej chwili język bezpardonowo wtargnął przez anus do środka. Harry zaczął go pieprzyć własnymi ustami.
Draco przez tak długi czas miał wrażenie, że umiera. Był cholernie wrażliwy i chciał, by Potter dotknął jego penisa, ale on drugą rękę trzymał jedynie na podbrzuszu, przytrzymując od czasu do czasu mocniej, gdy Draco się wierzgał.
Donośnie jęki Dracona wypełniały pomieszczenie. Gardło go niemal bolało, a gorączka zdawała się obejmować całe ciało. Drżał w środku i na zewnątrz. Skrobał nawet paznokciami tę cholerną, tandetną tapetę. Widocznie Harry'emu wcale to nie przeszkadzało, ponieważ mocniej na niego napierał. Rozciągając już później nie tylko językiem, ale także palcami.
Draco lubił poślizg w stosunkach i zazwyczaj nie uprawiał seksu na sucho. Teraz jednak naprawdę nie chciał, żeby Harry się odsuwał. Pragnął, by po prostu w niego w końcu wszedł, wypełniając swoim penisem poluzowany otwór. Który zapulsował, kiedy zabrakło i palców, i ust.
Harry na całe szczęście dobrze go rozumiał. Nie czekał już — wsunął się wolno do środka. Początkowo Draco zabolało, ale był to znajomy ból. Wystarczyło wziąć kilka głębszych oddechów, spróbować wypchnąć mięśniami obcy członek, a te nieprzyjemne odczucie powoli odchodziło w niepamięć. Z tymże teraz Draco chciał czuć i cierpienie, i przyjemność. Harry przystanął, by dać mu ochłonąć, ale on nie tego oczekiwał. Dlatego samemu się nadział i zaczął intensywnie poruszać.
— Nie... jestem z cukru, Potter — sapnął, na co mężczyzna uśmiechnął się. Draco poczuł ten złowieszczy uśmiech na karku.
Nie musiał więcej nic mówić. Ani prosić. Harry zaczął ostro go posuwać, pochłonięty żądzą. Od czasu do czasu wzdychał mu do ucha. Jego ciche jęki pokrywały się z krzykami Dracona. Ból oraz rozkosz mieszała się ze sobą. Draco marzył o tym, by brunet przeniknął go na wskroś. Uczucie wypełnienia zdawało się niewystarczające. Obwiniał o to zapach Harry'ego, który mieszał się z jego wciąż wyczuwalną wodą kolońską. Ten zapach mieszał mu w głowie.
— Och — sapnął donośnie Draco, gdy Potter znów trafił w prostatę. Ściana przed nimi, przez ułamek sekundy pomyślał, że zaraz się rozsypie. Dzikie rżnięcie nawet odczuwał kredens obok, który przy gwałtowniejszych ruchach Harry'ego zawzięcie skrzypiał. A może tylko się tak wydawało Draconowi. Już sam nie wiedział, co było prawdą. — Mocniej.
Harry ugryzł go boleśnie w ramię. Draco oderwał lewą rękę od ściany i odnalazł na ślepo jego włosy. Wplótł w nie palce od tyłu, by Potter był jeszcze bliżej. Czuł, że zaraz nie wytrzyma, po prawdzie dlatego, że mocne ruchy z tyłu pokrywały się z obciąganiem z przodu. Harry pewnie gładził jego żołądź. Palcami przesuwał po napuchniętej główce. Zbierał kciukiem preejakulant.
Ostatecznie Draco się rozlał z głośnym jękiem w dłoń Pottera. Biała maź przez chwilę wylewała się z niego, a nagie uda drżały. Drżały nie tylko z bezsilności, ale dlatego, że Harry jeszcze go pieprzył. Pieprzył go przez kolejne, długie minuty, aż w końcu Potter także doznał spełnienia. Naparł na niego w ostatnim, głębokim ruchu. Draco poczuł jak odbyt mu pulsuje, wylewając z siebie ciecz, której było zdecydowanie za dużo. Spływała wolno po jego nogach.
Auror stał tak jeszcze, oddychając spazmatycznie. Draco też oddychał głośno. Patrzył się w tym czasie w ścianę, próbując poskładać wszystkie myśli. W tym momencie jednak było to zdecydowanie poza jego możliwościami. Szczególnie, że nadal czuł wypełnienie oraz ślady po dotyku Pottera na ciele. A jego ręce oraz wiotczejący kutas wewnątrz wcale nie pomagały.
_____________________________________________________
Przyznam się, że trzy dni mordowałam się, by zacząć ten rozdział. Zawsze panikuję, gdy mam pisać sceny erotycznie. I ostatecznie naprawdę nie wiem, jak to się stało, że — gdy w końcu przysiadłam — wyszedł z tego cały rozdział ;D I nawet muszę przyznać, że chyba osiągnęłam efekt, który sobie wyobrażałam. Granica cierpienia i rozkoszy. Nawet smutno mi się zrobiło przy końcówce. Niemniej dajcie znać, co Wy o tym sądzicie ;P
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top