Rozdział 21: Długa rozmowa

Velkan obudził się nagle z błogiego snu. Odruchowo złapał za sztylet, który miał ukryty pod poduszką, by, w razie potrzeby, natychmiast wyjąć go z pochwy. Szybko jednak się uspokoił, kiedy dostrzegł przyczynę jego nagłego przebudzenia. To Neville nieśmiało odsuwał kotary okalające jego łóżko.


- Harry? - Zaczął ostrożnie, widząc rękę dhampira spoczywającą na bogato zdobionej rękojeści. - Za piętnaście minut zaczynają się lekcje, więc pomyślałem, że...


- Już tak późno? - Zdziwił się Velkan.


Fakt, koszmarów nie miewał już od dobrych paru miesięcy, ale nie zdarzało mu się spać tak twardo i spokojnie, żeby nie obudzić się przed siódmą.


- Dziękuję ci, Neville. Lecę się ubrać, bo naprawdę się spóźnię.


Wyskoczył z łóżka i jak z procy wystrzelił do łazienki. Wziął szybki prysznic, ale doszedł do wniosku, że na golenie nie ma już czasu, więc tylko ubrał się, zabrał swoje rzeczy i z lekkim zarostem pomknął do Wielkiej Sali.


Pablo był lekko zaniepokojony nieobecnością swojego przyjaciela na śniadaniu, ale postanowił nie wzywać go telepatycznie. Na szczęście, na około siedem minut przed dzwonkiem Velkan wpadł do Wielkiej Sali i od razu usadowił się obok przyjaciela.


- Co tak późno? - Zdziwił się Krukon, nalewając kompanowi kawy. - No i jak ci wczoraj poszło? Strasznie jestem ciekawy.


- Wszystko jest w jak najlepszym porządku. - Odparł Velkan pomiędzy kolejnymi kęsami kanapki. Większość Krukonów już udała się na lekcje, więc mogli swobodnie rozmawiać. - Jej ojciec jest trochę sztywny, ale do zniesienia, a siostra to świetna dziewczyna.


- Wreszcie spotkało cię coś normalnego! - Zaśmiał się Pablo i klepnął przyjaciela w plecy. - To co? Idziemy na to zielarstwo czy masz zamiar nasycić swój nienasycony apetyt?


- Już, już.


Velkan dopił kawę i razem z rudowłosym poszedł w stronę wyjścia z zamku.


- Harry!


Tuż przed drzwiami wyjściowymi zatrzymała ich Hermiona. Zbiegała ze schodów i wyglądała na przejętą.


- Możemy porozmawiać?


- Teraz? - Zdziwił się Valerious, spoglądając na zegarek. - To chyba nie najlepszy moment, za dwie minuty dzwonek.


- Zielarstwo może poczekać. Profesor Sprout nigdy nie sprawdza obecności, nic się nie stanie, jeśli opuścimy tę godzinę.


Velkan nie wierzył własnym uszom. Hermiona, uciekająca z lekcji i, co więcej, namawiająca do tego innych? W tym zamku działy się zdecydowanie dziwne rzeczy. Sięgnął po różdżkę.*


- Ile obrotów zrobiłaś, kiedy w trzeciej klasie ratowaliśmy Łapę?* - Zapytał podejrzliwie Velkan.


- Trzy. - Odparła dziewczyna, czym potwierdziła swoją tożsamość. - To jak? Idziemy?


- Spotkamy się później. - Powiedział Velkan do przyjaciela i poszedł za Hermioną.


- Profesor McGonagall ma teraz lekcję z pierwszakami, więc na pewno nas nie zauważy. - Powiedziała Gryfonka, kiedy już ją dogonił. - Jedynymi nauczycielami, którzy nie mają teraz lekcji są profesor Crow i Flitwick, ale to żaden problem, bo on cię uwielbia.


- A Crow? - Spytał chłopak, jednak Hermiona całkowicie go zignorowała.


W końcu dotarli do miejsca, gdzie zwykł pojawiać się Pokój Życzeń. Dziewczyna trzykrotnie przeszła obok ściany, na której po chwili pojawiły się proste, drewniane drzwi. Velkan chwycił klamkę i przepuścił Hermionę przodem. Ta rzuciła mu badawcze spojrzenie, ale nie odezwała się słowem. Pokój Życzeń przybrał formę przytulnego saloniku, podobnego do Pokoju Wspólnego Gryffindor, jednak znacznie mniejszego. Stały tam tylko dwa fotele, sofa i stolik do kawy, na którym leżały dwie filiżanki, dzbanek z herbatą i drugi z mlekiem. Velkan poczekał, aż Hermiona zajmie miejsce na jednym z foteli, po czym sam usiadł naprzeciw niej na sofie.


- A więc chciałaś ze mną porozmawiać. - Bardziej stwierdził niż zapytał.


Na chwilę zapadła cisza, jakby Hermiona dokładnie ważyła słowa, których ma użyć.


- Musiałam w końcu z tobą porozmawiać, bo zebrało się za dużo niewyjaśnionych spraw. - Zaczęła w końcu. - Tak wiele rzeczy nie daje mi spokoju. Mam jednak nadzieję, że pomożesz poskładać mi to w logiczną całość.


- Postaram się, jeśli tylko będę w stanie. - Zapewnił ją Velkan.


Pomyślał, że przydałaby się butelka wina. Na szczęście pokój bezbłędnie odczytywał potrzeby użytkowników, więc już po kilku sekundach na stoliku zmaterializowała się karafka, pełna czerwonego, półsłodkiego wina i dwa kieliszki. Chłopak uśmiechnął się z zadowoleniem i nalał sobie oraz dziewczynie. Skosztował napoju i z powrotem opadł na oparcie.


- Zamieniam się w słuch.


Hermiona wzięła do ręki kieliszek i zaczęła obracać go w dłoni. W końcu jednak zebrała się w sobie.


- Harry, od wakacji jesteś strasznie dziwny. Po tym, co stało się pod koniec sierpnia odsunąłeś się od nas prawie całkowicie. Owszem, od kilkunastu dni rozmawiasz z nami całkiem normalnie, ale to jednak nie to samo. - Posłała mu zmartwione spojrzenie, ale kontynuowała. - Kiedy znalazłeś sobie tych dwóch przyjaciół poczułam pewien rodzaj ulgi.


- No tak, to znaczyło, że u Voldemort'a jednak całkiem nie sfiksowałem - Wtrącił Velkan.


- W pewnym sensie. - Przyznała Hermiona. - Jednak kilka spraw wciąż tu nie pasuje. W sumie, to można podzielić je na dwie grupy. Zacznę od tej, która jest dla mnie bardziej jasna. - Zrobiła krótką pauzę, podczas której westchnęła ciężko. - Chodzi o ciebie i naszą nauczycielkę obrony przed czarną magią.


- No nie, ty też? Przecież wyjaśniłem to już z Dumbledore'em. Wierzysz plotkom? - Spytał z niedowierzaniem.


- Nie, wierzę sobie i własnym obserwacjom. - Zaprzeczyła dziewczyna ostro.


- Posłuchaj. - przerwał jej Velkan. - Ja i Gabriela jesteśmy dobrymi przyjaciółmi. To naprawdę bardzo fajna dziewczyna, ale nie traktuję jej jak...


- Dziewczyna? - Parsknęła Hermiona. - Raczej kobieta. Wiesz, że ona ma dwadzieścia siedem lat? Harry, to o jedenaście więcej niż ty!


- Hagrid jest jeszcze starszy, ale to nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy się przyjaźnili! - Stwierdził oschle chłopak.


- Ale ciebie i pannę Crow łączy coś więcej niż tylko przyjaźń!


- Tak? Ciekawa teoria. - W Velkanie odezwała się wampirza złośliwość. - To, że zaprosiłem ją na bal i kilka razy dałem jej kwiaty nie znaczy, że jestem w niej zakochany, prawda?


- Nie, ale to, że wychodziłeś z jej sypialni po północy dość czule się z nią żegnając już na coś wskazuje. - Zripostowała Hermiona.


Tego się Velkan nie spodziewał. Czy to możliwe, że dziewczyna widziała go w sobotnią noc?


- Po zabawie zostawiłam Rona i poszłam odprowadzić Lunę i Erniego. Wracałam dłuższą drogą, bo w ogóle nie czułam senności. Wtedy właśnie zauważyłam, jak przypierasz naszą nauczycielkę do framugi drzwi prowadzących do jej sypialni. Szybko się wycofałam, więc nie mogłeś mnie zauważyć. - Zakończyła swoją opowieść Hermiona.


- No, to zmienia postać rzeczy. - Przyznał dhampir.


- Zmienia postać rzeczy?! Harry, ty masz romans z nauczycielką! - Zirytowała się dziewczyna, jednak prawie natychmiast się opanowała. - Pomyśl, za kilka lat ty na pewno będziesz chciał mieć dzieci, a ona będzie już dojrzałą kobietą. Jeśli to coś poważnego, ale jeśli to tylko przelotna znajomość to wybuchnie skandal, jeżeli ktokolwiek się o tym dowie, a wiedz, że jesteś pod lupą nie tylko dyrekcji, ale i uczniów!


- Zadziwiasz mnie, Hermiona. Byłem nieostrożny, to fakt, ale może, zanim wyjaśnię ci wszystko przedstawisz mi resztę swoich spostrzeżeń? - Zaproponował Velkan, dolewając sobie wina. - Odnoszę dziwne wrażenie, że wiem, co zauważyłaś.


- Najpierw chcę ci powiedzieć, że jeżeli nie odwołam pewnej osoby to dokładnie w południe wyśle ona wszystkie moje zapiski wprost w szpony naszej oswojonej pani redaktor, Rity Skeeter, więc zaklęcie zapomnienia na wiele się nie zda.


- Nawet przez chwilę o tym nie pomyślałem. - Zapewnił ją dhampir i odłożył swoją różdżkę na stolik.


- W porządku. A więc od kiedy wróciłeś z niewoli u Voldemort'a wydarzyło się tyle niewyjaśnionych rzeczy, że nie mogłam tego zbagatelizować. Najpierw dwie zakapturzone postacie, w tym jedna skrzydlata oswobodziły cię z rąk Śmierciożerców. Później pojawiła się twoja niechęć do ludzi. Akceptowałeś tylko Lupina, Hagrida i twoich nowych znajomych. Nie łudź się, jesteś świetnym aktorem, ale można było dostrzec różnicę. W każdym razie zacząłeś stronić od dawnych przyjaciół. Poza tym na przestrzeni miesiąca fizycznie zmieniłeś się nie do poznania. Raz zauważyłam, jak biegniesz do Zakazanego Lasu, jakby ktoś się gonił, ale nikogo za tobą nie było. Dzień później przypadkowo usłyszałam, jak Hagrid żali się profesor Sprout, że jakieś nieznane mu stworzenie zabiło jelenia i pozbawiło go krwi. Na początku nie pomyślałam, żeby połączyć ze sobą te dwa fakty, ale kiedy zniknął ten Ślizgon, Michael...


- Przeniósł się po prostu do innej szkoły. - Wtrącił Velkan.


- Nie bądź naiwny! Nikt nie zmienia szkoły z dnia na dzień bez żadnego powodu i bez konsultacji z dyrekcją, czy choćby z opiekunem! Ginny opowiadała mi, że słyszała jak Flitwick mówił, że Dumbledore był tym zaskoczony. Poza tym nikt nie zabrał rzeczy chłopaka, one po prostu zniknęły same! Pogrzebałam trochę w bibliotece, dyrektor dał mi pozwolenie na korzystanie z części działu Ksiąg Zakazanych dostępnej tylko dla osób pełnoletnich. To, co tam znalazłam, tylko potwierdziło moje przypuszczenia. Harry, czy podczas pobytu w niewoli zostałeś ugryziony przez wampira?


Na twarzy dziewczyny malował się niepokój i oczekiwanie. Prawie dostała zawału, kiedy Velkan poderwał się z miejsca. Błyskawicznie znalazł się obok drzwi i otworzył je na oścież. Na zewnątrz stała Gabriela.


- Cześć. - Uśmiechnęła się na powitanie. - Pablo poprosił, żebym cię trochę po inwigilowała. - Velkan przepuścił ją, żeby mogła wejść do salonu. - Witam cię, Hermiona.


- Słyszałaś wszystko? - Upewnił się Velkan. Ta skinęła głową i usiadła na sofie. - I co o tym sądzisz?


- Ty tu rządzisz. - Powiedziała, wzruszając ramionami. - Ja jestem tylko członkinią Rady.


- Tak, i właśnie proszę cię o radę. - Powiedział Velkan, sadowiąc się obok niej.


- Moim zdaniem wyjaśnienia byłyby na miejscu, ale trzeba być ostrożnym.


- Przepraszam, że przerywam tę miłą pogawędkę, ale ja tu ciągle jestem. - Odezwała się Hermiona.


- Tak, wiemy. - Powiedział Valerious i ponowne zwrócił się do Gabriela. - Zabezpieczyłaś pokój?


- Najlepiej jak się dało.


- W porządku. Hermiona, to co tutaj usłyszysz nie ma prawa opuścić tych czterech ścian, rozumiesz?


- Tak. - Odezwała się dziewczyna pewnym głosem. - I przypuszczam, że mam złożyć przysięgę?


- Byłoby miło. - Uśmiechnął się Velkan.


Wyciągnął w jej stronę rękę. Szybko uporali się z całą procedurą i Velkan zaczął mówić.


- Widzisz, Hermiona. Cała ta sprawa jest dużo bardziej skomplikowana, niż by się to mogło wydawać. Kiedy uwolniono mnie z niewoli Voldemort'a czułem do wszystkich niechęć. Tak jak powiedziałaś, mogłem tolerować tylko Lupina. W pewnym sensie też Snape'a, ale jego nie znosiłem już przed porwaniem, więc nic się nie zmieniło. Kiedy uciekłem z Grimmauld Place natknąłem się na Michael'a. Wtedy myślałem, że to było przeznaczenie, bo od razu poczułem do niego sympatię. Później w pociągu, dołączył do nas Pablo, którego poznałem jeszcze na Privet Drive. W tamtym momencie ufałem im bardziej niż wam. Pamiętasz, że wtedy nie jechaliśmy powozami? - Dziewczyna skinęła głową. - Przeprawiając się przez jezioro tryton wcisnął mi to w rękę.


Velkan ściągnął z palca sygnet, odczepił od niego pomniejszony medalion i przywrócił mu dawne rozmiary.


- Piękny, ale dlaczego akurat tobie? - Zdziwiła się Hermiona. - Gdzieś już widziałam ten symbol, tylko nie mogę przypomnieć sobie gdzie.


- Pewnie w jakiejś książce. - Odpowiedział chłopak. - Wieczorem, po uczcie powitalnej poszedłem do łazienki i kiedy myłem twarz poczułem się strasznie dziwnie. Po chwili zrobiło mi się ciemno przed oczami i zemdlałem. Obudziłem się w jakimś nieznanym mi pomieszczeniu. Pierwsza moja myśl była taka, że to wszystko było snem i dalej jestem u Voldemort'a, ale szybko porzuciłem tę myśl. Tam spotkałem moją jedyną żyjącą rodzinę.


- Kogo? Syriusza?


- Nie, moją babkę.


- Ale...


- Poczekaj, daj mi dokończyć. - Uśmiechnął się Velkan. - Moją prawdziwą babkę, Annę Valerious. Wtedy właśnie dowiedziałem się, że Lily i James Potter nie byli moimi biologicznymi rodzicami. Byli nimi Lidia i Lorens Valerious. Kiedy moja matka poślubiła mojego ojca, podpisała na siebie wyrok śmierci. Lorens był wampirem, a Lidia czarodziejką. Od momentu, kiedy się pobrali byli celem mieszkańców jej rodzinnej wioski. Dziecko Potterów zmarło przy porodzie, więc skorzystali z okazji i ukryli mnie pod nazwiskiem Harry Potter. Nie było to trudne, zważywszy na to, że miałem zielone oczy. Wystarczyło zmienić mi kolor włosów z białego na czarny. Oboje moi rodzice byli po części albinosami, stąd ten kolor.


- Czekaj, czekaj! - Przerwałamu Hermiona. - Chcesz powiedzieć, że Potterowie wychowywali cię myśląc, że jesteś ich synem?!


- Tego do końca nie jestem pewien. - Przyznał Velkan. - Ale tak, to możliwe. Kilka miesięcy po moim urodzeniu Lidia i Lorens zginęli z rąk dawnych sąsiadów mojej matki, ale ja wpadłem z deszczu pod rynnę, bo na Potterów polował Voldemort. Sam nie był świadomy tego, że, w gruncie rzeczy, polując na Potterów może upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Tu właśnie dochodzimy do momentu, gdzie należałoby wyjaśnić kim tak naprawdę jest Voldemort.


- Jak to „kim"? - Zdziwiła się Hermiona. - Największym czarnoksiężnikiem ostatnich czasów.


- Nie do końca. Voldemort to demon.


- Co?! Nie, to jest niemożliwe! - Stwierdziła Hermiona. - Przecież Dumbledore mówił o jego rodzicach!


- Wiesz, jak łatwo jest dorobić sobie przeszłość? Ja jestem tego doskonałym przykładem. - Odparł dhampir. - Voldemort, a raczej Nisroch, to jeden z pięciu Książąt Piekieł. O ile wiem, najpotężniejszy. Przybył na Ziemię, żeby przygotować miejsce na przybycie „Ostatecznego Reformatora", czyli syna Semyazzy, Elenthara.


- Kogo? Elenthara? Ale po co?


- Istnieje układ, który jasno mówi, że są trzy płaszczyzny, nasz świat, niebo i piekło. W niebie dusze dostają nagrodę, w piekle karę. A na ziemi pracują, żeby móc zasłużyć na tą właśnie nagrodę. Anioły i demony mogą kierować ludzi na złe lub dobre ścieżki, ale nie mogą przejmować nad nimi kontroli. I tu pojawia się problem z Książętami. Sprzeciwiają się oni takiemu porządkowi i chcą zagarnąć nasz świat dla siebie. Abaddon, demon, twórca magicznych ras, przewidział, że prędzej czy później coś takiego nastąpi i przygotował swoich „dzieciom" schronienie. Tą ostoją jest Necronomicon, do którego przejść mogą tylko przedstawiciele dziesięciu magicznych ras, wampirów, wilkołaków, elfów, heliopatów, sfinksów, harpii, trytonów, syren, centaurów i olbrzymów.


- Czyli jednak jesteś wampirem. - Powiedziała Hermiona z satysfakcją.


- Nie, jestem dhampirem, czyli pół wampirem. A Gabriela jest pół elfką.


- A twoi przyjaciele?


- Pablo jest elfem, a Michael to zdrajca. Tu miałaś rację, nie przepisał się on do innej szkoły, tylko został zamordowany.


- Przez ciebie? - Upewniła się Hermiona. - W porządku, ale dlaczego panna Crow...


- Mów mi po imieniu. Nie cierpię tych oficjalnych formułek. - Uśmiechnęła się kobieta.


- Dobrze, w takim razie, dlaczego Gabriela powiedziała, że ty tu rządzisz? I co oznacza ten symbol? - Wskazała sygnet na palcu Velkana.


- Już zapomniałem, jaka jesteś spostrzegawcza. - Zaśmiał się chłopak. - Ten symbol oznacza władzę nad wszystkimi magicznymi rasami. Zostałem naznaczony przez Abaddona jako jego następca.


W pokoju zaległa cisza. Hermiona wpatrywała się w przyjaciela jak w kosmitę.


- Jakieś jeszcze nowiny? - Spytała w końcu zrezygnowanym głosem.


- Dobrze, dokończę swoją opowieść. A więc zwróciłaś uwagę na fakt, że bardzo szybko się zmieniłem. To fakt, przez te cztery tygodnie, kiedy zastępował mnie szpieg pod działaniem eliksiru wielosokowego, szkoliłem się w Necronomiconie. Tam też przeszedłem roczną przemianę i zostałem oficjalnie ogłoszony władcą. No i tam poznałem Gabriela. - Złapał za rękę swoją narzeczoną i uśmiechnął się do niej.


- Czyli ile ty masz lat? - Spytała Gryfonka.


- Czy to ważne? Hermiona, jako potomek wampira jestem nieśmiertelny. Zabicie przedstawiciela jednej z magicznych ras jest możliwe tylko przez obcięcie głowy.


- To dlatego Hagrid nie zginął, kiedy w tamtym roku atakowali go ci z Ministerstwa? - zauważyła Hermiona.


- Właśnie. Więc teraz już nie dziwi tak cię mój związek z Gabrielą?


- Nie. Przepraszam, że byłam taka... - Nie mogła znaleźć odpowiedniego słowa.


- W porządku. - Uśmiechnęła się Gabriela. - Nie mogłaś wiedzieć, ale mam do ciebie pytanie. Czy z kimkolwiek podzieliłaś się swoimi obserwacjami?


- Nie, z nikim. - Powiedziała Hermiona i jednym haustem wypiła zawartość swojego kieliszka. - Harry, to takie nieprawdopodobne. W jednej chwili wywróciłeś do góry nogami wszystkie moje wyobrażenia o tym świecie. To tak, jakbym znowu dowiedziała się, że istnieje coś takiego jak magia.


- Dojdziesz do siebie. - Zapewnił ją chłopak. - Poza tym, tak naprawdę nazywam się Velkan Valerious.


- Velkan... - Powtórzyła Hermiona jak echo. - A co z Dumbledore'em?


- Nie ufam mu, chociaż szanuję. - Powiedział wprost Velkan. - On sam sądzi, że jestem nienormalny. Sprowadził do mnie psychiatrę.


- Naprawdę? Do ciebie? Fakt, niektóre twoje zachowania mogą zastanawiać, ale żeby zaraz psychiatrę?!


- Chciał mi pomóc. - Powiedział chłopak, ale zabrzmiało to jakby go usprawiedliwiał, więc szybko dodał. - Ale mu nie wyszło.


- Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia co z tymi informacjami zrobić. - Przyznała dziewczyna.


- Nikt ci ich niewykradnie, bo dzięki przysiędze są one ukryte nawet dla legilimenty.


- A co z Ronem? Nie sądzisz, że jemu też powinieneś powiedzieć?


- Nie mogę. - Powiedział chłopak przepraszającym tonem. - Im mniej osób o nas wie tym lepiej. Co robisz w tą sobotę?


- Ja? - Powiedziała inteligentnie dziewczyna zaskoczona tym nagłym pytaniem. - Nic, chyba.


Velkan spojrzał wymownie na Gabrielę, która przejęła inicjatywę.


- A więc nie odmówisz uczestnictwa w małej, kameralnej uroczystości.


- Uroczystości? Ale jakiej?


- No... 

Velkana ogarnęło znajome uczucie paniki. Mocniej ścisnął rękę narzeczonej i próbował złapać powietrze.


- Harry!


Hermiona zerwała się z miejsca, jednak Gabriela uspokoiła ją ruchem reki.


- Kochanie, patrz na mnie! - Powiedziała rozkazującym tonem i próbowała złapać uciekający wzrok władcy Necronomiconu. - Słyszysz mnie? Nie zasypiaj, patrz na mnie!


Jednak jej wysiłki wydawały się bezowocne, bo Velkan zesztywniał i zaczął się trząść. Hermiona ze łzami w oczach wpatrywała się w atak przyjaciela.


- Spokojnie, to zaraz przejdzie. - Mruknęła Gabriela.


Chociaż jej samej wnętrzności skręcały się nieprzyjemnie. Po około dziesięciu minutach drgawki zaczęły ustępować, a Velkan powoli odzyskiwał świadomość.


- Nie ruszaj się, przyniosę eliksir. - Nakazała Gabriela.


Zniknęła na ułamek sekundy, by pojawić się z małą fiolką w ręce.


- Co to było? - Odezwała się Hermiona, z której w jednej chwili uszło całe napięcie. - Tak samo było kiedyś na eliksirach.


- Ktoś zginął. - wyjaśnił Valerious, przyjmując lekarstwo. - Mam tylko nadzieję, że to nie Skalpel.


- Skalpel? - Zdziwiła się Hermiona.


- Tak. Mam dwie misje, zabić pozostałych dwóch Książąt Piekieł, Belfegora i Nisrocha oraz zlikwidować jak największą ilość łowców. Te ataki zdarzają się wtedy, kiedy ginie jakiś wampir. Na szczęście nie jestem powiadamiany tak drastycznie o zgonie przedstawicieli innych magicznych ras.


- Zaraz będzie dzwonek. - Zauważyła Gabriela. - Jakby ktoś pytał, byliście ze mną. Poprosiłam was o pomoc w poprawianiu prac młodszych klas.


- W takim razie spotkajmy się tutaj o północy. - Powiedział młody władca. - Na swoim łóżku znajdziesz pelerynę niewidkę. - Zwrócił się do Hermiony. - Poznasz lepiej Pablo i przedstawię cię kilku moim przyjaciołom.


- Poczekaj jeszcze sekundę. - Zatrzymała ją Gabriela. - Mówiłam o uroczystości, na którą chcemy cię zaprosić.


- Tak?


- Otóż tą uroczystością będzie nasz ślub. - Powiedział Velkan z dumą.


- Harry, ja...


- Velkan. - Poprawił ją chłopak.


- Och, Velkan! - Rzuciła mu się na szyję. - Nigdy nie myślała, że będę świadkiem twojego ślubu! To wspaniale! - Oderwała się od chłopaka i przytuliła Gabrielę.


- Może wino nie jest najlepsze do takich celów, ale wznieśmy toast! - Zaproponowała Hermiona. - A więc, za waszą przyszłość!


- I naszego dziecka. - Dodała Gabriela, a Gryfonka zakrztusiła się pitym napojem.


- To znaczy...


- Tak, za jakieś osiem i pół miesiąca zostanę ojcem. - Uśmiechnął się Velkan.


W tym momencie zabrzmiał dzwonek, więc musieli się pożegnać.


- Co to był za poranek... - Mruknęła Hermiona.


***


Mężczyzna w białym garniturze stał przy oknie z potężną lornetką z noktowizorem. Uważnie obserwował plac zabaw w pustym o tej porze parku. Całe Denver pogrążone było we śnie. Na ulicach spotkać można było jedynie dostawców, którzy spieszyli do pracy, bezdomnych, drzemiących w zaułkach albo narkomanów na głodzie.


- No, szybciej... - Mruknął po francusku.


Wreszcie zauważył to, na co czekał. Na placyku pojawiła się grupa ludzi. Wszyscy ubrani byli na czarno i wyglądali, jakby wiedzieli, co mają robić. Część z nich natychmiast rozpierzchła się na boki. Jedynie dwójka z nich ruszyła w stronę piaskownicy, w której leżał jakiś ciemny przedmiot o nieokreślonym kształcie.


- Mam cię, kochanie. Już niedługo będziesz moja. - Zaśmiał się elegancki mężczyzna.


Szybko schował sprzęt i wyszedł z hotelowego pokoju. 




★♡★♡★♡★♡★

Kilka słów ode mnie, jako nieoficjalnej bety:

*Oryginalnie pisało „wyciągając różdżkę", ale uznałam, że to trochę zbyt drastyczne, więc zmieniłam na „sięgnął po różdżkę".

[Oryginalne notki autorki]

*Chodzi o obroty zmieniaczem czasu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top