Rozdział 3: Nowi znajomi i powrót na stare śmieci

 - Cześć... Ty też zwiałeś starym?


- Można tak powiedzieć... - Mruknął Harry z rezygnacją, bez ironii.


- Jestem Michael Bryzel.


- Harry Potter. Pokłóciłeś się z nimi?


- Jak zwykle się mnie o wszystko czepiają. - Warknął chłopak i kopnął leżącą przed nimi puszkę. - Zrób to, zrób tamto, jesteś beznadziejny, ty dziwolągu... To nie są moi prawdziwi rodzice. Adoptowali mnie. Moja matka oddała mnie jak byłem niemowlakiem.


- Moi nie żyją. - Przyznał Harry.


- Wiem... Chyba wszyscy wiedzą. - Mruknął chłopak. - To prawda, co pisali w Proroku? Naprawdę porwał cię Voldemort?


- Ta... wiesz, czuję do ciebie dziwną sympatię. - Przyznał Potter. - Ostatnio miałem ochotę wszystkim dogryzać, a ty jesteś wyjątkiem.


- Ze mną jest podobnie. Jedziesz do Hogwartu?- Zapytał Michael.


- Tak, a ty? W jakim jesteś domu?


- Slytherin...


Na takiej rozmowie o niczym, zeszła im reszta nocy i gdy tylko pojawiła się lokomotywa, weszli do środka i zajęli przedział na końcu pociągu. W miarę jak zbliżała się 11:00, robiło się coraz tłoczniej, ale nikt nie miał odwagi usiąść z Harry'm. Odstraszały ich wieści z Proroka, jakoby był niezrównoważony psychicznie po pobycie w zamku Voldemort'a. Odstraszała ich również mina chłopaka.


- Cześć, mogę usiąść?


Tuż przed odjazdem do ich przedziału zaglądnął Pablo.


- O, Harry!


- Cześć, siadaj. To jest Michael.


Chłopcy się przywitali i zaczęli rozmawiać. Czuli się w swoim towarzystwie dziwnie spokojnie. Przeczuwali, że mogą sobie o wszystkim powiedzieć. Podróż upływała spokojnie, aż do chwili, gdy do przedziału zaglądnął Draco Malfoy. O dziwo był bez obstawy. Kiedy tylko zauważył siedzącego przy oknie Harry'ego, na jego twarz wpłynął pogardliwy uśmieszek.


- Proszę, proszę... Czyżby nierozerwalna trójca Hogwartu przestała istnieć? No co, bliznowaty? Gdzie zgubiłeś swoich Szlamę i Wiewióra?


- Gdzieś tam poszli. - Odparł Potter.


Nie zaszczycił młodego Ślizgona spojrzeniem. Pablo i Michael szybko podchwycili, o co chodzi ich nowemu znajomemu i udawali, że nie widzą blondyna. Ten, lekko wytrącony z równowagi brakiem zainteresowania jego osobą, usiadł naprzeciw Harry'ego i kontynuował.


- A jak ty się czujesz? Słyszałem, że spędziłeś cudowne trzy tygodnie w jakimś sanatorium. Jak twoja główka? Podobno nieźle ci się w niej poprzestawiało.


Tego było dla chłopaków za wiele. Wszystko potoczyło się błyskawicznie. Harry chwycił Ślizgona i rzucili na ścianę, a Michael otworzył okno.* Pablo poderwał się z miejsca, zamknął drzwi i zasłonił zasłony. Malfoy patrzył na nich z przerażeniem, które było tym większe, że częścią jego włosów targał wiatr.


- Jeśli nie chcesz zginąć w bardzo bolesny i nieprzyjemny sposób - Szepnął Harry głosem, który podchwycił od Voldemort'a. Wszystkim włosy na plecach stanęły dęba. - to dobrze ci radzę, nie zadzieraj z żadnym z nas, bo będziesz miał bardzo nieprzyjemne wspomnienia.


Puścił Malfoy, który osunął się na podłogę.


- A teraz spadaj. - Warknął Michael.


Nie trzeba było tego powtarzać dwa razy. Draco uciekł w popłochu.


- To była właśnie nasza szkolna fretka. - Wyjaśnił Harry.


- Palant. - Mruknął Pablo. - Ciekawe, do jakiego domu trafię?


- Mam nadzieję, że do Gryffindor albo Slytherin. Wtedy łatwiej nam się będzie spotykać. - Odezwał się Potter.


Przez resztę drogi rozmawiali o wszystkim i niczym, a pod koniec tej podróży wiedzieli o sobie praktycznie wszystko, ale żaden nie miał pojęcia, dlaczego, będąc tak nieufni i skryci, rozmawiają swobodnie jak najlepsi przyjaciele.


Okazało się, że Pablo stracił rodziców na początku tych wakacji. Byli czarodziejami i zginęli z ręki terrorystów jako przypadkowe ofiary. Teraz wychowywała go babcia mieszkająca na Privet Drive, gdzie spotkał się z Harry'm. Wcześniej uczyli go rodzice i dlatego nie chodził do szkoły. Historia Michaela była równie frapująca. Jego matka porzuciła go zaraz po porodzie, oddając w ręce bogatego, mugolskiego małżeństwa. Ci jednak odkąd dowiedzieli się kim jest ich przybrany syn, nie traktowali go dobrze.


- Myślę, że powinniśmy się już przebrać. - Powiedział w pewnym momencie Harry, spoglądając w okno.


Zbierało się na burzę. Kiedy pociąg zatrzymał się na stacji, nie pchali się do wyjścia, więc opuścili wagon jako ostatni. Z tłumu wyraźnie wyróżniała się postać gajowego.


- Piszoroczni!* Do mnie! Ruszać się! Tutaj!


- Cześć, Hagrid! - Przywitał się z nim Potter.


O dziwo, nie miał najmniejszej ochoty dogryzać pół olbrzymowi.


- Harry! Chłopie, jak się trzymasz?- Zapytał tamten z troską w głosie.


- Jakoś leci. - Mruknął chłopak. - Poznaj, to są Pablo i Michael.


- Siemano, a gdzie Ron i Hermiona?


- Spełniają się jako prefekci. - Powiedział Harry złośliwie.


- Pewnie zaraz przyjdo. - Uśmiechnął się mężczyzna.


Zaczął opowiadać im o swoich wakacjach i postępach, jakie robi jego młodszy brat, Grawp. Tak się zagadali, że odjechał im ostatni powóz.


- Cholibka, no to wyglądana to, że przepłyniecie się z nami.


- Nie mam nic przeciwko. - Uśmiechnął się Potter. - Uwielbiam deszcz.


Przemarznięci pierwszoroczni popatrzyli na niego jak na wariata, ale on się tym nie przejął i razem z Pablo i Michael'em zajął jedną z łódek w momencie, kiedy akurat zaczęło lać. Harry wyciągnął rękę za burtę i dłonią burzył gładką taflę wody. Kiedy byli już na środku jeziora poczuł, że ktoś wkłada mu coś w rękę. Natychmiast spojrzał w czarną otchłań, ale zauważył tylko oddalającego się trytona. Niezwykle zaintrygowany wodził palcem po tajemniczym przedmiocie, starając się odgadnąć, co to jest. Nie chciał, by zauważyli to pierwszoroczni, więc schował go do kieszeni, dopiero kiedy dobili do brzegu. Czuł dziwny spokój emanujący z tajemniczego przedmiotu, w którym rozpoznał jakiś medalion. Pod drzwiami zamku czekała już na nich McGonagall, ukryta pod zwykłym parasolem. Niezmiernie się zdziwiła na widok trzech starszych chłopców.


- Potter? Bryzel? Co wy tu robicie? - Zapytała, wprowadzając ich do środka. - O ile wiem, to wśród przydzielanych jest tylko jeden szesnastolatek, Pablo Costello.


- Spóźniliśmy się na powóz. - Odparł Michael lakonicznie.*


Razem z Harry'm ruszyli w stronę Wielkiej Sali, nie zważając, że wyglądali jak topielce Pchnęli ciężkie wrota i stanęli w drzwiach, uważnie rozglądając się po sali. W tym momencie niebo przeszyła błyskawica, a uczniowie zamarli.


Chłopcy jak jeden mąż skierowali się prosto w stronę stołu Slytherin! Wybrali go dlatego, że był najmniej zaludniony, więc mogli usiąść z dala od wszystkich.


Szepty wybuchły jednocześnie.


Harry Potter, największy wróg Dracona Malfoya siada przy stole Ślizgonów? To się kupy nie trzymało. Zawziętą dyskusję przerwało wejście McGonagall z Tiarą Przydziału. Po odśpiewaniu zwykłej pieśni, ponownie wzywającej do zjednoczenia, nastąpiła właściwa ceremonia. Pablo był przydzielany na samym końcu, wiec po około dziesięciu minutach, dzielnie usiadł na stołku i założył na głowę stary kapelusz, który po chwili namysłu krzyknął:


- RAVENCLAW!!


Ku zdziwieniu wszystkich zgromadzonych, Pablo szerokim łukiem ominął wiwatujący stół i usiadł obok Harry'ego i Michael'a.


- No, nie jest idealnie, ale zawsze mogło być gorzej. - Mruknął rudowłosy i spojrzał na dyrektora, który właśnie wstał.


- Moi drodzy uczniowie! Serdecznie witam nowicjuszy i stałych bywalców. Przypominam, że zabronione jest wchodzenie do Zakazanego Lasu, pojedynkowanie się na korytarzach i wychodzenia z dormitorium po godzinie 22:00. W tym roku niestety nie udało mi się znaleźć odpowiedniego nauczyciela OPCM, więc tymczasowo ja obejmę to stanowisko. - Rozległy się liczne brawa, zdecydowanie słabsze po lewej stronie sali, gdzie znajdował się stół Ślizgonów. - A teraz wsuwajcie!


Na półmiskach pojawiły się najróżniejsze potrawy. Harry, Michael i Pablo w ciszy zjedli kolację i wyszli z sali.


- Muszę wam coś pokazać. - Mruknął Potter.


Poprowadził ich na nieużywany korytarz na trzecim piętrze. Kiedy upewnił się, że nikt ich nie może zobaczyć, wyciągnął z kieszeni medalion i pokazał chłopakom, samemu się przyglądając.


- Skąd go masz? - Zdziwił się Pablo. Chciał wziąć medalion do ręki, ale ten go kopnął prądem. - Au!*


- Kiedy płynęliśmy przez jezioro włożył mi go w rękę jakiś tryton. - Wyjaśnił Harry. - A wiecie co jest najdziwniejsze? Że taki sam znak widziałem na plecach tych istot, które uwolniły mnie w sierpniu!


- Pierwszy raz widzę taki symbol. - Powiedział Michael, oglądając srebrnego smoka w rękach Harry'ego.


- Ja też. - Przyznał Pablo, rozcierając sobie rękę. - Ale jest chroniony potężnymi czarami. Czułem to, kiedy spróbowałem go dotknąć. Widocznie jest przypisany tobie, Harry.


- Ale ciekawe, co on oznacza? - Zamyślił się Potter. - Kiedy go dotykam, czuję dziwny spokój i opanowanie.


- Nie rozstrzygniemy tego dzisiaj. - Zdecydował Michael. - Chodźmy spać, a jutro poszukamy w bibliotece.


Chłopcy chętnie na to przystanęli, zwłaszcza że nie spali od 36h i byli padnięci. Każdy poszedł w swoją stronę. Mieli szczęście, bo uczta właśnie się skończyła. Pod portretem Grubej Damy zebrał się już spory tłum.


- Co jest? - Zdziwiła się jakaś dziewczyna.


- Boją się wypowiedzieć hasło. - Odparła jej przyjaciółka.


- A jakie jest? - Zapytał Harry, a dziewczyna zrobiła wielkie oczy. Nie słyszała jak podchodzi. - Mowę ci odjęło? - Mruknął Potter ironicznie, odgarniając z twarzy mokre włosy.


- Nie boję się Sam-Wiesz-Kogo...* - Wyszeptała po chwili.


Mrożący krew w żyłach śmiech wstrząsnął wszystkimi czekającymi. Potter nie bardzo się tym przejął i ruszył pod portret. Gryfoni rozstępowali się przed nim ze strachem. W tym momencie naprawdę wyglądał jak szaleniec.


- Żałosne. - Mruknął. Dodał głośno i wyraźnie, by wszyscy go usłyszeli. - Nie boję się VOLDEMORT'A.


Pierwszy przeszedł przez dziurę pod portretem i ruszył prosto w stronę swojego dormitorium. Po chwili dołączyli do niego Ron, Seamus, Dean i Neville.


- Wow, Harry, to było niesamowite!


Wyszczerzył się ten ostatni, ale zamarł, kiedy napotkał spojrzenie chłopaka. Pełne chłodu, pogardy i ironii.


- Ta, extra...


Harry mruknął i zniknął w łazience, pozostawiając oniemiałych szóstoklasistów.


- Co mu się stało? - Zapytał Dean.


- Po tych trzech tygodniach, Sami-Wiecie-Gdzie - Powiedział Ron. - Całkiem poprzewracało mu się w głowie. - rudzielec zrobił znaczący ruch koło skroni.


- Czyli to prawda, że on jest niebezpieczny? - Zdziwił się Seamus.


Na ich nieszczęście, w tej chwili Harry wrócił po ręcznik, a oni tego nie zauważyli. Podszedł bezszelestnie do niczego niespodziewającego się chłopaka.


- Tak, Finnigan. - Szepnął Harry. - Jestem niebezpieczny i nie pragnę niczego innego, jak śmierci moich współlokatorów. - Zadrwił.


Ponownie zniknął w łazience. Tam zrzucił maskę ironii i ukrył twarz w dłoniach. Bolesne wspomnienia powróciły... Zawsze wracają wieczorem.


- Będę musiał zabezpieczyć łóżko zaklęciem antydźwiękowym. - Pomyślał i ściągnął koszulę.


Blizna na prawym ramieniu zalśniła od blasku świec. Jeszcze raz wyciągnął z kieszeni tajemniczy medalion.


Nagle zakręciło mu się w głowie. W ostatniej chwili przytrzymał się ściany i bezpiecznie osunął na podłogę. Poczuł, jakby jego ciało rozrywano na miliony cząsteczek. Nawet nie zdążył krzyknąć. Ciemność przysłoniła mu oczy...




★♡★♡★♡★♡★

Kilka słów ode mnie, jako nieoficjalnej bety:

Czy tylko ja uważam, że hasło do Gryffindor jest tak durne, że aż wypaliło mi oczy i jestem pewna na żywego, że nikt ze szkoły nie zgodziłby się na to? Naprawdę korciło mnie zmienić je, ale obiecałam sobie robić tylko najważniejsze i najmniej inwazyjne korekty, więc no... Cierpcie ze mną :')


*Oryginalnie autorka zaznaczyła, że okno było już otwarte i Michael z Harry'm wspólnie poderwali Draco do ściany, a kilka linijek później, że tylko Harry go puścił. Uznała, że to nie ma sensu i nieznacznie zmieniłam.

*Frapujący/a - bardzo interesujący, wywierający silne wrażenie.

*Zmieniłam nieznacznie słowo oraz inne, które wypowiada Hagrid, bo ma specyficzną wymowę. Np. Zamiast „Pierwszoroczni" mówi „Piszoroczni" i to chciałam zachować z oryginału serii Harry Potter, więc musicie mi to wybaczyć.

*Lakonicznie - Zwięźle i bez emocji.

*Oryginalnie pisało „ A co to jest?", ale uznałam, że to trochę głupie pytanie, bo widzą, że Harry trzyma medalion, więc zmieniłam na „Skąd go masz?" i dodałam, że medalion nie odrzucił Pablo, a tylko kopnął prądem, bo nie miało sensu brak zainteresowania od pozostałej dwójki, że go odrzuciło. Dodam również, że Pablo tylko rozmasowywał sobie rękę linijkę niżej. 

*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top