Rozdział 25: Ze wszystkich rzeczy wiecznych, miłość trwa najdłużej...
- Szkoda, że już musimy wracać. - poskarżył się głośno Velkan. - Może zostaniemy jeszcze kilka dni?
- Jasne, jeszcze mi się rozleniwisz! - zaśmiała się Gabriela. - Dość, wracamy dzisiaj. Dziewczyny czują się już dobrze, a my w końcu musimy skończyć ten rok na ziemi, prawda?
- No tak... a nasz miesiąc miodowy? - z nadzieją w głosie Spytał chłopak.
- Nie ma mowy. - Pokręciła głową i zarzuciła ręce na szyję swojego męża. - Wiesz, że z chęcią zostałabym tu z tobą całą wieczność, ale przecież umówiliśmy się, że Necronomicon to wyjście awaryjne.
- Tak, pamiętam. W końcu ja tu rządzę. - Mruknął chłopak i ukradkiem skradł całusa Gabriela. - No dobra, dziewczynki, zbieramy się.
- Aha, à propos, powiedziałam Dumbledore'owi o ciąży.
- I co? - Zainteresował się Velkan. - Zdziwił się?
- Trochę, ale był bardzo uprzejmy. Spytał, czy czegoś mi potrzeba. Powiedział też, że bardzo chętnie pozna ojca dziecka.
- Ciekawe, jak by zareagował, gdyby dowiedział się, że już go zna. - Zaśmiał się Velkan. - Ale chyba na razie oszczędzimy mu tych wrażeń.
- Na razie. - Przyznała Gabriela.
Złapała go za rękę i przeniosła się do swojego gabinetu. Z ulgą opadła na swój ulubiony fotel.
- To który dzisiaj mamy? - Spytał Velkan.
- Niedziela, 8 listopada, godzina 13:30. - Ogłosiła Gabriela. - Do 20 grudnia musimy znaleźć jakiś przytulny domek.
- Nie widzę przeszkód. - Powiedział Velkan, rozkładając się na kanapie. - Kiedy masz mało lekcji?
- We wtorek i w środę. - Odparła, spoglądając na wiszący na ścianie plan.
- No, to się dobrze składa. We wtorki też mam luz, więc jak skończysz wybierzemy się do jakiegoś biura i poszukamy czegoś sensownego.
- Nie zdecydowaliśmy się jeszcze co do lokalizacji. - Przypomniała kobieta.
Wyciągnęła nogi, kładąc stopy na udach męża.
- Skoro przyjmujemy scenariusz, że i tak niedługo wszyscy dowiedzą się o mojej podwójnej tożsamości, a każdy wampir, wilkołak czy inny elf wie, jak wygląda Wybraniec Abaddona, to chyba pozostaje nam świat mugolski. Teraz wystarczy wybrać miejsce, gdzie chcesz mieszkać - Podsumował chłopak.
- Kocham Anglię, ale nie chcę, żeby nasze dziecko wychowywało się wśród spalin wielkiego miasta.
Najpewniej miała tu na myśli Londyn i inne wielkie miasta Królestwa.
- A co sądzisz o południu kraju? - Spytał Velkan. - Może Devon albo Kornwalia?
- Hmmm... W sumie to zawsze chciałam mieszkać nad morzem. - Uśmiechnęła się Gabriela. - To poszukasz czegoś?
- Tak, wymknę się do jakiejś kafejki internetowej. - Uśmiechnął się chłopak. - A tak nawiasem mówiąc, to taki laptop byłby przydatną rzeczą.
- Nie przesadzaj, czary ci nie wystarczają? Poza tym masz mnie.
- No tak, pocieszające. - Mruknął.
Zaraz uchylił się przed lecącą w jego stronę poduszką.
- Nie, tak się nie bawię. - Udał oburzenie, zrywając się na równe nogi. - Kobiet ciężarnych nie wypada mi bić, a więc do zobaczenia pani!
Cmoknął ją na pożegnanie i wyszedł na korytarz. Młodzież korzystała z ostatnich promieni słońca, a Velkan postanowił poszukać Hermiony. Miał jej dużo do opowiedzenia. Ruszył więc w stronę pokoju wspólnego Gryfonów. Przypuszczał bowiem, że po weselu dziewczyna nie miała ochoty na spacery w świetle słońca.
- O, Harry, dobrze, że cię widzę. - Tuż za obrazem podbiegła do niego Ginny. - Możemy chwilę porozmawiać?
- Tak, jasne. - Chłopak rzucił szybkie spojrzenie na Rona, który wpatrywał się intensywnie w płonący w kominku ogień. - Na osobności?
- Tak byłoby najlepiej. - Stwierdziła dziewczyna.
Harry wskazał jej drogę do męskich dormitoriów. O tej porze sypialnia chłopców szóstego roku była pusta, jeśli nie licząc walających się tu i ówdzie ubrań, piór i skrawków pergaminu. Niedbale podniósł leżącą na jego drodze księgę do historii magii. Usiadła na wskazanym przez chłopaka łóżku, które, notabene, jako jedyne było pościelone.
- Wybacz ten nieporządek, ale nie mogę odpowiadać za resztę - Powiedział Velkan.
- Nie ma sprawy, nie przeszkadza mi to.
- Chodzi ci pewnie o Hermionę? - Bez trudu odgadnął Velkan.
- Tak, nie ukrywam, że zaczynam się lekko niepokoić. - Zdecydowanie unikała jego wzroku. - I sądzę, że ty masz z tym coś wspólnego.
- Owszem, całkiem sporo. - Uśmiechnął się władca Necronomiconu. - A co konkretnie cię niepokoi?
- Ty się jeszcze pytasz? - Wybuchła nagle dziewczyna.
Jej magiczna aura stała się bardzo widoczna, jak u małych dzieci, które nie umieją jeszcze panować nad mocą. Jej jednak była silniejsza.
- Stała się tak samo tajemnicza jak ty! Przekłada spotkania z tobą nad naukę, co jest w jej wypadku nie do pomyślenia! Znika na całe popołudnia, a nawet i noce! Wraca niezauważona, a później nie można jej dobudzić!
- Spokojnie, bo zaraz zdemolujesz mi sypialnię!
Velkan starał się złagodzić sytuację, ale to tylko podsyciło jej złość. Nie chciał ryzykować, że dziewczyna zrobi coś złego sobie albo jemu. Złapał jej głowę i podniósł tak, żeby ich oczy się spotkały. Później wystarczyło kilka sekund, by wprowadził ją w stan hipnotyczny. Stopniowo jej moc stawała się coraz mniej widoczna, aż w końcu była wyczuwalna tylko dla osoby o niezwykle wyczulonych zmysłach. Wtedy Velkan delikatnie obudził dziewczynę z transu.
- Coś ty mi zrobił?! - Krzyknęła dziewczyna, odzyskując przytomność.
- Wolałaś rozwalić cały ten pokój? - Odwarknął chłopak. - Masz moc, a nie umiesz jej kontrolować. Kiedyś może to się dla ciebie źle skończyć.
- Ty...!
- Pytałaś o Hermionę. - Przypomniał jej chłopak i nie dał dojść do słowa. - Z tego co się orientuję, to ona sama może decydować o swoim postępowaniu i towarzystwie, więc jeśli chcesz się czegoś dowiedzieć, to zapytaj jej.
Bez zbędnych formalności wyszedł. Nie odebrał sobie tej przyjemności trzaśnięcia drzwiami i przejściu przez Pokój Wspólny jak burza. Przechodząc przez dziurę pod portretem kątem oka dostrzegł Rona biegnącego w stronę męskich dormitoriów. Uśmiechnął się ironicznie i zastanowił nad tym, co zamierza zrobić z wolnym czasem. Przystanął chwilę, zamknął oczy i oczyścił umysł. Teraz pozwolił, żeby nogi samego niosły. Po kilku minutach otworzył oczy i zaśmiał się z siebie.
- No tak. - pomyślał. - Nie ma to jak moje poczucie obowiązku.
Stał bowiem przed gabinetem swojego nauczyciela eliksirów. Zapukał trzykrotnie i czekał. Po chwili zza dębowych drzwi wychylił się profesor. Skinął głową Velkanowi i wpuścił go do środka.
- Co pana do mnie sprowadza? - Zainteresował się Mistrz Eliksirów.
- Jeśli nie ma pan nic lepszego do roboty, to zaczniemy pana szkolenie. - Powiedział Velkan bez zbędnych ozdobników.
- Nie, właśnie skończyłem poprawianie sprawdzianów pierwszorocznych, ale może najpierw porozmawiamy? Mam tylko ogólne pojęcie o tym, co miałbym robić podczas i po szkoleniu.
- Dobrze, wszystko panu wytłumaczę, ale nie tutaj. - Obiecał Velkan. - Przejdźmy może na miejsce treningu. Poprowadzę pana.
Wyszli z gabinetu i ruszyli w stronę Pokoju Życzeń. Szli w ciszy, co im obu odpowiadało. Mijani przez nich uczniowie wysyłali współczujące spojrzenia w stronę Velkana. Ten tylko uśmiechał się ironicznie. Gdyby wiedzieli, co czeka ich nauczyciela eliksirów, to on zapewne byłby adresatem tych spojrzeń.
- Jesteśmy na miejscu. - Oznajmił Książę Necronomiconu.
Trzykrotnie przeszedł obok odpowiedniej ściany. Natychmiast pojawiły się na niej drzwi, a za nimi sporych rozmiarów sala treningowa.
- Chce się pan czegoś więcej dowiedzieć, tak?
Upewnił się książę Necronomiconu. Snape tylko skinął lekko głową, czekając na wyjaśnienia.
- No cóż, nie będę ukrywać, że nie mogę panu zaoferować więcej niż sprawność fizyczna i umiejętności. Nie jestem w stanie zrobić z pana czystej krwi wampira. - Powiedział Velkan bez ogródek. - Przygotuję pana fizycznie do przejścia pomiędzy wymiarami, a później, już w Necronomiconie innym czasie, nauczy się pan posługiwać naszą, wampirzą, magią. Istnieje możliwość wywołania u pana częściowej przemiany, jednak jest to magia bardzo stara i nie jesteśmy, ja i Rada, pewni, czy zadziała.
- A jakie będzie moje zadanie po ewentualnej przemianie?
- Niezbyt odbiegające od tego, które pan wykonuje obecnie. - Pośpieszył z odpowiedzią Velkan. - Potrzebny nam człowiek zarówno w szeregach Zakonu Feniksa jak i Śmierciożerców. Jak już pan wie, Voldemort jest demonem, ale ogranicza go jego ziemskie ciało, więc nie jest silniejszy od bardzo dobrze wyszkolonego wampira. Na dodatek jest w nim pierwiastek ludzkich słabości, pycha, ignorancja i pewność siebie.
- A czy on...?
- Chce pan spytać, czy wie kim jestem?
- Tak. Po co zabijał pana przybranych rodziców i ścigał, skoro to władza nad światem go interesuje?
- To proste, żeby podbić świat i Necronomicon trzeba najpierw mieć pod sobą całe Królestwo - Wyjaśnił Velkan. - Potrzebował władzy nad Ministerstwem i Hogwartem. A na drodze do tego celu...
- Stoją Dumbledore i Zakon Feniksa. - Dokończył za niego Mistrz Eliksirów. - Czyli bez nich... Ich koniec będzie oznaczał naszą zgubę?
- Może piętnaście lat wcześniej tak. - Zgodził się chłopak. - Wtedy magiczne rasy były dużo słabsze. Nie znały tej magii, którą znają teraz tylko wybrani, nie mieli dostępu do ksiąg Necronomiconu, sprawy ziemskie i necronomickie nie przeplatały się tak jak dziś. Poza tym nie było jeszcze Wybrańca.
- Czyli Voldemort wciąż myśli, że może działać bezkarnie, tak? - Upewnił się Snape.
- Tak. Ale nie wiem, jak długo uda mi się ukrywać podwójną tożsamość - Powiedział szczerze dhampir. - Nie mogę upozorować własnej śmierci, bo to całkiem odebrałoby nadzieję magicznej społeczności. - Przerwał na chwilę i poważnie spojrzał w oczy nauczyciela. - Czeka nas wojna. Za tydzień, miesiąc albo za rok, ale już niedługo się rozpocznie i będzie dużo brutalniejsza niż to miało miejsce kilkanaście lat temu. Musimy być gotowi.
- Mówi pan jak Dumbledore. - Zauważył mężczyzna.
- W takim razie nie można tego ignorować. - Uśmiechnął się lekko chłopak. - Dobrze, zaczynamy. Muszę poznać pana ogólną kondycję, zanim zaczniemy właściwy trening. Będziemy spotykać się codziennie, wieczorem. A więc zaczynamy...
***
Dni toczyły się leniwym rytmem, wszyscy jakby zapadli w sen zimowy. Dramatycznie spadła aktywność na zajęciach, czego nauczyciele nawet nie starali się zmienić. Velkan i Gabriela kilkakrotnie wymykali się ze szkoły, żeby poszukać odpowiedniego gniazdka, jednak nic nie spełniało ich wymagań. Przyszedł grudzień, więc za oknami zrobiło się całkiem biało. Mistrz Necronomiconu zaczął wprowadzać w życie swoje plany wysyłając oficjalny list do Odrzuconych. Niestety, po dwóch tygodniach wciąż pozostawał on be odpowiedzi.
Treningi Snape'a nie odbiegały zbytnio od tego, do czego przyzwyczaić się musieli Velkan i Pablo przez pierwsze trzy miesiące szkolenia w Necronomiconie. Rutyna w tym wypadku dawała znakomite efekty. Trening fizyczny był jedynie formalnością, bo jak się okazało, Mistrz Eliksirów trzymał się całkiem nieźle.
Jednak spokój był tylko chwilowy...
Do 6 grudnia...
***
- Przeglądnęliśmy już chyba setkę ofert! - Jęknęła Gabriela. - Jesteśmy już zmęczone, powinnyśmy odpocząć.
- W porządku, jutro dokończymy. - Zadecydował Velkan.
Zamknął wielki album, w którym zebrane były wszystkie wybrane przez niego domy na sprzedaż. Razem ze swoją żoną siedział na kanapie w jej gabinecie.
- Masz jeszcze jakieś życzenia, kochanie?
- Wiesz... Zjadłabym coś... - Nieśmiało napomknęła kobieta.
- Znowu? - Zaśmiał się Velkan. - Nie dalej jak dziesięć sekund temu pochłonęłaś cały pucharek truskawek ze śmietaną, popijając to wszystko kawą mrożoną! Co tym razem?
- Hmm, ale nie śmiej się, dobra? Kobieta w ciąży ma specyficzne potrzeby. - Zastrzegła sobie Gabriela.
- Dobrze, postaram się powstrzymać.
- Chcę podsmażone marchewki z masłem i czosnkiem.
- Jak panie sobie życzą!
Skłonił się Velkan i ruszył w podróż do lochów. Szybko przebrnął przez szkołę i znalazł się przed obrazem, skrywającym wejście do kuchni.
- Smakowało, Harry Potter sir? - Powitał go piskliwy głos skrzata o nosie niczym ołówek.
- Tak, bardzo. Dziękujemy Zgredku - Uśmiechnął się chłopak, podając mu puste pucharki. - Mogę mieć do ciebie jeszcze jedną prośbę?
- Cokolwiek Harry Potter sir potrzebuje! - Zapiszczał ochoczo skrzat. - Harry Potter sir zawsze może liczyć na Zgredka!
- Dziękuję ci. Potrzebuję...
Urwał nagle otrzymując telepatyczną wiadomość od Vincenta. I nie była ona wcale optymistyczna.
- Zgredku, muszę biec. Dziękuję ci za wszystko.
Wyszedł na korytarz i natychmiast zniknął, by pojawić się w gabinecie swojej żony.
- Słyszałam, lecę z tobą. - Powiedziała.
Złapała męża za ramię, zanim zdążył zaprotestować. Oboje przenieśli się natychmiast do sali jadalnej Wieży. Tam czekali już na nich Oteos, Vincent i Anna.
- Skąd wiecie? - Zapytał natychmiast Mistrz, patrząc prosto na swoją babkę.
- Wprowadziliśmy czar ostrzegający nas przed pojawieniem się ludzi i przedmiotów z innych wymiarów. - Odpowiedziała kobieta. - Człowiek pełniący dyżur przyniósł go jakiś kwadrans temu. Z tego co zorientowaliśmy się, to przejście otworzono około pięćdziesiąt mil od bram Necronopolis, tuż za Równiną Calaghar. Jako ziemianie nie są w stanie teleportować się w Necronomiconie, więc czeka ich długi marsz. Poza tym mogą przechodzić pojedynczo i to również ich osłabi.
- W porządku, a skąd wiemy, że samo przejście ich nie zabije? - Odezwała się Gabriela. - Przecież on...
- Nie żył kiedy go przesłano. - Przerwał jej Vincent. - Zginął od klątwy Avada Kedavra, a martwi, jak ogólnie wiadomo, nie przemieszczają się mimowolnie.
- Dobrze, skoro zginął to dlaczego ja nic nie poczułem? - Odparował Velkan.
- Nie zapominajmy, że on nie był do końca wampirem. Nie był nawet w pełni mieszańcem. - Odparł Oteos.
- A jak czuje się Victoria? - Spytała Gabriela.
- Nie widać po niej wiele. - Powiedział smutnie Anna. - Cały czas jest przy nim.
- Pójdę z nią porozmawiać.- Zaproponowała Gabriela.
- Nie, poczekaj. Ja pójdę pierwszy. - Powiedział Mistrz i wyszedł.
Z drżącym sercem udał się w stronę kostnicy. Tam, na stole przykrytym białą tkaniną, w odświętnej czarnej szacie, leżał zmarły. Ręce miał złożone na piersi, a między nimi różdżkę.
- Zginął jak bohater. - Odezwała się Victoria.
Po jej twarzy popłynęła łza utworzoną przez jej liczne poprzedniczki ścieżką. Odwróciła się w stronę Velkana, a ten bez słowa przytulił ją mocno. To złamało wszystkie bariery ochronne silnej peredhilki. Wtuliła się jego pierś i płakała niczym Niobe. Stali tak bez słowa przez prawie pół godziny, aż w końcu kobieta otarła łzy i ponownie spojrzała na leżącego na stole Severusa Snape'a.
- Był niezwykłym człowiekiem. - Powiedział Velkan. - Szkoda, że nie miałem okazji go lepiej poznać.
- Zabiję drania... - Mruknęła tylko Victoria i pogładziła ukochanego po policzku. - Myślałam, że się pobierzemy, wiesz? - Mówiła jakby do siebie, więc Książę jej nie przerywał. - Był tak nieśmiały wobec mnie, ale wiedziałam, że mnie kocha, widziałam to w jego oczach... A teraz on nie żyje, a ja znów jestem sama... Ja padnę z tobą jak kamień do grobu i tak przez miłość naszą nigdy nie spełnioną żyć będzie dalej razem z nami ziemia. - Po raz ostatni ucałowała zimne usta swego kochanka i odwróciła się do Velkana. - Pora iść, czas na polowanie...
***
- Proszę!
W okrągłym gabinecie zgarbiony z książką w ręce siedział Albus Dumbledore. W głowie kłębiły mu się setki myśli, które niekoniecznie były pozytywne. Właśnie dostał wiadomość od Kingsleya, że Ministerstwo upadło.
Wojna się rozpoczęła...
- Dyrektorze...
Znajomy głos wyrwał go z zamyślenia. Podniósł głowę i przez chwilę zastanawiał się, czy czasami nie ma jakichś halucynacji. Przed nim stała trójka ludzi, choć wcale nie miał pewności, czy do końca są ludźmi. Wszyscy ubrani byli w szaty jak do walki, w pełni uzbrojeni, a na dodatek dwoje z nich znał.
- Harry, panna Crow? Co się stało?
Staruszek wciąż wpatrywał się w swojego podopiecznego. Ten jednak nie przypominał wcale delikatnego szesnastolatka. Stał na samym przodzie, dumnie wyprostowany i wyglądał raczej jak dorosły mężczyzna. Jego tęczówki miały nienaturalnie czerwony kolor, uszy były szpiczaste, a kły lekko wydłużone.
- Musimy porozmawiać, ale proszę nie zadawać zbyt wielu pytań, bo nie mamy czasu. - Odezwał się Velkan. - Może później będzie trochę czasu na wyjaśnienia. A więc w skrócie, nie nazywam się Harry Potter, tylko Velkan Valerious. Zostałem wybrany przez Abaddona na jego następcę w sprawowaniu władzy nad magicznymi istotami. Jestem dhampirem, moimi rodzicami nie byli Lily i James Potter. Zostałem podmieniony w szpitalu. Moi prawdziwi rodzice nie żyją, a Voldemort jest demonem. Istnieje inny wymiar, zwany Necronomiconem, który jest azylem ras magicznych. Voldemort i jego czterech kumpli mieli opanować go, a później ziemię, żeby przygotować miejsce innemu upadłemu aniołowi, któremu marzy się własne piekiełko na ziemi. Troje z tych demonów już nie żyje. Pozostało dwoje, w tym Voldemort. Właśnie udało im się odnaleźć przejście do Necronomiconu i szykuje się bitwa o ludzkość. Moi ludzie już przygotowują armię nadludzi, jednak nie możemy określić, jakimi siłami dysponuje Voldemort. Potrzeba nam wsparcia czarodziejów. Dlatego zwracam się do pana, bo tylko za panem pójdą. Pomoże nam pan ocalić świat?
Po takiej przemowie Dumbledore potrzebował chwili, żeby przetworzyć wszystkie informacje.
- Ministerstwo upadło. - Powiedział w końcu. - Tym lepiej dla nas. Zakon liczy prawie półtora tysiąca członków na całym świecie, ale są jeszcze ludzie niezrzeszeni. Razem prawie pięć tysięcy na całym świecie. Potrzebuję godziny, żeby wszystkich zebrać.
- Doskonale. - Powiedział Velkan lekko zaskoczony sprawnością i opanowaniem staruszka. - Muszę panu jeszcze powiedzieć, że Severus Snape zginął. Najprawdopodobniej z ręki samego Voldemort'a. Odpłacimy mu za to.
Dumbledore poważnie spojrzał w oczy swojego podopiecznego i wyciągnął ku niemu rękę. Uścisk dwóch przywódców był mocny i krótki. Później oboje zniknęli, by przygotowywać swoje armie.
***
Po wielkim pustym polu, gdzie jeszcze nieco ponad dwa lata temu stały setki namiotów, hulał wiatr. Słychać było jedynie jego wycie i pohukiwania samotnej sowy.
Nagle powietrze zadrżało, na sekundę wszystko umilkło, później rozległy się setki, tysiące trzasków. Niespełna pięć minut później na polu stało kilka tysięcy ludzi ubranych w takie same, pomarańczowe szaty z feniksem na plecach. Stali w milczeniu w równych szeregach. Wyraźnie na coś czekali... Albo na kogoś.
Nie musieli długo czekać.
Po chwili przed nimi pojawiły się dwie postacie. Pierwsza z nich, która pojawiła się w płomieniach, była wyraźnie oczekiwana. Druga zaś wywołała falę szeptów.
- Zaczęła się wojna! - Powiedział Dumbledore, a jego głos odbił się echem od ściany lasu. - Lord Voldemort okazał się silniejszy niż przypuszczaliśmy i zagraża nie tylko ludziom, ale też naszym magicznym braciom. Musimy spojrzeć ponad podziałami i wyzbyć się uprzedzeń! Świat stoi przed wizją apokalipsy! Możemy zginąć, ale to będzie piękna śmierć! Śmierć za przyszłość! Za przyszłość naszych dzieci, wnuków i prawnuków! Śmierć w walce! Kto jest ze mną?!
Velkan nie był zaskoczony, że wszyscy głośno krzyknęli, unosząc w górę różdżki.
- Dobrze, zaraz przeniesiemy się na miejsce walki! - Odezwał się Mistrz Necronomiconu. - Za każdym z was pojawi się zaraz jeden z moich ludzi. Poda wam eliksir wzmacniający i przeniesie do innego wymiaru, gdzie stoczymy tę walkę. Tam uformujemy szyki i zaczekamy na Voldemort'a i jego bandę! I nie poddamy się, póki każdy z nich nie odda krwi necronomickiej ziemi!
- Niech żyje przyszłość! - Krzyknęli wszyscy chórem.
Przygotowania trwały...
***
- To mapa całej Równiny i jej okolic. - Powiedziała Anna, pochyliwszy się nad stołem w sali konferencyjnej. Wokół niego stali dowódcy wszystkich oddziałów, łącznie prawie czterdzieści osób. - Ten czerwony krzyżyk to miejsce otwartego przejścia, ta linia to pierwszy front. Tu będziemy na nich czekać. Ostatnim frontem są mury Necronopolis. Jeśli do nich dotrą, to...
Jej ostatnie słowa zagłuszył dźwięk kilkudziesięciu rogów.
- Zaczynamy. - Powiedział Velkan.
***
Pusta przestrzeń, trzy księżyce na niebie i stukot tysięcy zbroi, rżenie koni, wycie wilkołaków, ryki olbrzymów.
Dwie fale, dwie potęgi, dwóch przywódców, dwa światy, tysiące dusz.
Velkan siedział na przedzie, podobnie jak reszta jego dowódców. Miał na sobie zbroję ze smokiem na piersi. Był przerażony, ale zadziwiająco spokojny, wiedział, że Gabriela jest bezpieczna na tyłach armii. Nie chciała się poddać, ale zdołał ją przekonać, że razem z Oteosem przydadzą się bardziej do opatrywania rannych.
Rada nie spodziewała się, że Voldemort zgromadzi tak potężne siły. Miał w swoich szeregach również część Odrzuconych, mały oddział olbrzymów, kilkuset heliopatów, dwurożce, kilka smoków, trolle, mantykory i akromantule. Jednak armia Necronomiconu również była bardzo silna. Velkan obawiał się, że walka ta zakończy się śmiercią tysięcy istnień, ale była nieunikniona.
Na czele armii Voldemort'a szedł on sam i Belfegor. Oddziały zatrzymały się około pięćdziesiąt metrów od siebie, ale Velkan i Voldemort szli dalej. Wampir zeskoczył z konia i ruszył w stronę przeciwnika.
- Znów się spotykamy! - Wysyczał Voldemort. - Tym razem mi nie umkniesz!
- Nie mam takiego zamiaru! - Warknął Velkan i wyszarpnął miecz z pochwy.
W ręce jego przeciwnika również pojawiło się ostrze. Chwilę mierzyli się wzrokiem, aż w końcu ostrza się skrzyżowały. A wtedy stało się coś, co zaparło dech wszystkim. Velkan i Voldemort zostali odrzuceni od siebie na odległość kilku metrów. Natychmiast obaj podnieśli się na nogi, ale to, co ujrzeli ponownie rzuciło ich na kolana. Podobnie jak resztę gotowych do walki.
Tam, gdzie jeszcze przed chwilą stali, unosiła się biała gołębica, od której bił niespotykany blask. Po chwili ptak zaczął się zmieniać i przybrał postać sędziwego starca. Niebo zajaśniało i po chwili zapełniło się skrzydlatymi postaciami, nerwowo krążącymi nad miejscem niedoszłej bitwy.
- Dałem wam świat, a wy chcecie go zniszczyć. Dałem wam trzy światy, a wy chcecie je połączyć.
Odezwał się głosem tak przerażającym, że wszystkim włosy stanęły dęba, a jednocześnie tak kojącym, że wydawał się najpiękniejszym dźwiękiem, jaki można było usłyszeć.
- Pokaż się! - Powiedział w stronę Voldemort'a.
Po chwili za nim pojawił się anioł o czarnych skrzydłach. W jego oczach widać było strach. Opadł na kolana i zaczął coś mamrotać do siebie. Pojawili się również inni, w tym Abaddon.
- Semyazza, wstań. - Odezwał się starzec. - Zakłóciłeś równowagę. Chciałeś władzy. Pokazałeś, że nie jesteś jej godzien.
- Panie, proszę o litość! - Odezwał się anioł.
- Nie zabiję cię, Semyazzo. Śmierć byłaby dla ciebie ukojeniem. Abaddonie, zajmiesz się nim. Niech Michał i Rafael ci pomogą. Na wieki pozostanie w najczarniejszym lochu piekła, a ogień na wieki będzie trawił jego wnętrzności.
- Panie...
Skłonili się aniołowie i zabrali swego towarzysza.
- Dziedzicu Abaddona...
Velkan wstał, choć wciąż nie mógł spojrzeć na świetlistą postać.
- Necronomiconu przestanie istnieć. Rządź swymi poddanymi na ziemi rozsądnie i sprawiedliwie. Niech równowaga powróci...
***
- Harry! W końcu się obudziłeś!
Nad łóżkiem Velkana stała Hermiona i Ron.
- Gdzie ja jestem? Co się stało? Bóg... - Szepnął.
Nie mógł się podnieść. Cały był ciasno owinięty bandażami.
- Sam-Wiesz-Kto cię porwał, byłeś u niego prawie trzy tygodnie. - Powiedział ostrożnie Ron. - Już chciał cię zabić, ale ty z nim walczyłeś. Snape nam mówił...
- Voldemort nie żyje, Harry! A to dzięki tobie! - Hermiona miała łzy w oczach. - Ministerstwo ściga Śmierciożerców, w końcu nastał spokój!
- Ale jak to Snape żyje? Gdzie jest Gabriela? Gdzie reszta...?
- Gabriela? Jaka Gabriela? - Zdziwił się Ron. - Stary, nie znamy żadnej Gabriela.
- Zawołam uzdrowiciela!
Hermiona natychmiast wybiegła z sali. Po chwili wróciła z trójką ludzi w białych kitlach.
- Proszę was o chwilowe opuszczenie pokoju, musimy go zbadać.
Zarządziła jedyna kobieta w tym gronie i wypchnęła młodzież z pokoju.
- Witam mojego drogiego męża. - Uśmiechnęła się i rzuciła na szyję Velkana.
- Mamy dużo szczęścia. - Powiedział Oteos ściągając biały fartuch. - Wszyscy żyjemy, oprócz oczywiście demonów.
- Ale jak...? - Velkan wciąż był oszołomiony.
- Nas nie pytaj. - Powiedział Vincent. - Prawda jest taka, że Necronomicon zniknął, Necronopolis zajęło miejsce Inferopidum, a tylko rada i Dumbledore zachowała pamięć zdarzeń z czasu od września do grudnia.
- To znaczy, że... - Zaczął Velkan, ale nie dane mu było dokończyć.
- Zaczynamy od początku. - Powiedział Dumbledore, który niewiadomo kiedy pojawił się w pokoju.
- Tak. Tym razem będzie lepiej. - Uśmiechnął się Velkan i spojrzał w wesołe ogniki tańczące nad okularami połówkami. - Tym razem się postaramy. - Powtórzył i pocałował swoją żonę.
- Teraźniejszość to część wieczności, która oddziela zakres rozczarowania od zakresu nadziei - Odezwał się niespodziewanie Oteos.
- Masz rację. - Zaśmiała się Gabriela. - Przed nami cała wieczność... Mam nadzieję.
The End
★♡★♡★♡★♡★
Kilka słów ode mnie, jako nieoficjalnej bety:
Chciałam wam bardzo serdecznie podziękować, drodzy czytelnicy, w imieniu swoim oraz (nieoficjalnie) autorki tego cudnego dzieła za wytrwałość w czytaniu. Osobiście cieszy mnie, że mogłam się podzielić tym cudownym dziełem, które Enigma stworzyła na przełomie 2007/2008 na blog.onet.pl i mam nadzieje ogromną - choć pewnie płonną - że Enigma powróci kiedyś do świata blogów i zaszczyci nas kolejnym swoim cudnym dziełem, które będzie równie ponad czasowe jak Necronomicon oraz Amulet Śmierci (który znajduje się również na moim profilu).
Osobiście uważam, że to opowiadanie poszło jej znacznie lepiej niż HP i Amulet Śmierci i widać dużą poprawę w stylu pisania, sytuacji i mimo, że rozstrzygnięcie sprawy z Voldemort'em pokazała w formie szybszej i nawet była nieco zepchnięta na koniec, to nie jestem zawiedziona zakończeniem, a wręcz usatysfakcjonowana.
Dziękuję, że odbył*ś ze mną tę niewielką przygodę, w której starałam się pokazać znów światu opowieść ponad czasową.
Mam nadzieje, że zachwyci ona nie jedną jeszcze osobę przez kolejne lata.
Kocham was Kociaki~!
Ave!
- TobiMilobi
★♡★
Za pomoc z wyłapywaniu literówek, powtórzeń oraz błędów dziękuję:
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top