Rozdział 20: Poznaj mojego tatę

- Padam z nóg. - Jęknęła Gabriela zrzucając buty na wysokim obcasie.


- Czy mam przez to rozumieć: „zrobię dla ciebie wszystko, jeśli przygotujesz mi gorąca kąpiel"? - Uśmiechnął się Velkan.


Dziewczyna mruknęła tylko i z wdziękiem opadła na kanapę. Dhampir tylko pokręcił głową i ruszył w stronę łazienki. Choć, podobnie jak jego partnerka, przed huczną imprezą zmienił ciuchy na znacznie wygodniejsze, teraz z ulgą zrzucił z siebie koszulę i jeansy, pozostając w samych bokserkach.


Łazienka jak zwykle lśniła czystością. Zatkał odpływ i zaczął nalewać do wanny gorącej wody. Sam miał zamiar wziąć prysznic.


- Gotowa? - Spytał, wychylając się z łazienki.


- Nie chce mi się! - Jęknęła dziewczyna. - Zaniesiesz mnie? - Zapytała z nadzieją w głosie.


Posłała mu spojrzenie zbitego psa, któremu chłopak nie mógł się oprzeć.


- Przy tobie wysiądzie mi kręgosłup na starość!


Westchnął tylko i podszedł do kanapy, żeby spełnić prośbę swojej dziewczyny.


- Kochany jesteś! - Cmoknęła go w policzek i oplotła jego szyję rękami.


- Jasne. - Mruknął chłopak.


Bez większego trudu zaniósł ją do łazienki, która zdążyła wypełnić się już oparami o intensywnie lawendowym zapachu. Velkan, nie puszczając swojej ukochanej, zakręcił wodę i popatrzył na Gabrielę z łobuzerskim błyskiem w oku.


- Mam cię tam wrzucić w ubraniu?


- Chyba żartujesz!


Dziewczyna obruszyła się i zaczęła machać nogami. W końcu stanęła o własnych siłach, szybko zrzuciła sukienkę i bieliznę i zanurzyła się w kojącej kąpieli.


- Hmmm... tego mi było trzeba... - Westchnęła i zanurzyła się całkowicie.


Velkan tylko westchnął po raz kolejny i wszedł pod zimny strumień wody. Po jakichś pięciu minutach zaczęło dokuczać mu zimno, więc zakręcił kurek i wyszedł z kabiny, owinięty ręcznikiem.


- Mówił ci już ktoś, że masz bardzo apetyczne ciałko? - Spytała zalotnie brunetka, również owinięta jedynie w ręcznik.


Wyglądała pięknie z założonymi za uszy kosmykami mokrych włosów, błyszczącymi oczami i zaróżowionymi od gorąca policzkami.*


- Coś mi się obiło o uszy.


Uśmiechnął się chłopak i przytulił Gabrielę, jednak ta natychmiast od niego odskoczyła.


- Zimny jesteś, wariacie! - Zaśmiała się i wypadła z łazienki.


- Chcesz się ścigać? Proszę bardzo.


Jednak kobiety już nie było. Wbiegła do salonu i miała do wyboru tylko trzy drogi. Na balkon raczej nie zamierzała wybiegać w takim stroju, zważywszy na to, że był środek nocy. Biegać z Władcą prawie nago po Wieży też jej nie wypadało, więc pozostały jej jedynie drzwi do sypialni. Velkan już był prawie przy niej, więc, nie zastanawiając się wiele, wbiegła w drzwi prowadzące do ostatniego pomieszczenia, ale zamiast biec dalej, stanęła jak wryta. Biały pokój oświetlony był teraz subtelnym, czerwonym światłem. Wokół pełno było płatków kwiatów, a na olbrzymim łożu leżał wielki bukiet róż.


- Niespodzianka. - Szepnął Velkan, stając tuż za jej plecami.


Nie mógł widzieć szczęścia, które promieniowało z oczu jego ukochanej. Ominął ją zgrabnie, wziął z łóżka bukiet róż i podszedł do niej.


- Wiem, że może nie jest to najbardziej romantyczna chwila, którą z tobą spędziłem i nie są to najbardziej odświętne stroje - Gabriela mimowolnie się uśmiechnęła - ale sądzę, że jest to jak najbardziej odpowiedni moment... Gabriela, jesteś miłością mojego życia. Dzięki tobie odkryłem co to, tak naprawdę, znaczy być szczęśliwym. Dlatego proszę, nie trzymaj mnie dłużej w niepewności i odpowiedz na pytanie.


Wziął głęboki oddech i przywołał z szuflady malutkie pudełeczko. Jak się okazało, w środku znajdował się delikatny pierścionek z trzema szmaragdami. Ten, znajdujący się na środku, był większy od pozostałych.


- Gabriela Crow, czy zostaniesz moją żoną?


Przez chwilę widział zaskoczenie w jej oczach, ale potem pojawiły się w nich łzy i nie były to łzy szczęścia. Przez chwilę powstrzymywała je dzielnie, ale w końcu wybuchła niepohamowanym szlochem. Wtuliła się mocno w całkowicie zdezorientowanego władcę. Nie bardzo wiedział, co zrobić, więc tylko głaskał ją uspokajająco po plecach.


- Ciiii... Cicho... Wszystko w porządku... Przecież możesz odmówić... - Szeptał. Ręce mu się trzęsły, podobnie jak głos. - Masz rację, nie powinienem tak wyskakiwać z tymi zaręczynami.


- Nie! - Zawyła dziewczyna i starała się uspokoić na tyle, żeby móc mówić. - Ja... n-niczeg-go innego... nie pr-pragnę... tylko...


- Spokojnie, usiądź.


Posadził ją na łóżku, podał chusteczkę i samemu uklęknął naprzeciwko.


- Bo nigdy w swoim życiunie spotkałam nikogo, kto by mnie pokochał jako kobietę! - Wyrzuciła z siebie jednym tchem, po czym hałaśliwie wydmuchała nos. - A teraz ty mnie zostawisz!


To był dla Velkana szok. Spodziewał się wszystkiego, ale na pewno nie czegoś podobnego! Wiedział, że kobiety bywają dziwne, ale żeby aż do tego stopnia?!


- Ależ kochanie... Jesteś moim szczęściem! Właśnie ci się oświadczyłem! Chcę się z tobą ożenić! Skąd ci przyszło do głowy, że chcę cię zostawić?


- Jeszcze nie chcesz, ale po tym, co usłyszysz, na pewno będziesz chciał! Znam się na facetach! - Powiedziała zapłakana dziewczyna i ukryła twarz w dłoniach.


Velkan podniósł jej głowę tak, by spoglądała prosto w jego oczy i powiedział stanowczo:


- Cokolwiek chcesz mi powiedzieć, zrób to i miejmy to za sobą.


- Ja... J-Jestem w ciąży. - Powiedziała cicho i odwróciła wzrok.


- Co, przepraszam bardzo? - Velkan czuł się, jakby uderzył w niego piorun.


- Jestem w ciąży! - Powtórzyła trochę głośniej, ale wciąż nie patrzyła na swojego chłopaka.


- Czyli... zostanę ojcem? - Upewnił się dhampir. - Będzie mały zastępca tronu? Mały peredhilek?* Dlaczego dopiero teraz mi to mówisz?!


- Sama dowiedziałam się dopiero podczas przygotowań do balu!


- W takim razie... moja propozycja jest nieaktualna. - Mruknął Velkan.


- A nie mówiłam... -Szepnęła dziewczyna i chciała wyjść, ale władca ją zatrzymał.


- Moja propozycja jest nieaktualna, ponieważ teraz mam inną. - Sprostował chłopak z iście diabelskim uśmiechem na twarzy. Uklęknął przed nią i zapytał - Czy wyjdziesz za mnie za tydzień?


Widać było, że Gabrielę zamurowało. W jej zapuchniętych oczach odmalowało się zaskoczenie.


- No zgadzasz się czy nie? - Zniecierpliwił się w końcu chłopak. - Kolana mnie już bolą!


Ta zaczęła się śmiać przez łzy.


- Tak! Wyjdę za ciebie choćby jutro!


Rzuciła mu się w ramiona, powalając na ziemię. W końcu wszystko było jasne. Ta noc była dla nich bardzo męcząca. Zasnęli w swoich objęciach, dopiero gdy zaczynało świtać.


***


Świeżo upieczone narzeczeństwo wpadło do jadalni akurat w porze obiadu.


- Cześć wszystkim! Czyż nie piękny mamy dzień?


- A co wyście tacy szczęśliwi? - Spytała podejrzliwie Catherine.


- Nie wolno? - Odgryzł się Velkan.


Rzucił porozumiewawcze spojrzenie Gabrieli, która uśmiechnęła się szeroko.


- Korzystając z okazji, że jesteśmy tu wszyscy razem... - Zaczęła, a Velkan podchwycił wątek.


- Chcielibyśmy wam coś powiedzieć...


- Właściwie to mamy dla was dwie wiadomości. - Uzupełniła dziewczyna.


- Z tym że jedna jest trochę ważniejsza, ale za to druga...


- ...odnosi się do bardziej bieżących wydarzeń, dlatego...


- Wysłówcie się w końcu. - Zaproponował uprzejmie Vincent.


- Jestem w ciąży!


- Bierzemy ślub!


Narzeczeństwo powiedziało to jednocześnie, więc ich przyjaciele nic nie zrozumieli.


- Co?!


- A więc... - Odezwał się Velkan - Za tydzień odbędzie się nasz ślub, a moja przyszła żona chciała powiedzieć, że jest w ciąży.


Z osłupienia pierwszy wyrwał się Oteos.


- To wspaniale!


Po chwili już wszyscy ściskali ich i gratulowali.


- Ja wiedziałem, że tak będzie. - Mruknął Vincent.


***


W gustownie urządzonym gabinecie siedziało dwóch mężczyzn. Pierwszy z nich miał około trzydziestu lat. Wyglądał na całkowicie rozluźnionego. Siedział rozparty na fotelu za biurkiem i przesuwał wzrokiem po grzbietach znajdujących się na pułkach książek. Ubrany był w ciemne jeansy i białą koszulę. Blond włosy i niebieskie oczy nadawały mu skandynawski wygląd, jednak on sam był rodowitym Francuzem.


- Ten twój ostatni występ nie przeszedł bez echa.


Odezwał się stojący przy oknie biskup. Jego strój nie pozostawiał wątpliwości, kim był.


- Czyżby szefowi nie podchodziły moje metody? Chętnie mógłbym pogadać z naszym przyjacielem w bieli. - Odezwał się łamaną włoszczyzną mężczyzna.


- Na Boga, jeszcze tego brakuje, żeby papież się w to wplątał! - Przeraził się biskup. - Doskonale wiesz, że on o niczym nie wie. Jest zbyt szlachetny, brak mu... Z resztą nieważne. Teraz masz inny cel.


Wyciągnął z szuflady plik fotografii.


- Niezła. - Uśmiechnął się Francuz. - Mógłbym ją...


- Nicolasie de Montaigne! Opanuj się!


Zdenerwował się duchowny, jednak na młodzieńcu nie zrobiło to większego wrażenia. Wciąż siedział całkowicie odprężony.


- Nie waż się jej tknąć w takim sensie. Masz ją usunąć szybko i po cichu. Ona nie jest głupia, to jedna z najlepszych.


- Się robi. - Zasalutował Francuz i skierował się w stronę wyjścia.


- Jeszcze jedno! - Zatrzymał go biskup. Poczekał, aż mężczyzna się odwróci i spojrzał mu poważnie w oczy. - Chociaż raz udowodnij, że zasługujesz na przydomek, którym cię obdarzyli. Postaraj się nie pozostawić zbyt szerokiej blizny.


Młodzieniec tylko zaśmiał się cicho i wyszedł, pozostawiając biskupa w zamyśleniu wpatrującego się w słońce zachodzące za kopułą Bazyliki Św. Piotra.


***


Cały dzień upłynął narzeczonym bardzo szybko. Tuż po śniadaniu wyszli na długi spacer. Rozmawiali o przyszłości, śmiali się albo po prostu napawali wzajemną bliskością. Wspólnie ustalili, że następnego dnia po powrocie do Hogwartu udadzą się do Nottingham, żeby Velkan mógł poznać tatę i siostrę Gabrieli.


Obiad również upłynął w miłej, przyjaznej atmosferze. Zjedli go w towarzystwie Anny i Oteosa, ale trzeba było w końcu wracać na Ziemię.


- Do zobaczenia, mam nadzieję, już niedługo. - Uśmiechnęła się Anna i przytuliła ich oboje. - Naprawdę się cieszę.


- Wiemy. - Powiedział Velkan.


Razem z Gabrielą udali się do pokoju chłopaka, żeby ze szczytu Wieży jeszcze raz spojrzeć na Necronopolis.


- Gabriela? - Zaczął niepewnie chłopak.


- Słucham?


- Mogę cię o coś zapytać?


- Jeśli musisz.


Dziewczyna uśmiechnęła się, ale natychmiast spoważniała, kiedy zauważyła minę swojego narzeczonego.


- Wtedy, kiedy ci się oświadczałem... Powiedziałaś, że kiedy dowiem się o twojej ciąży to na pewno cię zostawię i, że znasz się na facetach. Dlaczego?


Gabriela popatrzyła na niego smutno, ale w końcu się odezwała.


- Wiesz, że na Ziemi mam niecałe trzydzieści lat, ale doliczając czas spędzony w Necronomiconie wyszłoby prawie pięćdziesiąt. W szóstym roku mojego pobytu tutaj poznałam mężczyznę. Miał na imię Christian. Pokochałam go... - Jej głos przepełniony był smutkiem i bólem wspomnień, ale mimo to mówiła dalej. - A on pokochał mnie. Przynajmniej tak mi się wydawało. Po pół roku zaszłam z nim w ciążę. Nie mogłam uwierzyć we własne szczęście. Przybyłam do tego wymiaru w wieku dziewiętnastu lat, a już jako dwudziestopięciolatka miałam mężczyznę, którego kochałam i spodziewałam się jego dziecka. Kiedy tylko się dowiedziałam od razu pobiegłam mu to powiedzieć, ale jego reakcja była zupełnie inna niż się spodziewałam...


Głos się jej załamał, a po policzku spłynęła pojedyncza łza. Velkan przytulił ją mocno.


- Jeśli nie chcesz nie musisz mówić. - Szepnął do niej. - Rozumiem.


- Nie, muszę ci to w końcu powiedzieć. - Odparła stanowczo i otarła oczy. - Krzyczał na mnie, wyzywał. To było okropne. Nawet nie mogłam się bronić, bo po prostu, nie mogłam w to uwierzyć. Stałam jak sparaliżowana, a on krzyczał. Pierwszy raz widziałam go w takim stanie. Bałam się go. W końcu nie wytrzymałam i uciekłam. Świat mi się zawalił. Wtedy myślałam, że to już koniec. Chciałam ze sobą skończyć. - Machnęła ręką, a na jej szyi pojawiła się długa blizna. Szybko ją zamaskowała i kontynuowała. - Ja przeżyłam, ale moje dziecko nie. Wylądowałam w szpitalu psychiatrycznym. Wyszłam z niego na osiem miesięcy przed twoim przybyciem na szkolenie. Imałam się różnych zajęć, a w końcu wróciłam do Necronopolis. Doskonaliłam swoje umiejętności i dostałam się do rady. Rok później poznałam ciebie. - Uśmiechnęła się i wtuliła w niego. - Christiana nie spotkałam od tamtego wieczoru i mam nadzieję, że już nigdy go nie spotkam.


- Teraz masz mnie, obronię cię. Kocham cię, wracajmy już.


Przeniósł ją do jej sypialni. Było piętnaście minut po północy.


- Zostaniesz ze mną? - Spytała.


- Lepiej nie. Na pewno zauważą moją nieobecność i nietrudno będzie im domyślić się, gdzie spędziłem noc. - Uśmiechnął się szeroko i przytulił narzeczoną. - Dobranoc.


Skierował się w stronę drzwi i już je otworzył, kiedy zatrzymała go Gabriela.


- Zaczekaj!


Podbiegła do niego i namiętnie pocałowała.


- Żebyś wiedział, co tracisz. - Szepnęła z uwodzicielskim uśmiechem na twarzy.


Velkan nie dał jej powiedzieć nic więcej, bo przyparł ją do framugi i odebrał jej oddech, po czym bez słowa udał się do wieży Gryffindor. Wiedział doskonale, że jeśli zostałby tam choćby minutę dłużej jego silna wola nie wystarczyłyby do powrotu do własnej sypialni, ale sen tej nocy miał zadziwiająco kojący.


***


- Jesteś pewna, że mnie polubią? - Denerwował się Velkan.


W jednej ręce trzymał bukiet kwiatów, a w drugiej butelkę wina, dlatego to Gabriela poprawiała mu krawat, kiedy stali na przedmieściach Nottingham.


- Pokochają cię.


Cmoknęła go pokrzepiająca w usta i zaprowadziła do małego domku ze skromnym ogródkiem. Zadzwoniła do drzwi i ujęła narzeczonego pod rękę.


Po kilkunastu sekundach drzwi otworzyła niska i nieco pulchna dziewczyna w wieku około siedemnastu lat. Jej prawie białe włosy w lekkich skrętach opadały na zgrabne ramiona, a niebieskie oczy lśniły z radości.


- Gabriela! Ty stara krowo! Czemu cię tak długo nie było?!


Rzuciła się na szyję siostrze. Kiedy dziewczyny wreszcie się od siebie oderwały przypomniały sobie o księciu Necronomiconu.*


- To jest Velkan Valerious, a to moja siostra, Gwenyth. - Dokonała prezentacji Gabriela.


- Miło mi panią poznać - Powiedział uprzejmie Velkan i wręczył dziewczynie kwiaty oraz wino.


- Daj spokój, Gwen jestem!


Ku zaskoczeniu chłopaka rzuciła mu się naszyję i uściskała nie mniej przyjaźnie niż Gabriela.


- No dobra, siostra, ale nie będziemy chyba tak stali. - Zaśmiała się brunetka.


- Ale ze mnie ciota, jasne, wchodźcie! - Zaśmiała się Gwen.


Wprowadziła ich do przedpokoju. Ściągnęli płaszcze i ruszyli za dziewczyną do salonu. Tam, przy stole nakrytym dla czterech osób, siedział już starszy mężczyzna. Wyglądał jak lekarz, a powagi dodatkowo dodawały mu siwiejące już skronie.


- Cześć tato. - Powiedziała nieśmiało Gabriela.


Opowiadała Velkanowi, że po śmierci matki, która została zabita przez łowcę, jej ojciec bardzo chłodno odnosił się do niej.


- Gabriela... - Spojrzał poważnie na córkę. - Wydoroślałaś.


- Och, nie żartuj, przecież wiesz, że się nie starzeję. - Zaśmiała się lekko nerwowo. Podeszła do niego wolno. - Miło cię widzieć.


- Też tak sądzę. - Odparł chłodno. - A kim jest ten młody człowiek?


- To jest Velkan Valerious, mój narzeczony. Pobieramy się za tydzień, w sobotę.


- Co?!


Dobiegł ich krzyk z kuchni i po chwili w salonie pojawiła się Gwen.


- Ten przystojniak będzie moim szwagrem!? Boże, nie wytrzymam! - I rzeczywiście, nie wytrzymała. Rozpłakała się w ramionach siostry. - Tak się cieszę! Nie mogę uwierzyć!


W tym zamieszaniu Gabriela nie zwróciła uwagi na ojca, który mierzył wzrokiem przyszłego zięcia.


- Hans Crow, miło mi. - Odezwał się w końcu senior rodziny i podał rękę Velkanowi. - Może usiądziemy? Gwenyth, daj już spokój.


- Dobra, dobra, już jestem spokojna! - Uśmiechnęła się szeroko. - Siadajcie, zaraz podam kolację.


Posiłek był naprawdę znakomity, a Gwen paplała bez końca, co skutecznie maskowało ciężką atmosferę relacji Gabriela i jej ojca.


- Gwen, pomogę ci zanieść naczynia. - Zaproponował Velkan zaraz po kolacji.


Chciał zostawić narzeczoną i jej ojca, by mogli spokojnie porozmawiać. Blondynka zorientowała się, o co chodzi, więc już po chwili oboje zniknęli w kuchni.


- Włóż to do zlewu. - Zarządziła dziewczyna. - Mam nadzieję, że w końcu się pogodzą. - Dodała.


- A tak w ogóle, to o co im poszło? - Spytał Velkan.


- To się zaczęło po śmierci mamy. - Odezwała się Gwen po chwili ciszy. - Ojciec był nie do zniesienia, a Gabriela nie da sobie w kaszę dmuchać. Jej zaproszenie na szkolenie było darem z niebios, bo gdyby dłużej ze sobą mieszkali chybaby się pozabijali.


- To bardzo do niej podobne. - Uśmiechnął się Velkan. - Ale nie słychać żadnych krzyków ani odgłosu tłuczonego szkła, więc wszystko jest chyba ok.


- Miejmy nadzieję. Pokroję ciasto i sprawdzimy. Ty możesz otworzyć wino.


- Tak jest!


- Wiesz co? - Powiedziała Gwen, kiedy mieli już iść. - Kogoś mi przypominasz.


- Naprawdę? Wiesz, jeśli słyszałaś kiedyś o mitologii greckiej to był tam taki jeden koleś. Apollo?


- Już cię lubię!


Zaśmiała się dziewczyna i z ciastem na talerzu wkroczyła do salonu. Zastali bardzo miłą scenę. Gabriela siedziała na kanapie, a jej ojciec na fotelu. Jednak mężczyzna z czułością głaskał ją po ręce.


- No wreszcie. - Powiedziała Gwen.


- Co wreszcie? - Zdziwił się pan Crow.


- No... Pogodziliście się?


- Ależ my nigdy nie byliśmy skłóceni! - Odparła Gabriela.


Złapała za rękę Velkana, który usiadł obok niej na kanapie. Senior dolał sobie wina i spojrzał na przyszłego zięcia.


- No, panie Valerious, skoro chce pan zabrać mi tego potwora...


- Tato!


- Dobra, dobra. Musi mi pan o sobie opowiedzieć.


- Prosiłbym, żeby zwracał się pan do mnie po imieniu. - Powiedział Velkan.


- W porządku. A więc Velkanie, czym się zajmujesz?


- Obecnie kończę szkołę, a później będę polował na łowców.


- Kończysz szkołę? - Zdziwiła się Gwen. - To ile ty masz lat?


- W metryce szesnaście, ale kiedy doliczymy pobyt w Necronomiconie będzie dwadzieścia.


Widać było, że to bardzo zaskoczyło zarówno siostrę Gabrieli jak i jej ojca.


- Nie przeraża was ta różnica wieku? - Spytał poważnie pan Crow.


- Kochamy się, to wystarcza. - Powiedziała po prostu Gabriela.


- A jak się poznaliście? - Zainteresowała się Gwen.


- Och, długa historia. - Uśmiechnął się Velkan i zaczął opowiadać.


Kiedy doszedł do momentu podjęcia pracy Gabrieli w Hogwarcie jej siostra przerwała mu.


- Już wiem! Wiem skąd cię znam! Ty jesteś Potter! - Zapadła taka niezręczna cisza.


- Nie do końca. - Odezwał się chłopak. - To prawda, wszyscy myślą, że nazywam się Harry Potter, ale to nieprawda. Moi rodzice ukryli mnie w domu Lily i Jamesa, ponieważ im zagrażało niebezpieczeństwo. Dowiedziałem się o tym we wrześniu.


- Ty też jesteś elfem? - Zdziwił się pan Crow.


- Nie, jestem dhampirem.


- To wszystko wyjaśnia. Co z weselem? - Spytała Gwen.


- Mamy zamiar urządzić je w jakiejś małej restauracji. Zresztą gości będzie niedużo. - Odpowiedziała Gabriela. - Będzie wasza dwójka, babka Velkana, Anna i nasi przyjaciele, Pablo, Catherine, Oteos, Victoria i Vincent.


- Chociaż sądząc po usposobieniu tego ostatniego nie jestem pewien, czy da się zaprosi. - Powiedział pan Crow. - Spotkałem go kilka razy.


- Bez obaw, Velkanowi nie może odmówić, bo...

- Mam bardzo wyrobioną siłę perswazji. - Wpadł jej w słowo chłopak.


- A jak zamierzacie się utrzymać? - Spytała Gwen.


- Mam po przybranych rodzicach całkiem pokaźny spadek. A później będziemy się martwić.


- Przestań! - Zaśmiała się Gabriela. - Przecież jesteś księciem.


- Co?! - Spytali równocześnie blondynka i senior.


- No, jego rodzina od wieków zasiadała w radzie, a on jest następcą Abaddona.


- I dopiero teraz nam o tym mówisz?! - Gwen była wyraźnie poruszona. - Najpierw przyprowadzasz do domu super faceta, później okazuje się, że za tydzień za niego wychodzisz! Za chwilę wychodzi na jaw, że to Harry Potter, a teraz książę? Coś jeszcze?!


- No... - Velkan posłał szybkie spojrzenie Gabrieli, która skinęła lekko głową. - Jest jeszcze jedna sprawa. My jesteśmy w ciąży.*


Zapadła cisza, ale po kilku sekundach pan Crow wybuchnął śmiechem.


- No, córeczko, nie wiem, jak ty to zrobiłaś, ale gratuluję! W życiu nie widziałem, żeby mężczyzna był w ciąży!


Wtedy Velkan zdał sobie sprawę z tego, co powiedział. Resztę wieczoru spędzili w miłej atmosferze planując wesele i żartując. Książę Necronomiconu dawno nie czuł się tak szczęśliwy, ale nie mógł oprzeć się uczuciu, że to wszystko jest za piękne. Jednak skutecznie odpędzał od siebie te myśli i rozkoszował towarzystwem Gabrieli i jej rodziny. 




★♡★♡★♡★♡★

Kilka słów ode mnie, jako nieoficjalnej bety:

*Po prostu zamieniłam słowo „pary" na „gorąca", bo policzki nie zaróżowią się od pary w kąpieli, a od ciepłej wody... Wiecie, ciśnienie przepływające przez ciało i taki efekt? Biologia jest intrygująca...

*On się śmieje o męskiej ciąży, a męska ciąża jest powszechnym rakiem fanfiction i wypala mi powoli oczy... ಠ_ಠ

[Oryginalne notki autorki]

*Peredhilek - zdrobnienie od „peredhil"; potomek wampira i elfki (bądź wampirzycy i elfa). Jako że Velkan jest dhampirem, a Gabriela elfką ich dziecko będzie niepełnym peredhilem/peredhilką.

*Książę Necronomiconu - Velkan nie był koronowany, więc nie może być królem, a używanie cały czas pojęcia „władca" jest męczące.

★♡★

Za pomoc z wyłapywaniu literówek, powtórzeń oraz błędów dziękuję:

Shi_Neko34

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top