Mecz Quidditcha.

Harry.

Właśnie mieliśmy naukę latania na miotłach i jak zwykle musieliśmy przywołać do siebie miotłe potem na nią wśiąść i unieść się i wylądować. Powiem szczerze że Perciemu poszło świetnie a on nigdy nie latał na miotle no... całkiem nieżle.

- Percy ską nauczyłeś się tak dobrze latać?

- A tak po prostu weszło.

- Acha Percy a może bęziesz w drużynie Quidditcha? - zapytałem go.

- a co to?

- To taki mecz gdzie latamy na miotłach i strzela kaflem  albo broni się obręczy  albo można być pałkarzem lub szukającym. A my akurat nie mamy jednego ścigającego.

- No mugłbym pod warunkiem że twuj ojciec mnie nie zabije.

- A niby dlaczego miałby cię zabić?

- No bo twój ociec mnie nienawidzi.

- Acha a niby jak miał by się zabić?

- No na przykład sztrzelić we mnie piorunem albo rozwiać taki mocny wiatr który by mnie zrzucił z miotły i po mnie.

- Ok to poproszę ojca aby cię nie zabił. 

,, Tato"

,, Tak"

,, Mam prośbę"

,, Jaką?"

,, Wiem żę ty i Percy się nie lubicie ale czy mugłbyś go nie zabić bo on akurat nieźle lata na miotle i mugłby przydać mojej drużynie"

,, Hmm... no mugłbym" 

,, Dziękuje"

Herniona.

CIekawe dlaczego Harry ma zamknięte oczy? Nie myśląc za długo poszłam zapytać Perciego.

- Percy dlaczego Harry ma zamknięty oczy?

- Ponieważ rozmawia z swoim ojcem.

- To on umi z nim rozawiać?

- No najwyraźniej tak.

- Acha.

Harry.

Otworzyłem oczy i zobaczyłem rozmawiających ze sobą Hernionę i Perciego. Więc postanowiłem podejść do nich i zapytać się czy chce być w drużyni Quidditcha.

- To Percy zgadzasz się?

- A twój ojcie powiedział żę mnie nie zabije.

- Tak.

To się zgadzam.

- Hola hola. - wtrąciła się Herniona. O co tu właściwie chodzi?

- Wiesz bo ja pytałem się właśnie Perciego czy chce być w naszej drużynie Quidditcha jako Scigający. Bo jak sama wiesz to brakuje nam jednego.

- Acha. I zgodził się.

- No zgodziłem się- odpowiedział za mnie nadal stojący obok nas Percy.

- Okej. A Harry z kim wy będziecie grać?

- No z Slitherinem.

- OK.

Mecz Quidditcha.

- Gotowy Percy?

- No tak.

- To zaczynamy.

Gdy to wypowiedziałem autowatycznie uchyliły się dzrwi na stadion a my wylecieliśmy na trybuny i ustawiliśmy się jak zwykle. PO chwili na środek weszła pani Hooch i rozpoczeła grę.

Percy.

Gdy pani Hooch rozpoczeła grę autmatycznie podleciałem do Kafla i leciałem z nim do wrogich obręcy aby zdobyć punkt dla Gryffindoru. Jak już zdobyłem punkt to zobaczyłm że Harry leci za złotym zniczem. Ale wracając do mnie to zobaczyłem że Slitherin szykuje kontrę. Gdy dzieliło ich około 6 metrów to automatycznie poleciałem w ich stronę i odebrałem im Kafla i szybko poleciałem do ich obręczy. Gdy byli blisko mnie przeżuciłem Kafla do Gini która też była w drużynie ale wracając to gdy jej podałem to złapała i przyśpieszyła i po chwili usłyszeliśmy. 

Kolejne 10 punktów do Griffindoru!

Harry.

Po chwili usłyszeliśmy.

Kolejne 10 punktów dla Gryffindoru!

Gdy tak słuchałemtego co właśnie on powidział to przed oczami zobaczyłem złoty znicz. odrazu się opamiętałem się i pognałem w jego stronę a za mną malfoy. Znicz poleciał do góry na co ja i malfoy za mną też polecieliśmy. I po chwili znów znicz poleciał na dół. Gdy lecieliśmy na dół usłyszałem obrzydliwy głos Malfoja.

- Potter przesuń tój zasrany tyłek. Gdy to powiedział to na serio zrobiłem się wćiekły.

- Bo co Malfoy pujdziesz do twojego tatujeczka i wypłaczesz mu się jak małe dziecko albo pujdziesz do kibla i zamkniesz się tam jak jakaś dziwka. Gdy to powiedziałem piorun uderzył tuż koło Malfoya. Na co ten przeraził się i powiedział:

- Jjak tto... t.to tty? zapytał się mnie na co ja powiedziałem mu:

- Tak to ja i radze ci abyś trzymał swój zasrany tyłek z dala ode mnie bo inaczej dostaniesz piorunem w swój głupi ryj. a i jak powiesz ojcu to on też dostanie piorunem.

- haha!

- z czego rzysz?

- Z ciebie!  Ty nie władaswz piorunami.

 - Czyżby?

- NO tak to udowodnij. Gdy to powiedział jeszcze bardziej się wkurzyłem a on to zobaczył i miał minę jakby zobaczył ducha.

- Dobra- powiedziałem wciekły i gdzy to powiedziałem po obu stronach Malfoay błysneły dwie błyskawice.

- Tto nie możliwe.

- A jednak jest.

- Ale ty nie władasz piorunami.

- No tak ja nie ale mój ociec tak.

- jak to przecierz twój ojciec nie  żyje!?

- Jeśli muwisz o Jamsie to tak on nie żyje ale on nie jest moim ojcem.

- TTo kto?

- Zeus.

- Kto taki?

- Zeus bóg piorunów.

- To niemożliwe on nie istnieje!

- no napewno- powiedziałem z ironią- to jak geniuszu wytłumaczysz te pioruny? No słucham?

- Malfoy milczał.

_ no właśnie nie wytłumaczysz. Gdy to powiedziałem zobaczyłem tuż obok ręki znicza i szybko go chwyciłem i po chwili usłyszeliśmy głos:

Harry Potter złapał znicz Gryffindor wygrywa!

Gdy to powiedział Malfoy otrząsnoł się z wrażenia.

- Ty...- zaczoł ale ja mu przerwałem.

- Chcesz coś powiedzieć bo wiesz mój ociec napewno z radośćią strzeli w ciebie piorunem.

Gdy to powiedziałem Malfoy przeraził się i od razu odleciał na co ja odetchnołem z ulgą. Po chwili przyleciał do mnie Percy.

- Harry co się stało że streliłe aż trzy pioruny?

- Percy no bo właśnie Malfoy mnie wkurzył.

- A co powiedział ze cię to wkurzyło?

- No bo powiedział że mam się przesunąć w brzydki sposób i to mnie wkurzyło więc wtedy strzelił jeden piorun. A potem wkurzył mnie jeszcze bardziej więc mu powiedziałem że jestem synem Zeusa ten był zdźiwiony i zoczoł mnie o wszystko wypytywać. To mu co s powiedziałem a na końcu powiedziałem że mój ojcie z radością streli w niego piorunm.

- Acha. Wiesz co Harry może chodżmy do dominatorium ok?

- No OK.

W dominatorium.

Ron.

- Harry co się stało że strzeliły aż 3 pioruny?

- No właśnie Malfoy mnie wkurzy

Harry opowiedział mi wszystkoco mu powiedział jak zareagował Malfoy i wogule.  Jeszcze porozmawialiśmy chwilę potem umyliśmy się ubraliśmy się i poszliśmy spać.

Malfoy.

Och Potter jescze się policzymy za te groźby ale teraz muszę iść do Czarnego Pana aby mu o tym powiedzieć. Teleportowałem się do siedziby Czarnego Pana i zobaczyłem go na swom krześle.

- Witaj Malfoy spodziewałem się ciebie usiądż i powiedż co masz do powiedzenia.

- Witaj Voldemorcie już muwię ci co się dowiedziałem.

Uśiadłem na wskazanym prze Voldemorta miejscu i zaczołem opowiadać.

- właśnie dowiedziałme się że Harry nie jest synem Jamesa Pottera.

- A więc kogo jest synem.

- zeusa boga piorunuw.

- Chłopcze prosze mi tu nie kłamać.

- Ale ja nie kłamię i powiem panu ż enapoczątku też w to nie wieżyłem ale uwirzyłem gdyb tuż obok mnie pojawiły się trzy pioruny.

- Acha czyli to prawda. Teraz rozumiem dlaczego nie umiałem go w dzieciństwi zabić.

- Dalczego?

- Ponieważ jego ojciec jak mu tam... a Zeus,, gdy to powiedział na niebie pojawiło się mnustwo piorunów" chronił go prze de mną. Malfoy jak dowiesz się jeszcze czegoś o nim i jego przyjaciołach to powiadom mnie.

- Dobrze. Gdy to powiedziałme znów zanalazłem się w Hogwarcie. Po tem poszłem się umyć przebrać w piżamę położyłem się w łóżku ale jescze nie spałem tylko myślałem jakby to się policzyć z poterem i po długich myśleniach zasnołem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top