Rozdział 6 Jak ci na imię?
Harry obudził się późno i złapał się na tym, że znów rozgląda się za Ginny. Zdał sobie sprawę, że ostatnio spędza z nią wiele czasu. Cokolwiek działo się między Ronem a Hermioną, zdawało się rozwijać pomyślnie, a dwójka sprawiała wrażenie, jakby chciała spędzać jak najwięcej czasu razem. Harry widział, co się szykuje, lecz pomimo tego że brakowało mu przyjaciół, nie chciał psuć ich szczęścia.
Ginny była jego wybawicielką. Miała poczucie humoru Rona, więc zawsze potrafiła sprawić, by Harry się uśmiechnął, a chociaż nie miała encyklopedycznej wiedzy Hermiony, posiadała niespotykaną ilość zdrowego rozsądku. Jej odważna postawa wobec Voldemorta, jak również moment, gdy tańczyli razem, zapadły Harry'emu głęboko w pamięć, tak że wcale nie czuł zakłopotania spędzając z nią czas, podczas gdy Rona i Hermiony nie było w pobliżu.
Odprężała go. I uspokajała.
Znajdywali się teraz razem na trawie koło jeziora. Harry leżał rozciągnięty na plecach z rękami pod głową, nogą założoną na nogę i oczami zmrużonymi przed słońcem. Ginny siedziała obok niego, oparta na rękach i z nachyloną do tyłu głową, przez co na twarzy odbijały jej się ostatnie promienie zachodzącego słońca.
– Harry?
– Hmmm?
– Czy to twoje prawdziwe imię?
– Co masz na myśli?
– No, czy to zdrobnienie od Henry'ego lub Harolda? – zapytała Ginny.
Harry oparł się na łokciu tyłem do słońca, aby na nią zerknąć. Nie poruszyła się.
– Nie wiem – odparł.
Ginny odwróciła głowę i spojrzała na niego.
– Nie wiesz?
– Nigdy o tym nie myślałem.
– Nie wiesz nawet jak brzmi twoje pełne imię? – spytała, zaczynając brzmieć na zagniewaną.
Harry opuścił rękę i z powrotem zamknął oczy. Niech go diabli, jeśli to nie bolało.
– To takie żałosne – powiedziała Ginny ze złością.
– Wiem – wyszeptał Harry.
– Niech to, nie ty, Harry – fuknęła. – Kobieta, która cię wychowywała, powinna zostać zamknięta.
Harry musiał się uśmiechnąć. Ginny zawsze zaciekle go broniła.
– Powinieneś zapytać Syriusza – ciągnęła. – On będzie wiedział. Jest twoim ojcem chrzestnym.
– Może tak zrobię.
– Nie jesteś ciekaw? – zdziwiła się. – Ja byłabym.
Podczas gdy Harry miał wystarczająco wiele ciekawości do zwalczenia, zmienił temat rozmowy.
– A jak jest z tobą? Czy Ginny to twoje imię?
– Nie – odrzekła z wahaniem. – Nie szaleję za moim imieniem.
Teraz Harry był ciekaw. Usiadł i otoczył ramionami kolana przyglądając jej się.
– Więc?
Popatrzała na niego.
– Harry...
– No, powiedz mi, Ginny. Nie powtórzę nikomu, jeśli tego nie chcesz.
Dziewczyna obróciła głowę w kierunku jeziora.
– Ginewra – powiedziała. – Ginewra Molly Weasley.
– Podoba mi się – orzekł Harry. – Brzmi bardzo dojrzale.
Ginny spiorunowała go wzrokiem. Wyszczerzył go niej zęby.
– Czy ty mnie drażnisz, Harry Potterze?
– A czy wyglądam tak, jakbym cię drażnił?
– Całkiem szczerze, to tak.
Harry roześmiał się.
– Nie drażnię się z tobą, Ginny, przysięgam. Ale myślę, że jesteś tylko wyrośniętą Ginny.
Ta ponownie skupiła wzrok na jeziorze.
– A jak ty wolałbyś mnie nazywać?
– Nie chcesz chyba dostać odpowiedzi prosto z mostu, więc daj mi minutę – odrzekł Harry uśmiechając się krzywo.
Ginny wydała niezadowolony dźwięk i popchnęła go. Harry zatoczył się na bok. Treningi quidditcha zaprocentowały i nagle ona znajdowała się na plecach, z rękami przyszpilonymi przez niego do ziemi.
Harry zamierzał powiedzieć jej, że tylko jej dokuczał, lecz jej widok zaparł mu dech. Oddychała ciężko, jej oczy błyszczały, jej włosy rozsypały się wokół. Czuł się tak, jakby właśnie schwytał anioła.
Spojrzała na niego równie uważnie, jak on na nią. Jej oczy prawie go przyzywały.
Po prostu pocałuj ją.
Harry poczuł się wstrząśnięty, że w ogóle o tym pomyślał. Ale to było właśnie to, czego pragnął.
Jej wzrok złagodniał nagle, kiedy spoczął na nim.
– Harry – westchnęła.
Tuzin zniczy fruwających w jego piersi nie brzmiałoby tak słodko.
Opuścił głowę. Ginny zamknęła oczy.
– 'Arry, wszystko tu gra?
Harry rzucił się na bok, zasłaniając dłonią twarz. Ginny także usiadła, nie patrząc w stronę, z której nadchodził Hagrid.
– Taa, jesteśmy cali – rzekł Harry.
– Pomyślałem se, że może Ginny wpadła do jeziora czy coś – wyjaśnił Hagrid.
– Nie – powiedziała dziewczyna. – Ja mam się świetnie.
Wydawała się być nieźle zezłoszczona na Harry'ego i chłopak poczuł, że dopada go poczucie winy. Co on sobie myślał? Prawie ją pocałował. Już nigdy się do niego nie odezwie, a Ron pewnie go zabije.
Harry wstał.
– No, będę się już zbierał. Za parę minut mam lekcję z McGonagall.
Zaczął się oddalać. Nie spojrzał na Hagrida. Nie spojrzał na Ginny. Chciał być teraz gdziekolwiek indziej.
Lekcja przebiegała spokojnie, biorąc pod uwagę fakt, iż Harry był pewien, że zostanie wykluczony z rodziny Weasleyów.
Transmutacja szła mu dobrze. Harry wybrał sokoła*, jako przedmiot swojej transfiguracji. Przeprowadził szczegółowe badania (które były niezbędne) pod czujnym okiem profesor McGonagall. Nie miał nic przeciwko temu. Nie wolno mu było jednakże nikomu o tym wspominać. Żadna z osób, które wiedziały, że przechodzi szkolenie (a byli to tylko Syriusz, Remus, Ron, Hermiona, Ginny i Dumbledore) nie została poinformowana co wybrał. Harry'emu wszelako podobało się to.
Voldemort także wiedział, ale żaden z nich nie wywołał ponownie dyskusji na ten temat.
McGonagall powiedziała Harry'emu, że poradził sobie bardzo dobrze podczas lekcji i chłopak opuścił salę z uśmiechem, dopóki nie przypomniał sobie, co zrobił Ginny.
Harry chyba nie byłby w stanie tego znieść. Jego jedyna rodzina, jego najlepsza przyjaciółka – Ginny.
Czuł się odrzucony i strapiony, kiedy kroczył w kierunku Wieży Gryffindoru. Poczuł się jeszcze gorzej, gdy otworzył drzwi dormitorium i znalazł w środku czekającą na niego sowę. Ściślej, sowę odpoczywającą po doręczeniu przesyłki. Errola.
Harry,
Ron mówi, że ostatnio spędzasz wiele czasu z Ginny. Będziemy naprawdę wściekli, jeżeli zostanie zraniona z jakiegokolwiek powodu. Zadbaj o to, żeby do tego nie doszło.
George i Fred Weasley
Harry zaczął się trząść. To już się stało. Stracił Weasleyów.
***
Nie miał zielonego pojęcia, jak udało mu się przetrwać resztę dnia. Wszystko otulała mgła. Nie kłopotał się pójściem na wróżbiarstwo, ponieważ: 1) nie chciał stanąć twarzą w twarz z Ronem i 2) nie chciał słuchać Trelawney, przepowiadającej mu więcej strasznych rzeczy. Usiadł w pokoju wspólnym i wpatrywał się w ogień. Znów dopadł go smutek. Bez Rona, bez Weasleyów, bez Ginny, Harry był zagubiony.
– Harry Potterze!
Harry spojrzał w górę. Hermiona stała nad nim z zaciśniętymi pięściami, stukając niecierpliwie stopą.
– Co jest, do diabła, z tobą nie tak? – zawołała.
Już sam fakt, że tutaj była, świadczył o jej zmartwieniu. Hermiona nie opuszczała Numerologii z byle powodu.
– Ja... hm... nie czułem się zbyt dobrze...
PLASK. Jej dłoń uderzyła go w policzek.
– Nie okłamuj mnie, Harry Potterze, znam cię zbyt długo – powiedziała Hermiona gniewnie. – Mów, co jest nie tak.
Harry westchnął i przeczesał rękami włosy. Hermiona usiadła na krześle naprzeciw niego i ścisnęła jego ręce. Bardziej delikatnie, rzekła:
– Powiedz mi, Harry.
Wtedy wyrzucił z siebie wszystko. Swoja uczucia do Ginny. Jak pragnął ją pocałować. Że go odrzuciła. Że Weasleyowie byli przeciw niemu. Jak samotny znowu się czuł.
Hermiona siedziała tylko i słuchała.
Harry zerknął na nią i zauważył, że jej mina mówi mu: „jesteś śmieszny".
– I zanim powiesz mi, że się mylę, pamiętaj że byłem w podobnej sytuacji wcześniej i wiem co to za uczucie – zakończył Harry.
– Och, a co z Syriuszem? – pytała – co ze mną? Jesteśmy piątym kołem u wozu? My się nie liczymy?
Świetnie, więcej poczucia winy.
– To nie tak...
– Wiem – przerwała. – Ale faktem jest, że powinieneś porozmawiać o tym z Ginny. Nie z jej braćmi. Czy powiedziała, że nie chce z tobą więcej rozmawiać?
– Nie – odparł Harry. – Ale nie sprawiała wrażenia, żeby chciała.
– A od kiedy ty jesteś takim ekspertem? – spytała Hermiona sarkastycznie.
– Ałć.
– Cóż, tak naprawdę wiesz, że to prawda. Idź i porozmawiaj z nią.
– W porządku, Hermiono – zgodził się Harry. – Masz rację. Pójdę.
– Dobrze. Tylko zrób to przed sobotą. Grasz w quidditcha przeciwko Ravenclawowi, pamiętaj.
Harry jęknął.
– Więc co tutaj robisz? – dopytywała się Ginny, rozglądając się.
Znowu byli nad jeziorem, tym razem jednak bliżej lasu i ukryci przed widokiem z chatki Hagrida.
– Chciałem cię przeprosić.
– Za co?
– Za cokolwiek, co mogło cię zmartwić.
– A kto powiedział, że mnie zmartwiłeś? – zdziwiła się rudowłosa.
– Cóż, Fred i George grozili mi, a Ron nie gada ze mną, jakby się na mnie za coś obraził – powiedział Harry.
Ginny gapiła się na niego z otwartymi ustami.
– I ty... – Harry musiał przeczyścić gardło, gdyż zaschło mu w ustach. – Też byłaś zła, kiedy mówiłaś Hagridowi, że masz się świetnie.
Harry wbił wzrok w ziemię. Ginny podniosła jego podbródek.
– Grozili ci?
Harry skinął.
– Dostałem sowę.
– A Ron?
– Nie rozmawia ze mną.
Ginny zaczęła się śmiać. Harry wlepił w nią wzrok, ale nie przestała. Poczuł, jakby w piersi wypalała mu się dziura i odwrócił się.
– Poczekaj! – krzyknęła. – Przepraszam.
Harry nie mógł na nią spojrzeć.
– Tylko... moi nadopiekuńczy bracia są tacy głupi.
Harry nie miał pojęcia o czym mówi, więc kontynuował wpatrywanie się w ziemię. Ginny okrążyła go, by stanąć przed nim i delikatnie położyła swoją dłoń na jego policzku. Uniosła jego głowę, dopóki ich spojrzenia się nie spotkały.
– Oni myślą, że jestem nieszczęśliwa z powodu tego, co mi zrobiłeś – rzekła.
– A nie jesteś?
– Nie, Harry. Jestem nieszczęśliwa z powodu tego, czego nie zrobiłeś.
– Czego nie zrobiłem? – powtórzył Harry ostrożnie.
– Chciałam, żebyś mnie pocałował – odparła nieśmiało. – A ty nie chciałeś?
– Jak diabli – wymamrotał w odpowiedzi, lecz zaraz zamilkł, kiedy sobie coś uzmysłowił.
– Czy ty chciałaś, żebym...?
Ginny zarumieniła się i jej oczy zalśniły tym samym blaskiem, co wcześniej. Harry nie wahał się tym razem. Chwycił ją w ramiona i przywarł swoimi ustami do jej.
Harry nie był do końca przygotowany na uczucie, które go ogarnęło. Było tak, jakby każdy jego narząd przestał funkcjonować, a potem znów zaczął, tyle że dwa razy szybciej. Całkowita awaria nastąpiła w momencie, kiedy ramiona dziewczyny owinęły się wokół niego. Oddawała mu pocałunek.
Po chwili, Harry odsunął ją od siebie i spojrzał na nią z góry. Ona również na niego popatrzała, nadal z ramionami wokół jego szyi.
– Ginny, j-ja...
Położyła mu palec na ustach.
– Nie, Harry – rzekła. – Jesteśmy sobie przeznaczeni.
– Co masz na myśli?
– Rowan mi powiedziała.
– Rowan? – Oboje mówili tak cicho, że Harry nie śmiał oddalić się od niej. Nie, żeby tego chciał. – Rozumiesz ją?
– Tak – potwierdziła Ginny. – Nie przedstawiłam się jej. Powiedziała mi, że to było jej imię. Powiedziała mi też, że ty byłeś moim czarodziejem.
Harry zrobił wielkie oczy. Uśmiechała się promiennie. Rowan nie uważała się za feniksa Harry'ego – uważała go za swojego czarodzieja.
Roześmiał się i położył swoją dłoń na jej twarzy. Pochyliła swój policzek do jego dłoni, zamykając oczy.
– Ginger** – wymruczał cicho. Podniosła wzrok i Harry pochylił się, by ją znów pocałować. Miała rację. To wydawało się właściwe. Prawdę mówiąc, to wydawało się wspaniałe.
Ginny spojrzała na niego.
– Ginger?
Harry pociągnął ją w swoje ramiona.
– Przyprawa mojego życia – wyszeptał.
Ginny westchnęła, zaciskając wokół niego ramiona.
– Podoba mi się.
Nieco później, Harry znalazł wyglądającego na rozdrażnionego Rona oraz wyglądającą na rozbawioną Hermionę, spoglądających na niego z góry w pokoju wspólnym.
– Co zrobiłeś mojej siostrze? – spytał Ron, zajmując miejsce obok Harry'ego.
Harry rzucił okiem na Hermionę, która wpatrywała się w sufit.
– Dlaczego, coś z nią nie tak?
– No, zachowuje się jakby była obłąkana – stwierdził Ron. – Musiałeś jej coś zrobić. Jesteś ostatnią osobą z którą rozmawiała.
– Hm, no cóż... – odparł Harry, rzucając Hermionie kolejne spojrzenie i bardzo chcąc, żeby powiedziała coś, co by mu pomogło. – Ja... eee... pocałowałem ją.
Hermiona wybrała ten sam moment, żeby oświadczyć:
– To pewnie musiał być pocałunek, Harry.
To tyle, jeśli chodzi o pomoc. Zerknął na Rona, oczekując, że zaraz wstanie i mu przyłoży.
Ron wybałuszył na niego oczy.
– Więc to prawda – rzekł. – Lubisz ją.
Hermiona przewróciła oczami.
– Doprawdy, Ron, jesteś taki tępy.
– Ona jest moją siostrą.
– No i? On jest twoim najlepszym przyjacielem.
– Wiem, że...
– A twoja cała rodzina właściwie już go adoptowała – kontynuowała. – Więc co z tego, że Ginny go kocha?
Harry spoglądał to na jedno, to na drugie, w trakcie gdy sprzeczali się o Ginny.
– Wybaczcie – przerwał im w końcu. Popatrzyli na niego. – Czy macie coś przeciwko temu, że ja i Ginny będziemy sami decydować o swojej przyszłości?
Hermiona zaśmiała się. Ron wyszczerzył do niego zęby.
– Przepraszam, Harry – powiedział Ron. – Po prostu czuję się dziwnie, kiedy mój najlepszy przyjaciel zaczyna interesować się moją małą siostrzyczką.
– Ron, ona ma piętnaście lat – przypomniał Harry. – I czy ja się skarżyłem, gdy ty i Hermiona zostaliście parą?
Hermiona spłonęła czerwienią, a Ron spuścił wzrok na podłogę.
– I nie wspominajcie o tym nikomu – dodał Harry. – Mam na myśli nikomu spoza rodziny – podkreślił.
– Dlaczego nie? – spytała Hermiona.
Harry popatrzał na nią.
– A jak myślisz?
Hermiona zakryła usta ręką, najwyraźniej przypominając sobie rozmowę, jaką przeprowadzili przed balem w zeszłym roku.
– Voldemort – wyszeptała.
Był sobotni poranek tydzień później i Harry znów obudził się późno. Lekcja transmutacji poprzedniego wieczoru przeciągnęła się, ponieważ McGonagall czuła, że Harry opanował już zdolność transfiguracji i chciała, aby transmutował się znowu i znowu, w kółko. Zabrała go także do gabinetu Dumbledore'a, aby mógł mu zademonstrować nową umiejętność.
Dumbledore wydawał się być pod wrażeniem, więc Harry był zadowolony. Oboje nauczyciele kładli również nacisk na to, by nie mówił nikomu w co może się zmieniać i nie pokazywał się nikomu w tej postaci. Poinformowali go, że nie zostanie zarejestrowany. To było prawie jak narada nad jakąś sekretną bronią.
Harry był zaintrygowany, ale nie zapytał o to. W przeszłości nauczył się, że im mniej wie, tym lepiej.
Dostrzegł Rona, Hermionę i Ginny, siedzących w najdalszym końcu stołu Gryffindoru i ruszył w ich kierunku. Kilkoro uczniów przestało ze sobą rozmawiać, kiedy Harry ich mijał. Podczas gdy ostatnio stało się to dość powszechne, Harry nie zwrócił na to uwagi.
Lecz kiedy podszedł bliżej, zauważył, że Ron wygląda na wściekłego, a dziewczyny sprawiają wrażenie zmartwionych.
– ... musimy mu powiedzieć – mówił Ron uparcie.
– Powiedzieć komu co? – spytał Harry, siadając obok Rona, naprzeciw Hermiony i Ginny. Miał jednak złe przeczucie, że to dotyczy jego i raczej mu się nie spodoba. Stał się tego pewny, kiedy Ginny umknęła przed nim wzrokiem, a Hermiona siedziała tylko z otwartymi ustami.
Harry zerknął na Rona. Hermiona wstrzymała powietrze i kiedy Harry znów odwrócił ku niej wzrok, dostrzegł, że patrzy w stronę drzwi. Harry obrócił się i zobaczył Syriusza, kroczącego pośpiesznie w jego stronę.
Syriusz? Świetnie. Harry wstał, gdy Syriusz się zbliżył i mocno go uścisnął.
– Co tutaj robisz? – zdumiał się Harry.
– Wszystko w porządku? – spytał Syriusz.
– A dlaczego miałoby nie być?
Syriusz rzucił okiem na Rona, który pokręcił głową. Hermiona przegryzła wargi.
– Wspaniale – rzekł Harry. – Co się dzieje?
– Harry, chodź ze mną – odparł Syriusz.
– Co jest znowu nie tak? – dopytywał się Harry, kiedy opuścili Wielką Salę.
– Po prostu idź.
Syriusz zabrał go do gabinetu Dumbledore'a, do którego wejście znaleźli otwarte i kiedy wspięli się po ruchomych schodach, zastali gabinet zatłoczony ludźmi. Wewnątrz był Remus, jak i również profesor Snape, profesor McGonagall, pan Weasley, Ludo Bagman i nawet Minister Magii we własnej osobie, pan Goodhue.
To nie zwiastowało niczego dobrego.
– Coś się stało? – zapytał Harry. – Czy coś jest nie tak?
– Wejdź, Harry – zaprosił Dumbledore.
Harry wszedł nieśmiało do środka, spoglądając na te wszystkie wpatrzone w niego zmartwione twarze.
Podszedł do niego Bagman.
– Czy wiesz już o Azkabanie?
Harry rzucił okiem na Snape'a.
– Tak – odparł. – Dowiedziałem się w zeszłym tygodniu.
– Czy pomogłeś w tym w jakikolwiek sposób? – zapytał Bagman.
– Zależy, co rozumie pan przez pomoc – odrzekł Harry lekko zmieszany.
– Czy pomogłeś Śmierciożercom opuścić Azkaban?
– Co? – powiedział przerażony. – Nie. Dlaczego miałbym? Nie mogę nawet dostać się w pobliże dementorów, nie tracąc przytomności. – Spojrzał na Syriusza. Jego ojciec chrzestny położył mu rękę na ramieniu.
Minister wysunął się naprzód.
– Harry – rzekł Goodhue. – Czy dołączyłeś do niego?
– Co? – Tym razem Harry myślał, że się przesłyszał. – NIE! – Rozejrzał się po sceptycznych twarzach. Nawet pan Weasley wyglądał na zaniepokojonego. – O co chodzi?
– Mówiłem ci – stwierdził Syriusz. – On nic nie wie.
Dumbledore skinął głową.
– Nie wiem czego? – spytał Harry.
– Harry – podjął Dumbledore. – Voldemort przedsięwziął kroki, mające utrzymać świat czarodziei w mniemaniu, że do niego dołączyłeś.
– Co? – zdziwił się Harry. – Jak?
– Wielu ludzi jest bardzo niespokojnych – dodał Goodhue.
– Ale wszyscy w tym pokoju wiedzą, że prędzej bym umarł, niż do niego dołączył – oświadczył Harry.
– Ale społeczeństwo...
– Co on zrobił? – wszedł w słowo ministrowi Harry. Zerknął na Syriusza. – Co on znowu zrobił?
Syriusz westchnął.
– Czarodziejski świat sądzi, że cię kupił – wyjaśnił Syriusz.
– Kupił mnie – powtórzył bezwiednie Harry, znów zdezorientowany. – Nie rozumiem.
Minister Magii wręczył mu egzemplarz Proroka Codziennego. Harry przeczytał nagłówek:
Cały majątek Slytherina zapisany w spadku Harry'emu Potterowi
__________
* w oryginale jest to jastrząb, ale pozwoliłam sobie zmienić go na sokoła... z pewnego powodu
** ginger – (z ang.) imbir, jak również: ryży, rudy
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top